Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

Maszerujący ogień.


Recommended Posts

Hmmm po pierwsze dlaczego jakikolwiek oddział specjalny MUSI iśc tylko i wyłącznie "szlakiem" wiedząc a w zasadzie mając pewność natknięcia się tam na przeciwnika ??

 

>Chyba większość "nowych" w dziedzinie "wymyślania" scenariuszy popełnia jeden zasadniczy błąd. Mianowicie układając scenar wykorzystuje jako "bohaterów" żołnierzy z oddziałów specjalnych nie mając pojęcia o zasadach na jakich opierają swoje działanie.<

 

Iść TYLKO i WYŁĄCZNIE SZLAKIEM/TRASĄ zaplanowana z "góry" w sytuacji w której wiadomo że spotka się na niej wroga który "czeka" to może sobie wykończony psychicznie i fizycznie oddział piechoty zasuwający do "domu" a nie oddział specjalny typu SAS/SEALS/GreenBerets itp

 

Tak więc proponuje na poczatek zmienić "głównych" bohaterów na zwykłą piechotę :mrgreen:

 

Albo umożliwić takim oddziałom jak SAS działanie zgodne z ich szkoleniem i założeniami taktycznymi których powinni się trzymać (zwłaszcza na wrogim terenie)

 

Na początek to tyle

Link to post
Share on other sites
Fakt. Podchody bez wymiany ognia są nudne jak flaki z olejem...

hm to mała prowokacja?

 

Osobiście uważam, że o tym czy strzelanka była nudna nie decyduje ilość wystrzelonych kulek. Zdarzało mi się jeździć na manewry gdzie w ciągu całego dnia zużyłem z 2-3 realcapy, a pomimo to adrenalina buzowała prawie przez cały czas. Byłem też na takich imprezach gdzie strzelanina trwała non-stop, a jakoś się świetnie nie bawiłem... Co kto lubi, ale chyba sama strzelanina jest środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Podchody i możliwość spotkania przeciwnika są chyba bardziej adrenalinopędne niż sama strzelanina, która nastąpi w momencie spotkania. W końcu bardziej przeraża nieznane niebezpieczeństwo :mrgreen:

Link to post
Share on other sites
Osobiście uważam' date=' że o tym czy strzelanka była nudna nie decyduje ilość wystrzelonych kulek.[/quote']

Ja też tak nie uważam i nie wywalam od razu tony kompozytu na każdej strzelance. Ale gdybym nie lubił strzelać tylko łazić i grać w podchody to nie grałbym w Airsoft, tylko wstąpił do harcerstwa... :mrgreen:

Link to post
Share on other sites

Kwestia wyszczylania iluś tam kulek to jedno ale tu ewidentnie problemem jest brak wiedzy na termat działań specjalnych. Wtakiej sytuacji każdy spec oddział da w długą i obejdzie kilometrowym łuiem każdą "przeiwdywalną" drogę na której mogą czekać zasadzki.

 

Kwestia postrzelania ... oczywiście czemu nie ale w przypadku gdy "szukający" znajdą i "dogonią" uciekający spec oddział a ten zdecyduje się na statyczną obronę (co jest bardzo wątpliwe) ewentualnie zostanie osaczony/okrążony bez możliwości skrytego wycofania i podejmie próbę przedarcia się w kierunku strefy ewakuacji.

 

W każdym innym przypadku na 99% żaden oddział specjalny nie wda się w wymianę ognia i będzie omijał każde miejsce potencjalnej zasadzki.

Link to post
Share on other sites

Hmmm OK już zmieniam scenariusz :P

 

-chodzenie tylko po wyznaczonej trasie -> do zmiany lub podać dobre wytłumaczenie takiego zachowania

 

-kwestia

przypadku gdy "szukający" znajdą i "dogonią" uciekający spec oddział a ten zdecyduje się na statyczną obronę

nie koniecznie...wobec przeważającej siły wroga - taktyczny odwrót :D (poza tym nie wiadomo na jakim odcinku "dogonią" - to kwestia szybkości poza tym jak już dogonią to wszystko zależy na jakim terenie (zdolność wykonania ataku i obrony)

 

- co jeszcze ?

 

[ Dodano: Pią 07 Lip' date=' 2006[/i'] ]

Jako że przypomniałem sobie o ograniczeniach związanych przy sciąganiu z Rapidshare wklejam scenariusz w formie posta. Przepraszam za bałagan.

--------------------------------------------------------------

Maszerujący ogień.

 

Jest rok 1952. Komandosi z S.A.S walczą w malajskiej dżungli. Niepewni dnia ani godziny, narażeni na ciągłe niebezpieczeństwo ze strony partyzantów w końcu otrzymują pozwolenie na powrót do przyczółku. Jednak ich sytuacja jest trudna do bazy zostały im tylko 3 kilometry, lecz wiedzą, że partyzanci są prawie wszędzie...

 

Zespoły:

S.A.S – osiem osób plus cztery osoby w bazie

Partyzanci – trzy grupy po cztery osoby i jedna grupa licząca piętnaście osób

 

Zadania

S.A.S – przedarcie się przez posterunki wroga do bazy.

Partyzanci – wyeliminować S.A.S

 

Wytyczne:

S.A.S powinien iść tylko wytyczonym szlakiem (może zbaczać TROCHĘ ze szlaku, lecz uwaga teren jest bagnisty* a wokół mogą być pułapki, dlatego oddział powinien trzymać się szlaku), który ma ok. trzech kilometrów długości na końcu drogi powinien znajdować się obóz gdzie czekają – amunicja, apteczki i posiłki (dodatkowi żołnierze). S.A.S powinien się śpieszyć, ponieważ po drodze mogą natknąć się na małe oddziały partyzanckie a za nimi wyruszyła dosyć liczna grupa pościgowa. S.A.S nie bierze jeńców!!! SAS ma przy sobie 4 apteczki.

 

Partyzanci spodziewają się, że S.A.S ma tędy przechodzić, więc mogą się przyczajać itp. Małe grupki patrolowe partyzancki nie mogą się łączyć, rozdzielać, współpracować, spotykać (każda grupa ma działać sama i czekać jak SAS będzie „obok”). Grupa pościgowa partyzantów wyrusza ok. 12 minut po grupie S.A.S a potem zaczyna pościg, jeśli ktoś z małej grupki przeżyje i spotka grupę pościgową może wskazać gdzie poszła grupa S.A.S. ŻADNA z grup (nawet pościgowa) nie wie gdzie S.A.S ma bazę, grupy mogą się udać do bazy, jeśli zdobędą jeńca i poddadzą go przesłuchaniu - dzięki torturom(?) trwa ono 7 minut (?) potem partyzanci mogą się udać prosto do bazy S.A.S’u. Grupa pościgowa ma przy sobie 5 apteczek, małe grupy mają 2 apteczki w każdej grupce.

 

System trafień:

Dla SAS’u i dla Partyzantów punkty trafień są takie same:

3 pociski = trup tylko, że strzał w nogę – żołnierz kuleje i nie biega, strzał w rękę – żołnierz nie może używać tej ręki, w którą został trafiony, strzał w korpus – nie biega, strzał w głowę – śmierć na miejscu.

„Trupa można jeszcze uleczyć ok. 25 sekund po tym jak „zginął” (trzeba polegać na uczciwości trafionego), lecz nie można leczyć tych, co dostali w głowę. Użycie 1 apteczki równa się uleczeniu jednego trafienia, leczenie trwa 20 sekund i nie można się w tedy przemieszczać.

 

Dodatkowe informacje

 

Partyzantka - powinna posiadać urozmaicone uzbrojenie – jak to partyzantka, (co kto znalazł/zdobył)

SAS - powinien mieć mniej więcej jednolite wyposażenie

 

*bagnisty – przyjmijmy, że akcja się dzieje się na terenach bagnistych, by uzasadnić nie schodzenie ze szlaku.

Link to post
Share on other sites
Z mojej strony była to czysta prowokacja.

co do tego akurat nie miałem żadnych wątpliwości :D zresztą " :wink: " rozwiewał wszystkie :mrgreen:

 

Kwestia wyszczylania iluś tam kulek to jedno ale tu ewidentnie problemem jest brak wiedzy na termat działań specjalnych. Wtakiej sytuacji każdy spec oddział da w długą i obejdzie kilometrowym łuiem każdą "przeiwdywalną" drogę na której mogą czekać zasadzki.

o i to jest chyba esencja problemu. Bo na prawdziwej wojnie' date=' nie tylko oddział specjalny, ale każdy żołnierz będzie dążył do uniknięcia wymiany ognia z nieprzyjacielem. A zadania będzie starał się wykonać w sposób możliwie niekontaktowy lub "jak-najmniej-kontaktowy". Bo nikt przy zdrowych zmysłach nie lubi się niepotrzebnie narażać. I tu tkwi różnica ze strzelankami w asg, gdzie dla większości osób istotą jest "postrzelania sobie". I to jest ok. Problem pojawia się tylko gdy takie podejście jest przenoszone na tzw. "klimatyczne" scenariusze czy manewry, które mają obrazować operacje wojskowe. Na manewrach podejście "zabić wszystko co się rusza w promieniu wzroku", jak dla mnie jest nieporozumieniem. Albo bawimy się w wojsko, albo w counterstrike na żywo :']

 

Co do sceanriusza.

Nie wnikając w rozgrywkę, mam kilka uwag co do mechaniki gry:

1) 3 pociski = trup -> a serię jak liczyć? i co po pierwszym trafieniu mogę sobie jak gdyby nigdy nic strzelać dalej? czy nie lepiej wprowadzić zasadę, że trzeba opatrzyć trafionego (np poprzez położenie na 20 s ręki na głowę) i wtedy może działać dalej, a po 3 takim trafieniu trup (ewentualnie do wyleczenia). Inaczej obawiam się, że zrobi się burdel, kto dostał, kto się nie przyznaje itd.

2) system premiuje trafienia w głowę -> czy naprawdę gra jest warta świeczki? trafienia w twarz są bardzo urazowe, chyba nie ma potrzeby żeby wszysycy chodzili pozasłaniani jak cyborgi... czy nie lepiej przyjąć, że trafienie w głowę wywiera ten sam skutek jak w tułów?

Link to post
Share on other sites
3 pociski = trup -> a serię jak liczyć?

mi chodziło że jak 3 pociski (lub więcej) walnie w cel to jest sie trupem (niezależnie gdzie sie dostało 3 trafienia = dead)

 

i co po pierwszym trafieniu mogę sobie jak gdyby nigdy nic strzelać dalej?

nie kumam o co ci chodzi... przecierz jak dostaniesz w ręke czy nogę to możesz strzelać' date=' jak w tułów to równierz możesz strzelać (ale zwykle postrzał w bebechy kończy się śmiercią) poza tym powiedz czy na polu walki wiedząc że dostałeś a jedyną formą obrony jest atak poddasz sie ? powiesz - jestem postrzelony więc i tak już koniec... wiesz ja bym wolał raczej zginąć broniąc się niż trafić do jakiegoś zafajda*ego obozu gdzie zgine w większych męczarniach...

 

 

system premiuje trafienia w głowę -> czy naprawdę gra jest warta świeczki

miałem na myśli to że jak widzimy wroga a wiemy że nie trafimy nigdzie indziej jak w głowę to strzelić w głowę (chyba że nas nie zauważy i się wychyli na tyle by dostał np. korpus) to kwestia samokontroli (poniekąd).

 

czy nie lepiej przyjąć' date=' że trafienie w głowę wywiera ten sam skutek jak w tułów?[/quote']

dajamy spokój...jeśli scenariusze maja być choć trochę realistyczne to strzał w głowę nie może się równać strzałem w korpus patrz na taką sytuację -->

Moja propozycja: zajałem pozycje i oczekuje wroga...widzę jak ten wychyla głowę ale nie trafie w nic innego trudno...celuje i strzelam gość trafiony - "zginał" a według ciebie: zajałem pozycje i oczekuje wroga...widzę jak ten wychyla głowę ale nie trafie w nic innego trudno...celuje i strzelam gość trafiony - przez to że system trafień nie "zabija" przez strzał w głowę On wali we mnie całą serie kulek - on dostał raz (jeszcze żyje) , ja z kilkanascie razy (ja już nie żyje)

Link to post
Share on other sites

Wiesz jeżeli wprowadzenie takiego systemu trafień jak zaproponowałeś ma prowadzić do urozmaicenia rozgrywki to ok. Jednak odwoływanie się do "realizmu" w tym wypadku jest grubym nieporozumieniem. Nie chciałbym być złośliwy, ale chyba za dużo się naoglądałeś amerykańskich filmów. Wszystko się fajnie mówi siedząc w domu przed komputerem. Zwróć uwagę na kilka okoliczności:

1) Podobno najbardziej bolesne są właśnie trafienia w kończyny. To nie jest tak, że dostaniesz w rękę, zaciskasz zęby, przekładasz broń do drugiej i ochoczo mordujesz wrogów. Jeżeli było to tylko draśnięcie i pocisk nie naruszył kości to jeszcze powiedzmy, że ok. Natomiast jak pocisk pogruchota kości (a z reguły tak się dzieje) to sytuacja już nie jest taka piękna. Miałeś kiedyś złamaną rękę albo nogę? - bolało? to dołóż sobie do tego, że to jest złamanie otwarte, porwane mięśnie itd. Już nie wspominam o czymś takim, że jak kula przetnie np tętnice udową to kilka sekund i po człowieku.

2) w ogóle z prcecyzyjnym celowaniem w asg to trochę na wyrost. Jeszcze nie spotkałem repliki która by jakoś celnie strzelała...

3) no właśnie na przykładzie który opisałeś widać minusy rozwiązania, że do 3 trafienia można strzelać bez przerwy dalej. Napisałem Ci wyżej dlaczego tak uważam, czyli:

- zrobi się burdel, bo nie będzie wiadomo czy ktoś dostał 1, 2 czy 3 raz

- co jak ktoś dostanie od 2-3 gości prawie jednocześnie (zdarza się)

- jak traktować seria - przerwa 2 sekundy - seria - 2 czy 1 trafienie?

- wszyscy będą poprawiali serie po 3 razy żeby mieć pewność że facet nie żyje

- i milion innych sytuacji, których teraz nie wymyślimy, a które wprowadzą niepotrzebne źródła konfliktów...

4) w kwestii samokontroli - muszisz wziąć pod uwagę, że nie każdy ma wysoką samokontrolę. W trakcie zabawy zaczynają grać emocje i nawet najbardziej opanowanym ludziom czasami puszczają nerwy. A zasady trzeba tworzyć pod ludzi raczej przeciętnych, a nie super-twardzieli, bo jest ich niestety mniejszość.

 

Także dalej będę się upierał, że nie ma potrzeby wprowadzać zasad premiujących trafienia w głowę. Do realizmu ma się to nijak, bo w praktyce każde trafienie eliminuje żołnierza z walki, nieważne czy w rękę, nogę, głowę czy tułów. Nie jest to konieczne do tego żeby się dobrze bawić, a szkoda niepotrzebnie narażać buźki uczestników na obrażenia.

Link to post
Share on other sites
poza tym powiedz czy na polu walki wiedząc że dostałeś a jedyną formą obrony jest atak poddasz sie ? powiesz - jestem postrzelony więc i tak już koniec... wiesz ja bym wolał raczej zginąć broniąc się niż trafić do jakiegoś zafajda*ego obozu gdzie zgine w większych męczarniach...

 

A ja myślę że po tym tekście nie ma co próbować tłumaczyć czegokolwiek bo na 99,9% mamy tu doczynienia z jednym "z pokolenia CounterStrike'a".

 

Jak dla mnie EOT

 

Pozdrawiam

Link to post
Share on other sites

Hmmm w takim razie może ktoś zaproponuje jakiś system trafien ? :|

 

 

A ja myślę że po tym tekście nie ma co próbować tłumaczyć czegokolwiek bo na 99,9% mamy tu doczynienia z jednym "z pokolenia CounterStrike'a".

tak grałem 5 razy w CS podczas mojego 18 letniego życia i odrazu zwala się na to że jestem ...pokoleniem CS'a...OMG...

 

 

chyba za dużo się naoglądałeś amerykańskich filmów.
jest taka możliwość :F już prędzej to niż to co powiedział pan nademną.... :wink:
Link to post
Share on other sites

I po co ja czytalem ten temat?! Kto mi zwroci stracone minuty?! ;(

 

Poza tym teren bagnisty nie ma wplywu na poruszanie sie SF teamu, wrecz przeciwnie, spodziewajac sie ew. zasadzki wleza tam, gdzie smierdzi najgorzej, komary tna najmocniej, a teren jest maksymalnie zdradziecki. Innymi slowy dokladnie tam, gdzie nikt inny nie wlezie.

 

I musze sie nie zgodzic z Victorem. To nie jest tak, ze zolnierz stara sie unikac walki. Moze indywidualnie tak, ale indywidualnie to nie w armii. W armii jest rozkaz, jedst dowodca, jest zadanie. A zadanie czasem polega na zadaniu maksymalnych strat wrogowi. Wlasnie wrocilem z przyjecia gdzie przez kilka godzina gadalem z eks oficerem US Army. Na jednym z cwiczen z MILES mial zadanie zatrzymac w przeleczy 3 bataliony pancerne. Zadaniem jego jednostki macierzystej byla obrona a nastepnie kontratak. Jego zadaniem bylo jak najdluzej powstrzymac wroga i zadac najwieksze straty. W takiej misji nalezy minimalizowac starty, ale sa one nie do unikniecia. Specyfika zadania. Nie bede pisal wszystkiego co mi powiedzial, bo moglbym o tym 20 stronicowe opowiadanie skrobnac, ale istotne jest to, ze nie mozna generalizowac w zadna ze stron. Ani strzelanie typu sprey&prey a pozniej z usmiechem marsz do respa, ani tez czajenie sie zawsze do jednego strzalu i zrywanie kontaktu. Kazde zadanie ma swoja specyfike i innej taktyki, a przez to wskazane jest nieco inne nastawienie psychiczne.

 

Jakis czas temu na strzelance moja strona atakowala pozycje wroga w lesie. Inne teamy szturmowaly, tym czasem moj dowodca szedl jak na LRRP lub zadanie specjalne w terenie wroga. Elastycznosc to cecha dobrego zolnierza i przede wszystkim dowodcy.

 

UPDATE: Pod dowodztwem mial 3 plutony piechoty, dodatkowe 'assets' takie jak dwa niesprawne czolgi (niejezdzace), zespol saperow, dedykowane mozdzierze (wylacznosc uzycia).

By the way, jak ktos z Wawy. Umowilem sie, ze w sierpniu zrobi 1-2 treningi dla chetnych (ale takich chetnych, co nie boja sie czolgania, biegania i krzyku). Wiecej chyba nie zdarzymy, bo wyjezdza na rok do Stanow.

Link to post
Share on other sites

Mam pomysł ! Czy gdyby SAS mial ze sobą jakiegoś cennego VIP'a to ryzykowałby przejście po bagnach ? scenario można przerobić by był VIP :D co w efekcie tłumaczyło by chodzenie szlakiem, grupę pościgową i wszechobecny pośpiech 8) co sądzicie ?

Link to post
Share on other sites
Hmmm w takim razie może ktoś zaproponuje jakiś system trafien

Np: Jedno trafienie gdzie kolwiek i nie żyjesz (znaczy nie jesteś w stanie kontynuować walki) proste a jakie skuteczne. :twisted:

Czy gdyby SAS mial ze sobą jakiegoś cennego VIP'a

A prosze wytłumacz mi skąd w środku dżungli czy co to tam jest wzieli VIP'a :?: :?:

Link to post
Share on other sites

Niech nie ida droga, a teren zawez poprzez ustalenie, ze poza wytyczona trasa sa trudnodostepne skaly. Niech to bedzie ucieczka przez przelecz. Tym samym rezygnujemy z bagien.

 

Alternatywna historia:

 

SAS przeprowadzal smiala akcje odbicia angielskiego przemyslowca z rak terrorystow (jedna z grup partyzantow, domagaja sie okupu, nie jest jasne, czy dla interesu wlasnego czy 'dla sprawy'). Jednak akcja nie przebiegla zgodnie z planem, wywiad nie przewidzial, ze partyzanci moga posiadac wyrzutnie przeciwlotnicze i smiglowiec ewakuacyjny zostal zniszczony. Tym samym SAS musial napredce organizowac ucieczke. Przejal jeden z samochodow i uciekal w strone bezpieczniejszych gor. Jednak partyzantom udalo sie ostrzec inne oddzialy na trasie prowadzacej w gory, a te przygotowaly blokade. Samochod zostal uszkodzony, jeden z SASowcow zginal, a VIP zostal ranny. Pozostali komandosi opanowali sytuacje i podjeli decyzje o ucieczce w strone gor na piechote. Partyzanci w tym czasie zdolali zorganizowac prawidlowy poscig wraz z grupami blokujacymi. SAS znalezl sie w potrzasku. Moze albo probowac zakamuflowac sie a pozniej przeniknac poza kociol, albo przebic sie przez przelecz nim nadejda glowne sily pogoni. Rana VIPa wyglada na powazna, co przechyla szale na rzecz wariantu silowego.

Link to post
Share on other sites
A ja myślę że po tym tekście nie ma co próbować tłumaczyć czegokolwiek

zwyciężyła u mnie żyłka pedagogiczna :wink:

 

Hmmm w takim razie może ktoś zaproponuje jakiś system trafien ?
Po każdym trafieniu w ciągu np 60 s inna osoba musi podejśc i położyć rękę na 20 s/zabandażować. Po tym osoba jest uzdrowniona. Po 3 trafieniu lub gdy pomoc nie nadejdzie w ciągu tych 60 s, jest się definitywnie :wink: trupem.

przecież Ci wpisałem w pierwszym poście swoją propozycję. Zakładając, że ma być to tylko zabawa, można dodatkowo wprowadzić strefy trafień. Tak jak napisałeś trafienie w rękę - nie można używać ręki, w nogę - nogi :wink: tułów, głowa - biegać lub przyjąć, że każde trafienie w tułów/głowę eliminuje. Głowy nie odróżniałbym od tułowia, tak jak napisałem ze względu na ograniczenie urazowości.

 

A jak stawiasz na realizm - tak jak Grey napisał. Każde trafienie - trup.

 

I musze sie nie zgodzic z Victorem. To nie jest tak, ze zolnierz stara sie unikac walki. Moze indywidualnie tak, ale indywidualnie to nie w armii. W armii jest rozkaz, jedst dowodca, jest zadanie. A zadanie czasem polega na zadaniu maksymalnych strat wrogowi.

Nie chcę się czepiać, bo podejrzewam że znasz się na taktyce itd lepiej ode mnie ale no właśnie :mrgreen: Wydaje mi się że każdy normalny żołnierz ma na wojnie 2 priorytety:

1) nie zginąć/nie zostać rannym

2) wykonać zadanie.

I to w tej kolejności, ku rozpaczy dowódców wszelkich szczebli.

Jak z tego wniosek -> że będzie starał się wykonać zadanie, ale możliwie najmniej się narażając. Jeżeli nie dochodzą do tego jakieś indywidualne motywy (fanatyzm ideowy, zemsta itd) to ilość zabitych wrogów/zadanych strat jest mu obojętna, a nawet będzie starał się ją raczej minmalizować niż maxymalizować (samo zabijanie dla normalnego człowieka nie jest zbyt przyjemne, zwłaszcza gdy widzimy ofiarę z bliska). Oczywiście są też wyjątki w drugą stronę (szał bojowy). Niemniej wydaje mi się że to raczej wyjątek niż reguła.

Tak jak napisałeś zadanie polega CZASEM na zadaniu maxymalnych strat wrogowi. Czasami ale rzadko, przeważnie jest to dość prozaiczne zająć ten i ten punkt, przejść tam i tam itd. Żołnierze chyba raczej by nie płakali z powodu, że zdobyli okopy bez walki, bo wróg je wcześniej opuścił.

 

A co do opisanej przez Ciebie sytuacji - głównym zadaniem było rozumiem utrzymać przełęcz, zadać straty wrogowi jest zawsze w domyśle. Ale nikt z tego dowódcy nie będzie raczej rozliczał. A z poległych podwładnych już tak...

 

Już wiem w czym tkwi różnica. Ja piszę z perspektywy szeregowca, a Ty dowódcy :mrgreen:

 

Dobra już nie nudzę i idę się postrzelać :mrgreen:

 

Pozdrawiam

Link to post
Share on other sites

Nie, tamto zadanie bylo takie jak napisalem. Przeleczy nie bylo mozliwosci zablokowac, nie przy tej roznicy sil. Pamietasz Termopile (blokowanie poteznej armii przez 300 wojownikow spartanskich) czy Alamo, blokowanie armii meksykanskiej przez kilkuset zolnierzy w forcie. Ich zadanie bylo karkolomne i wymagalo poswiecenia, ale ich poswiecenie pozwalalo uzyskac czas na reorganizacje na wyzszym szczeblu dowodzenia.

 

Jak mowilem, zolnierz prawie zawsze chce sie jak najmniej narazac, ale od tego jest armia, szczeble dowodzenia, by szczebel po szczeblu ta naturalna sklonnosc zablokowac i zmusic pojedynczego zolnierza do zrobienia czegos, czego sam z siebie by nie zrobil. Inaczej kazda armia po spotkaniu z wrogiem rozpieszchla sie na cztery strony swiata.

Link to post
Share on other sites

Jest juz topik na warrior.pl (dzial Szkolenia). Nie ma sensu powielac, bo wcale nie chce, by zwalilo sie za wiele ludzi. Limit maksymalny to 20 osob, ale IMO najoptymalniej mozna to robic w 10. Poki co jest 8 osob zainteresowanych, choc jasne, ze nie wszyscy sie zjawia.

Link to post
Share on other sites

Ave Cesar morituri te salutant :wink:

Termopile czy Alamo to wyjątki. Żeby oddać głos autorytetom (argumentum ad verecundiam :wink: ) "Nie licząc sytuacji przypadkowych i długich oblężeń, postawa, którą określić można słowami "ani kroku w tył", występuje jedynie w wyjątkowych okolicznościach i do tego w wojnie totalnej lub w konflikcie, w którym obie strony pałają do siebie wysoce żywiołowymi uczuciami. Praktycznie zawsze chodzi też o obronę, a nie o atak" (Bryan Perrett "Ani Kroku w tył", Dow Wydwniczy Rebis, 2002 rok, str. 7) :mrgreen: W zakończeniu książki Perrett dochodzi do wniosku, że wystąpieniu postawy walki do końca sprzyja:

1) duże poczucie esprit de corps

2) doskonałe dowodzenie na niższym szczeblu

3) brak możliwości wycofania się :mrgreen:

 

Poza tym żaden rozsądny dowódca chyba nie będzie liczył na to, że jego wojska będą się biły do ostatniej kropli krwi. Takie kalkulacje z reguły zawodzą, więc opieranie na nich planów wojennych jest nieporozumieniem. Stalin próbował to robić w 1941 i przysporzyło to tylko miliony niepotrzebnych strat. Hitler zresztą w ten sam sposób wytracał najlepsze własne oddziały pod koniec wojny.

 

Pozdrawiam

Link to post
Share on other sites

Ich straty wyniosly 50%, mieli najwyzszy esprite de corps 'w okolicy' ;), te 50% zdolalo sie wycofac (odskoczyc na flanki, gdy bataliony pancerne zdolaly w koncu przebic sie przez blokade, a pozniej braly udzial w kontrataku jako wsparcie z flank.

Alamo, Termopile byly przykladem wyjatkowego bohaterstwa, bo wojsko nie odskoczylo w pewnym momencie (w Alamo mogli sie poddac do jakiegos moemntu ,a pozniej juz tylko bronic do konca, a pod Termopilami... za wiele wody uplynelo w rzece, by na 100% wiedziec co sie wtedy stalo).

Nikt temu mojemu znajomemu nie powiedzial, ze ma sie broic do ostatka. Ponownie mowie, ze zadaniem bylo wstrzymac natarcie wroga na dogodnej przeszkodzie terenowej jak najdluzej i zadac mu maksymalne straty. Oddzial wykazal sie wyjatkowa przemyslnoscia i zadal obraznia o wiele wieksze, niz przewidywaly to 'statystyki z Westpointu', sam ponaszac wysokie straty, w tym samego dowodcy podczas, uwaga, ataku czolgow improwizowanymi minami magnetycznymi, co nie jest czescia obecnego wyszkolenia US Army (moj znajomy ma swira na punkcie reecactingu, ten element zostal wprowadzony w jego jednostce na podstawie oryginalnych materialow filmowych wyszkolenia Falshirmjaegers - niedlugo mam je dostac :P). Ale juz odchodze od tematu naszej dyskusji. Bywaja zadania wymagajace od oddzialu maksymalizacji strat przeciwnika.

 

A skoro juz tak duzo pisalem o tym cwiczeniu, to skoncze. Obrona opierala sie na wykonaniu rowu przeciwczolgowego. To moment w ktorym przeciwk musial sie zatrzymac by inzynierzy mogli zasypac dol. Dalej byly miny p-panc wymieszane z ppiech, by utrudnic zadanie saperom. Worg podczas postoju wg zasad taktyki zadymil teren przed soba. Podstep nr 1 polegal na tym, ze niewpelni sprawny czolg (uszkodzony silnik) umieszczono na flance zatrzymanej kolumny, w odleglosci 2,5 km i zakamuflowano. Gdy kolumna zatrzymala sie, zadymila teren, saperzy zajeli sie praca, kolejne czolgi OFPORa byly zdejmowane, ale wrog nei wiedzial, skad ten ogien (jak wyjasnial moj znajomy, w szumie tylu pojazdow, w zamecie pracy, strzaly z odleglosci 2,5 km byly nie do okreslenia). W efekcie ukryty czolg wystrzelil wszystka amunicje i zaloga pod oslona kilku piechorow odskoczyla do strefy ekstrakcji pozostawiajac pojazd.

Drugi pojazd zostal ustawiony wzdluz osi przeleczy, w delikatnym zaglebieniu, dzieki czemu tylko wiezyczka byla widoczna. Teren wokol tez byl zaminowany. Ten czolg zostal juz jednak zniszczony w wyniku wymiany ognia. Jednak gdy awangarda czolgow przejezdzala przez pozycje oddzialu, piechota skryla sie w okopach. Gdy juz czolo minelo pozycje, kolejne pojazdy byly pewniejsze sytuacji i juz mniej ostroznie przemierzaly teren blokady. Wtedy piechota uzyla owych ladunkow, wybeigajac z okopow, rzucajac ladunki magnetyczne na wiezyczki i kryjac sie w okopach. W owym momencie zginal moj znajomy, czyli dowodca. Powstalo zamieszanie, obserwatorzy (refferencees) widzac ktore czolgi zostaly skutecznie obrzucone ladunkami unieruchamiali je swoja bronia MILES. Oddzial piechoty odskoczyl na flanki, w gory, wczesniej przygotowanymi sciezkami odwrotu.

 

Jasne jest i zwrocilem na to uwage, ze to nie byla prawdziwa walka i ze psotawa zolnierzy gdyby chodzilo o ich zycie bylaby nieco inna, ale wtedy przekonywal mnie, jak wysokie bylo morale w jego oddziale. Zauwaz tez, ze wsykakiwanie z okopow i obrzucanie czolgow ladunkami bylo niebezpieczne. Przytoczyl tez przyklad, ze jedyny raz kiedy jego ludzie byli pod ostrzalem z broni ostrej, na rozkaz przeskakiwali na druga strone drogi bez zadnych watpliwosci. Dla mnie jest to mocny argument za tym, jak bardzo byli zmotywowani i jak duzy szacunek i zuafanie mieli do dowodcy. Raz bylem 'prawie pod ostrzalem' i mialem takiego pietra, ze do dzis dokladnie to pamietam.

 

Ta opowiesc brzmi jak tresc filmu hollywodzkiego. No coz... Taka ja uslyszalem. Facet ma w sobie cos, wiec nie ma we mnie watpliwosci, aczkolwiek gdybym uslyszal to z drugiej reki, potraktowalbym jako ubarwianie.

Link to post
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

Loading...
×
×
  • Create New...