Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

[ARCH] Raport z operacji "Lodowa Tarcza"


Recommended Posts

hooah,

 

posłusznie melduje, że dnia 03.05.2003 o godzinie 0:43, pewien towarzysz zdał mi szczątkowy raport na temat przebiegu operacji "Lodowa Tarcza"

 

Jest czego żałować, w dzien nieustające walki, a w nocy świętowanie zwycięstw nad opresorami wolności :)

teren ponoc niesamowity(choć zdażali sie cywile :P )

Informator doniósł mi o 4 aparatach i 2 filmach, wywiad postara sie je niezwłoznie odnalejźc i przedstawić do wnikliwej analizy biura :D

Ponoć były jakieś problemy z zywnością, ale co tam :)

Ponoć w jednej grze, 3 AK się posypały naraz :P

 

Doniesiono mi również o bohaterskich wyczynach odziałów partyzanckich podczas nocnych akcji:))

 

No, wypowiedzcie sie panowie, juz mnie ciekawość zżera, jak było na zlocie(choc ten sie jescze nie skonczył, ale jak już kilku wróciło... :D )

 

pozdrawiam

kapral

Link to post
Share on other sites
  • Replies 64
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Witam !

 

Właśnie wróciłem ...

 

Ech co to był za zlot ...

 

Niezapomniane przeżycie, zwłaszcza nocne akcje przy prawie całkowitym zaćmieniu gdy Twoje serce bije coraz szybciej słysząc nieopodal trzask łamanych gałęzi a w głowie świdruje myśl czy to przypadkiem nie Twój przyjaciel "umiera" od Twojej kuli.

 

 

Dziękuje organizatorom i wszystkim Maniakom którzy zjawili się na Lodowej Tarczy za wspólną zabawę i do zobaczenia następnym razem.

 

Pozdrawiam Cappuccio

Link to post
Share on other sites

no to ja powiem tak około 10 filmików i coś koło 150 fotek z samego PATU było jescze kilka aparatów w polu i nawet jakaś kamera nawet nie jedna :P, reszte raportu "OFICJALNEGO" podamy po walntym zebraniu polit-bióra, czyli juz nie długo :)

 

 

(choć zdażali sie cywile :P ) -owszem jednak szybka reakcja dawała zawsze oczekiwanty efekt, że nie wspomne o kierowcach którzy dostawli palpitacji serca kiedy ruchem drogowym na drogach wewnętrznych ośrodka zaczeli kierowac ludzie wyposażeni w Ak :P

 

Ponoć były jakieś problemy z zywnością, ale co tam :) -tak? ja tam nie wiem miałem lodówke i kuchenke gazową w domku :)

 

Ponoć w jednej grze, 3 AK się posypały naraz :P

-chym, owszem ale to kwestia cybergunów 0,20g na takich kulkach posypał sie nawet SIG550 (jednak wycior zabrany do walki ze sobą dawał natychmiastowy efekt :) ; ja waliłem z 0,25 lufe miałem kilka razy w piachu i nic mi sie nie zacieło; pozatym to tylko zacięcia, ale co tam "JAM", w porównaniu do pogubionych części w innych modelach (aha nie było nigdy aby 3 AK sie posypały w jednej grze :P) kilkakrotnie reperowano mp5 z róznych powodów bynajmniej nie z powodu utknięcia kulki w lufie :)

Link to post
Share on other sites

Druga noc pobytu (z piatku na sobote) Po ognisku czesc ludzi przeniosla sie pod domek nr 10 (domek ASTT Kameleon`a) Po "debacie" ;)))) pod domkiem, Tasman z Yelnet`u poszedl spac, Leszczo z Kameleona tez, gdy wszedlem okolo 7-8 rano do domku kazdy spal, jedno lozko bylo wolne. Rano o 10 gdy sie obudzilem Leszczo wraz z Tasmanem spali na 1 lozku (Tasmana) BEZ DOMYSLOW PROSZE !!! ;) Jednak ostro zaparli sie ze byl jeszcze z nimi ktos trzeci ;) Poszukiwania tego "twardziela" trwaja. Kto sie przyzna ? :P

Link to post
Share on other sites

Nocne strzelanie wypadło dobrze, tzn. partyzanci zdobyli 1 z 2-ów ładunków wybuchowych i w bohaterskiej walce w praktycznie zupełnych ciemnościach skutecznie odpierali ataki wroga po czym niestety dalej nie pamietam bo odniosłem poważne rany na polu walki i reszty dowiedziałem się od ślicznej pielęgniarki :lol:

Drugiego dnia po rekonwalescencji wróciłem na pole nocnej bitwy i przy huku wystrzałów poczęliśmy zdobywać z góry upatrzone pozycje wroga:)

W lesie pośród wspaniałego lasu ( choc monokulturowego acz ciekawie zróżnicowanego terenu ) w pewnej chwili zaczęły biegać Goryle!

Nad drzewami latały Gęsi a na drzewach przyczaiły sie Kameleony. W ogóle między drzewami przemykały dziwne postacie, i w pewnej chwili zacząłem gubić się w tym ogromie zróżnicowania i nie wiadomo skąd trafiła mnie jakaś kulka plastikowa 6mm. Na szczeście tym razem nie odniosłem ran ale zginąłem na miejscu i ku wdzięczności moich kolegów moje ciało zostało złozone w miłym cieniu pod drzewem:). Trzeciego dnia ktos zaczął wywoływać wilka z lasu no i zjawiłem sie Ja. Natychmiast zostałem złożony do reklamacji bo Goryl to niestety nie wilk :lol: i powróciłem z powrotem do zieleni, gdzie znów toczyły się zacięte walki miedzy zwierzętami :twisted: .

Walki dynamiczne a scenariusze ciekawe. Słowem było to co tygrysy (Goryle :wink: ) lubią najbardziej

Bardzo dziekuje organizatorom i pozdrawiam wszystkich partyzantów.

Viva La Revolucion

Link to post
Share on other sites

Pierwszego dnia wojska NATO (biali) odbijali z rak ruskich (czerwonych) 2 waznych oficerow nato (w tej roli ASTT Kameleon: Beo i Leszczo).

Ruscy bronili oficerow, lecz wojska NATO z malymi stratami odbili (ale najpierw pomylili sie i ranili jednego z oficerow (mnie)) poczym odeskortowali nas do bazy. Wazne informacje nie zostaly z nas wydobyte ;))))

Link to post
Share on other sites

UFF no i jestem. Wreszcie udało mi się rozpakować wyczyścić sprzęt i dopchać finalnie do kompa. Na wstępie chciałbym podziekować wszystkim maniakom, którzy przybyli do Janowa jadąc nawet po 9 godzin (to dopiero hardcore 8) ). Było super mimo dużej ilości obtarć i odcisków na mym cielsku :) jestem zadowolony i szcześliwy jak małe dziecko gdy dostanie cukierka. Nawet nie przeszkadzał brak czasem ciepłej wody i przerwy w dostawie prądu. A więc pozdrawiam i oby do szybkiego zobaczenia :D

Link to post
Share on other sites

Jest taki przewrotny zwyczaj - pochwalić co by się nie działo, a po fakcie - nie zgłębiać ewentualnych problemów. W efekcie krytyczne spostrzeżenia pozostają zazwyczaj sprawą prywatną uczestników, zamiast generować wnioski na ewentualne przyszłe imprezy. Ewentualnie - inni niech zazdroszczą?

A myślę, że jest o czym podyskutować w oparciu o powszechną w rozmowach na Zlocie tezę, iż każdą imprezę robi kolejna nowa grupa bez doświadczeń własnych i nauki z wcześniejszych spotkań.

 

Przez Zlotem.

 

+ Świetne intro - bardzo dobry klimat i podłoże do rozbudowania dowolnie złożonych - ba (!) nawet wielowątkowych scenariuszy.

+ Bardzo dobry kontakt z Kozim mailem przed imprezą.

- Faktyczny brak dokładnej mapy z lokalizacją ośrodka. Obie dostepne na Forum mapki przedstawały wszystko, tylko nie lokalizację domków. A dojazd od centrum Janowa był w praktyce tak trywialny, że wystarczyło postawić choćby w Paincie kilka kresek wzbogaconych o odległości. Niemniej ruszyliśmy znając nazwę ośrodka - DUO.

 

Początek.

 

Z racji mapy niesłychanie pomocnym okazał się stojący na poboczu Policjant - "Wy na Zlot? Będziecie strzelać? Widzicie - ja wszystko wiem. Jedźcie prosto, w lewo koło hotelu Flisak i dalej prosto główną do ośrodka DUO".

- Niestety w DUO okazało się, że trzeba się cofnąć tu i tu i tak dopiero trafiliśmy. Ciekawostką jest fakt, że dojeżdżając do DUO, przejeżdżało się koło wjazdu do domków, gdzie byłą położona baza. Niestety organizatorzy nie pomyśleli o postawieni przy drodze strzałki ze słówkiem ZLOT. To drobiazg, a pozwoliły mniej kręcić się po okolicy i oszczędził czasu wypytywanym osobom. Zakwaterowanie przebiegło jednak sprawnie, choć dowiedzieliśmy się, że z racji późnego zgoszenia nie mamy raczej szans na naszywki ze Zlotu, choć fakt ten nie zmniejszał naszego wpisowego (3 osoby), co przy wysokim jak na koszty kwaterunku wpisowym jest o tyle zaskakujące, że dorobienie kilku zapasowych naszywek powinno się mieścić w przewidywaniach i budżecie imprezy. Ani przed Zlotem, ani już na miejscu nei udało się otrzymać żadnych informacji o opisywanych na Forum kuchniach polowych itp. Można za to było przejżeć u Koziego cennik jakiejś dość drogiej zresztą pizzerii. W efekcie na 3 osoby wydaliśmy w Janowie robiąc zakupy tyle, ile wydalibyśmy na pełne wyżywienie w ośrodku 1 osoby. A nei oszczędzaliśmy zbytnio robiąc zakupy.

 

Akcja.

 

- To już niestety w większości organizacyjna porażka.

1. Brak map terenu zmagań. Dowódcy grup dostali w ilości 1 szt. na oddział ksero formatu A4, na którym teren zmagań stanowił trójkątny obszar wielkości... poprzecznej połowy kostki czekolady. W efekcie brak było jakiejkolwiek informacji o topografii terenu, czy możliwości rozplanowania punktów zbornych, oporu, itp. W efekcie teren poznawaliśmy chodząc po nim. Zasadnyczy obszar zmagań to kilkaset na kilkaset m, stąd na A4 można było świetnie go odwzorować, a jego wspaniała (poważnie!) różnorodność, aż prosiła się o możliwość taktycznego rozplanowania.

2. Przygotowania organizacyjne walk ograniczyły się w zasadzie do oznakowania czerwonych, białych i nie oznakowania partyzantów, wręczenia wszystkim identyfikatorów, by łatwiej było się rozpoznawać i zorganizowaniu przemarszów na teren potyczek.

Dlaczego traktuję to jako minus? Bo to bardzo skromnie przy apetycie, jaki zrobiło intro wprowadzające w klimat operacji + hasło zlot ogólnopolski, a nie zwykła towarzyska imprezka lokalna oraz przy budżecie jaki dawało bardzo wysokie jak na koszty noclegów wpisowe.

Przed wszystkim - z planowanych 8 scenariuszy dziennie - realizowano jedynie 2!!! Odziały były totalnie niedoinformowane co do celów operacji. Zaś podawane przed i w wczasie akcji informacje sprzeczne. Przykładowo ekipa czerwonych dostawała 2 "bomby" z dyrektywą - unikać walki, bomby przydadzą się później. Jedna z drużyn przeciwnych otrzymuje jednak zadanie zdobycia tychże bomb. Zupełnei inaczej wygląda obrona ładunku, a inaczej normalne strzelanie, gdzie ładunek nie ma znaczenia. Katastrofalne pomyłki dot. dezinformacji psozczeólnych grup w zakresie terenu, po jakich można się poruszać. W efekcie obrona opierana o nieprzekraczalna linię bagien zostaje złamana atakiem... z tychże bagien. W jedyn z pierwszych starć jedna z drużyn otrzymuje medyków, którzy nagle zaczynają sami się uleczać, co budzi zdziwienie innych uczestników gry, zaś część grupy przeciwnej dysponującej nieograniczonym respawnem w konkretnym miejscu schodzi z planszy zaklinając się, że otrzymali informację, iż respawnować mogą się tylko raz. Dezinformacja o tyleż zastanawiająca, że w grze brało udział ok. 40-tu osób, więc ustalenie zasad już przed 1. starciem nie powinno być trudne.

3. Scenariusze - nie dość, że odegrano ich ilość symboliczną, to jeszcze nie stanowiły jakiejś rozsądnej konsekwencji wydarzeń. Po zakończonym strzelaniu brak było podania wynikłej z wyniku rozgrywki zmiany sytuacji na polu walki wraz z jej omówieniem jako uzasadnieniem kolejnego etapu gry. Poszczególnym grupom nie zapewniono niczego poza opaskami, a przydałaby się np. łączność z dowództwem, czy oficerami łącznikowymi. W efekcie np. w 3-cim scenariuszu połowa czerwoonych szukała przez ponad 2 godz. przeciwnika po wykonaniu dość płytkiego obszarowo manewru okrążającego, podczas gdy siły "główne" wpadły dość szybko w zasadzkę i zostały rozbite. Gdy doszło do starcia drugiej grupy i sukcesywnej eliminacji białych - organizatorzy przewlekły w ten sposób troszkę scenariusz po prostu przerwali. Krok słuszny o tyle, że część graczy od 2 godz. w zasadzie leżała pod drzewkami, jednak równocześnie ponad 20 osób walczyło na wzgórzach. Brak łączności spowodował, że odwołane i posiadające łaczność radiową osoby schodząc - dostawały się pod ostrzał nie posiadających łączności z dowództwem pododziałów. W efekcie - kilka niepotrzebnych wymian zdań.

W scenariuszu drugim - nocnym - kierując ludzi w nocy do lasu warto było im wręczyć choć po 3 latarki na grupę. Ich brak skutkował groźnymi dla zdrowia i broni upadkami w smołowatej w wielu miejscach ciemności i totalnie nieskutecznym ogniem bez możłiwości weryfikacji trafień. Sytuację ratowało kilka osobistych latarek, bo bez nich w zasadzie mogliśmy tylko poćwiczyć kolizje z drzewami i upadki w dołki - akcja toczyła się w najbardziej pooranej dziurami części lasu. Czemu tam? Nikt nie wiedział.

 

+ Świetnie dobrany teren, dawał wspaniałe możliwości rozgrywki. Szkoda, że z uwagi na skąpą ilość zralizowanych scenariuszy - w zasadzie nie wykorzystaliśmy tego potencjału.

 

Dezorganizacja i chamstwo.

 

1. Rozegranie 2 scenariuszy z planowanych 8-miu uznać należy zdecydowanie za porażkę organizacyjną. Przyczynę takiego stanu rzeczy Kozi upatrywał w braku 100% frekwencji na miejscu zbiórki. Niestety - sam bywał notorycznie spóźniony, co organizatorowi nie uchodzi bez względu na przyczyny. Ba! Obecność 75% uczestników na miejscu zbiórki i nalegania na rozpoczęcie akcji trafiały w pustkę.

 

2. Absolutnie niedopuszczalnymi jednak były grupowe i publiczne chamskie i wulgarne wycieczki Koziego pod adresem uczestników i współorganizatorów. Kozi pozwalał sobie na absolutnie nieakceptowalne formy wypowiedzi już pierwszego dnia Zlotu. Spóźniając się półtorej godz. na 2-gi scenariusz (nocne strzelanie) zamiast przepraszam w stosunku do czekających na niego od 20-tej, do 21:30 kilkadziesiąt osób, zaczął wszystkich pouczać, ustawiać, musztrować, po czym doszedł do chamskich wycieczek traktując wszystkich, jak gówniarzy. Na zwróconą uwagę o grzeczniejszą formę wypowiedzi, zareagował wybuchem, a później osobistą, wulgarną wycieczką. Teksty w stylu "zamknąć mordy", czy "spierdalaj" absolutnie są niedopuszczalne i nieakceptowale w ustach kogokolwiek, kto podejmuje się organizowania czegokolwiek. Jeśli ktoś nad soba nie potrafi zapanować, powinien się leczyć. W ten sposób na pewno nei ma szans na dobrą atmosferę i zdobycie uwagi i szacunku uczestników, bądź co bądź dobrowolnej, odpłatnej i rozrywkowej w charakterze imperzy. Kozi zapomniał, że uczestnicy Zlotu to jego goście, płacący za udział coś więcej, niż kwotę na pokrycie samych kosztów, że często starsi i znacznie od niego poważniejsi nie wspomnę.

 

Podsumowanie.

 

Spotkania, wspólne strzelania, zloty i in. imprezy są kwintesencją zabaw, typu ASG. Do Janowa przyjechała masa świetnych ludzi, znakomite intro budziło zaciekawienie chyba wszystkich uczestników i tych, którzy dotrzeć nie mogli. Kapitalny teren gwarantował wręcz świetną zabawę.

Z punktu widzenia imprezy wystarczyło przygotować dobrą mapę i kilka konsekwentnych, zawierających konkretne informacje odpraw. Po czym po prostu pozwolić ludziom strzelać.

Niestety - Kozi nie dorósł do organizowania imprez. Zlot ratował fakt bardzo dobrych nastrojów i wzajemnych kontaktów jego uczestników. Sposórd organizatorów w ekipie czerwonych nieocenionym był Pinky - ukłon głęboki w jego kierunku za świetną zabawę i współpracę na polu walki.

Imprezy aspirującej do miana Zlotu nie można robić w pojedynkę i na kolanie. Taką imprezę trzeba umieć przygotować, przewidzieć i poprowadzić. Kozi już na początku stwierdził, że ma tyle na głowie i sam nie może wszystkiego zrobić. Niestety w gronie grupy PAT nie widać było konwersacji, a jeśli była - zagłuszały ją skutecznie wrzaski Koziego - na swoich i na gości.

 

Sumując. Zlot nie był wart wydanych na niego pieniędzy. Wyjechałem zdecydowanie zawiedziony i niewyżyty. Do Janowa pojechałem strzelać, nei pić kawkę i spędzać godziny na czekaniu na kolejne wyjście do lasu. Nie tak imho powinna wyglądać impreza tego typu. Na zwykłych weekendowych strzelaniach robi się dziennie w grupach np. ledwie o połowę mniejszych po 6-10 ciekawych rozgrywek. 2 strzelania w Janowie ujęły terenem, ale nie ilością, czy jakością. Scenariusze nie stanowiły jakiejśc konkretnej historii, która może zarysowałaby się, gdybyśmy wykonali plan rozgrywek.

Ewidentną korzyścią ze Zlotu są natomiast nawiązane kontakty i kilka dni wyjazdu z domu - zawsze to odpoczynek, choć wyszedł mniej intensywnie, niż można było oczekiwać.

 

Osobiście wiem jedno - na imprezę organizowaną przez Koziego więcej się nie wybiorę i chciałbym nei mieć nieprzyjemności spotkania tego pana już nigdy w terenie.

 

* * *

 

W/w uwagi mają charakter wybiórczych przykładów. Mam nadzieję, że w części spostrzeżeń organizacyjnych pomoga ew. wskazać, co by się przydało na kolejnych większych imprezach. Mój osobisty odbiór dezorganizacji i osoby gł. organizatora jest powodowany moim głębokim sprzeciwem wobec tego typu zachowań - w szczególności w wydaniu jakiegokolwiek organizatora. To nie były emocje chwili w wyniku trafienia, a po prostu styl codziennej wypowiedzi. Powyższe wydarzenia spowodowały, iż trzeciego dnia, po zrealizowaniu łącznie od pierwszego dnia ledwie 4 scenariuszy (sic!), zaś od rana 3-ciego dnia zabijając nudę (wobec zwyczajowego już braku wyjścia w teren o zapowiadanej godzinie) pozbawionym głębi strzelaniem się po terenie ośrodka, po prostu poslziśmy mała grupą na spacer do lasu szukając 2 innych grup, które na własną rękę poszły do lasu zabijać czas, wyjechaliśmy do domu wczesnym popołudniem. Pozostawanie dłużej po prostu nie miało sensu.

 

* * *

 

Niezależnie od mojego bardzo sceptycznego podejścia do tego, co ze zlotu zrobił Kozi, chciałbym bardzo podziękować współuczestnikom za świetną zabawę i trudność w realizacji zadań, które udało się jednak zainscenizować. Do zobaczenia na kolejnych imprezach. :-)

 

Pozdrawiam,

 

ATT_Zboj

Link to post
Share on other sites

Witam !

 

Fakt faktem pewne niedociągnięcia były, miejmy nadzieje ze zostaną wyciągnięte jakieś wnioski na przyszłość. Jednak tak jak Zbóju mówisz Organizatorzy nie mieli doświadczenie w organizacji zlotu i stad wynikały błędy (czasami nie potrzebnie gore brały emocje) ale jestem przekonany ze dołożyli wszelkich starań by wszyscy się bawili jak najlepiej. Jak wyszło, ten kto był to wie, ja nie mogę się z Tobą zgodzić z tym ze nie było warto jechać, poznałem fajnych ludzi i spędziłem miło czas, szkoda tylko ze nie udało się rozegrać więcej scenariuszy ale to wina nie tylko organizatorów. A nocne strzelanie - fakt było ciemno, trochę zamieszania ale nigdy czegoś takiego nie przeżyłem i nie zapomnę.

 

Było milo a mam nadzieje że ze zlotu na zlot będzie coraz lepiej.

 

Pozdrawiam Cappuccio

Link to post
Share on other sites
No, wypowiedzcie sie panowie, juz mnie ciekawość zżera, jak było na zlocie

panowie????.... czyżby znowu jakaś dyskryminacja? Najpierw szowinistyczny sprzedawca benzyny, potem włażący pod koła kawał wołowiny w urban cammo, a teraz jeszcze Kapral.....

Ponoć były jakieś problemy z zywnością

no tak.... znowu jedziecie po mojej fasolce..... <chlip>

 

 

ale żarty - żartami....

Bardzo dziękuję organizatorom za szczególnie złośliwie-opiekuńczą opiekę i mile spędzony czas :D Ze zlotu dojechaliśmy spokojnie, poza kilkoma incydentami, ale zważając na zatłoczenie i dość długi czas powrotu, dojechawszy do domku "zbetoniłam" na pyszczek i nie miałam już siły na wejście na chat - co obiecuję nadrobić :D

 

Jeśli chodzi o posta Zbója, to nieomieszkam się go skomentować, ale najpierw odpowiednio przeanalizuję i pozbieram wszystkie wątki, które aż proszą się o "dwa słówka". Inna sprawa, że będzie to pewnie kolejny tasiemcowaty post, ale wiem, że przynajmniej jedna osoba, go przeczyta :lol:

pozdrawiam

Link to post
Share on other sites

Kapralu: to naprawdę niezwykle miłe...

 

a teraz, wybaczcie, ale umieszczę coś bardzo długiego :roll:

mam nadzieję, że przeczytają to przynajmniej Ci, którzy zasugerowali się postem Zbója...

a tych, którzy tego nie przeczytają, może przynajmniej odstrazszy od pisania długich postów (bo i po co? skoro sami takich nie czytają)

 

pozdrawiam

Śliczna Pielęgniarka :wink:

Link to post
Share on other sites

Nadeszła pora na mojego długaśnego posta ukazującego mój obraz zlotu w oparciu o relację Zbója... Strzeżcie się. Muszę przy tym zaznaczyć, że brak złośliwości wobec KOZIego nie jest niedopatrzeniem, lecz zabiegiem przemyślanym, mającym na celu oddzielenia poważnej relacji od wygłupów. (KOZI - wybacz, nadrobię to na chacie)

 

Kontakt z KOZIM i kwestia doinformowania:

+ Bardzo dobry kontakt z Kozim mailem przed imprezą.
Oczywiście przed zlotem KOZI był bardzo pomocny i mimo zastrzeżeń, że może być nieuchwytny, można było spokojnie się z nim skontaktować i zapytać dosłownie o wszystko. Kontakt z nim był nie tylko mailowy, ale i telefoniczny. Mało tego, kilka razy się zdarzyło, że to KOZI dzwonił do uczestników zlotu, by podać dokładne informacje. A przecież jako organizator miał dużo innych i ważniejszych spraw i niekoniecznie musiał dbać o sprawy każdego uczestnika z osobna.
Ani przed Zlotem, ani już na miejscu nei udało się otrzymać żadnych informacji o opisywanych na Forum kuchniach polowych itp.
Już przed zlotem dowiedzieliśmy się o standartach domków i wydaje mi się, że w naszym interesie było zorientowanie się w kwestii zapewnienia sobie wyżywienia, o ile nie wykupujemy sobie obiadów. My z Alexem długo się zastanawialiśmy jaki wariant wybrać i doszliśmy w końcu do wniosku, że dużo łatwiej będzie gotować sobie we własnym zakresie, tym bardziej że nie wierzyliśmy w jakość oferowanych obiadków (MEA CULPA, MEA CULPA, MEA MAXIMA CULPA). Co ciekawe, KOZI był niezwykle pomocny. Kiedy dojechaliśmy, okazało się, że specjalnie dla nas zorganizował domek z kuchenką gazową.
Można za to było przejżeć u Koziego cennik jakiejś dość drogiej zresztą pizzerii. W efekcie na 3 osoby wydaliśmy w Janowie robiąc zakupy tyle, ile wydalibyśmy na pełne wyżywienie w ośrodku 1 osoby. A nei oszczędzaliśmy zbytnio robiąc zakupy.
Po pierwsze, wystarczyło przejść się do ośrodka, żeby obejrzeć cennik pizzerii, która notabene nie była nieziemsko droga - w porównaniu z taką "Pizza Hut" to prawie raj na ziemi. Po drugie każdy miał prawo wyboru jak się żywi, a informacje o wariantach mógł (jak już pisałam) uzyskać od PAT-u.

Tak czy inaczej - wyżywienie było kwestią gustu. Grunt, że w końcu udało wam się na jedzeniu zaoszczędzić, a ze swojej strony powiem, że mimo dobrego jedzonka przywiezionego z Warszawy (notabene, chętnie częstowaliśmy), zdarzało nam się łakomie spoglądać na jedzonko w ośrodku.

 

Dodam także, że sami organizatorzy się nas pytali, czy nie potrzebujemy czegoś z miasta i prosili o zapisywanie potrzebnych nam rzeczy na liście.

 

- Faktyczny brak dokładnej mapy z lokalizacją ośrodka.
Rzeczywiście z dojazdem można było mieć jakieś problemy, ale z tego co wiem dotarli wszyscy. Wydaje mi się przy tym, ze jakiej by mapki dojazdowej nie dac, zawsze znajdzie się ktoś, dla kogo będzie ona "niewystarczająca". Na szczęście dobrze znane jest przysłowie "koniec języka za przewodnika" i fakt, że imprezy o randze "zlot ASG" nie można zorganizować bez wiedzy proboszcza pobliskiej parafii i okolicznych wsi w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. My również nie byliśmy pewni drogi, ale zapytany człowiek doskonale wiedział gdzie się znajduje ośrodek "DUO". Po przyjeździe na miejsce nie mogliśmy się skontaktować z organizatorami, ale to akurat uważam po części za naszą winę, bo dysponowaliśmy tylko telefonem KOZIego, a na wmasgu przed zlotem podany był jeszcze co najmniej telefon do Bubla. Tak, czy inaczej, weszliśmy do ośrodka i dowiedzieliśmy sie bez problemy gdzie mamy się ulokować. Na miejscu cały PAT przyjął nas z otwartymi rękami (mackami/wypustkami... niepotrzebne skreślić)

 

dowiedzieliśmy się, że z racji późnego zgoszenia nie mamy raczej szans na naszywki ze Zlotu, choć fakt ten nie zmniejszał naszego wpisowego (3 osoby), co przy wysokim jak na koszty kwaterunku wpisowym jest o tyle zaskakujące, że dorobienie kilku zapasowych naszywek powinno się mieścić w przewidywaniach i budżecie imprezy.
Wpisowe na zlot nie było chyba bardzo wygórowane: z tego co wiem, najmniej połowa sumy standartowej była opłatą za nocleg, a i reszta raczej nie była przeznaczona na nowego Mercedesa dla organizatorów... O naszywkach zlotowych rozmawiałam z KOZIm na długo przed zlotem i namawiałam go aby mimo wszystko je zrobić, bo najpierw było na to za mało uczestników, a potem okazało się, że nie wszyscy wykazują zainteresowanie naszywkami. W końcu stanęło na tym, że zostały zamówione, ale w ilości ograniczonej. Zapewniam jednak (te słowa kieruję szczególnie do Zbója), że gdyby ktoś zainteresowanie wkazał, toby pewnie dostał naszywkę do łapki własnej. Ja naszywkę dostałam, ale nie sądzę aby to było związane z moją płcią; czy z tym, że przyjechaliśmy wcześnie i wg. zasady "kto pierwszy, ten lepszy" wydarliśmy naszywki sprzed nosa innym uczestnikom. Podejrzewam raczej, że tak, jak klucze do domku z kuchenką czekały specjalnie dla nas (notabene nic nie stało na przeszkodzie, żebyśmy kuchenki użyczyli), tak i naszywki byłyby dla nas odłożone, jako że popieraliśmy PAT w kwestii ich realizacji. Z tego co wiem ostatnie naszywki rozdzielane były sprawiedliwie.

Trudno się też doszukiwać niesprawiedliwości związanej z brakiem zwrotów pieniężnych - z tego typu imprez żadko kiedy są zwroty, a i organizatorzy nie zawsze wychodza na zero. Może nie czepiajmy sie takich szczegółów - wiedzieliśmy dobrze za co i ile płacimy, o naszywkach było wiadomo, że jest ich ograniczona ilość... więc czemu oczekiwać, że "zarobimy" na tym jeszcze 5 złotych zwrotu???? Chyba nie warto nawet liczyć, a jeśli nawet coś zostało, to ja się zgadzam: niech sobie organizatorzy kupią piwo za tyle pracy i nerwów ile w to włożyli. Poza tym jakoś z FA i z Yelnetu było po około 10 osób i nie słychać głosów, że "możeby tak zniżkę, skoro tyle osób od nas jedzie".

 

 

Rozgrywki:

1. Mapy nie muszą być dostępne dla wszystkich. Czy wyobrażamy sobie, że byle żołnierz ma dostęp do dokładnych informacji dotyczących terenu????

2. Jeżeli jedna armia ma przy sobie ładunki (notabene była to armia biała, nie czerwona), to nie musi koniecznie wiedzieć że wróg chce te ładunki uzyskać. Inna sprawa, że można się było tego domyślić.

3. Ilość przeprowadzonych scenariuszy zależała od woli uczestników, nie organizatorów. Z tego co wiem, kto chciał, ten się bawił doskonale. Organizatorzy byli przy tym pomocni i otwarci na propozycje. Jeżeli ogół chciał się np. strzelać w ośrodku, to się strzelał. Nawet ostatniego dnia słyszałam zdanie "Pinky, jak sie będą chcieli strzelać, to Ty pójdziesz z nimi, a my uprzątniemy obóz przed wyjazdem"

4. NIedoinformowanie drużyn jest błędem raczej dowódców. Wiem z własnego doświadczenia, że jest to trudne, bo i trudno jest sprawić, aby wszyscy na 5 minut zamilkli. Stąd także problemy z medykami itp.

5. Łączność radiowa leży w kwestii uczestników, nie organizatorów (przy okazji ukłon w stronę Jeżyka za męczenie nas o zakup radia). Może wyjściem byłoby podzielenie organizatorów (posiadających łączność) tak, aby w każdej grupie był przynajmniej jeden - ale co, jeśli taka grupa postanowi się rozdzielić????

Sama "się plułam", że tyle musieliśmy ganiać po lesie za garstką pozostałych "czerwonych", ale myślę, ze można tego jekoś ominąć następnym razem.

6. W kwestii latarek jest podobnie: latarka, która sprawdziłaby się w terenie, kosztuje co najmniej 190 złotych (wtajemniczeni wiedzą o czym mówię), więc po trzy latarki na grupę "nieco" podwyższyłyby koszta imprezy. Tak czy inaczej zabranie latarki lezało w interesie przyjezdnych -i ja np. tylko do siebie miałam przetensję, że nie zabrałam choćby malutkiego światełka.

7. Co mi sie nie podobało w nocnym strzelaniu, to fakt, że przerodziło się ono w nagonkę na postać....

ślicznej pielęgniarki
co, wierzcie mi, nie było szczególnie zabawne. Tak się zastanawiałam, czy nie lepiej by było po prostu kazać jednej osobie uciekać, po czym ją oświetlić i strzelać do momentu kiedy przestanie się ruszać

8.

Absolutnie niedopuszczalnymi jednak były grupowe i publiczne chamskie i wulgarne wycieczki Koziego pod adresem uczestników i współorganizatorów. Kozi pozwalał sobie na absolutnie nieakceptowalne formy wypowiedzi już pierwszego dnia Zlotu. Spóźniając się półtorej godz. na 2-gi scenariusz (nocne strzelanie) zamiast przepraszam w stosunku do czekających na niego od 20-tej, do 21:30 kilkadziesiąt osób, zaczął wszystkich pouczać, ustawiać, musztrować, po czym doszedł do chamskich wycieczek traktując wszystkich, jak gówniarzy. Na zwróconą uwagę o grzeczniejszą formę wypowiedzi, zareagował wybuchem, a później osobistą, wulgarną wycieczką. Teksty w stylu "zamknąć mordy", czy "spierdalaj" absolutnie są niedopuszczalne i nieakceptowale w ustach kogokolwiek, kto podejmuje się organizowania czegokolwiek. Jeśli ktoś nad soba nie potrafi zapanować, powinien się leczyć. W ten sposób na pewno nei ma szans na dobrą atmosferę i zdobycie uwagi i szacunku uczestników, bądź co bądź dobrowolnej, odpłatnej i rozrywkowej w charakterze imperzy. Kozi zapomniał, że uczestnicy Zlotu to jego goście, płacący za udział coś więcej, niż kwotę na pokrycie samych kosztów, że często starsi i znacznie od niego poważniejsi nie wspomnę.
przyznam, mnie również nie podobały sie te "kurwy", ale pomyślmy, że może był to jedyny sposób, aby wszyscy przestali na chwilke gadać? A jeśli takie wyjaśnienie nie wystarcza, to przyjmijmy, że skoro bawimy sie w wojnę, można czasem usłyszeć słownictwo "nieparlamentarne". Akurat w tym przypadku zachowanie ma się nijak do wieku uczestników.

 

Dobra, to tyle.... bo i tak sie "troszkę" nazbierało :P

dodam tylko, że w kwastii...

Zlot nie był wart wydanych na niego pieniędzy. Wyjechałem zdecydowanie zawiedziony i niewyżyty. Do Janowa pojechałem strzelać, nei pić kawkę i spędzać godziny na czekaniu na kolejne wyjście do lasu. Nie tak imho powinna wyglądać impreza tego typu. (...) Scenariusze nie stanowiły jakiejśc konkretnej historii, która może zarysowałaby się, gdybyśmy wykonali plan rozgrywek.

to, jak kto odebrał zlot może także wynikać z własnego podejścia każdego z uczestników. Ja bawiłam się świetnie i choć oczywiście nie wszystko było różowiutkie (jak moja koszulka :lol:) życzę innym takich wrażeń ze zlotu, jak moje.

 

pozdrawiam ciepło

Link to post
Share on other sites

Zlot jak wszystkie do tej pory mial swoje cechy pozytywne i negatywne.

Kazdy moze sobie wybrac do wrycia w pamiec to na co ma ochote.

Osobiscie odsiewam negatywy i pozostaje z dobrym samopoczuciem.

 

Dzieki organizatorom za fajowe kilka dni odpoczynku polaczonego z walkami i mozliwoscia spedzania czasu z fajnymi ludzmi.

 

Zdanie Pana Zboja poznalem na samym zlocie wiec nie jestem zaskoczony. Swoje zdanie na ten temat wypowiedzialem na miejscu wiec nie bede zasmiecal forum miesem.

Dodam tylko ze nie widzialem w zachowaniu Kozi-ego nic dziwnego i chamskiego. Jesli Panu Zbojowi przeszkadza chamskie zachowanie tego typu, to chyba lepiej zeby wrocil do sluchania Radia Maryja (co na obecnosc Zboja na zlocie powie ksiadz prowadzacy) i nie zawracal ludziom gitary.

Link to post
Share on other sites

Dla ludzi z naszej ekipy był to pierwszy zlot ASG. Niestety mogliśmy zjawić się tylko w 1/4 składu.

 

Jak to w życiu, nigdy nie jest idealnie. A najczęściej jest pół na pół. Tak było i tym razem. Nie żałuję, że pojechaliśmy na Zlot, spełnił on nasze oczekiwania dotyczące "zapoznania się z środowiskiem", poznaliśmy wielu świetnych ludzi. Niestety z drugiej strony następnym razem ciężko zastanowię się, czy szarpać się te 500km (8 godzin jazdy po polskich drogach) czy może lepiej zebrać naszą ekipę i postrzelać się na miejscu... Było sporo psujących efekt nieprzyjemych zgrzytów. A strzelania, to niestety nie było to, do czego już przywykliśmy bawiąc się w mniejszym gronie. Dlaczego - zaraz wyjaśnię.

 

To nie jest tak, że wszystko co źle, to na organizatorów. Wiele niedociągnięć można wybaczyć z tego powodu, że pewnie była to dla chłopaków pierwsza taka impreza, którą robili. W dużej części za nieciekawe sytuacje byli odpowiedzialni sami uczestnicy. Po prostu zarówno ze strony organizatorów jak i uczestników były plusy i minusy.

 

Po pierwsze - za nic nie rozumiem, dlaczego ostatecznie tak mało strzelaliśmy. I to moim zdaniem spada na barki organizatorów. Żadne ogłoszone "wyjście z ośrodka" nie odbyło się na czas. Wszystko rozgrywało sie pod rytm "ktoś jest na śniadaniu, a ktoś zaraz idzie na obiad". W piątek pierwsze sensowne strzelanie odbyło sie późnym popołudniem. W sobotę nie wytrzymaliśmy i sami poszliśmy z "Gęsiami" i "Cappucciem" do lasu (dziękujemy wam chłopaki za świetną zabawę!). Choć obawialiśmy się że to nie fair z naszej strony wobec organizatorów. Ale ile można było czekać... I ile można strzelać się między tymi samymi domkami, gdy w pobliżu kręcą się "cywile"?... (lub co gorsza - mieszkają...).

 

To co najbardziej wkurzało - może nie jesteśmy przyzwyczajeni do realiów zlotowych, ale nie wiedzieliśmy, że trzeba przysypywać ludzi wiadrem kulek, żeby uznawali się za trafionych. Zdarzały się sytuacje tak paranoiczne, że "żywi", nietrafieni ludzie schodzili z pola, bo po prostu nie widzieli już sensu w dalszym udziale w scenariuszu. Jakże inaczej przy tej "normie zlotowej" wyglądał nasz mały niesubordynowany wypad do lasu w sobotę... "LoCap" wystarczał na scenariusz, żadnych niedomówień, pretensji, trafiony to trafiony i koniec. Do nikogo nie trzeba było wrzeszczeć "dostałeś k...", nikt nie twierdził że przeciągając półtorasekundową serią w poprzek lasu, trafił trzech z pięciu znajdujących się w ruchu ludzi...

Co się działo w czasie "oficjalnych" scenariuszy, że tacy fajni ludzie, którzy wieczorkiem bawili się przy ognisku zmieniali się w osobników, z którymi nie było sensu się strzelać???

Nie rozumiem tego zjawiska. Choć mam wrażenie, że czasem na zakłócenie perepcji u niektórych osób mogło mieć wpływ jedno, drugie czy trzecie piwko przed akcją, lub pomiędzy akcjami. Ale może to tylko złe wrażenie. Żeby nie było niedomówień - nie jestem abstynentem i absolutnie nie mam nic przeciwko piwku przy ognisku wieczorkiem. Sam spożywałem go wtedy sporo. Ale od rana przed strzelaniem czy w trakcie - to niepoważne. I nie chodzi mi o jakieś zagrożenie, bo dorosły człowiek po dwóch piwach raczej nie stanowi jeszcze dla nikogo zagrożenia. Tyle że jak dostanie w akcji dodatkowo trochę adrenaliny, to nic dziwnego że nie czuje stukających o niego kulek. I psuje dobrą zabawę wszystkim dookoła.

 

Po różnych wypowiedziach odnoszę wrażenie, że podobna "sytuacja" z nieśmiertelnymi powtarza się na każdej większej imprezie. I jestem pewien, że skończy się to tak, że najlepsza zabawa będzie na imprezach organizowanych "na zaproszenia", a nie na "otwartych zlotach".

 

Kolejna irytująca sprawa po "nieśmiertelnych" - "trupy" łażące w poprzek pola walki (żeby nie było że nie widzę belki w swoim oku - moi też raz wycieli mi taki numer, że prawie mnie podeptali w trakcie walki, aniołki piep...).

W czasie nocnego scenariusza "trupy" leżały koło walczących i paliły papierosy bądź świeciły latarkami zdradzając pozycje "żywych". Kretynizm.

Albo taka akcja - siedzą sobie w nocy partyzanci. Wychodzi na nich w ciemnościach człowiek. Dostaje serię, opieradala nas bo jest przecież "trupem". Uniesionego w górze karabinu po prostu nie było widać. Ok, wypadek przy pracy, sorry. Za chwilę idzie dwóch gości, rozmawiają sobie, świecą latarkami... Ok też trupy, przeszli dalej, tylko po cholerę świecili po tych, co się właśnie usiłowali schować... No ale nic, czekamy dalej. Jeszcze moment, znowu idą jacyś ludzie, gadają, świecą - napewno też "trupy", nie strzelajmy bo znowu będzie opierdol. Pomyłka... oni są żywi, to wróg...

Paranoja... w dużej części spowodowana tym, że ludzie nie potrafili wczuć się w sytuację albo też nie powiedziano im jasno jak się mają zachowywać po "oberwaniu", żeby nie psuć zabawy innym. Choć to ostatnie to żadna gwarancja, w końcu o fair play mówi się od zawsze, a "higlanderów" było w nadmiarze.

 

Oczywiście nie wszystko było "be i do de". Tyle, że wspomniane wyżej problemy mocno nadpsuły zabawę.

 

Dziękujemy wszystkim, za wspólną zabawę. Cieszymy się, że mieliśmy okazję Was poznać.

Dziękujemy bardzo Markowi "Gale" z Yelnetu za pomoc przy MP5 Damiana.

Dziękujemy bardzo Wayne'owi z Yelnetu, który "zabił" Szymona kupując mu skrzynkę "Żywca" w podziękowaniu za znalezionego HiCap'a. Zatkało nas :)

Dziękujemy "Gęsiom" i Cappucciowi za świetne strzelanie podczas naszego nieoficjalnego, sobotniego patrolu.

Dziękujemy organizatorom. Doskonale wiecie co nie wyszło, my ze swojej strony wiemy, że nie wszystko co złe to na Was.

 

Tyle podsumowań. Mam nadzieję, że niektóre zgrzyty wraz z rozwojem ASG w Polsce zanikną. A co do zlotu - za jakiś czas i tak będzie pamiętało się tylko najlepsze momenty.

 

Over & out - w tym wątku...

Link to post
Share on other sites
Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...