Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

retimnon

Użytkownik
  • Content Count

    31
  • Joined

  • Last visited

Posts posted by retimnon

  1. O Jump Bootsach (i "Corcoranach") powiedziano w światku rekonstrukcyjnym już wiele. W paru punktach podam to, co najistotniejsze.

     

    1. Podczas II Wojny Światowej nikt nie nazywał butów spadochroniarskich "Corcoranami". Powszechnie nazywano je po prostu "jump boots" (prawidłowa, regulaminowa nazwa to Boots, Jumper, Parachute). Firma Corcoran była jedną wielu firm produkujących te buty, nie tylko zresztą amerykańskich. W zależności od producenta buty różniły się od siebie szczegółami konstrukcyjnymi, jak przeszycia, podeszwy, długość cholewy itd. W zależności od rozmiaru i producenta ilość dziurek wahała się od 11 do 13.

    Nazwa "Corcoran" w odniesieniu do butów drugowojennych została wylansowana z przyczyn reklamowych.

     

    2. Firma Corcoran nie istnieje od wielu lat. Koncern Cove używa nazwy "Corcoran" jako znaku towarowego.

     

    3. Zarówno w kopiach z firmy Cove, jak i w kopiach ze Sturma, jest kilka uproszczeń w stosunku do oryginału - podeszwa nie jest kołkowana/gwoździowana, skórzana w oryginale część podeszwy jest z gumy itd. Oczywiście są to niuanse, mało widoczne lub niewidoczne w ogóle.

  2. Żołnierz mógł dopasowywać ekwipunek do własnych potrzeb, rozkładać wedle uznania, i nawet jeżeli były jakieś regulacje (na razie na takie nie natrafiłem, ale przyznam że akurat tego nie szukałem) to podczas wojny wszyscy mieli je gdzieś (no może poza Pattonem). Ta "deregulacja" dotyczyła nie tylko spadochroniarzy, mówienie że tylko oni mieli swobodę w noszeniu sprzętu bo zakładano 80% straty, to taki sam mit jak wsadzanie średniowiecznego rycerza na konia za pomocą dźwigu...

     

    Hmm, wcześniej tego nie zauważyłem.

     

    Oczywiście, swoboda w komponowaniu ekwipunku w warunkach bojowych była w amerykańskiej armii w ogóle spora (podobnie, jak w każdej armii), ale powiedziałbym, że twierdzenie, że może istnieć armia bez regulacji, to taki sam mit, jak wsadzanie średniowiecznego rycerza na konia za pomocą dźwigu... Położenie określonych elementów ekwipunku, takich, jak manierka, maska p-gaz, kabura, pas czy plecak było ściśle i jednoznacznie określone - jeśli chciałbyś wiedzieć, gdzie co powinno się znaleźć, to zajrzyj do Field Manual 21-100.

     

    Ze względu na metody budowania morale (wynikające poniekąd z doktryny użycia i wcześniejszych doświadczeń niemieckich i brytyjskich), swoboda w komponowaniu niektórych elementów oporządzenia była natomiast większa u spadochroniarzy - czy tego chcesz, czy nie. Mówię w tym momencie o ekwipunku składanym PRZED wejściem do akcji, a nie np. o szturmie w warunkach polowych czy odpoczynku na zapleczu - bo w tych wypadkach panuje kompletny freestyle, widoczny na wielu, wielu zdjęciach. Z drugiej dla odmiany strony, rygor podczas szkolenia był również tak ostry, jak wszędzie.

     

    Skutkiem ubocznym tej swobody było z kolei częste niszczenie ekwipunku podczas skoku, ale to już osobny temat.

     

    Wreszcie - założenia dotyczące strat podczas inwazji w Normandii nie są żadnym mitem... Zakładano straty na poziomie co najmniej 50%, a co bardziej pesymistycznie nastawieni oficerowie, jak marszałek Leigh-Mallory, mówili otwarcie o katastrofie i stratach na poziomie 80-85%, wykluczających w praktyce jakiekolwiek alianckie operacje powietrzno-desantowe w przyszłości. Mimo tych kalkulacji, opartych na danych wywiadowczych, Eisenhower za radą generała Bradleya zdecydował, że użycie wojsk powietrzno-desantowych jest kluczowe dla powodzenia całego desantu.

  3. Trzykomorowe dostarczali na Pacyfik. Generalnie zresztą, w przypadku amerykańskiego wyposażenia trzeba zdać sobie sprawę z tego, że coś, co ma bicia z 44 roku, nie musiało w ogóle wziąć udziału w wojnie...

     

    Thompsony były na przykład na wyposażeniu polskiego II korpusu. Magazynki były noszone w normalnych Basic Pouch P37. Dość ciekawe były natomiast, używane rzeczywiście głównie przez komandosów, brytyjskie ładownice na magazynki bębnowe.

  4. Kampfgruppe Granit liczyła 85 żołnierzy. Była podzielona na drużyny (8 drużyn po 8 osób i 3 po 7). Każda drużyna była w osobnym szybowcu, z których faktycznie dwa (drużyny 2 i 11 - łącznie 15 żołnierzy) nie dotarły w pierwszej fali ataku (drużynie jedenastej z porucznikiem Witzigiem udało sie dotrzeć później, także na dachu fortu wylądowało łącznie 10 szybowców).

     

     

     

    Jeśli chodzi o atak na Gran Sasso, to Skorzenny był autorem sukcesu tego ataku głownie... we własnej wyobraźni. Faktem jest, że był najwyższym rangą oficerem biorącym bezpośredni udział w ataku - niemniej, cała operacja została drobiazgowo opracowana przez generała Kurta Studenta i jego sztab i miała zostać przeprowadzona wyłącznie siłami Fallschirm-Lehr-Battalion (instruktorów ze szkół spadochronowych FJ). Skorzenny, karierowicz i megaloman, wkręcił się do operacji w ostatniej chwili, dzięki poparciu Himmlera.

     

    Samolot, którym Mussolini miał w jednym z wariantów zostać ewakuowany (inny wariant zakładał ewakuację bombowcem He-111 z pobliskiego lotniska - szczerze mówiąc, nigdy nic nie słyszałem o smigłowcach nad Gran Sasso) to Fieseler Fi-156 Storch, samolot rozpoznawczy, a w tym konkretnym przypadku samolot łącznikowy generała Studenta, pilotowany przez Hauptmanna Gerlacha, mistrza pilotażu i "osobistego" pilota generała.

     

    Storch to samolot dwumiejscowy. Plan od początku zakładał, że kapitan Gerlach wyląduje w pobliżu hotelu i zabierze Mussoliniego. Nie było mowy o ewakuacji kogokolwiek innego. Skorzenny wepchał się do samolotu na siłę, na jeden fotel z Mussolinim, wbrew ostrym protestom Gerlacha - ryzykując tym samym życie całej trójki i w zasadzie tylko umiejętnościom Gerlacha mozna było zawdzięczać szczęśliwy start z górskiego zbocza, skrajnie przeciążonym samolotem. W swoich wspomnieniach Skorzenny napisał, że wskazywał Gerlachowi drogę i dzięki temu udało się wystartować...

     

    Skorzenny wepchnął się do samolotu po to, żeby powiedzieć - "Mein Fuhrer, przywiozłem panu Duce".

     

     

     

    Jeśli chodzi o "operacje specjalne", to pomyślcie o kilku epizodach z operacji Overlord - ataku brytyjskiej piechoty szybowcowej z pułku Oxfordshire & Buckinghamshire, pod dowództwem majora Howarda na Most Pegaza (pierwszy akt inwazji), ataku brytyjskich spadochroniarzy z 9 batalionu na baterię w Merville czy choćby ataku Rangersów na baterię Pont-du-Hoc.

     

    Skoro już jestem przy Moście Pegaza, to warto wspomnieć, że dowódcą komandosów lądujących na plaży Sword z rozkazem jak najszybszego dotarcia do mostu i zluzowania szybowników Howarda był pułkownik lord "Shimmy" Lovat. Lord Lovat rok wcześniej brał udział (i jako jedyny zresztą osiągnął sukces) w innej, słynnej operacji (też zresztą wartej odtworzenia) - desancie pod Dieppe.

  5. Cześć.

     

    Jeśli przez "pokrowce" rozumiesz pięciokomorowe ładownice na krótkie (dwudziestonabojowe) magazynki do tommyguna, to były one zasadniczo przeznaczone do noszenia na pasie. Z przodu, z boku, z tyłu - nie ma to specjalnie znaczenia, amerykańskie podejście do spadOchroniarzy zostawiało spory margines na własne preferencje (jeśli się zakłada 80% strat w danej dywizji, to mniej rygorystycznie traktuje się oporządzenie jej żołnierzy).

     

    Osobny patent to "kamizelki" wykonywane przez riggerów (specjalistów ds. napraw spadochronów) z dwóch ładownic i dwóch lub czterech (w zależności od rozmiarów delikwenta) troków, głównie na potrzeby pathfinderów. Ładownice były w takiej kombinacji zawieszane pionowo na szelkach, a troki opinały żołnierza w klacie i przytrzymywały ładownice.

     

    Do tego trzeba wziąć pod uwagę torby na pudełka - co najmniej równie często, jeśli nie częściej spotykane, niż ładownice. Torby były zawieszone na pasku i z zewnątrz przypominały nieco brytyjskie Basic Pouch Pattern 37.

     

    Co ważne - nie ma w zasadzie żadnego materiału fotograficznego, który by dokumentował użycie trzykomorowych ładownic na długie pudełka do tommy'ego w Europie.

×
×
  • Create New...