Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

SALAMANDRA 2018 5-7.10.2018


Recommended Posts

Prowincja BASHRA

Jak twierdzą dziennikarze "TNV48", geolodzy odkryli w Prowincji ogromne złoża surowców mineralnych, które mogą uczynić ten kraj jednym z najbardziej dochodowych ośrodków przemysłu wydobywczego

– Potencjał tutaj jest zdumiewający. Oczywiście, jest mnóstwo wątpliwości, ale myślę, że potencjalnie ma to ogromne znaczenie – powiedział „TNV48” szef nadzorującego operacje na Bliskim Wschodzie Centralnego Dowództwa ASAF. Według doniesień gazet nienaruszone zasoby surowców są o wiele większe niż dotychczas znane w Prowincji BASHRA i mają ogromną wartość. Szef ASAF ocenia, że Prowincja mogła być "Arabią Saudyjską, jeśli chodzi o lit", metal wykorzystywany w produkcji baterii do wszelkich urządzeń elektronicznych.

 

Największe odkryte zasoby dotyczą rudy żelaza i miedzi, ale znaleziono też spore złoża niobu, a także - na południu Prowincji - węgla. Nowo odkryte bogactwa rozproszone są na całym terytorium kraju, w tym na południu i wschodzie wzdłuż granic - a więc w regionach największych walk z talibami.

Budowa przemysłu wydobywczego i infrastruktury,której BASHRA praktycznie nie posiada, może potrwać długie lata. Pomimo to, cytowani przez „TNV48” przedstawiciele tej branży uważają, że tak wielki potencjał może przyciągnąć duże inwestycje zanim jeszcze bashrańskie kopalnie zaczęłyby przynosić dochód.

Z prowincji Bashra dla TNV48, Mario Max Golonko

 

... STAY TUNED! ...

 

 

 

https://www.facebook...23155557928223/

Link to post
Share on other sites
  • 7 months later...

Podsumowanie ze strony Gs-3.

 

Salamandra 2018
GS-3, MIĘDZYRZECZ·WTOREK, 27 LISTOPADA 2018Odczytano 79 razy
  
Miejsce: Okolice wsi Stężnica, woj. Podkarpackie, powiat leski, gmina Baligród. 
 
Czas: 051800AOCT2018 – 071200AOCT2018
 
 
Misja: Uczestnictwo w MilSimie „Salamandra 2018” po stronie bojowników talibańskich, w klanie Wataha Wolfie’go.
 
Skład: 
Artek – Dowódca
 Szary
 Szczerbinka
 Merdi
 Kierek – Zastępca dowódcy
 
Gościnnie spoza GS-3
 Seba
 Mikunda
 Jeżyk – Strzelec KM
 Łukasz
 Kubiniec
 
Razem tworzyliśmy oddział BRĄZOWY. 
 
Opis: 
 Salamandra! 
 
Na tę imprezę szykowaliśmy się niemal 3 miesiące. Opisem naszych wniosków z przygotowań, wrażeń z organizacji i przemyśleń na później, zajmie się Artek. Ja postaram się kronikarsko opisać nasz udział w imprezie, pomijając zapewne wiele i mieszając chronologię. 
 
Dojazd: 
 Na wyjazd na imprezę zorganizowaliśmy się, wypożyczając busa i zabierając się niemal całym składem. Jedynie Mikuś dojechał PKSem. Na miejscu byliśmy już w czwartek wieczorem, zajęliśmy miejsce w rozstawionym przez organizatora namiocie i zaczęliśmy integrację z innymi graczami przy ognisku. 
 
Dzień pierwszy: 

Wioska.

 Rozpoczęliśmy z bólem głowy, przeplatanym okrzykami „Gdzie są pakole?” To Artek miał rozłożyć swój pakolowy kramik. Rozpoczęła się rejestracja i nasze przygotowania. W okolicach popołudnia poznaliśmy lokalizację naszej leśnej bazy i ruszyliśmy tam. 

Około godziny 19 odbyła się odprawa przeprowadzona przez Wolfiego, a następnie zebrał się malutki oddział który zszedł (początkowo offgame) na organizacyjne spotkanie ze wszystkimi dowódcami klanów oraz rozdysponowanie pirotechniki. Zdziwiło nas jedynie to, że po odprawie, gra wystartowała, a w naszym oddziale mieliśmy jeden sprawny karabin. Te emocje po drodze w górę, oraz na prędce organizowany zdalnie qrf mający nas przejąć. 
 
Po naszym dotarciu do bazy, rozpoczęła się rutyna patrolowo strażnicza. Ufo pełniący rolę koordynatora oddziałów nadał wszystkim grupom kolory. Nam przypadł (feralny / fekalny) brąz ;-). Nasza ekipa wspólnie ze Szponami oraz t.Ch strzegła wschodniego wejścia do bazy. Poza zimnem, ćwiczeniem użycia optoelektroniki i brakiem snu, a także kilkoma kontaktami, które okazały się kontaktem z zaprzyjaźnionymi oddziałami, które po prostu nie zgłaszały wejścia do bazy, nie zdarzyło się nic ciekawego. O świcie udaliśmy się na spoczynek. 

Termo Szarego w akcji.

 
Dzień drugi:
 Po około 4 godzinach snu, nastąpiła pobudka, posiłek, higiena, przekonfigurowanie sprzętu i pierwsze zadanie. Mieliśmy wykonać czterogodzinny patrol. Spakowaliśmy się na sześć,a ostatecznie do bazy zeszliśmy po niemal dziesięciu. Po kolei. Początkowo ruszyliśmy zluzować drużynę zielonych (t.Ch), lecz w miejscu spotkania, na radio padł komunikat. „Na głównej drodze, wróg przejął skrzynię z moździerzem. Znaleźć, odbić”. Z racji, że byliśmy najbliższymi oddziałami, ruszyliśmy w stronę drogi, mieliśmy nadzieję, że idąc skosem, nie szukając dróg wyprzedzimy złodziejaszków z ASAF czy tam najemników. Nie udało się. Po dojściu do drogi zgłosiliśmy brak widoczności celu, zmieniono nam zadanie. Udać się do wioski. Po drodze zaczęły pojawiać się kontakty. Nasze oddziały zajmowały pozycje w okolicy zburzonej cerkwi. Po drodze poruszały się między innymi pojazdy oznaczone TAL, jednak przez dowództwo oceniane jako niebezpieczne. Przewinął się też niewielki konwój ASAFu, jednak inny oddział przywitał go ogniem. My po przepuszczeniu wielu kontaktów, mieliśmy sprawdzić dlaczego jeden z pojazdów Talibów, stoi zaparkowany na grani nieco poniżej linii lasu. Pojazd ten, mimo że powinien, nie znajdował się pod dowództwem Wolfiego. 
 


Leśne, główne obozowisko.
W trakcie podejścia pod górę, dostaliśmy informację, że konwój ASAF zawrócił. Postanowiliśmy przepędzić ich z naszego rejonu. Otworzyliśmy ogień posiadając znaczną przewagę wysokości i niwelując mocne karabiny na autach z obrotnicami. Zraniliśmy lub zabiliśmy przynajmniej jednego gracza ze strony ASAF, nie ponosząc strat własnych. Po upewnieniu się, że oddział jest w pełni sprawny i przegrupowaniu ruszyliśmy w kierunku pierwotnego zadania. 
 
Auto było puste. Dostaliśmy rozkaz zasadzić się w lesie i czekać na powrót załogi. Po pewnym czasie, koordynator UFO z perfekcyjnym wykorzystaniem termowizji (w dzień) pokierował nami jak z pokładu AC130, i wykonaliśmy perfekcyjne uderzenie w 5-6 osobowy oddział nie ponosząc ponownie żadnych strat. Jeden z nich nie zginął na miejscu, więc wzięliśmy go jako jeńca. Naszymi ofiarami padli bracia w wierze, jednak nie złożyli oni ślubów lojalności wobec jakiegokolwiek dowódcy klanu. Musieli więc zginąć jako podejrzani o kolaboracje z ASAFem. Jeniec nie zdradził nam zbyt wiele, a dowództwo poleciło nam go zgładzić. Gość okazał się całkiem sympatyczny i z żalem wykonaliśmy rozkaz, (zbijając z nim wcześniej piątke i przepraszając za swój czyn,) Ten na szczęście zapadł w wieczny sen pogodziwszy się z Allachem. To była jedna z naszych najlepszych akcji na tym MilSimie. 
 
Kolejne zadanie jakie do nas spłynęło polegało na znalezieniu dobrego miejsca na wykonanie zasadzki i podłożenie IED ów, które miały osłabić ewentualny konwój ASAF wraz z potencjalnymi zdrajcami z innych klanów. Atmosfera nieufności osiągała szczyty. Każdy z klanów, uważał, że to on padnie ofiarą spisku ze strony pobratymców. 
Zadania jednak nie wykonaliśmy. Z przyczyn różnych część oddziału musiała zejść do Wioski aby doposażyć się w sprzęt, prowiant itp. Na kolejną noc. Pozostała, większa część oddziału podążyła w kierunku bazy poruszając się wzdłuż drogi. Na radio padł kolejny komunikat. Ktoś zaprosił w pobliże naszej bazy reporterów telewizji. Znów nieco fartem, a nieco dzięki  metodzie wkładania stopy w drzwi, to naszemu oddziałowi przypadło to chwalebne zadanie głoszenia dobrej nowiny w świecie niewiernych. Oczywiście do spotkania podchodziliśmy bardzo nieufnie. Reporterzy bardzo chcieli pójść do naszej bazy i porozmawiać z dowódcą. Nie było to możliwe. Paranoje pogłębiły informację o ogromnym ataku ze strony ASAFu jechało na nas ok. 6-8 samochodów terenowych. Wjechali na grań i kiedy byliśmy przygotowani do stoczenia chwalebnego boju, z wozów wybiegła dzika banda … grzybiarzy. Napięcie opadło. Po odparciu miliona i jednej próśb o zrobienie sobie zdjęcia, Dowódca brązowych udzielił wywiadu, a następnie udaliśmy się do bazy, wcześniej myląc trop i gubiąc ogon z podążających za nami przez pewien czas pismaków. 
Przed bazą nawiązaliśmy łączność z będącymi wciąż na posterunku Szponami i udaliśmy się na posiłek i sen. 
 

Wzgórza Golan.

Nastroje w obozie były bardzo złe. (wyglądało na to, że ASAF sobie odpuścił i gra mocno przedwcześnie dobiega końca). Nasz oddział potrzebował przerwy, więc udaliśmy się na sen. Po czterech godzinach ktoś miał nas obudzić i mieliśmy wrócić do zadań. Z nami spała też część oddziałów. Pozostali natomiast na grani której w zeszłej nocy strzegliśmy, rozpalili wielkie ognisko i dali pokaz pirotechniki aby zdradzić ASAFowi pozycję naszej bazy i oczekiwać na atak. Ten nie nastąpił. Aby być uczciwym dodam, że nie podobało mi się takie zachowanie, zwłaszcza, że pojawiła tam się nie tylko symboliczna ilość alkoholu. Nasz oddział spał, nikt nie obudził go po 4h. Sami wstaliśmy po 6h snu. I z racji, że zależało nam jakkolwiek to brzmi na dobrej grze, postanowiliśmy poszukać guza. Było około 3 w nocy. Zebraliśmy się na grani i w końcu udało nam się kogoś obudzić, żeby dowiedzieć się, czy cokolwiek w terenie się dzieje. 
 
Dzień trzeci:
 
Oczekiwanie na wymarsz ubarwiło kolejne zdarzenie, które zpadnie nam w pamięć. Mianowicie w termowizji ok. 150m od nas po tej samej łące na której staliśmy spokojnie spacerował sobie dojrzały osobnik niedźwiedzia. Niby to nic specjalnego w Bieszczadach, jednak my mieszczuchy z zachodu Polski nie nawykliśmy do takich spotkań. Spłoszył się po uruchomieniu latarki. Ruszył niestety w stronę obozu. Nadaliśmy więc na radio komunikat aby rzucić kilka petard i go odstraszyć. Obóz miał zajęcie na kilka kolejnych godzin. 
 


Brązowi, krótko po oddaniu strzału.
My natomiast udaliśmy się w stronę wioski, gdzie oczekiwał na nas oddział niebieskich z moździerzem. Okienko ostrzału bazy zaczynało się o świcie więc mieliśmy nieco czasu. Wyruszyliśmy. Nasze morale również nie było najlepsze, kilkukrotnie mieliśmy niewielkie niezidentyfikowane kontakty, które dostrzegł Szary z optoelektroniką. Ostatecznie dotarliśmy do wsi, i znów, posiadając ostrzeżenie od dowódcy, byliśmy bardzo nieufni. Wraz z pozostałością drużyny niebieskiej (2 osoby) oraz Pakuladenem ruszyliśmy na wzgórze, z którego zasięg moździerza pozwalał na strzał. Wyliczeniami nastaw dysponowali niebiescy i to oni powinni za ten strzał, powodujący zniszczenia w FOB ASAFu, zebrać laury. Nasz oddział zajął się natomiast ewakuacją broni. Ukryliśmy ją i zwialiśmy w las. Po pewnym czasie nie widząc żadnej reakcji odwetowej wroga postanowiliśmy zejść do Wioski i zobaczyć co się dzieje. Tam zakończyliśmy nasz udział w MilSimie. 
 
Zapraszam do obejrzenia fotorelacji oraz do przeczytania podsumowania i oceny ustami Artka, które niebawem pojawi się na stronie. 
 

https://mobile.facebook.com/Gs3Miedzyrzecz/
________________
 Kierek

Link to post
Share on other sites
Podsumowanie - Salamandra 2018
Wstęp
 
Postaram opisać Wam jak widzę sferę organizacyjną wyjazdu i gry oraz odniosę się do jej grywalności. Jadąc na grę biorę na siebie zebranie i przetworzenie informacji o środowisku gry otaczającym nasz oddział. Naturalnie zaczynam, przez podjęcie się planowania, dowodzić. Jest mi potrzebne dużo danych do określenia wytycznych administracyjnych i logistycznych. Wymagam od organizatora nie marketingu, a komunikowania działań i wymagań. Tu mam do niego kilka zarzutów. Wiele też oczekuję od dowódców zwierzchnich, jako realizujących wytyczne organizatora (najlepiej podane jako OPORD). Każdy wyjazd jest okazją do samodoskonalenia 1f642.png:)
 
Salamandra
 
Milsim Salamandra urósł przez te kilka lat do miana legendarnego. Zarówno opowieści uczestników, jak i materiały na youtubie mocno się do tego przyczyniły. Stwierdzenia “najbardziej wymagający”, “epicki”, ”jak w afganistanie”, “Pakuladen król i Minister Kwiatkowski też” najbardziej utkwiły mi w pamięci. Produkt trafił do grupy premium dzięki zadowolonym klientom i niezłej reklamie.
 
Z rozmów kuluarowych wynikało, że czekami z planowaniem wyjazdów w 2018 roku na wydarzenie tego kalibru. BAM! SALAMANDRA - jedziemy. Zawsze wiedziałem, że nieobecność na pierwszej Salamandrze, to największa moja airsoftowa strata. Tu dziękuję Ufo za zaproszenie i możliwość działania razem.
 
GS-3 decyduje się pojechać
 
Podszedłem do wyjazdu jak do okazji na złapanie Pana Boga za nogi, określiłem cele na wyjazd:
  • sprawdzenie funkcjonowania GS-3 i Przyjaciele
  • dążenie do kontaktu i sytuacji larpowych, zgodnie z zapotrzebowaniem)
  • wykonywanie postawionych zadań
  • gra do końca
  • współpraca z Szpon i t.Ch.
  • poznanie innej wizji milsima i organizacji gry
  • poznanie środowiska milsimowego
  • przygoda, góry, urlop i takie takie
Wziąłem na siebie rolę koordynującego i wiedziałem, że nie będę miał czasu na organizację przed samym wyjazdem. Dlatego postanowiłem wcześniej się tym zająć, tak 2,5 miesiąca wcześniej. U nas w ekipie jest więcej, niż standardowo, demokracji, przez co procesy dłużej trwają. Do tego doszła koordynacja z 2 innymi ekipami i dowódcą zwierzchnim, który dzięki mnie nauczył się jak przeprowadzić gradobicie pytań na organizatora 1f609.png;) Wszedłem na ostro zbierać informacje, nauczony doświadczeniem Falkenhorsta, zanim przedstawię komplet danych chłopakom z ekipy. Nie byłem na 48h, na Saltusach i innych grach tego środowiska. Nie znałem organizatorów i graczy. Szukałem twardych danych. Tu po raz pierwszy odbiłem się od ściany. Znów czerwone lampki zapaliły się na konsolecie. Wszędzie tylko zapisz się, zapłać, informacje wkrótce. Dowództwo mówi mi “zaufaj, będziesz pan zadowolony” (jeszcze nigdy nie byłem, gdy ktoś mi tak powiedział). Wyskoczył dokument nazwany regulaminem, któremu bliżej było do informacji wstępnej dla ASAF. W kluczowych punktach napisane tylko; “ale Talibowie będą mieli inne zasady”. Tak, pojechaliśmy jako strona Talibów. Tu skończyła się demokracja w ekipie, bo albo zapisujemy się bez kompletu wiedzy, albo nie - szybka decyzja. Powiedzieliśmy jedziemy i zaczęliśmy zbierać drużynę. Znów położyłem swoje imię, by przekonać chłopaków, że wyjazd na drugi koniec polski to świetny pomysł. Juhuu! “Na co jedziemy?” - pytali. Przed tą edycją dowództwo studziło przezornie emocje, “ta Salamandra będzie inna”. Czyli jaka? Nikt nie potrafił udzielić konkretnej odpowiedzi. Ja jej nie miałem dla chłopaków…
 
Przez 4 lata od poprzedniej edycji dużo się zmieniło. Wymienię tylko Snafu, Asgard, Misja Afganistan, gdzie przejrzystość i komunikatywność stoją na przyzwoitym poziomie. Robienie wielkoskalowej gry pociąga za sobą konieczność wzbicia się na pewien level organizacyjny, którego tu nie doświadczyłem. Regulamin miał miano “jeszcze się zmieni” i “negocjujemy”. Był dziurawy jak sito i miał kilka kwiatów, gdzie było wiadomo, że jebnie. Wspomnę brak podziału ingame - offgame, brak jawności oznaczeń przedmiotów, stref, pojazdów ingame, wyszczególnienia tego co zapewnia organizator itd. W ogóle taki dokument jak mechanika nie powstał, jego elementy znalazły się w regulaminie. Takie dokumenty wydaje się przed zapisami. Zasady pojazdów, granatów, min, limity fps/J, trafień, systemu ran, jeńcy itd. To miało swoje odbicie w niskiej świadomości graczy.
 
============================
 
Administracja i logistyka
 
Salamandra była dla nas kolejnym po Falkenhorście tak dużym wyzwaniem organizacyjnym. Warunki logistyczne nie rozpieszczały. Przejechane 2000km zrobiło na nas wrażenie. Poniesione koszta też. Dowództwo powiedziało jechać na lekko, ale uwaga na hipotermię 1f609.png;) Dla mnie na lekko, to godzisz się na pierwszy stopień hipotermii, ale bądźmy poważni. Chłopaki wymienili, na lepszy, sprzęt do bytowania. Zapakowaliśmy nawet namiot dla zmarźlaków. Na miejscu okazało się, że są i toi toie i namioty i nawet ognisko (tylko drewno w czwartek trzeba było zakombinować. Na rejestracji powiedzieli, że kluczowa logistycznie “woda będzie”. Nie starczyło dla wszystkich przed opuszczeniem wioski. Dzięki za informację. Na szczęście kupiliśmy zapas. Tu płynnie wkrada się kolejny ważny dokument, mocno upraszczający logistykę - harmonogram gry. Kiedy, co i gdzie? Kolejne kwiatki - godziny wejścia na teren, wyznaczone miejsce do spania dla przyjeżdżających w czwartek, funkcjonowanie parkingu, czas rozpoczęcia. W praktyce wydany dokument okazał się, delikatnie mówiąc, nieprzystający do rzeczywistości.
 
Można organizatorowi wybaczyć słabą komunikację i zmiany koncepcji przed wyjazdem (może nie ma czasu lub jest w tym kiepski), jeśli przyjedziesz i wszystko gra w strefie offgame na miejscu. Tu nie grało, więc kumulacja z poprzednimi ułomnościami. Najlepsza była kłótnia Orgów na rejestracji o to, ile kto pracy włożył i że wysłali dzieci do obsługi bez zapewnienia jedzenia i kompletu informacji. Wisienka. Najpierw jednak był tort.
 
Czwartek
 
Przyjeżdżamy ok 21:00 na parking wyznaczony. Stoi jeden samochód. Yhm… No to jedziemy do Saleh Abad. Jest i parking, i impreza. Pozwoleniu wejścia na teren od 8:00 mówimy - do widzenia. Popiliśmy, ktoś powiedział, że paintball jest lepszy od airsoftu, a “Fiodor się jeszcze niepotrzebnie schylił”. “Delikatna” integracja dla większości skończyła się koło 3:00 - 4:00. My z kolegą doszliśmy w końcu do tego, że airsoft i painball mogą prawdopodobnie współistnieć - pozdrawiam 1f609.png;)
 
Piątek
 
Nawet trochę śmieszne było obudzenie mnie ok 8:00 przez chłopaków w pełnym szpeju, którzy chcieli swoje pakole, bo oni już idą w teren. Jednak nie śmieszne, następnym razem pozabijam 1f609.png;) Wstałem, załadowałem system 16 razy, aż w końcu zaskoczył i wystawiłem kramik z pakolami. Dzięki chłopaki za wyrozumiałość raz jeszcze 1f642.png:) Wioska budziła się do życia, ludzie się krzątali, ogarniali. Ok 12:00 przywieziono dzieci organizatorów/ organizatorów i zaczęła się rejestracja. Szanuję za ten niewylewny pakiet gracza. Wszystko co potrzebne bez tych badziewnych sponsorskich fantów. Rejestracja poszła sprawnie, ale nie było chrono. Przypałem było odpowiadanie na każde pytanie np. o wodę, śmieci i inne - “Nie wiem”, “Ktoś przyjedzie”. Po praktycznym zakończeniu rejestracji widziałem, że organizator przywiózł drewno, worki na śmieci, chyba wodę i zmianę obsady rejestracji. Musztarda po obiedzie.
 
Kolejnym przykładem na nierealność harmonogramu był zabawny jegomość i kulku jemu podobnych, który dowiedział się koło południa, że gra zaczyna się około 20:00, a nie o 12:00 - “To po co ja tu rano przyjechałem?” Raczej było mi go żal (tak jak tych zwiadowców z 8:00 rano), bo co do godziny wyjścia w teren i rozpoczęcia było kilka opcji i organizator nie raczył tego jakoś normalnie usystematyzować. Nasza frakcja w teren wyszła w przedziale 15:00 - 17:00. Dzięki za uznanie za wtyczkę i taktyczne zapomnienie o nas i o jeszcze jednej ekipie, przez co nie zdążyliśmy na odprawę oddziałową - “Gdzie Wolf?” - “Nie wiemy, poszedł na dół coś sprawdzić”. Zawiozłem swoich chłopaków na pętelkę, odstawiłem busa i poszedłem, po drodze znajdując jeszcze jedną zagubioną ekipę, do naszego obozu za kapliczką Matki Boskiej od Przeciągów. Na miejscu dowiedziałem się, że wracamy na ogólną odprawę orgowską. Była szybka. Panowie stwierdzili, że tak im truto dupę, że wszyscy chcą, że mimo braku czasu, zrobili. Juhu! Ludzie pytali o system ran, o rzeczy które były już napisane, o wytrychy w mechanice. Odpowiadali całkiem konkretnie i to było spoko. Organizator dał skrzynie z zasobami, IED z przeszkoleniem operatora i gra się zaczęła. Fajnie, bo my tu na odprawę offgame z 2 replikami poszliśmy i zostajemy jeszcze zorganizować transport do szpitala, bo ktoś tam na górze miał wypadek. Przed grą była kupa pytań, jak to będzie z tym rozpoczęciem, w kontekście budowy bazy w terenie i odprawy w wiosce - “spoko będzie pan zadowolony”. No to marsz w nocy, w pięciu, bez ubezpieczenia, już jednak ingame, ścigani przez wrogie patrole, z całymi zasobami naszej frakcji i targając niemałą skrzynię 3 km. Kocham takie kwiaty 1f609.png;) W tym miejscu zaczyna się już na dobre akcja ingame, a nie o niej piszę.
 
============================
 
Milsim Salamandra jako konkretna wizja milsimu
 
Ogólnie, idąc w teren, przyjąłem do wiadomości, że organizator wychodzi z założenia, że on daje przestrzeń, zajebiste środowisko gry, cele, rekwizyty, a reszta leży w rękach graczy. W sumie świetne, ale ja nie pamiętam udanej gry z takimi założeniami. Większość kończy się tak jak ta edycja. Zadania wykonane, cele niebardzo - mało kto zadowolony, jednak sukces odtrąbiony, gratulacje, ale raczej już nie pojadę na następną edycję. Było słabo. Z kilku powodów:
  • nasiedziałem się już w lesie, pilnując krzaka i ciesząc pięknem natury,
  • widzisz, że nie masz szans na realizację operacji, bo przeciwnik, ASAF nie realizuje swoich celów (teoretycznie strona z inicjatywą),
  • nasze cele eliminują nas tym samym z gry
  • brak akcji nie daje okazji do testowania szkolonych założeń
  • post factum; gra ogniskuje się w kilku punktach zapalnych, pomijając połowę naszej strony i chyba też dużą część sił przeciwnika
  • organizator odbiera sobie realny wpływ na grywalność
  • środowisko gry zrobiły okoliczności zewnętrzne, jak piękna jesień w bieszczadach, a nie przemyślana mechanika i charakter symulacji
Ja potrzebuję bogatszego świata przedstawionego, dlatego też wybrana została Salamandra, ze względu na atrakcyjną oś konfliktu, możliwość epickiej stylizacji, larpa, nasycenie godnym przeciwnikiem. Zawiodłem się na tym polu.
 
Do zrealizowania wizji Milsimu, w stylu macie i się bawcie, moim zdaniem trzeba spełnić szereg wymagań jak:
  • dobór dowódców do celów, a nie zadań
  • selekcja dowódców stron wg kryterium tożsamej wizji systemu milsim
  • ewentualnie, jeśli nie powyższe, to określony sposób postawienia dowódcom rozkazów; dużo wytycznych, rozwinięta dokumentacja, połapana łączność, określony zakres/rozmach operacji,
  • upewnić się czy ludzie/klienci zostali poinformowani na co jadą i czy to im odpowiada, czy to uniosą? Wiem, że kozaki zawsze przecież uniosą 1f609.png;)
============================
 
Wykolejenie się gry z mojej perspektywy
 
Rękoma i nogami lobbowaliśmy, by nie być tylko podgrywką dla ASAF. Zwyczajnie byłoby to nieopłacalne. Wiadomo, że w półświatku lepsze fuchy dostają “Łowcy Splendoru”, no ale to nie znaczy, że krzak musi być nam pisany. Zaznaczyłem, że chcemy patroli i larpa i trochę krzaka 1f609.png;) Z mojej perspektywy pozostawiono wolną rękę wszystkim dowódcom. Czerpię wiedzę z rozmów z dowódcami talibskimi i AARów ASAFu. Tak, może być ona niepełna. Talibowie się dogadali, zawiązali pakty. Wkroczyliśmy w ingame.
 
Po pierwszej nocy większość od Wolfiego wiedziała, że ASAF już nie przyjdzie, ale byłoby to sprzeczne z ich celami, o których wiedzieliśmy. To był taki wybór, albo są tak chujowi, że na połowie terenu nie ma ich aktywności, albo tak dobrzy, że chcą nas wyczekać. Nie z nami te numery, za dużo krzaka pilnowaliśmy, żeby pękać. My nie pęknęliśmy, oni dalekie przedpole naszej bazy nazwali jakoś “dalekie peryferia talibskiego terytorium”. Co? Jak?
 
Z mojej perspektywy dla połowy Talibów gra umarła w sobotę około 15:00. Kiedy przywieźli papu na teren, skończyła się aktywność wroga w naszym rejonie. Od tego momentu poszliśmy na bezczela, łażąc po terenie tyralierą i wysyłając ludzi do wioski, w której podobno coś się działo. Przeżyliśmy jeszcze najbardziej emocjonujący atak Kolumny Zmotoryzowanej Grzybiarzy, Wolfi sam sprzedał koordynaty bazy i podpalił świat, by chociaż MOAB zaznać 1f609.png;) Udało nam się spotkać Misia, pójść na nocny patrol, ostrzelać z Niebieskimi FOB ASAF i pokłócić się 1f609.png;)
 
Dużo zastanawiałem się, co się stało? Poczynając od dowództwa ASAFu, w którego AARach wszystko wygląda pięknie - zadania wykonane. Organizator potwierdził i pogratulował. Ja się pytam, a co z celami? Ja wiem, że są mniej mierzalne. Łatwiej jest zawieźć wodę do wioski i posłać N patroli i odhaczyć sukces. Tym sposobem wygrała pewna wizja milsimu, która morduje grywalność. Kuluarowo gracze z obu stron donoszą, że było kiepsko (nie wszędzie, o tym zaraz). Nasi przeciwnicy okopali się w swoim FOB, bo nie było wystarczająco samochodów. Bozia nogi odjęła? Chcę zobaczyć trackery z tych 5 patroli dalekiego zwiadu 1f609.png;) Ja rozumiem, że to milsim i trzeba zgodnie ze sztuką i realistycznie, ale Panowie Pretorians, tak na poważnie, z tego powodu zdecydowaliście się, delikatnie pisząc, ograniczyć ludziom doznania?
 
Wytrychem było również PMC. To specyficzna funkcja i nie znam gry, by nie bawiło się świetnie, ale to zabawa z bombą. Są jak trzecia frakcja, która jedną tylko woltą powoduje tyle sprzecznych informacji, że gra staje, z powodu nieufności. To fajne narzędzie, ale w rękach moderatora, a nie puszczone samopas, bo wtedy gra ogniskuje się tylko na nich. Gorzkie gratulacje Panowie 1f642.png:)
 
Odnośnie moderacji gry. Czy organizator wydawał rozkazy dotyczące wykonywania celów, czy raczył się raportami z rotacji posterunków, a może zrezygnował z symulowania dowództwa wyższego szczebla, pozbawiając się tym samym wpływu na grę?
 
Następny wytrych. Na odprawie zaznaczono dobitnie - “nie atakować przekaźnika, jest offgam”. Dziękujemy za praktyczne wyłączenie operacyjne tego łysego wzgórza nad wioską. Super zakaz, jak ten dotyczący minowania głównej drogi Tyskowa - Łopienka.
 
Fajnie, że napisaliście, że nerfy we własnym zakresie można mieć. Pewnie tak jak moździerze. Jaka była wizja naszej walki z pojazdami? Praktycznie nie posiadaliśmy do tego środków. No tak w sobotę w nocy były zakupione, tylko gdzie pojazdy przeciwnika?
 
Kolejny wytrych. 10 min. patrzenia na mapę i poczytania relacji z poprzedniej edycji i już wiesz, że powyżej Saleh Abad nie będzie większej akcji. Dlaczego? Po pierwszej walce w wiosce zmienia ona status dla ASAF na wrogą i nikt o zdrowych zmysłach nie zostawi jej sobie za plecami, aby odcięto mu odwrót. Poza tym z założenia tam będzie ogniskować się larpowe życie, w sumie larpowe nie, jakiekolwiek życie. Z perspektywy zwykłego zjadacza kompozytu 100% miejscówka na jakąkolwiek akcję. Grająca larpowo wioska o statusie neutralnym bez moderatora to iluzja. Nie ma tylu lotnych graczy by płynnie przeszli z roli taliba do pokojowego wieśniaka pasącego kozy.
Tu mam zarzut do naszego dowództwa. Chłopaki widzieli, że z tej mąki chleba nie będzie, a mimo tego pozostali wierni symulacji, a nie pomyśleli o grywalności. Mogliśmy pierdolnąć to wszystko i pojechać… w bieszczady, gdziekolwiek, dojechać przeciwnika skoro sam się podkładał, bo mieliśmy jako frakcja duże ku temu możliwości. Zmarnowaliśmy potencjał.
 
O przebiegu naszego uczestnictwa w samej grze napisze Kierek. Mieliśmy kilka epickich akcji i potknięć, skutkujących męskimi rozmowami już odbytymi i tymi jeszcze przed nami. Kulminacja nastąpiła, gdy szambo wyjebało o niedzielnym świcie. Później trzeba było się pogodzić 1f609.png;)
 
============================
 
Ludzie i inny świat Airsoftu
 
Ciekawym zwyczajem było to, że cały dzień, przed rozpoczęciem gry, kursowały do Salech Abad wycieczki z ASAF na zoosafari. Kręciły się grupy ASAFu stylizowane na talibów, celem zbierania informacji w strefie offgame. Gwałt na logice symulacji, ale nie gry, takiego pobandyzmu nie popieram. To niesmaczne.
 
Tu się pije. Nie rekreacyjnie. Dużo. Ogólnie spoko, bo mimo to była zdolność działania, a może w tym szaleństwie jest metoda na utrzymanie morale przy całonocnym wartowaniu 1f609.png;)
 
Bardzo głupie, irytujące było wojowanie o pietruszkę w wojnie airsoft - paintball. Nie rozumiem i nie zrozumiem. Teksty typu; “Airsoftofcy to miękkie cipy, piknikowcy, pizdeczki.” “Paintballowcy to buce” itd.powtarzane półgebkiem przez losowych graczy w rozmowach przynamiotowych. Po co to komu?
 
Kolejnym kwiatem jest obwinienie za nieudaną grę metody zapisów. Dość powszechnie dało się słyszeć, że to przez otwartą rejestrację. Ok. Ktoś tu się boi recenzji osób niezaprzyjaźnionych, refleksji nad swoim airsoftowym podwórkiem? Panowie od tekstów, “kiedyś to było”, “trzeba zrobić selekcję”, “tylko sprawdzeni ludzie”, gra nie będzie lepsza. Fajnie jak koledzy poklepią po pleckach i powiedzą, że było fajnie? No fajnie, ale nadal nie jest to konstruktywna krytyka, ocena i analiza. Pogódźcie się, że Polska to duży kraj i są różne środowiska graczy, których spotkanie może odświeżać wizję gry. Okopanie się w swoim świecie da jego powolne wygaszenie i zamorduje milsim w niepiknikowym wydaniu. Co do piknikowców, to uważam, że mają jeszcze dużo pracy nad utrzymaniem morale przed sobą, a teksty bohaterów airsoftu w stylu “w MONie pokazaliby tym rurkowcom jak się wojuje”, niczego do gry nie wnoszą, nikomu nie pomogą, a naświetlają jedynie aspiracje ich autorów do bycia zlotowym bucem.
Gra skończyła się przed czasem. W sumie to już standard i bardzo nad tym ubolewam. Uczestnicy wyjeżdżający wcześniej pracujcie nad swoim morale i ogarnięciem życiowym. Jak powiesz żonie/mamie, o której realnie wrócisz, to Cię nie zabije, a nie zwijasz się wcześniej z gry, psując ją innym.
 
============================
 
Dobre rzeczy
 
Organizatorze Kochany, mimo pastwienia się nad jakością w wycinkach twojej pracy. Doceniam wiedzę. Doceniam zamysł, był imponujący. Doceniam odwagę. Doceniam konsekwencję w działaniu. Współczuję nietrafnych decyzji. Osładzam gorycz krytyki stwierdzeniem, że całościowo milsimy ocenia się trafnie dopiero po latach.
 
Widać, że gra w warstwie celów i zadań, była przemyślana, konfrontacyjna i ciekawa. Dawała fajne możliwości.
 
Szanuję za zakres zabezpieczenia logistycznego. Więcej niż się spodziewałem i potrzebuję, ale to miłe, że były tojki i namioty.
 
Dzięki za pamiątkową naszywkę.
 
Widać, że większość po naszej, Talibskiej stronie to stare wyjadacze, znające się jak łyse konie i na robocie i siebie nawzajem. Fajna atmosfera, impreza. Ciekawi ludzie. Cieszę się, że Was poznałem, a z częścią dane mi było współpracować.
 
Cena niewygórowana.
 
Ciekawie zderzyć się z inną wizją gry i milsima, z innym podejściem, np. ta nuta powszechnej paranoi i nieufności była bardzo intrygującym dodatkiem i fajnie grała na morale i w procesie identyfikacji celów.
 
Fajnie pojechać w podróż, ponieważ one kształcą.
 
============================
 
Wnioski
 
Organizatorze, proszę poczytaj coś o zarządzaniu projektami. Tam będzie wszystko. Popracuj nad komunikacją. Nie czytam Ci w myślach. Ból w przygotowaniach sprawi, że realizacja cię nie zaskoczy i pozwoli sprawnie reagować, kiedy zobaczysz, że gra się sypie.
 
Gracze pracujcie na morale, zaczynając od kondycji, zabezpieczeniu się w odpowiednią ilość prowiantu i przeciwdziałajcie sprawnie hipotermii. “Nie ma złej pogody. Są tylko ludzie źle ubrani.”
 
Milsim dla mnie to nadal tylko gra w środowisku cywilnym. Więcej potknięć, ale większa intensywność działania. Naturalne ograniczenia. Nie macie tu szans na wojsko, ani na bycie rambo. To tak po środku, nadal ciężko, ale żeby też miło było. Okazja do sprawdzenia siebie i drużyny.
 
Powyższa krytyka odnosi się do elementów gry, które dopracowane ją usprawniają i podnoszą jej kulturę. Dobrze zrobione pozwalają graczom skupić się na przygotowaniu bez bólu i frustracji do jej warstwy ingame, dają okazję do mierzenia się nie tylko z samym sobą, ale też z przeciwnikiem podczas realizacji. Po prostu jak już masz zrobioną pracę na morale, oczekujesz od gry większych wyzwań, takich jak strzelenie z moździerza, które wykonywane pierwszy raz, nas przerosło. Dzięki niebieskim za pomoc. O tej warstwie gry napisał Kerek. Polecam.
 
Na koniec. Moja całościowa ocena wyjazdu i gry z wewnętrznych podsumowań, którą się chcę podzielić, to 5 / 6. Było warto z wielu powodów; koledzy, przyjaciele, nowi ludzie, teren, epickie i trudne sytuacje w grze… Jak ktoś znalazł koło ruin cerkwi w Tyskowej w niedzielę rano latarkę Mactronic XTR Thunder, to moja. Proszę o zwrot z przewidzianą nagrodą. Tak na poważnie, to nie spodziewałem się, że pielgrzymi mi ją zakoszą.

Pozdrawiam
Artek
Link to post
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

Loading...
×
×
  • Create New...