thor_ Posted March 2, 2008 Report Share Posted March 2, 2008 Wspomniana kwestia przy okazji tematu o żarełku i innych takich. Ja pamiętam dwie sytuacje. Pierwsza "biwak" surwiwalowy z kumplami trwający tydzień czasu. iłaem wtedy jakieś 14-15 lat. Pojechało nas tam 5 chyba. Do domku jakieś 20-30 km, obóz w lesie na jeziorem. W zasadzie nad bagnem a do jeziora "właściwego" jeszcze jakieś 300 metrów bylo przez krzaki, bagno i las. Pierwszy weekend był ok. Organizowaliśmy obozowisko, ustalaliśmy pewne "zasady" i zalożenia "bytowania". noi bylo żarcie ;) każdy z domy coś zabrał. Niestety popelnilismy kilka "szkolnych" błędów. 1) nie dogadaliśmy kwestii żarcia, a dokladniej kilku z nas doszło do słusznego wniosku że micha jest wspólna ale kilku miało odmienne zdanie. Jak czas pokazał był to podstawowy błąd. 2) nie zadbaliśmy o sensowny "rozkład" zajęć na cały czas trwania "imprezy", żyliśmy z dnia na dzień co było kolejnym poważnym błedem. Fnalnie rozłożylo nas pod względem "nuda i zero checi do czegokolwiek". W okolicach czwartku z grupy przyjaciół zrobiły się 2 może nawet 3 obozy i ful kwasów i zarzutów o wszystko i nic do każdego. Brak żarcia dołożył podwójnie ;) Druga wspomniana już "wyspa" tam bylo trochę lepiej przynajmiej pod względem "spedania czasu" bo wymyślaliśmy jakieś "zajęcia" mające wypełnić nam czas. Ale znow brak żarcia połączony z jakimś tam wysiłkiem w związku z wykonywanymi "pracami" w ramach zajęć również sprawiły że psyche nam klękła pod koniec. Na szczęście w obu przypadkach już po powrocie szybko wszelkie niesnaski się skończyly i wróciły normalne dobre uklady miedzy ludźmi. Pamiętam jak wracając przez las z "wyspy" głodni jak cholera, zajadający kawląki kory mijanych drzew usłyszałem kumpla który prowadził monolog: "... jak wejde do domu zrobię sobie duzy kawałek ciepłego chleba z masłem i miodem i popiję mlekiem..." Miałem na prawdę ochotę go wtedy zabić :mrgreen: Z perspektywy czasu te dwie "imprezy" oceniam jako bardzo pouczające i kreujące pewne standardy na przyszłość. Dzięki nim wiem i doceniam to że będąc teraz z kumplami z ekipy na ewentualnych podobnych imprezach (może kiedyś zanim się zestarzejemy ;) ) jeżeli jest na nich przeciwnik to bede spokojny bo ten bodziec wystarczy żeby trzymać w kupie towarzystwo. Sprawa kolejna to nauka która wypływa z tych dwóch wspomnianych sytuacji: zaplanujcie sobie dobrze rozklad zajęć, kiedy człowiek sie za dlugo nudzi to zaczyna głupich pomyslów dostawać. A stąd tylko krok do rozwalenia "grupy". Kolejna sprawa to "micha" każdy niech ma swoje żarcie ale dobrz ejest jako absolutne minimum pilnować wspólnych posiłków. Niech każdy je swoje ale razem w tym samym czasie. Na dłuższych imprezach jestem zdania że najlepszym rozwiązaniem jest mieć "wspólną kuchnię" to naprawde "cementuje" relacje ;) Zapraszam do dyskusji ;) Quote Link to post Share on other sites
Jantas Posted March 3, 2008 Report Share Posted March 3, 2008 (edited) Zgadzam się :) Na niejednej imprezie wyjazdowej (i nie mówię tu tylko o pobycie np. w lesie) wspólna micha to podstawa. Jestem w Bractwie Rycerskim. Na samym początku każdy miał własne żarełko, każdy jadł wtedy kiedy chciał i co chciał. Powiedzenie "przez żołądek do serca" nie tyczy się tylko sytuacji damsko męskich. Zdarzało się, że jednak kilka osób spotykało się na wspólnym "biesiadowaniu" i wtedy tworzyły się pewne podgrupy... Nieraz ciężko nam było się między sobą dogadać :) I nadszedł kiedyś czas gdy pięć osób organizowało atrakcje na długi weekend majowy. Jednym z pomysłów było częstowanie turystów skromnym poczęstunkiem, no ale kasa bractwowa świeciła pustkami. Powstał genialny plan, żeby włożyć w ten "interes" pieniądze z prywatnych kieszeni (i tu przepraszam za wyrażenie) członków. Kwota nie była oszałamiająca - każdy zrezygnował z paczki papierosów i piwa :) Niektórzy robili to z oporem, ale terror to genialna sprawa :) Dodam, że było nas dwadzieścia cztery osoby, więc sobie obliczcie ile uzbieraliśmy. Wsadziłam się w auto razem z pomocnikiem, przejechaliśmy w obie strony łącznie 58 kilometrów i przywieźliśmy zakupy (trzy pełne wózki z hipermarketu pełne wszystkiego a i za paliwo mi się zwróciło :)). Ogólnie każdy pomagał najpierw w rozpakowywaniu (a co to za cuda dotarły), później w przygotowywaniu półproduktów (tutaj już mniej chętnych było) a w końcu w gotowaniu (zostaliśmy we dwoje, ale i tak do jedzenia nie pluliśmy mimo, że ochota była, bo kuchnia polowa jaka jest każdy wie a stać przy niej w upale w historycznym stroju to średnia przyjemność). Efekt końcowy: - przez trzy dni każdy chętny turysta dostawał jedzonka ile tylko chciał i zmieścił (niektórzy przyjeżdżali co dzień z odległych dwóch kurortów tak im smakowało); - my mieliśmy żarełko przez sześć dni (urozmaicone śniadania, obiady staropolskie i lekkostrawne kolacje i tylko dwukrotnie potrawa się powtórzyła) a i pieski zamkowe załapały się na duże co nieco. Ale po co o tym piszę w temacie survivalu?! Bo najważniejsze jest to co się stało z nami jako grupą po tym okresie a stać się to przecież mogło z każdym nawet w leśnej głuszy. Niejako z przymusu posiłki były jadane wspólnie (bo kucharz też ma prawo do wolnego). Każdy musiał coś przy nich zrobić (czy przed czy po posiłkach - i nie piszę tutaj o kupie). Po drugim dniu wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że wspólne gotowanie jest frajdą i scala grupę, po drugie nikt już nie musiał poprzestać na kanapkach i zupkach chińskich. A po trzecie - wychodzi bardziej ekonomicznie (ciekawe kto przez pięć dni jest w stanie skombinować sobie po trzy posiłki dziennie pełne mięsa, warzyw i owoców za jedyne dziesięć złotych i to na cały ten okres). Teraz jak jedziemy czy na nasz zamek czy inny, czy wybieramy się w góry czy nad jeziora zawsze spotykamy się wcześniej, ustalamy jadłospis, robimy zrzutę, zakupy, dzielimy się "balastem" i... o nic się nie martwimy :) Edited March 3, 2008 by Jantas Quote Link to post Share on other sites
Foka Posted March 3, 2008 Report Share Posted March 3, 2008 Wspólna micha nie jest lekarstwem na wszystko ;) acz na pewno pomaga. Znajomy ma chatę w lasach augustowskich, gdzie regularnie jeździmy. Kiedyś pojechaliśmy w jakieś12-14 osób na Sylwestra i spędziliśmy tam blisko 2 tygodnie. Ze względu na pogodę (wtedy jeszcze były zimy) prawie nie wychodziliśmy z domu, tyle co pojechać do sklepu. Jedliśmy zawsze wspólnie - śniadanie, obiad, a wieczorem to już piwo, grzaniec, wódeczka i kto co chciał to zagryzał. Po ponad tygodniu w zamkniętej przestrzeni widać było, że już mamy dość. Wkurzały drobiazgi, ciągle ktoś wszczynał kłótnie i czepialismy się o byle co. Choćby nie wiem jak była zgrana grupa, jęsli będzie zamknięta przez dłuższy czas to jednak oddziaływuje to negatywnie na psychikę i zaczynają się problemy. Im gorsze warunki i większy stres tym szybciej i silniej się to objawia. Quote Link to post Share on other sites
szpargal Posted March 3, 2008 Report Share Posted March 3, 2008 To jest prawda, grupa ludzi w jednym miejscu przez dłuższy czas i zaczną się niesnaski. Aby zminimalizować ryzyko, najlepiej zaplanować tak program pobytu, aby głupoty do głów nie strzelały. W październiku na milsimie w górach niejako z konieczności mieliśmy ciągłe zajęcie (mały skład). Warty, patrole i nie było czasu na kłótnie. Ale pod koniec też był mały zgrzyt, trudna aura też obniża morale. Quote Link to post Share on other sites
Jantas Posted March 3, 2008 Report Share Posted March 3, 2008 Ale zgrzytów nigdy się nie uniknie. Można je co najwyżej zminimalizować. Jak to zrobić to już zależy od wyobraźni każdego. Pomocne jest w tym niewątpliwie działanie. Jakiekolwiek. Jeśli jesteśmy w leśnej głuszy jest to trochę trudniejsze do osiągnięcia - nie spakujemy przecież swoich zabawek i nie zmienimy od tak piaskownicy. Jeśli są to milsimy to zawsze są jakieś warty, zadania. Ale rzeczywiście nie zawsze to wystarczy. Mi osobiście pomaga dodatkowo mały dymek (nie zachęcam do rozpoczynania zgubnego nałogu palenia :)) i różne "robótki ręczne". Zawsze po jakimkolwiek obozie lub wędrówce wracałam z kilkoma "dziełami" - a to z koszykiem z kory lub jakichkolwiek chabazi, kapelutkiem z pałki wodnej. Mistrzostwem świata była makatka z trawy :) Ale to już zrobiłam jak myślałam, że cały obóz rozniosę. Ale ze swojej strony uważam, że niekiedy takie spięcia są w grupie potrzebne. Każdy powoli się uczy gdzie są granice wytrzymałości współtowarzyszy a z czasem znajduje sposoby zapobiegania zgrzytów. To tak jak w rodzinie. Kiedyś zastanawiałam się dlaczego rodzeństwo (a jak! - sobie takie porównanie zrobię:)) jak jest małe to sobie oczy wydrapuje a jak dorasta to trzyma sztamę, że hej. I znalazłam odpowiedź właśnie podczas moich wojaży (może późno, ale psychologii nie studiuję). Na początku z każdą nową ekipą jest ciężko. Nie ma jasnego podziału zadań, jedni robią wszystko a inni nic. Ale później się człowiek dociera, wspólnie wyznacza się zadania, nie ma miejsca na nudę (może to ideał, ale do osiągnięcia możliwy) i w miarę częstszych spotkań już jest coraz lepiej. To tak jak ze stopą niedoświadczonego turysty i jego nowym butem. Kupuje świetne obuwie i od razu wyrusza na szlak. No i obtarcie gwarantowane. Ale w miarę upływu czasu but się wyrabia i nie wyobrażasz sobie innego na swej stopie podczas wędrówki. P.S. Mam nadzieję, że w miarę przejrzyście przedstawiłam tok swego rozumowania (ciężko jest ubrać myśli w słowa ;)). Quote Link to post Share on other sites
Karczownik ZW Posted March 5, 2008 Report Share Posted March 5, 2008 Tak ja pamiętam wyjazd z kumplami ze studiów do pracy do Danii, w sumie udało nam się zgrać dosyć sprawnie (ja np cały tydzień robiłem obiady i nikt nie marudził, że nie pracowałem z nimi). Inność każdego z nas pomogła nam podzielić się zadaniami wg. preferencji, i owszem zdarzały się drobne kłótnie ale patrząc na całość było to pouczające i pozytywne przeżycie. A no i jeszcze mieliśmy od pewnego momentu wspólnego "wroga" to też pomaga ;-) Quote Link to post Share on other sites
lup Posted March 5, 2008 Report Share Posted March 5, 2008 HA! Od razu przypominają się knedle z winogronami i placki "ziemniaczane" z melonow i dyni we Włoszech :) A powazniej... każde wspólne pokonanie problemów wzmacnia więzi grupy. Nie jest tak ważne czy to kwestia żarcia czy czegoś innego by była. Quote Link to post Share on other sites
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.