Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

"Normandia 1944" - 25-26 września 2020 r., Karolew k. Łodzi


Recommended Posts

W dniu 28.09.2020 o 11:00, Meister napisał:

Nasz manewr flankujący został rozbity, przez parę krótkich serii z tyłu. Jak się na parkingu okazało to dzielni elektrycy (ekhem Ashigara i Wojtek ekhem :D) popełnili lekki błąd.

Ja też niestety padłem w tej niefortunnej akcji przeszyty serią. Nauczka dla nas żeby używać hasła w nocy, a nie "Kto tam?" :)

Link to post
Share on other sites
  • Replies 241
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Top Posters In This Topic

Posted Images

W dniu 29.09.2020 o 12:42, Mekar napisał:

Bardziej jak jako trupy wracaliśmy i wasz widok wywołał silny ból w miejscu "gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę". A tak po za tym to dostałem piękną, godną podziwu "banię". Strzał piękny, szkoda że właśnie opatrywałem chyba. 

Geneva Convention More Like Geneva Suggestion Blank Template - Imgflip

No to jeśli apel jest spowodowany czyimś bólem d... to gratuluję :D przypominam, że to tylko strzelanki z elementami historycznymi a nie rekonstrukcja ;)

Bombel hamuj się proszę. Słowo na "D" jest powszechnie uważane za obraźliwe, ponadto nie sądzę by Mekar miał coś złośliwego na myśli. - D.

Link to post
Share on other sites

UWAGA! Poniższy tekst należy czytać ze stereotypowym francuskim akcentem :)

'Allo 'Allo! To ja Michael Bergerac z La Résistance Intérieure Française. Czytajcie bardzo uważnie bo napiszę to tylko raz.

Nasz trzyosobowy oddział został wydzielony do przyjęcia alianckiego desantu po zachodniej stronie mostu w Benouville. Mieliśmy też pomagać spadochroniarzom jako przewodnicy. Najpierw oznaczyliśmy najprostszą ścieżkę od punktu opatrunkowego do mostu w Benouville, tak aby nikt nie błądził po lesie w poszukiwaniu ratunku. Potem szybkim marszem udaliśmy się do wyznaczonej strefy zrzutu i tam zalegliśmy w zaroślach oczekując na desant. Czekaliśmy i czekaliśmy. Po niebie latały jakieś samoloty i za każdym razem myślałem, że to już te nasze. Ale nie, odlatywały w nocne, zachmurzone niebo. Obawiałem się, że znowu akcja zostanie odwołana jak poprzedniej nocy. Chłopaki wypalili wszystkie papierosy, skończył się ser i wino, z nieba ciągle siąpił deszcz. Normalnie le tragedie! Jednak końcu coś się zaczęło dziać. Zobaczyłem na niebie kształty, które według szkolenia miały być szybowcami desantowymi. Odpalono flary i po chwili pojawiły się sylwetki brytyjskich komandosów. Przywitałem się z kilkoma, a z ich dowódcą ustaliliśmy, że czekamy na kolejny szybowiec. Wylądował po kilku minutach i po połączeniu sił ruszyliśmy kolumną w stronę mostu w Benouville. Po zajęciu punktu opatrunkowego pokazaliśmy komandosom jak odczytywać oznaczenia na ścieżce. W tym momencie nasze główne zadanie partyzanckie zakończyło się i zgodnie z rozkazami przeszliśmy pod komendę Brytyjczyków.

Dowódca podzielił pluton na dwa oddziały: jeden miał dotrzeć do mostu i zaatakować go od północy, a drugi od południa. Jeden z naszych poprowadził pierwszy oddział przez las, a ja poprowadziłem drugi ścieżką. Po dotarciu do rzeki i skierowaniu się do mostu natknęliśmy się na niemiecki patrol. Otworzono ogień i zostałem ranny. Na szczęście rana była lekka i medyk szybko mnie doprowadził do porządku. Gdy czekałem na opatrzenie wyeliminowano lub przepłoszono Niemców, błyskawicznie zajęto most, a po wschodniej stronie rzeki utworzono przyczółek obronny. I tu się skończyła ta prostsza część zadania.

Nasza trójka miała pilnować lewego podejścia do mostu, a Brytyjczycy obsadzili pozostałe perymetry. Nie musieliśmy długo czekać na atrakcje. Niemcy ściągnęli posiłki i rozpoczęli kontrataki. Seria za serią rozświetlały noc nadlatując z każdej strony. Nie można się było wychylić, bo jakiś snajper słał kulkę za kulką i zmuszał do leżenia w błocie. Co chwilę ktoś upadał i wzywał medyka. Niemcy zachodzili nas, a my ich. To nie był ten sam typ walki co na Wielkiej Wojnie, gdzie zaliczyłem okopy większości zachodniego frontu. Jedynie błoto był takie samo. Tu ciągle był ruch. Już myślałem, że moja strzelba okopowa, co to ją w 1918 roku wygrałem w karty od jakiegoś jankesa, nie wytrzyma bo tak się rozgrzała. Ale szkopy nie dawały rady i ciągle ich odpieraliśmy! Na chwilę się uspokoiło. Pojawił się jakiś zbłąkany Amerykanin, ale poszedł szukać swoich. Odparliśmy jeszcze jakiś kontratak i przybyli do nas amerykańscy spadochroniarze. Według nowych rozkazów Brytyjczycy mieli zaatakować miejscowość Bayeux, a most przekazać Amerykanom. Ponieważ było ich bardzo mało to my z La Résistance zostaliśmy dla wsparcia obrony. Tu uwidoczniła się pewna różnica w taktyce pomiędzy aliantami. Brytyjczycy strzelali jak tylko wykryli Niemców, a Amerykanie specjalnie pozwalali im podchodzić bliżej i dopiero wtedy ich likwidowali. Jak się okazało obie taktyki były skuteczne. Razem z jednym Amerykaninem przeszedłem pilnować prawej flanki. Zaległem w krzakach i czekaliśmy na fryców. W końcu jeden podszedł tak blisko naszych pozycji, że musiałem go zdjąć. Padł rażony z mojego trench guna, ale tym samym zdradziłem swoją pozycję i zostałem odesłany w zaświaty trafieniem w pierś.

Dalej można już czytać normalnie :)

W tym momencie wojaczka się dla mnie skończyła, ponieważ w trakcie powrotu z respa zakończono grę. Niestety nie brałem udziału w dziennym lądowaniu bo musiałem wracać do obowiązków rodzinnych w sobotę od rana.

Dziękuję moim dwóm kamratom z partyzantki za wspólne działanie. Po opanowaniu mostu trochę nas rozdzieliło, ale mam nadzieję, że nie byłem uciążliwym dowódcą.

Pozostałym Aliantom i Niemcom również duże dzięki za fajny piątkowy wieczór.

Dziękuję organizatorom, że im się chciało tyle zrobić. Parafrazując pewien cytat: dzięki tak nielicznym, tak wielu miało niezłą zabawę :)

Ogólnie nie mam żadnych zastrzeżeń do niczego i nikogo, nie spotkałem się z terminatorką czy innymi kwasami. Gdzieś przez deszcz czasem słyszałem upominanie innych, ale wszystko było kulturalnie.

Dawno nie byłem na ASH i rzeczywiście stylizacja poszła mocno do przodu. Zaczynałem od Amerykanów, ale chyba pójdę w stronę uniwersalnego na każdym froncie zmagań wojennych „cywila/partyzanta walczącego”. No i na pewno znowu sprawię sobie Thompsona, tyle że w wersji 1928 :)

Edited by MICHAL
Link to post
Share on other sites

Zacznę od tego, że na ASH byłem pierwszy raz. Wywodzę się zdecydowanie ze środowiska airsoftowo/milsimowego, a nie rekonstrukcyjnego i Normandia była moim pierwszym wydarzeniem w klimacie WWII więc spodziewałem się szczerze, że to co mnie spotka, będzie bliższe tak zwanej niedzielnej jebanki z luźną stylizację na WWII niż tego, co faktycznie zastałem. Moim skromnym zdaniem, stylizacja była na całkiem niezłym poziomie, a sama rozgrywka była gdzieś pomiędzy zwykłą strzelanką, a milsimem. Wszystko to było miłym zaskoczeniem i większość gry, bawiłem się naprawdę dobrze. Podczas gry, byłem strzelcem MG, zostałem wraz z amunicyjnym przydzielony do Luftwaffe. Nasz oddział wymaszerował jako pierwszy zmierzając do Carentan, gdzie zrobiliśmy krótki postój i czekając na zajęcie pozycji przez resztę rozwiązaliśmy problemy techniczne z łącznością. Dalej, po kilku krótkich wymianach ogniowych i drobnych stratach otrzymaliśmy rozkaz wspomóc Heer w obronie wału. Gdy przybyliśmy na miejsce, napotkaliśmy aliantów już forsujących umocnienia. Zadziałaliśmy szybko i odepchnęliśmy tych, którym udało się wejść na wał. Po oczyszczeniu terenu, szybko rozstawiłem MG na lewej flance, rozpoczęłą się obrona, przyznam, że był to dla obsługi MG jeden z fajniejszych momentów gry, gdyż naprawdę mogliśmy tutaj wykorzystać pełen potencjał piły hitlera. Broniliśmy się dzielnie lecz alianci napierali i po pewnym czasie nasza obrona padła. Reszta gry wyglądała już mniej więcej tak, jak opisał to Meister, atak na most, śmierć, uzupełnienie amunicji, atak ponowny, w to wszystko wpleciona była też obrona Carentan, gdzie dość długo czekaliśmy bezczynnie, po czym zostaliśmy zaatakowani od tyłu przez dużą grupę amerykanów i szybko polegliśmy, było też kilka starć o bayeux, która nieustannie zmieniało ręce, tu walki były zaciekłe i bardzo dynamiczne, co też mi się podobało. Zwieńczeniem wydarzenia, była obrona lotniska, gdzie ponownie, MG-42 miało okazję skosić niejednego żołnierza sprzymierzonych. To moja krótka relacja z gry :)

Na początku napisałem, że wywodzę się ze środowiska airsoftowo/milsimowego i nie było to bezcelowe, więc w typowym dla tego środowiska stylu, chciałbym wypunktować, co w imprezie było dobre, a nad czym warto popracować.

Z tych dobrych:
- Wysoki poziom stylizacji
- Naprawdę fajny teren
- Ciekawy dla obu stron scenariusz
- Dobra organizacja samego wydarzenia (spóźnienia były minimalne, to co było obiecane zostało dostarczone, organizacja się nie posypała, ogólnie dobra robota)
- Wydawane przez organizatora przekąski/woda, bandaże i granaty
- Bardzo fajny system medyków
- Odpowiedni funkcyjni w każdym oddziale
- Dużo pirotechniki
- Jeszcze raz naprawdę fajny teren
- Relatywny brak terminatorki, przynajmniej z mojej perspektywy, poza jednym bardzo niemiłym przypadkiem, o którym wspomnę w następującej sekcji
- Deszcz, wiem że to niezależne od kogokolwiek ale dodawał klimatu :D

Z tych złych:
- Moim zdaniem zbyt krótka/mało informatywna odprawa, jestem przyzwyczajony do innych odpraw, możliwe, że to moje "zboczenie" milsimowe, natomiast wydaje mi się, że brak dokładnego przypomnienia zasad itp. skutkował problemami w polu, o których wspomnę dalej.
- Moim zdaniem leżała komunikacja, nie z powodu problemów technicznych, tylko z tego powodu, że sztab był mało responsywny i nie było dynamiki w rozkazach zależnie od sytuacji, a radiooperatorzy nie zostali chociażby szybko przeszkoleni z prowadzenia łączności radiowej. Jeżeli byli, to przepraszam, nie odniosłem takiego wrażenia. Uważam to za ważny punkt, ponieważ tego typu rozgrywki bez dobrej komunikacji zamieniają się w coraz większy chaos z każdą godziną gry, co ja osobiście odczułem. Jeżeli takie było zamierzenie organizatorów, to ten punkt można zignorować.
- Tak jak wspomniałem wcześniej, w moim przypadku napotkałem się na jeden, naprawdę przykry przypadek terminatorki. Sytuacja wyglądała tak, że jak podchodziliśmy pod wał(z lasku), przede mnie i mojego amunicyjnego wyszedł sobie spokojnym krokiem amerykanin, szybko rzuciłem MG na ramię kolegi i oboje otworzyliśmy ogień. Amerykanin niewzruszony odwrócił się, skulił trochę jakby od bólu, bo warto wspomnieć, że wydarzenie miało miejsce na dystansie 10-15m, a moje MG wypluwa 500 fps'ów, po czym wskoczył za osłonę i jakby nigdy nic sprzedał mi serię po twarzy. Nie chcę się pluć czy wchodzić w większe wywody, kolega wie co zrobił, prosiłbym nie powtarzać takich akcji w przyszłości... Po prostu niefajnie.
- Wynikające (moim zdaniem) z niepełnej odprawy problemy, o których zresztą wspomniano wcześniej: Dwóch amerykańskich spadochroniarzy, którzy chcieli się doładować w polu, nie czekanie na medyka, ja na samym początku gry strzelający z MG bez rozłożenia się. To akurat drobne problemy, bo wszystkie zostały rozwiązane prawie natychmiastowo, natomiast, myślę, że jest po nich niesmak, a można było ich uniknąć odrobinę dłuższą i bardziej rozwiniętą odprawą.
-

15 godzin temu, BBombello3 napisał:

No to jeśli apel jest spowodowany czyimś bólem du... to gratuluję :D przypominam, że to tylko strzelanki z elementami historycznymi a nie rekonstrukcja ;)

Może ktoś to źle odebrał, ale apel o nie korzystanie z dwóch sztuk broni, nie wywodzi się z bólu d... jak to kolega napisał, tylko z kilku innych powodów. Pierwszym z nich jest to, że dwóch broni długich, to nie widzi się za bardzo nawet na niedzielnych jebankach, więc jeżeli naszym celem jest robić klimat WWII, to takie akcje trochę ten klimat psują. Drugim z nich jest to, że pomimo wykorzystania hasła Moto Komando, Moto Komando nie jesteśmy, więc może się tak nie zachowujmy, naprawdę psuje to klimat, jest zupełnie niepotrzebne i jest mało fair wobec kolegów, którzy biegają tylko z czterotaktem, myślę, że podejście do tematu w duchu fair play, pomimo, że zasady nie zabraniają dwóch broni, jest wskazane. Trzecim powodem, takim już bardziej pragmatycznym, jest to, że posiadanie czterotaktu snajperskiego z lunetą, daje samo w sobie dużą, przewagę, nie tylko jest to dodatkowy zasięg oraz mniejsza wykrywalność, jest to też ułatwione rozpoznanie oraz wypatrywanie celów, w momencie, kiedy bierzemy do tego PM pozbywamy się wszelkich negatywnych cech czterotaktu. Zastanawiam się też, jakie podejście zostało zastosowane jeżeli chodzi o limity amunicyjne, czy wziąłeś po 150 kulek na broń, czy po 300 na broń, czy może inaczej? Nie chcę się czepiać, jestem po prostu ciekaw, bo jeżeli to drugie, to było to złamanie zasad, choć prawdopodobnie niecelowe ale w takim wypadku tym bardziej sugerowałbym formalne ograniczenie ilości broni długiej do jednej na osobę, chociażby w celu uniemożliwienia nieporozumień co do limitów amunicji.

Podsumowując, było super, problemy opisuję długo i dosadnie, żeby było wiadomo, o co chodzi, nie ma w tym złych intencji, ani bólu d... po prostu chęć polepszania jakości naszych gier.

Chciałbym podziękować Niemcom, za bycie wspaniałymi Kameraden, Aliantom, za bycie zaciętym wrogiem i Organizatorom, za zrobienie zarąbistej gry. Cieszę się, że dołączyłem do środowiska ASH i mam nadzieję, że postaramy się wszyscy aby każda kolejna gra była coraz lepsza.

Pozdrawiam,
Seph a.k.a. Erich

Link to post
Share on other sites

Ja odpowiem w takim razie żeby zaspokoic ciekawość :) PMu używam jako broni bocznej odkąd zacząłem zabawę w ash  i mam tylko 3 magazynki do niej. Karabin snajperski to broń główna i też mamy po maks 4 magzynki bo nie potrzeba więcej. 300 kulek to mi na całą grę starczyło :D Kolega także miał jeden magazynek do tommiego i kilka do elfa. W ASH biore udział od ponad 3 lat i nigdy nikt nie miał z tym problemu że PM robił za flintę na bliski dystans :P Teraz widzę że jestem nie fair bo mam wolę targania na sobie dodatkowego ciężaru, dodatkowego wyposażenia. Koledzy to tylko zabawa a nie wyścig o złote gacie, więc moim zdaniem jeśli ktoś ma ochotę nosić nawet 4 rodzaje uzbrojenia to chwała mu za chęci i siły, niech nosi bo wtedy nie wypali komuś z 3m z snajperki. Poza tym jeśli o taką głupotę robi się gównoburza to strach pomyśleć co będzie dalej ? Złe buty , za nowoczesne i za wygodne więc nie fair ? Do ludzi ze współczesnym sprzętem którzy także byli na imprezie również mamy mieć pretensje ? Jeśli ktoś poczuł sie w ten sposób dotknięty to przepraszam za siebie i drugiego kolegę snajpera. No ale gównoburza serio bez powodu.

A co do gry. Dziękuję wszystkim, zarówno przeciwnikom jak i kolegom z drużyny. Organizacja jak zawsze na wysokim poziomie. Jeszcz raz dziękuję za wspaniałą zabawę.

Link to post
Share on other sites

Hej, była to moja pierwsza większa gra i druga ASH w ogóle i cieszę się, że pierwsze wrażenia mam bardzo pozytywne :D Jak kolega wyżej pisał, wywodzę się ze środowiska raczej typowo airsoftowego, gdzie misz-masz szpeju i brak stylizacji jest na porządku dziennym.

Przede wszystkim chciałbym podziękować za kawał dobrej imprezy. Ostatni raz tak dobrze się bawiłem na Karbali w ~2013 roku, więc poprzeczka była ustawiona wysoko.
Nocny skok jako saper z ramienia OSS razem ze spadochroniarzami okazał się być bardziej skomplikowany niż teoria by to zakładała biorąc pod uwagę, że nawet podczas lotu pojawią się komplikacje (ostrzał z flaka i wcześniejsza ewakuacja jednego z żołnierzy, który wylądował poza strefą zrzutu). Walka i nawigacja w nocy okazały się być o wiele cięższe niż mogłoby się to wydawać (tutaj chciałbym pozdrowić naszego amerykańskiego kolegę z którym przeżyło się to i owo ;> ) ale pod skrzydłami Sikora daliśmy radę. Rozbrajanie pola minowego w absolutnej ciemności też było nie lada wyzwaniem -> zupełnie nie wiedziałem co grało rolę min. Każdy kamień który spotkał się z bagnetem wywoływał atak serca, bo a nuż jednak ładunek został wykryty. Na szczęście udało się bez problemu wykonać główne zadanie i bezpieczna ścieżka dla reszty została wyznaczona ;) Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że funkcja sapera będzie tak istotna jak się okazało.

Rankiem (już jako saper 2nd Rangers) w towarzystwie swoich nieocenionych w walce kompanów (pozdrawiam Johnny'ego i Miśka) przeprowadziliśmy szturm na normandzką plażę.
Niestety pierwsza fala okazała się być masakrą ze względu na brak wystarczających osłon. Później przeprowadziliśmy desant na Pointe du Hoc, gdzie stacjonowało działo uprzykrzające naszym kolegom brytyjczykom życie. Szturm okazał się być na tyle skuteczny, że pozwolił mi na wykonanie kolejnego głównego zadania (puszczenia działa z dymem) oraz utworzył nam się wyłom w zwartej i ciężko obsadzonej niemieckiej linii obrony, który pozwolił nam na osłonięcie przygwożdżonych brytyjczyków. 
Dzięki Johnny'emu oraz Miśkowi udało się opanować chaos, który pojawił się na początku ataku co umożliwiło Rangersom + 1DP i drobną pomocą UK odepchnąć na dobre siły nieprzyjaciela.
Niedługo potem otrzymaliśmy zadanie specjalne, żeby odnaleźć i sprowadzić żywego szeregowca Ryana do HQ - za Task Force Miller wielkie uznanie ;) Misja okazała się utrudniona przez brak jakichkolwiek informacji na temat aktualnego położenia jednostki do której nasz cel należał. Brakowało również mapy, która mogła pomóc w nawigacji. Na szczęście po wielu wymianach ognia i przedeptanych kilometrach udało się go odnaleźć i zaprowadzić do HQ kończąc misję sukcesem. Po wszystkim postanowiliśmy wrócić do naszej jednostki macierzystej, lecz niestety przez komunikacyjny chaos i szczątkowe wsparcie sojuszniczych sił okazało się to jeszcze trudniejsze niż odnalezienie jednego żołnierza. Ostatecznie połączyliśmy nasze siły z 82. i wspólnie dokonaliśmy ostatniego szturmu na lotnisko.

Domin, Cortes oraz pozostałe osoby, które brały udział w przygotowaniach imprezy: Odwaliliście kawał świetnej roboty. Powiedziałbym "tak trzymać!" ale niestety dowiedziałem się, że zawieszacie organizowanie :(
Chcę podziękować swoim BIA z 2nd Rangers: Johnny'emu, Miśkowi, Darowi i Lugerowi -> z wami można zdobywać wszystko :D
Podziękowania należą się również Sikorowi oraz Evanowi za wspólne zmagania w części nocnej -> bro-bonding moments zapamiętam na długo ;>
Chciałbym również pochwalić całej stronie niemieckiej za świetną obronę i dawanie nam w kość podczas całej imprezy. Wymiana ognia z Wami było nie lada wyzwaniem :D

Załączam utwór, który leciał mi w głowie przez całą imprezę:
https://www.youtube.com/watch?v=8-o1EPfo8Bk&t=3s&ab_channel=ScoreForge

Rangers Lead The Way! 

Link to post
Share on other sites

Przeczytałem wszystkie komentarze dotyczące przebiegu gry i jako" junior org" czuję się zobowiązany do swojego komentarza, dotyczącego strony "technicznej". 

Terminatorka: Jestem niemile zdziwiony skalą komentarzy na ten temat. Mam wrażenie, że jest to spowodowane napływem "świeżej krwi" do ash. Może nowi pasjonaci tego hobby jeszce nie załapali jego specyfiki. Do tej pory tego nie było. Radzę kolegom: mniej patrzenia na to, co się dzieje na Mokrym Ługu, a więcej czytania o poprzednich grach.

Dwie repliki długie: To było coś nowego, więc orgowie nie mogli zakazać tego, czego wcześniej nie widzieli. Wg mnie, takie praktyki powinny być zakazane. Do tego zapowiadam, że na grach, w których będę  "senior org" ilość replik snajperskich (karabin o dużej mocy z lunetą) i karabinów maszynowych będzie limitowana, zgodnie z realiami WW2. Czyli: jeden karabin maszynowy na drużynę piechoty (6-8 żołnierzy) i jeden karabin wyborowy na pluton (18-24 żołnierzy). Snajper jeden na kompanię, czyli wg uznania orga.

Markery wystrzału: Uważam, że czterotakty też powinny je mieć (mój SMLE ma go zainstalowanego na stałe). Jedyny wyjątek, to broń któtka, ale nie powinna ona być główną bronią. Powinna być używana tylko w samoobronie przez sanitariusza, lub przez strzelca z silną repliką, w przypadku bliskiego starcia.  Można dopuścić użycia broni ktrótkiej bez markera w przypadku walki w budynku, ale to jest sytuacja wyjątkowa w nocy i powinna być ustalona przed grą. Gdy pistolet/rewolwer jest bronią główną np. oficera, to też powinna mieć marker. W przypadku uszkodzenia markera na głównej broni, gracz może użyć broni krótkiej do końca starcia, po czym powinien się wycofać z gry. W nocy walka rozgrywa się często na bardzo krótkich dystansach i użycie niewidocznej broni krótkiej daje nieuzasadniony handicap. Jakość markera wystrzału też powinna być odpowiednia. To nie może być latarka, uruchamiana inną ręką niż spust repliki. Wiadomo : " nie wie lewica, co robi prawica". Zasada użycia markerów jest ważna od kilku lat, jest wątek tu, na WMASGu, więc nie widdzę usprawiedliwienia dla tych, którzy to ignorują. Zrobienie porządnego markera to nie jest jakiś wielki problem i koszt. Nocnych gier nie jest dużo, więc jest czas, żeby do nich się dobrze przygotować.

Problemy z łącznością: Radia po nocnej części nie były doładowane, co skutkowało ich wyłączeniem w części dziennej. Teren obfitował w zagłebienia, co także mogło utrudniać połączenie. Radia sztabowe działały słabo pod blaszanym dachem i dopiero wyniesienie ich na deszcz poprawiało łączność. I chyba najważniejsze: nie było problemu z łącznością, gdzie radiowcy byli ochotnikami. Tam, gdzie byli z łapanki, to nie działało.

Kontrola moderatorów nad przebiegiem gry: Były komentarze, że moderatorzy powinni ingerować w przypadku terminatorki i innych konfliktów (za wczesnego wyjścia do respa, doładowania w polu itp). Ilu tych moderatorów powinno być? Jeden na oddział? I do tego 2-3 w sztabie. Dalej nie będę pisać, bo każdy może sobie sam siebie postawić w takiej sytuacji. 

Myślę, że tym postem nie zniechęciłem potencjalnych orgów i że w przyszłym roku będziemy mieli dużo ciekawych wydarzeń.

Moja gra w przyszłym roku to "Powrót na Wyspę Ośmiornicy".

Link to post
Share on other sites

Odniosę się do powyższych komentarzy.

Ja ze swojej strony jestem generalnie zadowolony, bo przez całą grę miałem zaledwie dwa przypadki, gdzie wydawało mi się, że przeciwnik nie przyznał się do zastania trafionym, ale potrafię to sobie jakoś logicznie wytłumaczyć i nie uważam, że było to umyślne. Kulki zazwyczaj nie penetrują krzaków i ścian :). Imo najlepiej podchodzić do wszystkiego z rozsądkiem. W moim przypadku to wygląda tak, że jak typ wyleci na mnie i ma w miarę czysty strzał to nawet jak walnie we mnie kilka kulek, ale zatrzymają się na jakimś losowym krzaczku czy gałązce ( co jest kłopotliwe zwłaszcza w przypadku czterotaktów), uznaję, że dostałem. Przecież w tym nie chodzi o zbijanie fragów, tylko o dobrą zabawę i ogólną atmosferę.

11 godzin temu, BBombello3 napisał:

Złe buty , za nowoczesne i za wygodne więc nie fair ? Do ludzi ze współczesnym sprzętem którzy także byli na imprezie również mamy mieć pretensje ? Jeśli ktoś poczuł sie w ten sposób dotknięty to przepraszam za siebie i drugiego kolegę snajpera. No ale gównoburza serio bez powodu.

Bombel, o ile całkowicie się z Tobą zgodzę z tym, że to nie reko, o tyle porównanie trochę z d...y. Co innego czepiać się o jakieś tam pierdoły w wyszpejowaniu, czego nie robię i zamiaru robić nie mam, ale noszenie dwóch sztuk broni długiej to nieco inna para kaloszy. Są pewne założenia, których jednak większość graczy stara się trzymać. W czasie ww2 raczej rzadkością było, by ktoś nosił dwie sztuki broni długiej ( wiem, że na pewno były takie przypadki, sam mam gdzieś zdjęcie typa z barem i smarownicą, czy tam z garandem i smarownicą) i robienie czegoś takiego, mimo, że pewnie praktyczne, to ani wygląda, ani nie robi klimatu a jeszcze inni czują się nieco oszukani, bo naczytawszy się jaka to frajda z czterotaktami grać starają się załatwić sobie ten czterotakt czy tam garanda żeby być bardziej jak szeregowy żołnierz z tamtego okresu, decydując się na wiele wyrzeczeń w związku z tym ( z czterotaktem nie szturmuje się tak łatwo). A tu typ dziesiątkuje ich skład ze snajpy, po czym nagle wyjmuje pm i rozwala to co zostało. Przymykając oko na takie rzeczy za chwilę okaże się, że np każdy uczestnik będzie nosił radio etc. Reasumując ja bym czegoś takiego nie dopuszczał, a jeśli już to w bardzo wyjątkowych sytuacjach ( jakieś postaci fabularne etc.). Niech snajper gra z obserwatorem który ma lornetkę i pm i się wzajemnie osłaniają.

9 godzin temu, Cortes napisał:

Terminatorka: Jestem niemile zdziwiony skalą komentarzy na ten temat. Mam wrażenie, że jest to spowodowane napływem "świeżej krwi" do ash. Może nowi pasjonaci tego hobby jeszce nie załapali jego specyfiki. Do tej pory tego nie było. Radzę kolegom: mniej patrzenia na to, co się dzieje na Mokrym Ługu, a więcej czytania o poprzednich grach.

Cortez, niestety ale się z Tobą zgodzić nie mogę. Owszem, nowi często nie są ogarnięci z zasadami, ale większość nowych która do nas ostatnio doszła, to doświadczeni gracze którzy w zdecydowanej większości przypadków respektują panujące reguły i wiedzą jak się zachować. Oczywiście uparte jednostki się zdarzają, ale nie oszukujmy się - bardziej doświadczonym graczom ash też zdarza się olać trafienie. Sam byłem niejednokrotnie świadkiem gdy ( nie będę tutaj wymieniał ksywek bo nie chodzi o to żeby się wykłócać czy kogoś piętnować) "Pana A" trafiła seria na klatę, albo pojedyncza kulka w czapę i brawurowo grał dalej. Także twój osąd jest trochę niesprawiedliwy. 

Niemniej jednak nie ma co się kłócić. Dajmy innym szansę na podzielenie się wrażeniami, zamiast topić komentarze w sprzeczkach, których miejsce uważam jest w innych tematach.

Link to post
Share on other sites

Mamy wystarczająco wielu żołnierzy, wszystkie niezbędne środki. Mamy doskonały plan. To perfekcyjnie przygotowana, normalna operacja, której sukcesu jestem pewien. A jeżeli ktoś ma jakieś wątpliwości - zostawcie go za sobą. - generał Bernard L. Montgomery, dowódca 21 Grupy Armii.

Pierwsze 24 godziny lądowania będą decydujące. Los Niemiec zależy od ich wyniku. Zarówno dla Sprzymierzonych jak i dla Niemców będzie to najdłuższy dzień... - marszałek polny Erwin Rommel, dowódca Grupy Armii B.

Wydaje mi się, że zestawienie powyższych słów, wygłoszonych przez obu wielkich dowódców, adwersarzy z czasów kampanii afrykańskiej najlepiej oddaje to jak chciałbym by wyglądała "Normandia 1944" i jak wyglądała w rzeczywistości. Po niecałym tygodniu od lądowania pod Ste-Mere-Eglise i przy moście "Pegaz" oraz na francuskich plażach, po zaciętych walkach pod Bayeux i Carentan i krwawym pacie pod Caen mogę pokusić się o podsumowanie gry. After Action Report napiszę później, ponieważ działo dużo, nawet bardzo, ale ten post będzie długi, więc nie przedłużając przejdę do meritum.

Porażka jest sierotą, sukces ma wielu ojców. Wespół z Cortesem i Simonem mieliśmy ambicję stworzenia gry, która byłaby swoistym opus magnum, wieńczącym, myślę że całkiem udany, cykl gier "Wielkie Bitwy Frontu Zachodniego". Potencjał historii jaka została napisana przez dramatyczne wydarzenia pierwszego tygodnia walk od 5 czerwca 1944 r. do zastopowania alianckiego natarcia na przedpolach Caen prosił się o wykorzystanie w pełni. Stąd też forma imprezy w postaci gry sztabowej, którą ćwiczyliśmy już na "Ardenach 1944" czy "O jeden most za daleko", tym razem rozłożona na grę nocną i dzienną, tak by każdy miał szansę powalczyć o most "Pegaz" spróbować zapolować na rozproszony ogniem FLAK desant amerykańskich spadaków, poczuć strach jaki towarzyszył lądującym na odsłoniętych plażach, czy w końcu wykonać misję specjalną wzorowaną na fabule słynnego filmu Stevena Spielberga lub komedii z Clintem Eastwoodem i Tellym Savalasem. Tak rozbudowany scenariusz, by w pełni satysfakcjonował wszystkich wymagał odpowiedniego nasycenia ludźmi, sprzętem i scenografią.

Było nas 49 osób na części nocnej i 68 osób na części dziennej (plus trzyosobowy sztab), choć w szczytowym okresie zgłoszeń zbliżyliśmy się do niecałych 90 osób. Niestety epidemia zrobiła swoje i wyeliminowała wielu weteranów, którzy mogli wzbogacić grę. Ambitny plan zakładał, że po stronie alianckiej sformowane zostaną 4 oddziały: 2 piechoty i 2 powietrznodesantowe. Dodatkowym smaczkiem miała być siatka partyzancka paraliżująca działania Niemców już od wejścia na teren gry. Strona niemiecka miała mieć klasyczny podział na Heeres (352 DP), LW (91 LLD) i SS (12 Pz. Div. SS), czyli trzy oddziały. Niestety z powodu niedostatku Herbaciarzy udało się sformować tylko jeden oddział brytyjski, który w nocy zagrał jako 6 DPD, zaś w dzień jako 3 DP. Co więcej, 12 DPanc. SS miała mieć do dyspozycji dwa pojazdy. Niestety jeden padł ofiarą sabotażu ze strony opozycjonistów wewnątrz armii niemieckiej, którzy unieruchomili pojazd w zbyt trudnym dla niego terenie. Drugi miał awarię układu napędowego (zapewne robota francuskiego ruchu oporu). Pogoda też zrobiła swoje i uczyniła większość dróg nieprzejezdnymi.

W części nocnej oddziały powietrznodesantowe Sprzymierzonych miały opanować kluczowe pozycje na tyłach Wału Atlantyckiego, tak by uniemożliwić dotarcie na plażę niemieckim posiłkom, co z kolei ułatwiłoby lądowanie desantu morskiego. Niemcy mieli z kolei w nocy zabezpieczyć ważne obiekty i instalacje (most w Benouville, stacja radarowa w Carentan, lotnisko Carpiquet, umocnienia Wału Atlantyckiego) i patrolować drogi. Jak widzicie zatem zadań było sporo, tylko zabrakło nam nieco ludzi. Podobnie jak pogoda są to jednak czynniki niezależne od organizatorów. Sztab postawił na danie maksymalnej swobody ruchów dowódcom poszczególnych oddziałów na szczeblu taktycznym. My koordynowaliśmy Wasze posunięcia tylko na mapie, na podstawie Waszych meldunków. Podobnie jak pod Arnhem w zeszłym roku rwąca się łączność (zwłaszcza z amerykańską 82 DPD) powodowała dezorientację, frustrację i chaos, ale cóż - tak było i 76 lat temu, że kiedy radio zawodziło trzeba było wysłać gońca. Bywało, że w sztabie nikogo nie było, bo zanosiliśmy Wam rozkazy w teren. Według mnie to dodaje grze realizmu, choć muszę przyznać, ze jest niezwykle irytujące (np. próba wywołania Sikora, kiedy się go doskonale słyszało). Co więcej traffic w eterze był tak duży, co w połączeniu z warunkami meteo spowodowało szybkie rozładowywanie się baterii. Także w ciągu dnia radia po prostu nam się wyłączały i na szybko organizowaliśmy zapasowe. Erich - mam nadzieję, że to rozwieje Twoje wątpliwości dot. małej responsywności sztabu. To nie nasza złośliwość czy "nieogar", ale po prostu "vis maior".

Teraz przejdę do pozostałych, niczym nieuzasadnionych pretensji wąskiej grupki malkontentów, którym nic nigdy... ;) Znaczy konstruktywna krytyka.

Marku (X-Ray), piszesz, że powinienem dać Wam nam kilka minut więcej na zajęcie stanowisk, bo po dotarciu na pozycje 2 osoby czyli jakieś 20% sił, musiało się wrócić na chwilę do aut. Chwilę dalej piszesz, że powinienem był Was (tj. 352 DP) puścić jako pierwszych, a nie SS i LW bo kiedy oni wychodzili, to niemal cała 352 DP czekała znudzona w bazie.

Dlaczego zatem nie wykorzystaliście tego czasu na sprawdzenie sprzętu, broni, ekwipunku, etc. tak by nie było potrzeby wracania się na parking? Dlaczego nie zrobiliście sobie wtedy wewnętrznej odprawy np. sposobu obrony? Weź pod uwagę dość napięty harmonogram, który jeszcze nam przesunęła pogoda. Zasadą jest, że na spóźnialskich nie czekamy, bo to oznaka szacunku dla tych, którzy wyrobili się na czas. Pobudka była wyznaczona właśnie na godz. 7 rano po to by wszyscy zdążyli się wyszykować i nie musieli schodzić na parking po zajęciu pozycji.

Loper - piszesz o terminatorce (ogólnie do tego tematu odniosę się później). Wskazuje, że w ciągu gry, szczególnie gdy jesteśmy w ogniu walki gracze nie będą tego rozwiązywać na miejscu inaczej jak okrzykami, bo założenie trupszmaty w takim momencie to jak rezygnacja z najlepszych momentów w grze na rzecz kłótni z ludźmi którzy i tak będą się upierać że nie dostali. Twoim zdaniem  czymś takim powinien zajmować się moderator a nie gracz, zwłaszcza że moderator/organizator miałby możliwość nakazać takiemu termosowi powrót na respawn.

Powtórzę zatem za Cortesem - ilu moderatorów musiałoby być w polu by takie rozwiązanie zadziałało? Po jednym na oddział? Przy operujących w polu 6 oddziałach to 6 dodatkowych osób - skąd je wziąć? A nawet jeżeli w każdym oddziale by taki arbiter się znalazł, to nie ma gwarancji, że w danej chwili by był przy Tobie, po to by móc rozsądzić sporną sytuację. Mógł np. być 5 m dalej, albo stać pod innym kątem i nie widzieć jak trafiasz przeciwnika. Wezwanie kogoś ze sztabu to też nie jest rozwiązanie, bo abstrahując od nadmiaru zadań związanych z koordynacją toczącej się bitwy, organizacja nie ma możliwości weryfikacji Waszych oskarżeń. Będąc z dala od pola walki mamy "słowo przeciwko słowu" a na takiej podstawie nie da się sprawiedliwie rozsądzić kto zawinił. W takiej sytuacji to Wy jesteście najbliżej, Wy widzicie w czym rzecz i tylko Wy macie możliwość wyciągnięcia za rękę osoby, która się nie przyznaje. Owszem to czasami oznacza rezygnację z soczystej akcji, ale być może dzięki takiej interwencji uda się skłonić do zejścia typa, który np. ryglował kluczową pozycję i dzięki jego zejściu wykona się zadanie. Zysk dla oddziału nad satysfakcję jednostki.

Erich (Seph) - piszesz na temat zbyt krótkiej/mało informatywnej odprawy, która w Twojej opinii skutkowała problemami w polu. Według mnie każdy przed przyjazdem powinien znać zasady gry. To jest warunek sine qua non, tak jak posiadanie okularów. Nie może być usprawiedliwieniem, że są za długie lub skomplikowane. Zresztą wydaje mi się, że zasady, które zaproponowaliśmy, a które bazują na ustalonych i stosowanych od lat rozwiązaniach, stanowią rozsądny kompromis między realizmem pola walki, a dynamiką. Co więcej przed obiema częściami na szybko przypomniałem te zasady na ogólnej odprawie. Była możliwość zadawania pytań, jeżeli jakiś fragment był niejasny. Wydaje mi się, że jako organizatorzy ze swej strony zrobiliśmy wszystko co się dało, bo przecież nie będziemy organizować testu na wejściu. ;) Jeżeli chodzi o dłuższe i rozwinięte odprawy to nie chcemy też trzymać graczy 40 minut na przypominaniu zasad, które, co jeszcze raz podkreślę, były relatywnie uproszczone.

Kwestie łączności opisałem wyżej, dodam tylko, że tak, kontrolowany chaos zawsze jest częścią ostatniej godziny gry. Zresztą patrząc na rozwój wydarzeń 76 lat temu widać, ze oddziały najpierw walczyły według ustalonego planu, później zaś od Carentan do Caen walki w bocage przyjęły formę nieskoordynowanych, chaotycznych potyczek. To moim zdaniem też podniosło realizm rozgrywki. Do tego dochodzi kwestia wykwalifikowanych radiooperatorów. Od początku gry prosiłem by ta funkcję objęły osoby, które rzeczywiście będą chciały się w to bawić. Niestety zgłosiło się tylko dwóch wykwalifikowanych RTO - Daffy i Pazur. Może to funkcja dla Ciebie na kolejną grę? ;) Zachęcam gorąco.

Bombell - Sławek, ja wiem, żeś twardziel itd., ale chłopaki mają rację. Tachanie dwóch długich zabawek nie uchodzi. Ja wiem, że nie było to zabronione, ale w imię podnoszenia realizmu nie powinno mieć miejsca. Jeżeli chcieliście działać we dwóch jako sekcja snajperska mogliście się podzielić - Ty Elf i Colt, Beken - Thomspon/Sten. Jest to uzasadnione przede wszystkim historycznie - tego uprzejmie proszę trzymajmy się. 

Terminatorka - Panowie (piszę to pod adresem obu stron), pamiętajcie, że 6mm BB to nie 9x19 Para czy .303 i przebijalność oraz odczuwalność trafienia jest inna. Zanim kogoś oskarżymy o nieprzyznawanie się weźmy poprawkę na prędkość kulki, grubość ciuchów, krzaki, liście, gałęzie i 200 innych czynników, zgodnie z powiedzeniem "Człowiek strzela, Pan Bóg kulki nosi". Naprawdę często rzekoma terminatorka nie wynika ze złej woli. Broń Boże nie usprawiedliwiam  tych, którzy mają problem z przyznawaniem się, proszę tylko by nie przeceniać swojej efektywności. I tu jeszcze jedna rzecz. Na debriefiengu poprosiłem by wszyscy, którzy mają jakieś wonty wypowiedzieli się na miejscu i przedstawili je właśnie tam. Zrobił tak tylko Meister, dlatego wylewanie żali tutaj to taka trochę musztarda po obiedzie. Moja uwaga do Kolegi (amerykańskiego spadochroniarza), którego Meister wskazał - szkoda, że się nie przyznałeś. Oszukując innych oszukujesz tak naprawdę siebie, bo gdybyś naprawdę oberwał z 7,92mm to inaczej byś śpiewał. Przyznać się do trafienia to żaden wstyd. Przyznać się do błędu i przeprosić, również. Zyskałbyś tym szacunek towarzystwa, a tak będą Cię zżerać wyrzuty sumienia.

Chyba wszystkie punkty sporne opisałem (Wochu jeszcze nie pisał, więc pewnie będę musiał się znowu tłumaczyć ;) ) i mam nadzieję, że je wyjaśniłem.

Chciałbym jeszcze raz serdecznie podziękować wszystkim uczestnikom za uczestnictwo. Co prawda byliście tylko zwykłymi pionkami na wielkiej szachownicy dziejów (X-Ray był skoczkiem, a Pazur wieżą) ;) ale przesuwanie tych pionków dawało niezłą frajdę. Wielkie podziękowania dla wszystkich, którzy pomogli przy organizacji tej gry: budowie scenografii, dostarczeniu pojazdów, rekwizytów, etc.: Bullet, Foorman, Pit, X-Ray, Striwaj, Kujaw, Gregorius, Wish, Daffy, Camper. Ukłony dla wszystkich funkcyjnych dowódców: Sikor, Vender, Vlad, Hubert, Michał, X-Ray, Meister i Lee, radiooperatorów, medyków i saperów. Mam nadzieję, że bawiliście się równie dobrze jak zwykli strzelcy, bo wasze poświęcenie było widać i słychać. Funkcje czasami są niewdzięczne, ale to właśnie dzięki nim ASH nie jest zwykłą niedzielną strzelanką.

Miło mi przeczytać, że misja specjalna "Ryan" się podobała, mam nadzieję, że Klauss i Evan też się dobrze bawili zuchwale szukając złota.

I last but not least - wielkie podziękowania dla członków sztabu: Cortesa, który jako junior game organiser był odpowiedzialny za scenografię, ale też przetestował w praktyce nasze rozwiązania w nocy, oraz dla mojego brata, Simona, który jako assistant organiser ogarniał logistykę, scenografię, porządek i sztab pod naszą nieobecność w polu. Bez nich ta gra by się nie odbyła.

CO DALEJ? Kiedy jakaś gra? Będzie jakaś gra w tym roku? Ktoś coś robi?  ;) Nie wiem, ja póki co idę na organizacyjny urlop. Robert planuje "Powrót na Wyspę Ośmiornicy" na wiosnę, dawno nie było też żadnej gry fabularnej. Czas pokaże...

Link to post
Share on other sites

Dominiku, rozumiem że ktoś ma pretensje, że 2 gości potrafi roznieść atak 15 przeciwników, rozumiem. Mi chodzi o to, że na każdej poprzedniej grze wyposażony byłem tak samo a nawet lepiej bo był jeszcze rewolwer w kaburze i nikt problemów nie robił. Mi tylko o to chodzi. I rozumiem realia i wgl ale jest masa opisów w których strzelcy wyborowi posługiwali się dwoma typami uzbrojenia. Ale trudno, czasu nie cofnę, mam tylko nadzieję, że jak ukończę ghillie szkockiego snajpera z czasów 2 wojny to nikt mi nie będzie robił problemów. 

Link to post
Share on other sites

 

1 hour ago, Domin007 said:

Erich (Seph) - piszesz na temat zbyt krótkiej/mało informatywnej odprawy, która w twojej opinii skutkowała problemami w polu. Według mnie każdy przed przyjazdem powinien znać zasady gry. To jest warunek sine qua non, tak jak posiadanie okularów. Nie może być usprawiedliwieniem, że są za długie lub skomplikowane. Zresztą wydaje mi się, że zasady, które zaproponowaliśmy, a które bazują na ustalonych i stosowanych od lat rozwiązaniach stanowią rozsądny kompromis między realizmem pola walki, a dynamiką. Co więcej przed obiema częściami na szybko przypomniałem te zasady na ogólnej odprawie. Była możliwość zadawania pytań, jeżeli jakiś fragment był niejasny. Wydaje mi się, że jako organizatorzy ze swej strony zrobiliśmy wszystko co się dało, bo przecież nie będziemy organizować testu na wejściu. ;) Jeżeli chodzi o dłuższe i rozwinięte odprawy to nie chcemy też trzymać graczy 40 minut na przypominaniu zasad, które, co jeszcze raz podkreślę, były relatywnie uproszczone.

Domin, dzięki za zaadresowanie zgłoszonych przeze mnie uwag, a przede wszystkim ogromne podziękowania za organizację gry. Zdaję sobie sprawę ile to jest roboty i szanuję, że miałeś chęci to robić. Wiem też, że na razie robisz sobie przerwę od organizacji, natomiast to co tutaj piszę, mam nadzieję trafi też do innych, którzy będą przejmować tą jakże ważną misję organizacji gier. Chciałem też ponownie przypomnieć, że to co piszę nie jest motywowane moją złą intencją tylko chęcią podwyższania poziomu rozgrywki. 

So... Let's Go! Jeżeli chodzi o moje uwagi i twoje odpowiedzi na nie, widzę że patrzymy na to typowo z perspektywy gracza i organizatora. Myślę, że prawda leży gdzieś pomiędzy tymi perspektywami, jak to zazwyczaj bywa. Odnośnie odprawy, rozumiem, że gracz ma obowiązek zapoznania się z zasadami, ale myślę, że należy do tematu podejść realistycznie. Warto pamiętać, że ludzie jeżdżą też na inne imprezy więc zasady mogą się pomieszać, przyjeżdżają z całej Polski, a więc są przyzwyczajeni do różnych zasad, czasem czegoś zapomną, czasem coś im umknie, a czasem po prostu tych zasad nie przeczytają. Zdarzają się też takie przypadki jak mój, gdzie zasady przeczytałem, lecz nie było w nich napisane, że nie mogę strzelać z MG bez rozłożenia się. Wiem, pewnie jest to gdzieś indziej na forum, ale wymaganie od ludzi przeczytania całego forum w poszukiwaniu zasad, o których istnieniu nawet nie wiedzą, jest po prostu nierealne. Myślę, że gdy mamy taki zestaw zasad jaki był (czyli skrócony jak sam wspomniałeś), gdy wypunktujemy je sobie na kartce, przypomnienie ich na odprawie przedłuży ją o zaledwie kilka minut, a w żadnym wypadku nie doprowadzi do 40-sto minutowych odpraw. Dodam też, że wspomniałem o tej odprawie nie dlatego, że miałem taką fanaberię, a dlatego, że nie raz miałem do czynienia z odprawami, gdzie zasady były przypominane nawet dwukrotnie, a odprawy i tak mieściły się w 15-tu minutach. Warto też dodać, że absolutnie nie narzekam na długość zasad ani brak realizmu ani nic takiego, były one perfekcyjnej długości i wystarczająco realistyczne oraz wcale nie za długie do zapamiętania, ale ponownie, teorię weryfikują realia, takie przypomnienie po prostu warto zrobić. Tak jak już napisałem, aby takie przypomnienie było krótkie, zwięzłe oraz wyczerpujące, należy sobie po prostu przygotować checklistę i ją odczytać na odprawie. Jeżeli chodzi o zadawanie pytań, spoko, ale tak jak wspomniałem, ciężko zapytać o zasadę, o której istnieniu się nie wie.

W kwestii łączności, w swojej oryginalnej wypowiedzi napisałem, że jeżeli kontrolowany chaos był zamierzeniem organizacji, to nie ma o czym gadać, wiem, że takie były realia czasów i domyślałem się, że przynajmniej w pewnym stopniu było to zamierzone, więc no tutaj chyba nic do dodania nie mam, poza tym, że faktycznie o ile powodowało to frustrację, to z odpowiednim nastawieniem, które szybko przyjąłem, chaos stawał się klimatyczny i w pewnym momencie, zamiast być zniechęcony, nabrałem chęci na desperackie ataki i zacięte walki, koledzy mogą potwierdzić :D Jeżeli chodzi o bycie RTO, to miałem okazję piastować ten urząd będąc w organizacjach pro obronnych, więc chętnie się zgłoszę jeżeli będzie taka konieczność, a jeżeli nadal będę chciał postrzelać z MG, to przynajmniej zgłoszę się jako ochotnik do szybkiego wyszkolenia radio operatorów z "łapanki".

To chyba tyle, jeszcze raz, wielkie dzięki za grę i mam nadzieję, do zobaczenia na polu walki tym razem jako gracz z graczem.

Link to post
Share on other sites
Godzinę temu, Seph napisał:

Chciałem też ponownie przypomnieć, że to co piszę nie jest motywowane moją złą intencją tylko chęcią podwyższania poziomu rozgrywki. 

Nie zakładam Twojej złej woli. Ale chciałem Ci uzmysłowić, że publicznie pouczasz faceta który ma na swoim koncie kilkadziesiat dużych imprez (z samymi sukcesami) i cieszy się ogromnym szacunkiem w naszym gronie (tak wiem, nie ma ludzi nieomylnych).

Oczywiście, uwagi i pomysły nawet krytyka są mile widziane. Ale w TYM wypadku myślę, że powinienieś to robić na PW.

Bez urazy.

Link to post
Share on other sites
37 minut temu, daffi napisał:

Nie zakładam Twojej złej woli. Ale chciałem Ci uzmysłowić, że publicznie pouczasz faceta który ma na swoim koncie kilkadziesiat dużych imprez (z samymi sukcesami) i cieszy się ogromnym szacunkiem w naszym gronie (tak wiem, nie ma ludzi nieomylnych).

Oczywiście, uwagi i pomysły nawet krytyka są mile widziane. Ale w TYM wypadku myślę, że powinienieś to robić na PW.

Bez urazy.

Daffy, spokojnie. Bardzo dziękuję, lecz Seph ma rację. Chodzi o to, żeby młodsi organizatorzy też wiedzieli co, jak i wyciągali wnioski. Nie róbmy rewolucji, a zmieniajmy gry ewolucyjnie. Chyba wszyscy chcemy bawić się na jak najwyższym poziomie, a to nie tylko poprzez coraz wierniej historycznie odwzorowane mundury, ale może przede wszystkim by gry były przyjemne, bezkwasowe i jednocześnie realistyczne.

Seph wspominał o odprawie ogólnej. Była ona uwzględniona w harmonogramie gry i została faktycznie przeprowadzona przed obiema częściami. Być może rzeczywiście była za krótka, za szybko przeprowadzona, cóż - tempus fugit, a nam zależało na minimalizacji obsuw, tak by gracze mieli jak najwięcej gry. Faktycznie mogły mi umknąć pojedyncze zasady, jak ta ze strzelaniem z MG z pozycji leżąc i faktycznie mogłem ominąć to w zasadach pierwszego postu. Po prostu rutyna. Także absolutnie nie czuję się dotknięty. :)

I dziękuję Erichowi za zgłoszenia na RTO - panowie orgowie, wiecie do kogo uderzać kiedy potrzeba będzie niemieckiego radiooperatora. ;)

Link to post
Share on other sites

  

51 minut temu, daffi napisał:

Nie zakładam Twojej złej woli. Ale chciałem Ci uzmysłowić, że publicznie pouczasz faceta który ma na swoim koncie kilkadziesiat dużych imprez (z samymi sukcesami) i cieszy się ogromnym szacunkiem w naszym gronie (tak wiem, nie ma ludzi nieomylnych).

Oczywiście, uwagi i pomysły nawet krytyka są mile widziane. Ale w TYM wypadku myślę, że powinienieś to robić na PW.

Bez urazy.

Nie uważam abym pouczał, po prostu przedstawiam swój punkt widzenia, to co z tym zrobi Dominik, albo ktokolwiek inny, bo swoje wypowiedzi kieruję do wszystkich nie tylko do niego (szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że Domin rezygnuje przynajmniej tymczasowo z organizacji) to już inna sprawa, nie będę nikogo do niczego zmuszał i tak jak pisałem, szanuję Dominika za organizację tej gry, bo było fajnie, natomiast w środowisku z którego się wywodzę nikt nie jest powyżej krytyki, niezależnie od doświadczenia i uważam, że jest to zdrowe podejście. Z tego co rozumiem, wiele osób tutaj, podziela ten punkt widzenia. Piszę też "publicznie", a nie na PW, ponieważ była prośba od samego organizatora o kierowanie wszelkich zażaleń i próśb w obecności wszystkich. Robię to teraz, a nie tuż po grze, dlatego, że po grze, jak emocje jeszcze szaleją i człowiek nie miał czasu niczego przemyśleć, jest duża szansa na palnięcie jakichś głupot. Myślę, że po zastanowieniu się, to co tutaj napisałem jest konstruktywne i o wiele bardziej wartościowe, niż to co bym na szybko wymyślił na końcu gry.

Na koniec chciałbym powiedzieć, że naprawdę nikogo nie pouczam, a tym bardziej nie okazuje braku szacunku. Bardzo się cieszę że Domin ma duże doświadczenie w organizacji i to widać, ale tylko dlatego że ktoś jest nowy w ASH, nie znaczy że nie ma doświadczenia skąd indziej, to co piszę, piszę dlatego, że sam brałem udział w wielu imprezach i wiele z nich wyniosłem i chciałbym się podzielić tym doświadczeniem z wami. Jeżeli odzew środowiska będzie taki, że nie powinienem tego robić, to przestanę, krótka piłka, natomiast zachęcam do pozytywnego podejścia do moich wypocin, a nie patrzenia na to, jak jakieś obelgi czy pouczenia.

Link to post
Share on other sites

OK Seph, z szacunkiem przyjmuję Twój punkt widzenia.

Napisałem długą odpowiedz ale skasowałem, sory,  nie mam fazy tłumaczyć.

Jak pisałem Bez urazy.

Poprostu też mam na koncie ORGANIZACJE kilku dużych imprez i wiem czym to się je, nie tylko udział...

i nie wyobrażam sobie żebym szedł do innego Orga i robił mu publiczne pogadanki. 

"W oczy" owszem tak czasem nawet trzeba.

Ale jak pisałem to tylko mój punkt widzenia i nikt nie musi się z nim zgadzać. 

Jeśli ktoś się poczuł urażony to przepraszam. bez odbioru....

Link to post
Share on other sites
4 godziny temu, Domin007 napisał:

CO DALEJ? Kiedy jakaś gra? Będzie jakaś gra w tym roku? Ktoś coś robi?  ;) Nie wiem, ja póki co idę na organizacyjny urlop. Robert planuje "Powrót na Wyspę Ośmiornicy" na wiosnę, dawno nie było też żadnej gry fabularnej. Czas pokaże...

Dalej  musimy starać się sami. Dlatego starajmy się organizować sobie czas i przyjeżdżać na i tak rzadkie imprezy ASH.  Organizator  b i na tym polu mam spore modernistyczne doświadczenia  i sam ostatnio byłem  orgiem " Alternatywy Pattona" wkłada spory wysiłek w przygototwania. Najbliższa gra to  Linia Arpada na Mokrym  Ługu . Sam mogę wstępnie zapowiedzieć z tej ambony  kontynuację  Alternatywy Pattona  w  Julianówce  ale na dalszym terenie. Termin podam w zapowiedzi Drugiej.
 

Link to post
Share on other sites

 Jak znajdę  nieco czasu wrzucą swój AAR  po misji Pegasa

Co do  kwestii replik  to się wypowiem bo i sam taszczyłem  2 sztuki; STEN  i Kar 98.  Oczywiście ograniczyłem ilość ammo  tak by mieć razem 300 bb do obu.  W mauserze miałem jeden mag  a reszta na stena.  Jeśli koledzy na to narzekacie to chciałbym wyjaśnić,  iż  nie było zakazu. Za  to dodatkowe obciążenie i niekoniecznie wygodne.  Wymiana broni nieco czasu zajmuje  co przy ataku ma znaczenie a i w obronie także.  Według mnie niech każdy sobie to sam ustali  czy chce tak grać i targać dodatkowe 4 kg. Organizator też o tym powinien na wstępie powiedzieć.  W realiach II WŚ było nieco inaczej  bo albo snajperzy  byli w  grupach ( vide Rosjanie) albo działali samodzielnie bez obserwatorów. 

W kwestii tracerów  na czterotaktach jestem za można to spokojnie zamontować.  Ja postaram się to  wypróbować na  Kar 98  robiąc specjalną nakładkę.   

Link to post
Share on other sites
23 godziny temu, Cortes napisał:

Wade, to nie jest mój osąd, tylko stwierdzenie faktu, że rok - dwa lata temu nie było tylu komentarzy o terminatorce.

Brak komentarzy nie znaczy, że zjawisko nie występowało :). Tzn, faktycznie masz rację, może było mniej napięć, ale to raczej dlatego, że takie rzeczy albo się załatwiało na miejscu, albo się zapominało, bo nie wadziły jakoś specjalnie. Nie wiem, podłączam się pod orędzie Domina - niech osoba uprawiająca ten rodzaj oszukaństwa weźmie sobie to co tu piszemy do serca i na następny raz nie kwasi.

21 godzin temu, BBombello3 napisał:

Dominiku, rozumiem że ktoś ma pretensje, że 2 gości potrafi roznieść atak 15 przeciwników, rozumiem.

Kolego, chyba trochę poleciałeś. Tylu niemieckich żołnierzy prawdopodobnie nie miałeś szans spotkać w jednym miejscu przez całą rozgrywkę. Poza tym bez urazy, ale kiedy z trudem zdobywaliśmy Pointe du Hoc, mierząc się nie tylko z pozostałymi przy życiu obrońcami, ale także z kontratakiem, brytyjscy snajperzy nie udzielili nam wsparcia ( chociaż w pewnym momencie mieli przed sobą JEDNEGO niemieckiego żołnierza w bunkrze ) a przynajmniej nie takiego, jakiego mogli nam udzielić. Zresztą uważam, że w tego rodzaju grach nie liczą się fragi a całościowy wkład w powodzenie działań.

Imo noszenie dwóch broni długich jest sprzeczne z założeniami ash. I nie mam tu "bólu du.." bo samemu dysponuje takimi replikami, że mógłbym to z powodzeniem robić. Po prostu skoro są zasady co do używania magazynków Hi-cap, jest rzut kostką przez medyka, jest wreszcie limit amunicji, czy to nieszczęsne strzelanie z podparcia przez strzelca MG....to po co w zasadzie one są, skoro można sobie nosić tyle broni na ile ma się siłę i ochotę? Może trochę za daleko idą moje wywody, ale ja tak to widzę. 

I proponowałbym trochę wrzucić na luz, to nie jest ani prawdziwa wojna, ani jakiś konkurs kto jest lepszym komandosem. Nikt nikogo nie obraża ad personam więc nie bijmy nawzajem piany :).

Darek - słowo na "D" jest wciąż powszechnie uznawane za wulgarne. Nie zamieniajmy się w "Wyborczą". I nie zmuszajcie mnie do każdorazowego wykropkowywania takich sformułowań. - D.

Link to post
Share on other sites

Moje sformułowanie rzeczywiście jest niefortunne. Duet snajpa + sten jest OP, a dlaczego to już chyba Seph uzasadnił. Dla mnie osobiście nazwanie stena boczniakiem jest śmieszne i groteskowe. Czy się z nami zgodzisz ostatecznie czy nie to już drugorzędna sprawa. Na Normandii nie było zakazane i nikt Cię za to nie będzie "ścigał", natomiast wydaje mi się że na przyszłych grach już to trafi do zasad.

Link to post
Share on other sites

To może ja jeszcze napiszę kilka słów o części nocnej bo z niej więcej pamiętam ;-) i to ona przyniosła mi najwięcej frajdy:

Nasz zespół 82DPD liczył początkowo 12 ludzi. Podzieliliśmy się na dwa fire teams (Ptaśka i Thompsona) i zespół sztabowy ze mną medykiem, radioopertorem i saperem z OSS . Wylot desantu był opóźniony co, jak w realnej sytuacji, było dla nas nieco destrukcyjne. Pierwsi wystartowali pathfinderzy (Matt i Thompson) i wkrótce po nich reszta w dwóch samolotach. Lot trwał dość długo i kluczyliśmy tak, że pogubiliśmy się w orientacji co dodatkowo pogłębiały dyskusje pomiędzy pilotami. Niestety w międzyczasie z jednego z samolotów wyskoczył (lub wypadł radiooperator MłodyBrt) co w pierwszej fazie pozbawiło nas łączności. Na szczęście flary pathfinderów pokazały nam punkt zbiórki więc prawie wszyscy odnaleźliśmy się, jedynie obawiając czy Niemcy również nie dostrzegli sygnałów i czy nie zaatakują nas w czasie zbiórki.

Pierwszy, cel czyli zaminowane skrzyżowanie, było niezwykle trudno znaleźć i udało się to mniej więcej po godzinie tylko dzięki kocim oczom i nadprzyrodzonemu zmysłowi orientacji Thompsona. Stosowaliśmy metodę wahadłową czyli jeden fire team szukał a drugi osłaniał. To że znaleźliśmy pierwszy cel potwierdził ogień niemiecki w którym straciliśmy kilka osób z teamu Thompsona, z których część dotarła do swoich dopiero po dłuższym czasie. Zanim jeszcze osłaniający fire team Ptaśka dotarł z pomocą na miejsce potyczki sflankowaliśmy Niemców i zlikwidowaliśmy raczej niewielki punkt oporu. Pod ochroną już obu fire teamów saper OSS (Guzol) przez dobre kilkanaście minut rozminowywał przejście znajdując kilka min "talerzowych" ;-) Na szczęście (byliśmy na otwartym terenie) odbyło się bez kontrataków, choć w oddali słyszeliśmy strzały i wybuchy. Wtedy też zauważyliśmy, że Niemcy chyba spodziewając się dywersji, wrzucili w krzaki duży drogowskaz który znacznie by nam pomógł w orientacji.  

Kolejny cel jaki stał przed nami to Bayeux. Ruszyliśmy w tym kierunku trochę po omacku, ale wzajemnie się ubezpieczając i po jakimś czasie wszystko stało się jasne - dosłownie i w przenośni. W pewnym momencie wybuchły jasne flary i rozległy się wystrzały. Widok był po prostu NIESAMOWITY: połączenie flar z setkami kulek z tracerów lecącymi w różnych kierunkach to battlescene na miarę Hollywood :-D Atakowaliśmy nieznany cel jakim były umocnienia od spodu więc łatwo nie było, ale chłopcy w końcu dali radę. Po zdobyciu celu odparliśmy jeszcze kilka szybkich kontrataków Niemców i spotkaliśmy Brytyjczyka o włoskim nazwisku Bombello. Po zameldowaniu osiągnięcia celu do HQ otrzymaliśmy rozkaz udania się w kierunku Pegasus Bridge żeby zmienić wycieńczone oddziały brytyjskie. Dotarliśmy tam prowadzeni przez Bombello na przełaj przez leśną gęstwinę i przy okazji wyszliśmy kilku Niemcom "na plecy".

Sytuacja wokół Pegasus Bridge którego mieliśmy teraz bronić na początku była stabilna, jednak z czasem napór kontrataków mocno narastał. Zespół 82DPD w tym momencie był już osłabiony i Brytyjczycy zostawili nam wsparcie w postaci partyzantów francuskich znających teren i taktykę Niemców. Kiedy tylko Brytyjczycy odeszli w kierunku Bayeux napór zaczął narastać. Ataki były dobrze prowadzone z 2 stron i mimo dobrych pozycji obronnych zaczęliśmy ponosić coraz większe straty. Z prawej strony przykrywał nas deszcz kul a z lewej, wzdłuż rzeki, słychać było coraz bliżej strzały z broni ręcznej skradających się napastników. Po kilkudziesięciu minutach obrony mostu broniło tylko 2-3 ludzi. Sam leżałem w kałuży płasko na ziemi i trochę na ślepo odgryzałem się ogniem.  W pewnym momencie usłyszałem strzały za plecami a kolega obok mnie poległ. To mógłby być koniec naszej obrony ... gdyby nie okazało się, że strzały oddali powracający koledzy z 82DP, którzy myśleli że atakują pozycje wroga :-o  Pomimo start w wyniku friendly fire od tego momentu umocniona obrona nie dała już szans Niemcom i bitwa się skończyła. 

Nie wiem ile trwały walki w nocy, nie miałem czasu żeby patrzeć na zegarek, ale dostarczyły niesamowicie dużo wrażeń. Cały czas praktycznie byliśmy w ruchu i bardzo często w ogniu (choć sam wystrzeliłem zaledwie 3 magazynki od Thompsona) a niektóre starcia były niezwykle intensywne. Zrealizowaliśmy wszystkie cele taktyczne co się rzadko zdarza. Mam takie wrażenie, że odpowiednie podejście i quasi wojskowa dyscyplina taktyczna dają bardzo fajny efekt w postaci bardziej zorganizowanej akcji aniżeli chaos czystego skirmisch. Mnie akurat kierunek milisimowy bardzo się podoba - czasem ważniejsze jest zadanie niż naciskanie spustu.

Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim za niezapomniane wrażenia a w szczególności orgom: Dominikowi i Cortesowi.

PS. Dominik ja już zapalam świeczkę żebyś się mocno nudził w przyszłym roku i wrócił do roli jaką obdarzyli Cię bogowie wojny ;-)   

Link to post
Share on other sites

Moje 2centy w sprawie większej ilości broni (@Dominik: może tą dyskusję przenieśmy do innego wątku?):

- Moim zdaniem jeśli ktoś chce niech nosi i więcej, jak udźwignie proszę bardzo - oby respektowali wszystkie ograniczenia i nakazy: FPS, tracery, highcapy, limity kulek itp. W realu żołnierze mogą ale nie noszą ponadmiarowego uzbrojenia bo to nieefektywne i w ASH w większości przypadków też tak jest.

- Uznajmy, że jest to opcja o której decydować będą orgowie na potrzeby konkretnych imprez. 

Link to post
Share on other sites

Może po prostu czas ustalić jakiś ogólny regulamin rozgrywek ASH, który będzie obowiązywał domyślnie na wszystkich imprezach z zaznaczeniem, że organizator imprezy może w jej opisie wyraźnie wskazać odstępstwa od regulaminu ogólnego a jak ktoś z nazwijmy to po imieniu lenistwa nie potrafi przeczytać zasad danej imprezy to obowiązuje go regulamin ogólny. Chodzi mi o taki "Kodeks ASG".

Jeszcze jedno: może ktoś podrzuci już jakieś fotki? :)

Link to post
Share on other sites

Sikor, staramy się urealniać nasze gry. Dopuszczenie noszenia dwóch replik długiej broni, bo ktoś tak lubi, to nie jest urealnienie. Argument, ze ktoś gdzieś widział zdjęcie, przypomina mi żart z grona rekonstruktorów: pokaż mi zdjęcie, że tak nie było. Odtwarzajmy sytuacje typowe, normalne, a nie wyjątki. Jak ktoś chce sobie wymieniać repliki w czasie gry, to niech weźmie i 10, ale 9 z nich niech zostawi na respie, w obozie itp., tam gdzie będzie mógł po nie pójść i wymienić.

Mareq, jestem za! Np. Dominik nie napisał w zasadach gry, że km wsparcia strzela z podparcia i musi mieć amunicyjnego. Dlaczego? Bo podświadomie uznał, że wszyscy o tym wiedzą. znajdę chwilę czasu, to się tym zajmę.

 

Link to post
Share on other sites

Dobrze więc. Ustalmy, że o ile będzie w regulaminie oficjalny punkt o ilości posiadanego uzbrojenia to będziemy się dostosowywać, co nie znaczy że będzie przeciwnikom łatwiej. Ze swojej strony jeszcze raz pragnę zapewnić, że nie miałem ani nie mam zamiaru nikogo urazić ani oszukać. Tylko proszę was kochani, zluzujcie. Bo szkoda żeby nasze imprezy zamieniły się w złoty rekoortodoksów ... Pokochałem ten rodzaj airsoftu właśnie za luźne podejście. 

Link to post
Share on other sites
  • Domin007 changed the title to "Normandia 1944" - 25-26 września 2020 r., Karolew k. Łodzi

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

Loading...
×
×
  • Create New...