Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

"Skarb Krwawego Barona" - Janówek/Góra, 30 maja - 1 czerwca 2025 r. (LARP)


Recommended Posts

Nazywam się Franciszek Ossendowski.

Urodziłem się na Ziemiach Zabranych. Pod wpływem mojego starszego kuzyna Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego, zainteresowałem się podróżami po świecie. Mój kuzyn ma talent pisarski i na tym oparł swoje życie. Jego dorobek pisarski jest tak bogaty, że pisanie o tym w tym miejscu nie ma sensu.

Ja jestem znany bardziej jako przewodnik po egzotycznych krajach Południowej Ameryki i Zachodniej Afryki. Po długim czasie spędzonym poza ojczystym krajem zrezygnowałem z poddaństwa rosyjskiego i zostałem obywatelem Argentyny.

Ostatnio mój kuzyn przekazał mi dużo wiedzy o terenach wschodniej Mongolii i Mandżurii. Podczas rewolucji bolszewickiej i rosyjskiej wojny domowej, mój kuzyn próbował uciec spod władzy sowieckiej z Petersburga, przez Syberię, Mongolię i Tybet. Ta ostatnia trasa nie powiodła się i musiał wrócić do Mongolii.

Tam spotkał się z dowódcą wojsk mongolskich, baronem Romanem von Ungern-Sternberg . Baron prowadził wojnę na dwa fronty przeciw rosyjskim bolszewikom i wojskom chińskim.

Baron umożliwił jemu i jego przyjaciołom, żołnierzom z rozbitej Polskiej Dywizji Syberyjskiej, dotarcie do portów Pacyfiku. Swoje przygody opisał w książce „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”.

Po tych doświadczeniach, mój kuzyn powrócił do odrodzonej Polski i osiadł pod Warszawą. Zajął się pisarstwem. Między innymi wydał książkę „Lenin”, gdzie opisał agenturalną działalność wodza rewolucji bolszewickiej.

 

Kiedy ostatnio byłem w Polsce, odwiedziłem kuzyna w jego domu w Milanówku. Rozmawialiśmy o naszych podróżach i przygodach i oczywiście rozmowa zeszła na przygody kuzyna w Mongolii. Pokazał mi mapę z trasą swojej wędrówki. Była to stara mapa, którą otrzymał od barona Ungerna, na 4 miesiące przed jego śmiercią z rąk bolszewików. Oprócz trasy wędrówki i notatek Ferdynanda, na mapie były niezrozumiałe znaki, napisy w języku rosyjskim i znaki pisma wschodniego.

 

Ferdynand powiedział, że ci, którym pokazał tę mapę rozpowszechnili plotki, że jest to mapa prowadząca do ukrytego skarbu Barona. Miał on zawierać klejnoty rosyjskich carów, lub mongolskich chanów – poprzedników ostatniego „żywego boga” Bogda Chana. Na moje pytanie, czy to prawda, kuzyn nie odpowiedział wprost. Nie potwierdził, ani nie zaprzeczył. Nie wiem, czy to była tylko gra doświadczonego gawędziarza, który chciał mnie zainteresować tym fikcyjnym tematem, czy chciał ukryć prawdę o skarbie.

Kuzyn powiedział, że Baron kilkakrotnie prosił buddyjskich wieszczów o wróżby (raz w jego obecności) i za każdym razem otrzymywał wróżbę, że zginie za 130 dni. Może dlatego dał mu mapę, żeby nie wpadła w ręce bolszewików? Ale powiedział też, że sam nie wierzył w te przepowiednie, do czasu, gdy dowiedział się o dacie śmierci Barona.

Ferdynand z własnej inicjatywy pożyczył mi mapę z życzeniem, żebym ją sobie dokładnie przestudiował. Korzystając z tego dałem ją do skopiowania w Wojskowym Wydawnictwie Kartograficznym. Myślę, że Ferdynandowi o to właśnie chodziło - wzbudzić moje zainteresowanie.

 

Link to post
Share on other sites
  • Domin007 changed the title to "Skarb Krwawego Barona" - Janówek/Góra, 30 maja - 1 czerwca 2025 r. (LARP)
  • 4 months later...
  • 3 weeks later...

Trochę już czasu nam od gry minęło, a widzę tym razem dość skromne relację - więc wrzucę coś coby inni żałowali, że ich nie było ;)
Pozdrawiam jeszcze raz wszystkich współuczestników wyprawy.

---

Z pamiętnika Rikugun-shōi Bajiru Niku:

Sztab Kantō-gun, Xinjing
[nieczytelne] Satsuki, 1932

Zostaliśmy wraz z Jun-i Chikinburosu przydzieleni do opieki nad międzynarodową ekspedycją, która wybiera się do przepięknej, wyzwolonej Mandżurii.
Z przekazanych mi informacji poszukują jakichś skarbów jeszcze z czasów Wielkiej Wojny i rewolucji w Rosji, jednak nie mi jest mieszać się w interesy zachodnich gaijinów - jeżeli nasze służby zezwalają na ich pobyt, to moim zadaniem jest chronić naszych gości i godnie reprezentować Cesarstwo Japonii.

Okolice Fortecy Manzhouli, Mandżukuo
Kin'yōbi 30 Satsuki, 1932

Na miejsce obozowania nad Amurem przybyliśmy popołudniem; tragarze dostarczyli cały potrzebny sprzęt, a cudzoziemcy rozładowali się ze swoich automobili które zostawiliśmy w bezpiecznym zagajniku w pobliżu obozu. Pomimo tego, że nasze obozowisko wypadło w pobliżu Sowieckiego miasteczka granicznego Zabaykalsk, cała granica (a na moją prośbę również bezpośrednia okolica obozowiska) jest patrolowana przez oddziały Cesarskiej Kawalerii - nie mamy żadnych podstaw do obaw.

Do wyprawy dołączyło dwóch tubylców, Mongołów - przybyli w pokoju, więc nie widziałem powodu by ich nie dopuścić do uczestnictwa, szczególnie że natychmiast poznali się z jednym z członków wyprawy - Franciszkiem Ossendowskim, który przywitał ich jak starych przyjaciół, a inny członek - B. Bartollini - podarował ich jurcie dwie skóry zwierzęce, najwidoczniej widząc w tym jakiś interes.

Od razu zabraliśmy się do rozkładania obozu - dzięki naszemu wspólnemu trudowi, już wieczorem mieliśmy gotowe pełne cywilizowane obozowisko:

  • Wspólny namiot kuchenno-jadalny w centrum, gdzie znajdowała się pełna kuchnia, zastawa, oraz prowiant.
  • Namiot profesora B. Gąbki, B. Bartoliniego, oraz V. Shuster-Tveyna na zachód od namiotu kuchennego.
  • Jurta tubylców, w której spał również F. Ossendowski na południe od namiotu kuchennego.
  • Namiot mój oraz Jun-i Chikinburosu na południowy-wschód od namiotu kuchennego.
  • Namioty profesora R. Belloq oraz J. Clouseau na wschód od namiotu kuchennego.
  • Hamak doktora R. de Niro na południowy wschód od namiotu mojego.

Przygotowując się do kolacji, nagle zasłyszałem awanturę ze strony namiotu kuchennego - dzielny Jun-i Chikinburosu sam podjął interwencję, i zdał mi relację - wyglądało to jakby jeden z Mongołów napadł na profesora Gąbkę; jednak przy kolacji otrzymaliśmy dogłębne wyjaśnienia - profesor Gąbka złamał lokalną tradycję i obraził tubylczy zwyczaj, wobec czego jeden z mongołów zaczął bronić swojego honoru. Uznałem, że gaijinowi należy się lekcja honoru i szacunku wobec tradycji, więc nie interweniowałem dalej - oczywistym jest przecież, że mongołowie chcą jedynie zastraszyć narwanego Polaka. Ciągle wspominali również że potrzebują "krwi na Obo", jakąś lokalną kapliczkę własnej konstrukcji.

Mongołowie znaleźli również nad Amurem paczkę Biełomorów, które niemalże wzbudziły panikę w obozie - jednak dla mnie było to stare, zgubione przez jakiegoś przemytnika nic nie warte pudełko; Armia Cesarska na pewno już dawno załatwiła sprawę z owym jegomościem.

Zasiadając do kolacji przy świecach około zmierzchu,szef kuchni Bartolini zaoferował F. Ossendowskiemu miejsce u szczytu stołu, jednak Ossendowski uszanował opinię tubylców - że najbardziej godne miejsce jest na środku stołu. Układ przy kolacji (i każdym kolejnym posiłku) był następujący:

Po stronie pieca i od jego strony: Mongołowie, Ossendowski, Bartolini, Francuzi i Amerykanin.
Po stronie przeciwnej, od strony pieca: ja i Jun-i Chikinburosu, profesor Gąbka, Shuster-Tveyn, pozostali.

Na kolację podano:

  • Chleb lokalnego wypieku
  • Jajka gotowane na twardo
  • Ser owczy wędzony
  • Boczek i kiełbasę wędzoną
  • Czaj z samowaru
  • Ciasteczka na deser

Do nocy nikt więcej nie przybył do obozu, wobec czego skład wyprawy prezentował się następująco:

  1. Rikugun-shōi Bajiru Niku - oficer odpowiedzialny za bezpieczeństwo wyprawy.
  2. Jun-i Charuzu Chikinburosu - oficer kandydat odpowiedzialny za bezpieczeństwo wyprawy.
  3. Profesor Franciszek Ossendowski - polsko-argentyński towarzysz wyprawy, bardzo obeznany i cieszący się szacunkiem tubylców.
  4. Profesor Baltazar Gąbka - porywczy i napalony polski zoolog.
  5. Bartłomiej Bartolini - włoski asystent i kucharz B. Gąbki.
  6. Valter Shuster-Tveyn - znajomy B. Bartoliniego, kucharz i asystent nieobecnego łotewskiego naukowca.
  7. Profesor Rene Belloq - francuski archeolog i kolekcjoner.
  8. Jacques Clouseau - francuski asystent R. Belloq.
  9. Doktor Robert de Niro - amerykański entomolog.
  10. Mongoł I - o nieznanym imieniu i ognistym temperamencie, w czarnej koszuli.
  11. Mongoł II - o nieznanym imieniu i spokojniejszym temperamencie od towarzysza, w zielonkawej koszuli.

Z wiadomości zasłyszanych od towarzyszy wyprawy (głównie F. Ossendowskiego) kilka osób nie dotarło na miejsce, w tym pomysłodawcy całego przedsięwzięcia - oficerowie carskiej Rosji. Być może ostatnie zwycięstwa Cesarstwa Japonii wzbudziły w nich tchórzostwo...

Link to post
Share on other sites

Doyōbi 31 Satsuki, 1932 - do obiadu

Rano dołączyło do nas dwóch przybyszy, których przywitał F. Ossendowski i do których nie miałem podejrzeń - niemieckich sportowców-kolarzy przemierzających Eurazję na rowerze, którym skradziono owe rowery w trakcie przeprawy. Chwalili się, że jadą po nowe do naszej Yokohamy, z której jedna fabryka chcę im przekazać prototypowe egzemplarze - przedstawili nawet fotografię, a ja zapewniłem, że wyrób japoński w niczym nie ustępuje produktom zachodnim. Niemcy swój namiot rozbili na zachód od jurty, w jej bezpośrednim otoczeniu.

W międzyczasie również zasłyszałem imiona Mongołów, chociaż jedno z nich było dla mnie ledwo słyszalne i jeszcze mniej zrozumiałe. Ostatecznie, skład wyprawy był następujący do końca jej trwania:

  1. Rikugun-shōi Bajiru Niku - oficer odpowiedzialny za bezpieczeństwo wyprawy.
  2. Jun-i Charuzu Chikinburosu - oficer kandydat odpowiedzialny za bezpieczeństwo wyprawy.
  3. Profesor Franciszek Ossendowski - polsko-argentyński towarzysz wyprawy, bardzo obeznany i cieszący się szacunkiem tubylców.
  4. Profesor Baltazar Gąbka - porywczy i napalony polski zoolog.
  5. Bartłomiej Bartolini - włoski asystent i kucharz B. Gąbki.
  6. Valter Shuster-Tveyn - znajomy B. Bartoliniego, kucharz i asystent nieobecnego łotewskiego naukowca.
  7. Profesor Rene Belloq - francuski archeolog i kolekcjoner.
  8. Jacques Clouseau - francuski asystent R. Belloq.
  9. Doktor Robert de Niro - amerykański entomolog.
  10. Uncy-bek Kalibek Uulu (?) - mongoł o ognistym temperamencie, w czarnej koszuli.
  11. Mongoł o spokojnym temperamencie, w zielonkawej koszuli.
  12. Uwe Fahrrader - niemiecki cyklista z Badenii.
  13. Ewald Kolorz - niemiecki cyklista ze Śląska.

Wspólnie zasiedliśmy ok. 9:30 do śniadania, gdzie Niemcy zajęli miejsca przy stole w części dalszej od pieca.

Na śniadanie podano:

  • Chleb lokalnego wypieku
  • Jajecznicę z boczkiem o idealnej konsystencji
  • Surówkę z cebuli i pomidorów
  • Czaj z samowaru
  • Sok z wiśni i ciasteczka na deser

Po uzyskaniu grzecznościowej zgody od tubylców (co by nie burzyć ich niepotrzebnie jak nierozsądny B. Gąbka), wywiesiłem wraz z Jun-i Chikinburosu flagę Cesarstwa w pobliżu naszego namiotu - było adekwatnym, ażeby flaga wschodzącego słońca wspięła się na maszt gdy słońce pięło się ku zenitowi. Wykonaliśmy również pamiątkową fotografię:

obraz.thumb.png.4fbda9b1ad86627704010926fc9e3fb0.png

Mongołowie wykonali również obchód z buńczukiem, mający zabezpieczyć obóz przed 'demonem Amuru', którym straszyli już od wczoraj.
Co ciekawe, w trakcie obchodu ominęli całkowicie namiot profesora Gąbki.

Po śniadaniu, a przed obiadem, obóz popadł w pewien letarg. Niektórzy wypytywali się nawzajem o owy skarb, Mongołowie (z którymi szybko zakolegował się E. Kolorz) szukali kamieni na Obo, a kucharze pojechali zaopatrzyć się prowiant w pobliskiej miejscowości.

Wobec tego bezczynu, wraz z Mongołami oraz U. Fahrradem wybraliśmy się na 'zwiad' wzdłuż Amuru, chociaż bardziej adekwatnym określeniem byłby spacer. Poza pozostałościami obozowisk, nie znaleźliśmy nic istotnego, a w drodze powrotnej minęliśmy lokalnych rybaków zmierzających nad Amur.

Dopiero tuż przed obozem, w odległości kilkuset metrów, napotkaliśmy pierwszą interesującą rzecz tego dnia - tajemniczy pakunek wrzucony w krzak. Zabezpieczyliśmy go i odnieśliśmy do obozu, gdzie w obec-

[środek kartki starannie wyrwany]

W porze popołudniowej podczas kąpieli w Amurze obserwowaliśmy jak tubylcy konstruują swoje Obo, złożone z kamieni, uschniętego krzaka, pojedynczej wypalonej świeczki oraz wszelakich okrągłych totemów, zawieszonych na krzaku. Obo miało zostać poświęcone dopiero wieczorem.

W obozie znowu zostałem poinformowany o konflikcie, którzy cudzoziemcy chcieli wszcząć z tubylcami - otóż Ewald Kolorz miał ukraść z mongolskiego buńczuka czaszkę, która go zwieńczała. Stwierdziliśmy, że niech Mongołowie dadzą i jemu nauczkę - w końcu Niemcy nie byli nawet członkami wyprawy...

W oczekiwaniu na obiad, wydarzyło się tylko kilka rzeczy. Kolorz, pod naciskiem, zwrócił buńczukowi czaszkę, a w międzyczasie trwały narady B. Gąbki z niemalże wszystkimi w obozie poza nami, Japończykami. Odkryto rów-

[środek kartki starannie wyrwany]

Obiad opóźnił się przez wyprawę, na jaką wybrali się B. Gąbka, B. Bartolini i V. Shuster-Tveyn, udało się jednak przygotować obiadokolację ok. godziny 17.

Przed uroczystym posiłkiem wykonałem również pamiątkową fotografię:

obraz.thumb.png.f18d8e944c8c83701e4cb31c64d6a39c.png

Na obiadokolację podano:

  • Żeberka z kaszą w sosie warzywno-musztardowo-miodowym - miejscami przypominały najlepsze, tłuste wagyu
  • Prosecco, alzackie wino białe, wino czerwone, alkohole mocne, a dr Belloq poczęstował nas normandzkim cydrem (wyśmienity!)
  • Soki oraz napoje z wiśni i aronii
  • Jabłka pieczone nadziewane malinami z cukrem na deser - delicje, zachwalone przez wszystkich przy stole
  • Czaj z samowaru
  • Ciasteczka z konfiturami malinowymi, pomarańczowymi i trzecią, której nazwa mi umknęła, a była równie smaczna

Tuż przed posiłkiem, w dowód uznania i szacunku, podarowałem parę pałeczek czterem z naszych gości:

  • Franciszkowi Ossendowskiemu - za jego szacunek wobec lokalnych kultur i tradycji.
  • Bartłomiejowi Bartoliniemu - za niezwykły talent kulinarny.
  • Obu Mongołom - jako dar, mający im pokazać że Cesarstwo Japonii może być ich godnym i dobrym opiekunem.
Link to post
Share on other sites

Doyōbi 31 Satsuki, 1932 - po obiedzie

W porze wieczornej po obiedzie nareszcie zorganizowały się trzy wyprawy, mające udać się i zbadać teren je interesujący.

Pierwsza miała udać się automobilem do ruin miejscowości Ergun, a w jej skład wchodzili:

  • Profesor Baltazar Gąbka
  • Bartłomiej Bartolini
  • Valter Shuster-Tveyn
  • Doktor Rene Belloq (który momentami dawał wrażenie, że został tam zabrany siłowo)

Druga miała udać się pieszo do Ergun, a następnie do Shan; składała się z:

  • Rikugun-shōi Bajiru Niku
  • Jun-i Charuzu Chikinburosu
  • Doktora Roberta de Niro
  • Jacquesa Clouseau

Trzecią grupę stanowili obaj Niemcy, którzy jeździli w te i nazad swoim pomocniczym automobilem.

Franciszek Ossendowski oraz Mongołowie mieli pozostać w obozowisku, ale ostatecznie ci drudzy udali się pieszo za pierwszą grupą.

Przygotowując się do wymarszu, wyprawiłem pod czujnym okiem Jun-i Chikinburosu wyprawę pieszą, a sam wyszedłem z obozowiska kilka minut później.

Przemarsz do Ergun zajął mi ok. 30 minut; po drodze minąłem automobil niemiecki. Następne moje spotkanie z kimkolwiek było dopiero przy moście prowadzącym do ruin miejscowości, gdzie napotkałem pierwszą wyprawę wraz z Mongołami - wydawało się, jakby na mój widok się pośpieszyli do automobilu, jednak nie miałem powodu by ich zatrzymywać. Zdziwiła mnie jednak nieobecność grupy pieszej, której nie mijałem po drodze, a jednocześnie - z zeznań obecnych - nie dotarła jeszcze do Ergun.

Wraz z tubylcami zaczekaliśmy chwilę, do ujrzenia na horyzoncie białej siatki na owady dr R. de Niro. Gdy kompletna piesza grupa do nas dołączyła, ra-

[środek kartki starannie wyrwany]

Po powrocie naszej czwórki do obozowiska dowiedzieliśmy się, że profesor Gąbka musiał nagle wyjechać z powodów nieokreślonych; natomiast reszta ekspedycji powróciła do obozu bezpiecznie i w komplecie oraz zdrowiu.

Na kolację spożyliśmy resztki obiadu i po wspólnej naradzie udaliśmy się na spoczynek.

Link to post
Share on other sites

Nichiyōbi 1 Minazuki 1932

Rano poinformowano mnie, że jeden z Mongołów (ten o spokojniejszym temperamencie) musiał opuścić obóz przed świtem z nieokreślonych powodów, których jego towarzysz nam nie podał. Być może oddalił się w obawie przed 'demonem Amuru', ponieważ Obo nie zostało poświęcone poprzedniego wieczoru.

Zasiedliśmy po raz ostatni razem do śniadania, na które podano:

  • Chleb lokalnego wypieku
  • Jajecznicę z cebulką
  • Czaj z samowaru
  • Ciasteczka z konfiturą

Po śniadaniu przystąpiliśmy do złożenia i spakowania obozowiska, co dzięki wspólnemu wysiłkowi poszło zwinnie i płynnie.

Naszą misję udało się wypełnić w całości. Liczę, że Jun-i Chikinburosu otrzyma należytą mu promocję za odwagę, jaką wykazał się dnia poprzedniego.

---

Na tym kończy się część pamiętnika Rikugun-shōi Bajiru Niku związana z wyprawą nad Amur.

Co było na kartach, które zaginęły? To wiedzą tylko wybrani...

Link to post
Share on other sites

Basil, dziękuję za wyczerpujące sprawozdanie z wyprawy.

Nic dodać, nic ująć.

To, co miałem do przekazania, jako organizator, powiedziałem na koniec gry. Ale może jeszcze raz powtórzę.

Uważam, że gra się udała. 

Duża absencja trochę zaburzyła scenariusz. Przez to nie było współpracy między poszczególnymi grupami, wymiany informacji, a wręcz widziałem podejrzliwość. To był też mój błąd, bo powinienem bardziej opisać postacie i zwrócić uwagę na współpracę. Przekazane podczas piątkowej kolacji wskazówki uzupełniały się wzajemnie i tylko współpraca mogła doprowadzić do ich wykorzystania w pełni.

Podobnie zezwolenie na posiadanie broni przez wszystkich, było błędem. Powinni ją mieć tylko Japończycy i Mongołowie. Informacja, że w obozie nie można strzelać, ale poza obozem może dojść do starć, miała zwrócić uwagę na możliwą akcję ze strony sowieckiej,  a chyba spowodowała wzajemną nieufność. Swoją drogą, czy ktoś nabrał się na to, że w okolicy są Sowieci?

Mimo, że większość skarbu nie została odnaleziona, to założenia jakie zrobiłem, zostały spełnione. Spędziliśmy 40 godzin, prowadząc życie obozowe i akcje w terenie.

Wielkie dzięki dla Baldiniego i Waltera za wyposażenie obozu i kuchni. Dla samego jedzenia w takich okolicznościach warto było zorganizować tę grę.

Pozdrawiam wszystkich.

Cortes (Franciszek Ossendowski)

Link to post
Share on other sites
14 godzin temu, Cortes napisał:

Uważam, że gra się udała. 

Duża absencja trochę zaburzyła scenariusz. (...)

Ja bym powiedział tak, że gra się udała na stan osobowy z jakim się odbyła - jeżeli mieliśmy grać też to, że połowy osób nie ma, i nie wiemy co robić bo nie ma organizatorów samej wyprawy, to według mnie to wyszło - był chaos i dezorganizacja, spontaniczne działania zamiast jednej, zorganizowanej grupy.

Według mnie adekwatnie dla grupy nieznających się bliżej podróżników żądnych skarbu ;)

14 godzin temu, Cortes napisał:

Podobnie zezwolenie na posiadanie broni przez wszystkich, było błędem. Powinni ją mieć tylko Japończycy i Mongołowie. Informacja, że w obozie nie można strzelać, ale poza obozem może dojść do starć, miała zwrócić uwagę na możliwą akcję ze strony sowieckiej,  a chyba spowodowała wzajemną nieufność. 

Właśnie to spowodowało wzajemną nieufność, którą ja uważam za bardzo fajny efekt - pokłóciło to wyprawę i doprowadziło do napięć i knucia przeciwko sobie. Według mnie broni powinno być mniej, ale nie zero - np. jeden pistolet na 2-3 osoby; lub wspólna broń myśliwska którą można pobrać z arsenału wyprawy - wtedy zabieramy ją na wyjścia z obozu i odkładamy po powrocie.

Ta nieufność doprowadziła do śmiesznych sytuacji, które mi opisano po fakcie - jak to że Valter chciał mi zamordować podwładnego przy [kartka starannie wyrwana], albo że ekipa Gąbka-Baldini-Shuster-Belloq chciała się nawzajem powybijać, dopóki nie ostudzili ich zapałów Mongołowie oraz moje stukanie ;)

14 godzin temu, Cortes napisał:

Swoją drogą, czy ktoś nabrał sie na to, że w okolicy są sowieci?

Ja najpierw myślałem że ich nie ma, potem w 1 połowie spaceru z Mongołami że może są, a potem jednak że ich nie ma, bo po co by mieli tyle siedzieć w krzakach kiedy my sobie biwakujemy XD

14 godzin temu, Cortes napisał:

Wielkie dzięki dla Baldiniego i Waltera za wyposażenie obozu i kuchni. Dla samego jedzenia w takich okolicznościach warto było zorganizować tę grę.

Ta gra była warta samego klimatycznego biwaku :)

12 godzin temu, Domin007 napisał:

Mongołowie nic nie piszą, wszak to niepiśmienni myśliwi/pasterze. Jedyny piśmienny (ale niemowa) nie dojechał. ;)

Wasze dzielne czyny utrzymają się w tradycji oralnej waszych przodków...

 

W dniu 24.06.2025 o 20:26, Lolek2102 napisał:

Cześć, znalazła się może u kogoś ta moja japońska manierka?

I grzecznościowo przekazuję, że młody chorąży dalej szuka manierki.

Basil - nazwy narodów i grup etnicznych piszemy z wielkiej litery: Mongołowie, Niemcy, Łemkowie, Ślązacy. Pamiętaj o tym proszę - D.

Link to post
Share on other sites

Coś co mi się przypomniało, a myślę warto zawrzeć dla potomności i śladu papierowego; odczuwam że nigdzie nie miałem jasno przekazane, że gra ma się opierać o łażenie między tak odległymi lokacjami (3-5 km od obozu), ani że mamy wykorzystywać do tego swoje samochody - nie mówię że to zły pomysł, bo jest ciekawy i myślę warto by to zawrzeć jeszcze kiedyś, ale w ogóle to do mnie nie dotarło, przez co zupełnie inaczej wyobraziłem sobie przebieg gry i to jak będzie wyglądać szukanie rzeczy w trakcie.

Zabrakło po prostu takiego jednego zwartego, organizacyjno-fabularnego otwarcia jaką grę gramy, co robimy, jakie są zasady; bo tak, były mówione rzeczy organizacyjnie, ale tak trochę tu, trochę tam, w międzyczasie rozkładanie obozu, kolacja, i trochę to się pogubiło w trakcie.

Link to post
Share on other sites

O tym, że gra będzie na dużym terenie napisałem chyba w informacjach wstępnych. Auto miało byc w użyciu tylko jedno - terenówka Gregoriusa, ale zepsuła się i nie dotarła razem z Gregoriusem. 

W ogóle rozpoczęcie gry odbyło się z perturbacjami. Zaczynając od tego, że nie było ważnych postaci i pewne wskazówki zostały rozdzielone przypadkowo, poprzez wyschnięcie strumienia, gdzie miał być zatopiony Złoty Budda, obniżenia się poziomu wody w poternie fortu Błogosławie, gdzie były schowane dokumenty poszukiwane przez Gąbkę, po generalne spóźnienie wszystkich uczestników z powodu korków.

Link to post
Share on other sites
23 hours ago, Cortes said:

O tym, że gra będzie na dużym terenie napisałem chyba w informacjach wstępnych. Auto miało byc w użyciu tylko jedno - terenówka Gregoriusa, ale zepsuła się i nie dotarła razem z Gregoriusem. 

Dobra, teraz to wszystko jasne... No trudno, teraz tylko liczyć że kolejnym razem nie będzie tyle kłód na drodze :) Czekam z niecierpliwością na kolejne odsłony...

Link to post
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

Loading...
×
×
  • Create New...