Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

Trochę historiozoficznego bełkotu- rodzimy kult klęski


Recommended Posts

Drodzy Koledzy

 

Troszkę czasu nosiłem się z zasygnalizowaniem poniższych treści, aczkolwiek skoro to podforum Ash/Reko i niejednokrotnie gryźliśmy trudne zagadnienia z zakresu samej historii, polityki historycznej, etyki itd. to nie znajduję lepszego miejsca do wymiany zdań na ten temat.

 

W roku ubiegłym obchodziliśmy okrągłą 150 rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego i (bardzo prawidłowo) sprowokowało to nie tylko obchody, publikacje, produkcje filmowe itd. ale również wiele konkretnych dyskusji. Te zwyczajowe w kwestii wszelkich powstań 'po co?', 'dlaczego?', 'czy można było?', 'co by było gdyby?', 'kto sprowokował a kto skorzystał?'

Pojawiło się też kilka które zwróciły moją szczególną uwagę. Odnosiły się nie tylko do faktów- domeny historii, ale bardziej do psychologii i szeroko pojętej historiozofii.

 

Tezy które mam na myśli miały wspólny mianownik: skąd u nas- Polaków, kult klęski? Dlaczego tak uwielbiamy ginąć za ojczyznę skoro jak się wyraził Patton 'to ten drugi s..syn powinien zginąć za swoją'?

Czemu mistyczny nimb otacza szlachetne klęski bardziej kusząco niż zwycięstwa?

 

Nie wiem czy podzielicie moje spostrzeżenia, ale po trochu 'taplamy się' w przelanej krwi przodków- namaszczamy sobie nią czoła patrząc z dumą wstecz jak to oni potrafili iść na bagnety w ogniu karabinów maszynowych. Anglik nie pochwali się szarżą pod Bałakławą, mimo że poszli dzielnie i lojalnie wykonali rozkaz, (tępy skądinąd) Jankes zawsze będzie wolał Midway niż Pearl Harbor (nawet w ostatniej wybuchowej ekranizacji nie podarowali sobie rajdu Doolittle'a żeby pokazać że się odkuli)

Ruski się nie będzie obnosił z miesięcami zbieranych od Niemca cięgów w 41' a o porażkach z rąk Rzeczpospolitej Obojga Narodów to możemy zapomnieć. Przykłady można mnożyć.

 

Spójrzmy, zawężając na chwilę zagadnienie, na temat Września 39'. Owszem- powojenna komunistyczna Polska zacierała ślady po dawnym państwie Panów, ginęły pamiątki, dane (z racji charakteru kampanii a potem wojny wiele sprawozdań nie powstało, zostały zagubione lub okaleczone) i to tłumaczy sentyment kolekcjonerów do broni,barwy i tradycji polskiego żołnierza z Września (białe kruki, wykopki itd) . Do polskiej tradycji i myśli technicznej (spójrzmy nawet po cennikach szpeju do rekonstrukcji- bezsprzecznie najdroższy jest sprzęt do reko polskiego z 39' a czy jest go trudniej zrobić?a może materiały są droższe? Sprzedawca i producent wiedzą że damy za to więcej niż za np. battledress w którym zaczęliśmy coś wygrywać porządnie. Czemu?)

Kocham te mundury i tą broń nie mniej niż inni, a jednak praktyczna strona mojej natury każe mi się zastanawiać dlaczego gdy znajomi zza granicy pytają o Polski Wrzesień vel Polish Campaign nie zaczynam od słów ' No niestety- byliśmy kiepsko przygotowani i daliśmy ciała strategicznie a często i taktycznie' a rozpoczynam od tyrady: Mokra, Krojanty, Hel, Bzura, Warszawa, Modlin, Oksywie (jasne- zaczynam oczywiście od Oksywia i Helu, nic nie poradzę ;) ) A najśmieszniejsze że nie tylko ja- postawę taką widzę u ogromnej większości ludzi mających jakieś pojęcie o temacie. Romantyczny naród?

 

Wańkowicz w 'Monte Cassino' pisał że gdy spytać Polaka co widzi mówiąc 'Wojna' powie 'Szarżującą kawalerię' a Brytyjczyk na to samo odpowie 'Miliony wyprodukowanych konserw i koców' Owszem- nasz kraj od czasu przepierdzielenia swojej pozycji w Europie a w efekcie samodzielnego bytu w każdym konflikcie walczy o ten byt od nowa,a niektóre inne kraje po prostu były są i będą więc wojna to dla nich kolejny interes- w zależności od wyniku dobry lub zły. NIEPRAWDA- wystarczy popatrzeć na narody bałkańskie czy nadbałtyckie: regularnie były w strefie wpływów mocarstw i regularnie traciły tożsamość, a jednak wolni są od skłonności do opiewania porażek.

 

Zastanawia mnie czy taki brak praktycznego podejścia do zjawisk nie przyzwyczaił nas do tego co w szkole nazywa się 'oceną za chęci' czy też w sporcie 'oceną za styl'. Wojna to nie łyżwiarstwo figurowe niestety, a jednak my nalegamy że umiemy umierać najlepiej na świecie. Pięknie gramy ale nie strzelamy goli, a jak już strzelimy to wpuścimy o jedną więcej.

W świecie gdzie liczy się tylko i wyłącznie WYNIK to niebezpieczna tendencja....

 

Generalnie- zarzucam tu wieele rozmaitych nici i wątków pozostawiając taki dość nieregularny zlepek świadomie. Chciałbym pogrzebać w Waszych odczuciach czy teoriach- może i mi się poukłada nieco lepiej, w końcu jesteście ludźmi którzy znają historię z faktów a nie beletrystyki, macie poglądy, macie sentyment, macie swoje gusta- wszystko to w połączeniu z hobby które polega na ożywianiu tejże historii.

 

W końcu- nasze dzieci uczą lub będą uczyć historii od nas (program historii w szkole jest żałośnie okrojony) będą nią nasiąkać w domu, będą kolejnym pokoleniem- tym któremu już żaden żywy świadek wielkiego konfliktu nie opowie osobiście.

 

Wybaczcie przydługi wywód i zapraszam do wynurzeń

G.

Link to post
Share on other sites

Jesteśmy narodem martyrologii, to leży w naturze Polaka, woli narzekać i użalać się nad sobą, niż ogłaszać swoje sukcesy nawet jeśli jest ich więcej niż porażek.

Może właśnie młode pokolenie (moje wnuki) nie będą już płakać z powodu powstania styczniowego i kampanii wrześniowej a będą się cieszyć z Grunwaldu i Mote Cassino...

Link to post
Share on other sites

A ja miast klęsk, porażek i może romantycznych, ale powiem to z całą odpowiedzialnością - bezsensownych powstań propaguję pracę u podstaw. Róbmy swoje, po cichu, nie wychylajmy się. Uśpijmy ich, bogaćmy się, oplatajmy siecią wpływów. Wysyłajmy swoich ludzi i wykończmy ekonomicznie, kiedy nie będą się tego spodziewali.

Niestety chyba ten typ tak ma.

Przykładem niech posłuży sytuacja (być może anegdotyczna, ale często się pojawiająca we wspomnieniach oficerów PMW) z 1939 r., kiedy admirał Świrski przybył z wizytą do załóg OORP Orzeł i Wilk. Zarówno komandor Krawczyk, jak i kapitan Grudziński odmówili podania ręki admirałowi Świrskiemu, bo mieli mu za złe, że odesłał niszczyciele do Wielkiej Brytanii, uniemożliwiając im walkę w obronie Wybrzeża, a potem opuścił Flotę i kraj nakazując ewakuację Kierownictwa Marynarki Wojennej na wschód i dalej do Rumunii. A przecież dzięki decyzji adm. Świrskiego uratowano najbardziej wartościowe polskie okręty, które nawet po zajęciu kraju przez bolszewików i Niemców stanowiły integralną i nienaruszalną część państwa polskiego (w myśl międzynarodowego prawa morza). To właśnie niszczyciele były końmi roboczymi konfliktu na Atlantyku, które ścigały największego wroga marynarek alianckich - U-booty. Jaką korzyść odniosłaby sprawa polska, gdyby Grom czy Burza poszły na dno koło Helu czy gdzieś w Zatoce? Co byśmy zyskali gdyby Świrski dołączył do admirała Unruga w oflagu w Woldenbergu, albo skończył w dole katyńskim, jak admirał Czernicki?

Lubujemy sie w klęskach i popisowych szarżach - Świrski byłby odesłał do Zjednoczonego Królestwa również i Wichra, ale marszałek Rydz-Śmigły nakazał pozostawienie go na wybrzeżu ze wzgledu na kwestie "prestiżu", "moralne" "pokazowe". Efekt? Okręt kosztujacy 1 200 000 ówczesnych USD poszedł na dno w porcie helskim po nalocie stukasów.

Link to post
Share on other sites

No ale tutaj mamy swoistą rozbieżność- bronimy do ostatka Westerplatte i zostawiamy Wichra na Helu dla dodania animuszu obrońcom (jestem w stanie zrozumieć kwestię dodania otuchy obrońcom wybrzeża- w końcu nikt się nie spodziewał że szkopom pójdzie AŻ tak szybko, nasz dywizjon niszczycieli miał wrócić do polskich baz morskich na czele brytyjskich eskadr płynących z pomocą.... Z drugiej strony mamy wyraźny rozkaz UNIKANIA walki z sowietami (Rydz) który spowodował że w oczach opinii publicznej dobrowolnie daliśmy się wyd...ć bo przecież wojny nie wypowiedzieliśmy.

 

To nasze z przeproszeniem 'Zesraj się a nie daj się' z którego jesteśmy tak dumni zalatuje mi tanią wersją Bushido..

 

PS: Domin jak będziesz grzeczny to mogę ci pokazać wrak Wichra przy okazji :)

Link to post
Share on other sites

Później odniosę się do głównego postu, natomiast co do Wichra i pozostawieniu go na Helu. O ile mnie pamięć nie myli, Wicher został jako osłona Gryfa i takie były przesłanki decyzji Swirskiego. Postawienie zapory minowej wokół Helu i w zatoce Gdańskiej było podstawowym zadaniem MW w 1939. Nawiązanie równej walki z Niemcami w tym układzie jaki był (zestawienie sił, geografia, przewaga lotnictwa) było kompletnie niemożliwe. Reszta Dywizjonu Kontrtorpedowców odeszła do Anglii w celu ochrony statków z zaopatrzeniem od aliantów, które miały płynąć do Rumunii a nie tylko w celu ratowania go od zniszczenia na Bałtyku. Oczywiście można było postawić miny dzień przed wybuchem wojny, ale to byłoby trudne bo wtedy nie czytaliśmy już Enigmy. Tak więc Gryf i Wicher miały postawić miny i lec z honorem na dnie, totalnych głupców w sztabie MW nie było, zdawali sobie sprawę co się stanie w ciągu maksymalnie kilku dni.

Link to post
Share on other sites

A ja się odniosę do głównego posta.

Dlaczego czcimy porażki? W mojej ocenie chodzi o kulturę narodu - tradycje, historie itd. i przejęcie władzy. Jak zniszczyć naród? Nie państwo, a naród? Trzeba zniszczyć jego kulturę. I to się właśnie dzieje, a zaczęło się we wrześniu 1939 roku (nie liczę zaborów bo się nie udało) i w mej ocenie trwa do dziś. Co zrobili Hitler i Stalin? Zabijali najbardziej wartościowych ludzi w państwie. Tych którzy byli dżentelmenami, byli profesorami, oficerami - Ci ludzie byli wykształceni, znali i historie, tradycje i mieli szacunek u społeczeństwa, które by się ich posłuchało. Dalej idąc okupanci wywozili i niszczyli dzieła sztuki.

Co się działo po wojnie gdy komuniści rządzili? Też starano się zniszczyć naszą polską kulturę. Czy to przez tępienie kościoła (można być ateistą, ale trzeba przyznać, że Kościół Katolicki odegrał wielką rolę w historii naszego państwa) czy przez ograniczanie nauczania historii w szkołach i pomijanie walk z Rosją.

Wpajano nam i nadal się wpaja (a właściwie my sami, zwykli Kowalscy, już to zaczęliśmy robić), że jesteśmy gorsi (czego efekty już widać - "Polak zawsze narzeka, taka nasza natura", "Polak złodziej" itd.), że klęska to nic złego bo dulce et decorum est pro patria mori. Ktoś stara się nas skłócić tworząc sztuczne konflikty wewnątrz narodu - krzyż pod pałacem prezydenckim, marsze na 11-listopada.

A po co to wszystko? Bo łatwiej sterować ludźmi, którzy nie czują potrzeby zwycięstw (albo inaczej, takimi, którzy bez problemu akceptują porażkę), którzy nie mają swej tradycji bo tradycja jednoczy. Łatwiej sie rozmawia z kimś, kto myśli tak jak my i łatwiej się obok kogoś takiego żyje - jak jest Boże Narodzenie to siadamy do wigilii i to normalne. I chyba nikomu nie przyjdzie do głowy puszczanie heavy metalu na pół osiedla w godzinach wigilii. Bo wigilia to coś więcej niż przeżywanie narodzin Chrystusa - to tradycyjne spotkanie w rodzinnym gronie. Łatwiej się żyje wśród swoich i dlatego powstają dzielnice narodowościowe - China Town, Little Italy w USA. W przedwojennym Wilnie też były dzielnice narodowościowe czy religijne. A jak nie będzie wspólnej tradycji to coraz bardziej będziemy się między sobą kłócic.

Odbiegłem trochę od tematu.

Od 70 lat wmawia się nam, że jesteśmy do niczego bo to ułatwi wymazanie Polski (a co ważniejsze Polaków bo to naród walczy, a nie państwo), przejęcie władzy. Jakby zapytać Polaków w wieku 15-40 lat o zwycięstwa Polski to, mogę się założyć, najwyżej 80% wymieni „aż” trzy i będą to:

1. Grunwald,

2. Bitwa Warszawska,

3. Częstochowa (bo w Potopie była)

Może kilka procent wymieni jeszcze jakieś sławne bitwy jak Kircholm, Wiedeń czy Zbaraż (no bo w Ogniem i Mieczem był).

A minęło tylko 70 lat od II Wojny Światowej. Jeszcze 50 i będzie więcej niż trwały zabory. Kto wtedy będzie pamiętał co to Polska, co to Mokra, Hel czy Monte Cassino? Kto wtedy będzie pamiętał co to Grunwald? I wtedy, gdy już nikt nie będzie pamiętał co znaczy, co symbolizuje Orzeł z godła (pewnie będzie kojarzony z porażką), ile krwi za niego przelano będzie odpowiedni moment by w sposób legalny przejąć władzę, odpowiednio zmienić konstytucje i przyłączyć kraj do... Niemiec? Rosji? A może kolejny rozbiór pomiędzy kilka państw? Bo kto wtedy stawi opór legalnemu przejęciu władzy? Tych, którzy będą nadal się czuć Polakami będzie garstka i nawet jeśli chwycą karabiny to zostaną zmiażdżeni. A dla reszty? Dla reszty Polska będzie po prostu fragmentem ziemi i będzie im obojętne czy będą mieć w dowodzie osobistym napisane „Област: Польша” czy „Land: Polen”. A i okładka paszportu się mocno nie zmieni – wszędzie orzeł, a czy biały czy czarny, z jedną czy z dwiema głowami to już mało ważne.

I po to ten kult klęski. Ktoś go narzucił i dalej jest to ciągnięte bo w szkołach na żadnej historii, wiedzy o kulturze (jeśli ten chory twór dalej istnieje) czy WoSie nie omawia się w ciekawy sposób naszych zwycięstw. Czy to w sensie stricte militarnym czy jakimkolwiek innym – naukowym, technicznym, politycznym. I nikt z tym nic nie robi – może pojedynczy nauczyciele z pasją, ale brak jest rozwiązań ogólnokrajowych. Państwo nic nie robi by ludzie mieli możliwość znalezienia normalnej pracy w tym kraju (i nie chodzi mi o tworzenie sztucznych miejsc pracy jak w PRLu, ale o ułatwienie życia przedsiębiorcom). Państwo nic nie robi byśmy chcieli mieć dzieci w tym kraju. Państwo nic nie robi by naród żył w jedności, a wręcz przeciwnie – elity polityczne same tworzą i same zezwalają na mega kłótnie w narodzie o pierdółki.

Wg mnie pytanie nie powinno brzmieć „skąd u nas- Polaków, kult klęski?”, a „komu zależy na zniszczeniu tego narodu?”. Bo w mojej ocenie ten kult klęski jest tylko kolejnym elementem w niszczeniu narodu Polskiego.

Może wizja trochę przesadzona, ale to tylko moje zdanie. Moja teoria spiskowa.

Edited by MarekMac
Link to post
Share on other sites

Niestety nie mogę się zgodzić z główną tezą twojego posta Marcinie o naszym, polskim, szczególnym kulcie klęski. Nie jest chyba z nami tak źle jak by się mogło z początku wydawać.

Ta fascynacja przelaną krwią i trupami poległych za Najjaśniejszą nie jest naszą, narodową specjalnością. Wspomniana szarża lekkiej brygady w bitwie pod Bałakławą jest opiewana w wierszu Alfreda Tennysona, którego jeszcze nie tak dawno dzieci angielskie uczyły się w szkołach na pamięć.

 

The Charge of the Light Brigade

 

 

 

Half a league, half a league,

  Half a league onward,

All in the valley of Death,

  Rode the six hundred.

'Forward, the Light Brigade!

Charge for the guns' he said:

Into the valley of Death

  Rode the six hundred.

 

'Forward, the Light Brigade!'

Was there a man dismay'd?

Not tho' the soldiers knew

  Some one had blunder'd:

Theirs not to make reply,

Theirs not to reason why,

Theirs but to do and die:

Into the valley of Death

  Rode the six hundred.

 

Cannon to right of them,

Cannon to left of them,

Cannon in front of them

  Volley'd and thunder'd;

Storm'd at with shot and shell,

Boldly they rode and well,

Into the jaws of Death,

Into the mouth of Hell

  Rode the six hundred.

 

Flash'd all their sabres bare,

Flash'd as they turned in air

Sabring the gunners there,

Charging an army while

  All the world wonder'd:

Plunged in the battery-smoke

Right thro' the line they broke;

Cossack and Russian

Reel'd from the sabre-stroke

Shatter'd and sunder'd.

Then they rode back, but not

Not the six hundred.

 

Cannon to right of them,

Cannon to left of them,

Cannon behind them

  Volley'd and thunder'd;

Storm'd at with shot and shell,

While horse and hero fell,

They that had fought so well

Came thro' the jaws of Death,

Back from the mouth of Hell,

All that was left of them,

  Left of six hundred.

 

When can their glory fade?

O the wild charge they made!

  All the world wonder'd.

Honour the charge they made!

Honour the Light Brigade,

  Noble six hundred!

 

Typowy przykład "polskiego" wiersza opisującego wspaniałą śmierć, chwałę i poświęcenie na polu bitwy. Aż jąderka ściska, takie to polskie, prawda? :icon_razz2: Nota bene, kiedyś naumiałem się parę zwrotek tego utworu dla zgrywy, widok otwartej, zdziwionej japy Angola podczas recytacji - bezcenny. :icon_lol:

Dopisać trzeba do tego walkę z Zulusami i piękną masakrę 1300 Brytów pod Isandlwana, klęskę armii gen Elphinstona w Afganistanie, Dunkierka (jednak odwrót i porażka), Arnhem (piękny przykład dania dupy połączonego z bezprzykładym poświęceniem opiewany jest do dzisiaj co roku w UK), coś tam by się jeszcze znalazło. Pisało się dawniej piosenki, wiersze o tych wydarzeniach, teraz kręcą filmy.

 

Przykład drugi. Francuska Legia Cudzoziemska przyjęła jako swoje święto dzień klęski pod Camerone w Meksyku. Napisa na pomniku w Camerone:

 

BYŁO ICH MNIEJ NIŻ SZEŚĆDZIESIĘCIU NAPRZECIWKO CAŁEJ ARMII, KTÓRA ICH ZGNIOTŁA, ŻYCIE PRĘDZEJ NIŻ ODWAGA OPUŚCIŁO TYCH ŻOŁNIERZY FRANCUSKICH DNIA 30 KWIETNIA 1863 ROKU W PAMIĘCI, WDZIĘCZNA OJCZYZNA WZNIOSŁA TEN MONUMENT

 

Powiedziałbym, że to typowo polskie.

 

No a Amerykanie mają swoje Alamo i gen. Custera. Wspaniałe porażki a właściwie masakry, zyjące swoją legendą. A i wspomniane Pearl Harbour nazywane Dniem Hańby przekuwają podobnie jak my Powstanie Warszawskie w coś ważnego dla ich narodu pomimo ewidentnego wzięcia batów.

 

Reasumując, wszyscy opiewają własne victorie ale również porażki, oczywiście te związane ze szczególnym, spektakularnym poświęceniem. Bo to cementuje, tworzy etos bardziej niż zwycięstwa. Zginąć na polu chwały jest powinnością, tego się oczekuje od obywatela jeśli sytuacja tego wymaga. Tzn. warto przeżyć, jasne... ale nie za wszelką cenę, najważniejsze to wypełnić rozkazy. I o to w tym wszystkim chodzi. Nie będę wchodził w politykowanie ani filozofię. Każdy ma na temat wojny, służby wojskowej, mechanizmów manipulacji własne zdanie.

Więc powiadam, nie jest z naszą mentalnością tak źle. Obok Wizny, Westerplatte, Powstań Warszawskiego, Listpoadowego, Styczniowego mamy Hel, Bitwę o Anglię, Monte Cassino, Orła, Błyskawicę, Falaise itd. Może trochę akcenty są u nas inaczej rozłożone niż gdzie indziej ale to składam na karb jednak większej ilości porażek ostatniemi czasy. Przecież od utraty niepodległości po trzecim rozbiorze była tylko krótka przerwa na oddech w II RP i znowu kazamaty. To jak tu w grobowcu opowiadać tylko o wspaniałych czasach spod Grunwaldu i Wiednia. Powiedziałby ktoś szybko o durnych Polakach, żyjących Kircholmem i Kłuszynem a nie widzących jak w dupę dostawali. Po za tym rzecz bardzo ważna, tym co zginęli należy się pamięć bez względu na to czy wygrali czy przegrali. Tak czy inaczej osobiście pamiętam i o przegranych i o wygranych bitwach (przede wszystkim o dwuletniej okupacji Kremla) :icon_razz2: . Równowaga musi być.

 

I jeszcze jedno, czasy drogiego munduru wrześniowego odeszły szczęśliwie w przeszłość, można go kupić od pewnej pani za 700 zeta czyli taniej niż battledress (ale drożej niż jumpsuit M42). Ze szpejem jest ciągle gorzej. Problem polega na tym, że szpeju nie robią masowo drobne chińskie rączki czy tam inni Pakistańczycy, tylko nasi rodzimi wytwórcy a ci się cenią.

 

ps. post był napisany w tym samym czasie co post MarkaMaca... i totalnie popieram to co napisał Marek. Sam chciałem to napisać jako drugą część, teraz nie muszę. :icon_razz2:

 

I to nie teoria spiskowa Marku, to się dzieje na naszych oczach.

Edited by historian1970
Link to post
Share on other sites

no to ja poproszę namiary do tej Pani na priva,a wracając do tematu zapytam Cię Arturze w odniesieniu do Twojej pięknej wypowiedzi (owszem- popieram że 'pamiętanie o Alamo' ma wiele pozytywnych funkcji w narodzie) czemu u nas te porażki nie tylko się pamięta i opiewa,ale są powodem do przechwałek? Bo niestety tak jest.

 

Przytaczając znów za Wańkowiczem (którego uwielbiam, a który był zupełnie przypadkiem chrzestnym ojcem mamy Orłosia :icon_smile: ) 'w armii polskiej mała jest różnica między bohaterstwem a tchórzostwem- ten sam żołnierz pod ogniem walcząc zostaje bohaterem, uciekając- tchórzem. W armii pokroju brytyjskiego jest dodatkowo szeroki pas ziemi zwany 'obowiązkiem'. Niestety my sami uwielbiamy się przechwalać lekcją bohaterskiej śmierci podczas gdy w tym samym wydarzeniu lekcja 'obowiązku' wypełniona była co najwyżej na tróję z minusem (Wańkowicz nie znał jedynek- zakładajmy więc że na dzisiejsze to dwója z minusem)'

 

Ot i cały szkopuł- gdzieś tam w głowie czy duszy wpojono nam że wystarczy podkręcić wąsa i rozedrzeć rejtanowsko szaty lub dać się zarąbać żeby grzechy zostały odkupione u bozi a zapomniane w narodzie bo się w końcu 'oddało życie za...' Trąci mi to po trosze sposobem na życie szlachcica IIRP czyli odrobinę poczciwością zabarwionym warcholstwem. Jak to wyraziła mistrzowska pieśń Wiesława Gołasa 'rubaszny czerep, ale dusza-znany fakt!' Kurdesz no- pospolite ruszenie, partyzantka, każdorazowa ambitna negacja odrabiania pracy domowej z życia.

 

Piękne czasy Księstwa Warszawskiego- wspaniała karta militarnej historii. Co z tego skoro obiektywnie rzecz ujmując chwalimy się okresem w którym robiliśmy za mięso armatnie w interesie dyktatora który nas regularnie .... no :) Równie dobrze można było zawczasu podpiąć się pod krucjatę Adolfa przeciw bolszewizmowi (ok- wyłączając przemysłowe ludobójstwo które stanowczo oddziela obu dyktatorów) Na jedno by wyszło.

Nikt tak ładnie nie szedł na dno z okrętem, nikt tak nie dawał się na ochotnika mordować w ogniu km'ów (ruskich zaganiało NKWD) A my zamiast przeżyć by walczyć w przyszłości wciąż tylko te Termopile i Termopile :)

 

Owszem-dziś nie jest u nas najgorzej i zgrzeszyłbym narzekając na całokształt, bo 'jakoś jest', z tym że mnie zawsze uczono że równa się w górę a nie w dół, a nasz naród chyba stać na wiele,wiele więcej.

 

Czy się mylę?

Edited by Gor
Link to post
Share on other sites

Jak tematy filozoficzne, to też dorzucę swoje trzy grosze. Kultu porażki szukać trzeba wcześniej niż wskazuje na to MarekMac, ja bym przyczyn szukał w momencie tworzenia tożsamości narodowej Polaków. Naród polski krystalizował w okresie zaborów, wcześniej trwało w Rzeczpospolitej ciekawe multi-kulti (Rzeczpospolita była jednym zbbardziej tolerancyjnych i nowoczesnych krajów). Podczas zaborów powstała potrzeba stworzenia czegoś, co spajałoby Polaków rozrzuconych po ościennych państwach. Czymś takim było młode dosyć pojęcie narodu. Pech chciał, że za spajanie wzięli się romantycy, z ich pojęciem Chrystusa Narodów. Polska miała cierpieć, bo cierpienie, śmierć za ojczyznę, posypywanie ran solą to piękne rzeczy. Natomiast wszelkie próby budowania państwowości polskiej w oparciu o prawo i istniejące struktury państw zaborczych były zdradą, niezależnie od intencji. Później, na skutek takiej a nie innej historii nie udało się zwyczajnie wypracować pozytywnych wzorców. Choć Polacy jako jednostki potrafią się cieszyć, to jako naród wyłącznie cierpimy. Nie ma w Polsce żadnego radosnego święta, chyba poza Sylwestrem. Tradycję orszaku na Trzech Króli trzeba było importować, nadal dziwnie się patrzy na grillujących na 3 mają, Polak ma przecież w tym dniu iść wyłącznie na mszę patriotyczną, 15 sierpnia nadal ma oprawę smutną, oddaje się honory poległym (byłem na Dzień Wojska w Wiedniu, klimat imprezy zupełnie inny, prezydent chodził między ludźmi i ściskał im dłonie, u nas prezydent mówi kazanie przed grobem Nieznanego Żołnierza). O 1 czy 11 listopada nawet szkoda mówić. Do tego całą masa ludzi, którzy mogliby uchodzić za autorytety z perwersją oddaje się trwającej już prawie cztery lata żałobie. Dlaczego? Bo to po prostu do wizerunku "prawego Polaka" pasuje.

Czy jest ratunek? Dzięki temu, że świat staje się globalną wioską ludzie mają szansę zobaczyć, że można inaczej. Mieszanie się kultur jest zawsze na dłuższą metę korzystne. I może przewrotnie powiem, zwłaszcza w kontekście wypowiedzi MarkaMac, ale "zanik" narodu może okazać się zbawienny w skutkach.

Link to post
Share on other sites

Choć Polacy jako jednostki potrafią się cieszyć, to jako naród wyłącznie cierpimy. Nie ma w Polsce żadnego radosnego święta, chyba poza Sylwestrem.

Dlatego ja bym chętnie przeniósł Święto Niepodległości na 15 lipca - rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Bo (jeśli wierzyć jakiemuś internetowemu źródłu, które kiedyś czytałem oglądałem) pierwsze polskie święto było właśnie 15 lipca, a i termin lepszy - ciepło, raczej niedeszczowo, dzień trwa dłużej. Można byłoby zrobić chociażby imprezy w stylu dni miasta czy innych dożynek. Można by też było zaimportować pokaz fajerwerków z amerykańskiego Independence Day. Zawsze to coś weselszego niż godzinne przemówienie prezydenta (które też przecież mogłoby się odbyć).

Link to post
Share on other sites

Namiary pójdą na priva, co ciekawe w tej samej cenie jest mundur sukienny i lniany (zrobiony z właściwego zamawianego przez rekusiów materiału).

 

Czy ktoś się przechwala porażkami u nas? Cóż.. ja nie odnoszę takiego wrażenia. Sam kiedy rozmawiam z starszymi Brytyjczykami, bo z młodymi nie mam o czym (clubbingu nie uprawiam) ,to okupacja niemiecka a potem sowiecka, PW, zniszczenie Warszawy nie są dla mnie powodem do dumy ale wielkiego smutku. I oni ten smutek rozumieją i podzielają, często mówią jak im wstyd za to co się stało i że oni tego nie rozumieli wtedy (a takie słowa im łatwo nie przechodzą przez usta, sam wiesz). Stąd do Anglików mam stosunek bardzo ciepły, nie utożsamiam ich z rządem JKM, na który mieli i mają taki sam wpływ jak my na swój, czyli żaden. To tak na marginesie.

MarekMac daje dużo odpowiedzi na twoje pytanie o przechwałki, to nie przechwałki, tylko takie programowanie osobowości.

 

Twoja wypowiedź o obowiązku, bardzo, bardzo prawdziwa. Hmm... ale my tak mamy, czy to wrodzone czy ukształtowane przez tradycję, ustny przekaz antenatów, Sienkiewicza czy jeszcze coś innego. Nie wiem, tak mamy i czy mi z tym źle? Niekoniecznie. :icon_razz2: Może trzeba się pogodzić z pewnymi niedoskonałościami, ja w każdym razie tak robię i powtarzam, wolę być pospolitakiem, z lekka warchołem z podkręconym wąsem, partyzantem niż zdyscyplinowanym szwabem, który na rozkaz zrobi każdą niegodziwość włącznie z mordowaniem całych narodów (a taki kulturnyj narod z nich jest). Z tego można czerpać siłę. Zresztą te nasze wady/zalety (no bo jeśli nasze umiłowanie do wolności, warcholstwo, brak zdyscyplinowania dało jednocześnie asumpt do tego, żeby nie zostać narodem nazistów) są być może błogosławieństwem od Boga, za który powinniśmy składa modły co niedzielę?

 

Za zmianę Dnia Niepodległości na 15 sierpnia albo 15 lipca dałbym miesięczną wypłatę, drugą za zmianę hymnu na Warszawiankę.

A kto odpowiada za wyznaczenie dnia Zołnierzy Wyklętych na 1 Marca? Sabotaż jak nic, to w lecie nie można było, a..?

Edited by historian1970
Link to post
Share on other sites

nie, bo w lecie jest za wesoło i to nie przystoi do martyrologii Wyklętych, nie oddaje tragizmu tych chwil :P (ok, to też ironiczna przewrotność,ale założę się że pojawiłaby się nie raz w dyskusji gdybyś to zasugerował na forum publicum)

Link to post
Share on other sites
Czy jest ratunek? Dzięki temu, że świat staje się globalną wioską ludzie mają szansę zobaczyć, że można inaczej. Mieszanie się kultur jest zawsze na dłuższą metę korzystne. I może przewrotnie powiem, zwłaszcza w kontekście wypowiedzi MarkaMac, ale "zanik" narodu może okazać się zbawienny w skutkach.

 

Kolego Dread, z reszty Twojej wypowiedzi wynikałoby że jesteś osobą rozumną i wykształconą, ale końcówką mnie naprawdę zaskoczyłeś. O jakim korzystnym mieszaniu kultur piszesz? Zapraszam do kulturowo już wymieszanej Francji, UK czy innego kraju z wyznaczoną drogą do zostania nowym Kalifatem-europejskim-na-własne-życzenie. Gdzie wyrostki palą sklepy, samochody i ucinają głowy żołnierzom na ulicy. O takie mieszanie kultur chodzi? Kolega musi bardzo żałować, że "zaniknięcie" polskiego narodu nie nastąpiło parędziesiąt lat wcześniej, było blisko. Czy wg kolegi podczas spodziewanego zbawiennego "zanikania" narodu polskiego Niemcy i Rosjanie też sobie "zanikną"? Byłaby to bardzo ciekawa hipoteza.

Link to post
Share on other sites

Piszę o korzystnym mieszaniu kultur, a nie o narzucaniu innym swojej, jak ma to miejsce we Francji, to nie jest przykład syntezy kultur, tylko najazd, choć nieco w innym wydaniu. Mówiąc o mieszaniu kultur mam na myśli sytuację w której spotyka się ze sobą kilka światów, każdy każdego akceptuje, w efekcie każdy czerpie od innych to, co dobre. Spotkanie zawsze jest rzeczą dobrą. U ludzi pierwotnych w siłę rosły te plemiona, które "bratały" się z innymi plemionami, w konsekwencji tworząc nowe społeczeństwa. Plemiona, które izolowały się podupadały, w końcu zanikały. Podobnie jest dziś, jeśli będziemy zamknięci, ksenofobiczni, to nie ma dla nas szans.

Ważne tylko, by proces przebiegał naturalnie, bez wymuszania, bo każda próba narzucenia zmian kulturowych będzie spotykać się ze sprzeciwem, przykład wynaradawiania sprzed parudziesięciu lat jest w tej sytuacji chybiony.

 

Co do Muzułmanów, tutaj także spotkanie i mieszanie kultur może być dobrą rzeczą, popatrz na przykład na Tunezję - kraj z ogromnymi wpływami Francuskimi, choć nadal muzułmański. W konsekwencji doprowadziło to do stworzenia takiej wykładni islamu, który nie karze chodzić kobiecie w worku, a facet może sam sobie wybrać żonę. Kościół stoi tam koło meczetu, a na Dżerbie siedzi sobie ogromna diaspora żydowska. W kontekście Francji, to sytuacje, które opisujesz wynikają właśnie z braku "spotkania". Pomyśl, co by się stało, gdyby obie strony wspólnie starały się na siebie otworzyć, Pierre zacząłby rozumieć Abdullaha, być może nauczyłby się od niego, że w życiu człowieka duchowość odgrywa ogromną rolę, z kolei Abdullah zobaczyłby, że zachodni chłopcy wcale nie są tak zdegenerowani, jak wmawiał to imam. Zobacz, w rezultacie obaj zmienią się, ale nadal pozostaną sobą, Francuz dalej będzie ateistą, Abdul muzułmaninem, ale pierwszy już nie będzie chciał wygonić drugiego do Afryki, a drugi nie będzie chciał pierwszemu uciąć głowy. Tak samo może być z nami i choćby z Niemcami. Dzięki otwartym granicom spotykamy się coraz częściej i nagle okazuje się, że Polacy wcale nie są złodziejami, a Niemcy krwawymi nazistami.

 

Mam nadzieję, że mniej więcej zrozumiałeś o co mi chodziło i nie będziesz mi tu więcej implikował, że marzę o karnych brygadach NKWD i SS mordujących Polaków po nocach :)

Link to post
Share on other sites

No cóż, nie da się ukryć, że odetchnąłem z ulgą. :icon_razz2:

 

Problem jedynie w tym, że twoja idea całkiem słuszna w teorii nie przekłada się na rzeczywistość. Przykład Tunezji potwierdza regułę, muzułmanie mówią otwarcie o kolonizacji Europy, powołując się zresztą na nasze demokratyczne prawa. Zadna im w głowie asymilacja czy wymiana cywilizacyjna. Chodzi tylko i wyłącznie o zdominowanie danego kraju i możesz zapomnieć o jakichkolwiek prawach z wyjątkiem szariatu. Tu na miejscu puszczane są bąki o zakazie sprzedaży alkoholu w sklepach muzułmańskich a w zasadzie to chciano by takiego zakazu we wszystkich sklepach. Około 2050 roku przy obecnej tendencji wzrostu urodzeń, populacja UK będzie w połowie muzułmańska... i co się wtedy stanie? Królowa/Król wyjedzie sobie do Australii (tam próbują walczyć otwarcie z zalewem islamu) bo na Wyspach ją/jego zdelegalizują w świetle demokratycznego prawa. Co ciekawe propaganda politycznej poprawności sprawiła, że pytani o to przeze mnie Anglicy nabierają wody w usta i mówią, że ich to nie obchodzi. Obłęd.

 

Co do Niemców i wymiany kulturowej z nimi... nie chcę się wypowiadać. Po prostu nie sądzę, żeby jakakolwiek obustronna wymiana była możliwa. Przykład plemion, o których piszesz nie polegał na przenikaniu się, tylko na wyborze najlepszych kawałków i wchłanianiu słabszego plemiona. Tak sobie to wyobrażam.

Edited by historian1970
Link to post
Share on other sites
(...) Nie ma w Polsce żadnego radosnego święta, chyba poza Sylwestrem. (...)

Nie zgodzę się, wymieniając tylko święta państwowe, świeckie 3 maja, 11 listopada (niegdyś 22 lipca), a z ludowych Noc Świętojańska (co prawda to nie święto państwowe ale jest regionalnie kultywowane, nasze, rodzime - Noc Kupały). Nie można być aż takim pesymistą...

Link to post
Share on other sites

Z tymi muzułmanami przesadzasz, ale Cię rozumiem. O kolonizacji Europy mówi garstka oszołomów, gdybyś miał częstsze kontakty z muzułmanami na stopie towarzyskiej, to byś zobaczył, że ci normalni wcale nie chcą naszej zguby. Z resztą oni sami teżmyślą sobie, że Europa myśli jedynie o najazdach w imię Chrystusa, że chcemy siłą zakazać im wyznawania wiary, a wszystko pryska i zmienia się, gdy jeden z drugim przyjedzie i zacznie się przyjaźnić z nami. Ci ludzie później wracają i zmieniają swój kraj. Często nie muszą nawet wyjeżdżać, kobiety w Arabii Saudyjskiej poznają świat i walczą o swoje prawa w internecie.

 

Co do Niemców, to widzę w Twojej wypowiedzi zwykle uprzedzenia. Wymiana kulturowa jest możliwa, w dodatku dokonuje się na naszych oczach. Polacy od Niemców uczą się systematyczności, Niemcy od Polaków uczą się kreatywności. To się dokonuje, a Twoje wyobrażenia, że wymiana kulturowa nie jest możliwa nie mają tu nic do rzeczy.

Tym bardziej musimy dbać o integrację. Dzisiejsza wojna nie dzieje się przy pomocy czołgów, ona zamieniła się w wojnę ekonomiczną. A jak popatrzysz na świat, to tylko silny coś znaczy. Mamy wybór, albo połączymy siły z innymi, albo zdechniemy w swoim zaścianku. Wybór mamy prosty, kulturowo, pod względem myślenia bliżej nam do Niemiec, niż do Rosji.

Link to post
Share on other sites

 

Co do Niemców i wymiany kulturowej z nimi... nie chcę się wypowiadać. Po prostu nie sądzę, żeby jakakolwiek obustronna wymiana była możliwa.

Tylko maleńki wycinek tej wymiany - album "Polacy z wyboru",wydawnictwo prezentuje m.in. sylwetki warszawiaków pochodzenia niemieckiego, przedstawicieli różnych profesji: architektów (Efraim Schroeger, Jan Chrystian Schuch, Szymon Bogumił Zug, Jan Fryderyk Heurich, Stefan Szyller), malarzy (Zygmunt Vogel, Józef Brandt, Wojciech Gerson), artystów sceny i muzyków (Józef Elsner, siostry Straus), naukowców (Oskar Kolberg, Samuel Bogumił Linde, Joachim Lelewel), prekursorów polskiej fotografii (Karol Beyer, Konrad Brandel), duchownych (pastor Leopold Otto, bp Juliusz Bursche) oraz wojskowych i działaczy niepodległościowych (Romuald Traugutt, Edward Juergens, płk Ignacy Boerner, gen. Gustaw Orlicz-Dreszer, gen. Władysław Anders).

 

W tytule wątku użyto słowa "bełkot", ale chyba nie należy się tym zbyt sugerować...

Link to post
Share on other sites

Artur o planie "Rurka", jego sensowności i wykonaniu pogadamy przy najbliższym spotkaniu :icon_wink:

 

A wracając ad meritum Panowie to będe wciaz propagował kult zwycięzców i pracę u podstaw. Bo zwycieżcami byli nie tylko Jagiełło, Żółkiewski czy Sobieski, ale też np. Hipolit Cegielski, czy przysłowiowy Drzymała :icon_wink: To są zwyciestwa, które powinniśmy propagować, bo w dzisiejszych czasach, jak pisał Dread konfrontacja militarna odchodzi w przeszłosć, przyszłością jest konfrontacja ekonomiczno-prawna.

 

P.s. Gor, chętnie Wichra zobaczę. A grzeczny jestem cały czas, jak przystało na oficera RN ;)

P.p.s. Artur, a czy wspomniana pani szyje również mundury przedwojennej Policji Państwowej? Bo jeśli tak, również byłbym zainteresowany.

Edited by Domin007
Link to post
Share on other sites

Co do Muzułmanów, tutaj także spotkanie i mieszanie kultur może być dobrą rzeczą, popatrz na przykład na Tunezję - kraj z ogromnymi wpływami Francuskimi, choć nadal muzułmański. W konsekwencji doprowadziło to do stworzenia takiej wykładni islamu, który nie karze chodzić kobiecie w worku, a facet może sam sobie wybrać żonę.

Dobrym przykładem są tutaj też Tatarzy Polscy. Grupa co prawda niewielka (wg różnych źródeł 4500-5000 ludzi na terenach RP), ale muzułmańska, a jednocześnie otwarta, nie wyróżniająca się z tłumu, a przede wszystkim historycznie nie raz udowodnili przywiązanie do Rzeczpospolitej. Swego czasu często stanowili trzon sił Księstwa Litewskiego (w czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów) i potrafili wystawić naraz nawet kilkanaście chorągwi jazdy ponad 100 ludzi każda (co dla ludu, który liczył kilka, może kilkanaście tysięcy ludzi było niemałym poświęceniem). Brali udział w powstaniach, podziemiu niepodległościowym w czasach zaborów. (głównie na podstawie Pod wspólnym niebem. Narody dawnej Rzeczpospolitej red. M. Kopczyński, W. Tygielski)

Z islamem można żyć tylko obie strony muszą tego chcieć. Problemem nie jest islam sam w sobie, ale obecna propaganda. Z tego co slyszałem (ale może to być efekt "naszej" propagandy) to w islamie już od najmłodszych lat szkoły wmawia się dzieciom, że zachód jest zły. Natomiast u nas pokazuje się tylko tych złych Muzułmanów, którzy mordują, gwałcą, palą i kamienują.

 

A wracając ad meritum Panowie to będe wciaz propagował kult zwycięzców i pracę u podstaw. Bo zwycieżcami byli nie tylko Jagiełło, Żółkiewski czy Sobieski, ale też np. Hipolit Cegielski, czy przysłowiowy Drzymała :icon_wink: To są zwyciestwa, które powinniśmy propagować, bo w dzisiejszych czasach, jak pisał Dread konfrontacja militarna odchodzi w przeszłosć, przyszłością jest konfrontacja ekonomiczno-prawna.

Tu można wpisać dużo nazwisk i wiele sytuacji, ale potrzebna jest praca już od najmłodszych lat. Sam program nauczania historii jest zły bo uczy o walkach Polski z sąsiadami i o historii Angli, Francji czy USA. Nasze sukcesy są często pomijane bo przecież ważniejsze są parlamenty w Angli niż nasze sukcesy czy chociażby wspomnienie dobrych stosunków z sąsiadami. Często też nauczyciele mówią teksty w stylu "USA/Rosja/Niemcy/Wlk. Bryt./inne państwo to potęga w jakiejś dziedzinie, a Polska jest dopiero 20/50/100". Oczywiście to prawda, ale młody cżłowiek kończąc szkołę wie, że ze wszystkimi sąsiadami się tylko tłukliśmy (najczęściej dostając w zada bo mało kto zapamięta zwycięstwa o czym pisałem)* i w niczym nie jesteśmy najlepsi, a wręcz jesteśmy najgorsi.

Porażki się analizuje bardzo dogłębnie - co doprowadziło do rozbiorów, jakie były ich przyczyny, przyczy klęski w 1939 itd. A nikt nie analizuje dogłębnie co nam dało zwycięstwo tu czy tam. Na przyczyny i skutki zaborów poświęca się jedną czy dwie godziny lekcyjne - to nawet dobrze bo jak zrozumiemy przyczyny błędów to jest większa szansa, że ich nie popełnimy. Na skutki zwycięstw poświęca się może z pięć minut...

* tu taki krótki offtop - zauważcie, że uczymy się w szkołach o krajach zachodnich, a o historii naszych sąsiadów wspomina się tylko gdy miała bezpośredni wpływ na Polskę - Czechy - spór o Śląsk Cieszyński, Ukraina - Chmielnicki i UPA, Niemcy - wojny, wojny, wojny i zjednoczenie Niemiec, Słowacy - może 1 na 10 uczniów się dowie, że brali udział w kampanii wrześniowej, Białoruś - szczerze to ze szkół "obowiązkowych" nie wiem nic o tym państwie, Litwa - część Rzeczpospolitej Obojga Narodów i spór o Wilno w XX leciu międzywojennym, Rosja - wojny, wojny, wojny, komunizm. O czym ma rozmawiać Polak z sąsiadem skoro wie o nich tylko tyle, że z każdym się o coś kłóciliśmy albo nadal się kłócimy. Ciekawa sprawa to też pominięcie w polskiej edukacji Słowian - ludów do których należymy, a zamieszkują cały czas te same tereny od (jeśli pamięc mnie nie myli) 20 000 lat. [Edytu] To świadczy o sile Słowian, a my przeciez jesteśmy Słowianami. A co naród wie o Słowianach? Że piją i, że mają fajne piersi (a to wiedzą z pewnego teledysku).[/Edytuj]

Edited by MarekMac
Link to post
Share on other sites

Jak sie tak przypatrzeć historii polski z obecnego pkt widzenia to żadne zwycięstwo nic polsce nie dało. Czemu. Bo my polacy jesteśmy genetycznie skrzywieni. Jesteśmy chyba jedyna nacja na swiecie która na siebie pluje i siebie nie szanuje. Każdy kto siedzi na obczyznie wie o czym mówie. Boże chroń nas przed rodakami.

Historii polska młodzież nie chce i sie nie uczy. Guzik obchodzą ich czasy Piastów, blask chwały Jagiellonów i martyrologia narodowa czasów powstań. 2wojna kojaży im się z rudym 102 i jankiem klosem....

Ale czemu się dziwić. Tu zgadzam się z przedmówcami. Edukacja leży. Obecny system wydaje na świat ludzi którzy na co dzień żyją oglądaniem warsaw shore, w czasie obchodów powstania warszawskiego plują na bohaterów, a w dzień niepodległości i w każde inne ważne święto miast biało czerwonej wywieszają pedalską tęczę. Doszło do tego ,że każdy patriota obecnie nazywany jest skrajnym prawicowcem i faszystą....

W tym kraju nie ma już żadnego kultu. Nie licząc tego kazika.

Piłsudski powiedział kiedyś. DLA POLAKÓW WSZYSTKO, Z POLAKAMI NIC.

Link to post
Share on other sites

Widzę że dyskusja rozlewa się na różne obszary i czytam z zaciekawieniem.

 

Chciałbym wtrącić wpływ faktora zwanego ogólnie 'psychologią tłumu'. Ludzie są jacy są- wszędzie znajdą się oszołomy (jedni w wełnianych turbanach inni w wełnianych beretach z antenką) i konstruktywni dobrzy ludzie. Jest również centralna masa całości, bardzo często przysłowiowo 'ciemna' i podatna na manipulację. Tłum to organizm a nie suma składowych, ma więc własny umysł i potrafi pchnąć nawet silne jednostki do uczynienia czegoś haniebnego.

 

Hipnotyczna presja 'organizmu' tłumu czyni z cichego muzułmanina, przemiłego Rosjanina czy spokojnego i zorganizowanego Niemca krwiożerczego psychopatę gdy tylko pomacha im przed oczami 'wyższą koniecznością'. I tenże podrzyna gardło sąsiadowi mimo że osobiście to nawet go lubił, ale niestety- jwiedzie mu się lepiej niż innym bo zapewne jest Żydem, albo homosiem albo kolorowym, albo ... ETC ETC wystarczy spojrzeć na nieodległą w czasie i przestrzeni Jugosławię czasu wojny domowej (a te domowe są zazwyczaj najstraszniejsze)

 

Nasz naród skłonny do pieniactwa, 'wypitki i wybitki' dwa razy sobie powtarzać nie da- staruszkowie cywile i nawet zasłużeni kombatanci okładający laskami ochroniarzy w obronie narzędzia walki politycznej zeszmaconych para-elit państwa: obraz ten zostanie ze mną chyba na zawsze jako paląca szrama na umyśle i dumie Polaka.

Link to post
Share on other sites

(...)

Nasz naród skłonny do pieniactwa, 'wypitki i wybitki' dwa razy sobie powtarzać nie da- staruszkowie cywile i nawet zasłużeni kombatanci okładający laskami ochroniarzy w obronie narzędzia walki politycznej zeszmaconych para-elit państwa: obraz ten zostanie ze mną chyba na zawsze jako paląca szrama na umyśle i dumie Polaka.

Marcin gdybyś wiedział jak jest skłócone środowisko kombatanckie. Wyzwiska od "pachołków prowadących działalność agenturalną", "generałów, pożal się Boże bez wykształcenia i ogłady" oraz "byłych ORMO-wców, teraz udających, że byli Wyklęci" są na porządku dziennym.

Edited by Domin007
Link to post
Share on other sites

no wiesz- przy okazjach różnych miewam z kombatantami do czynienia dość regularnie ;)

 

niestety- rozmowy w stylu podobnym do tego:

 

-a ty gdzie byłeś?u kogo?

- w 43-cim u 'Łysego'

- taaa? a ja całą wojnę byłem prawą ręką 'Łysego' i ciebie jakoś nie pamiętam!! OSZUST! ZDRAJCA! etc etc etc...

 

ech.....

Link to post
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

Loading...
×
×
  • Create New...