Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

Dyskusja na temat zasad CCS


Recommended Posts

  • Replies 62
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Rafron powiedz mi jak rozwiązałbyś taką sytuację na Waszych zasadach:

 

Zadanie dla grupy "X": pojmać żywcem dowódcę grupy "Y".

 

W realiach strzelankowych czy MILSIMowych w przypadku kiedy dwie podobne liczebnością, uzbrojeniem, doświadczeniem grupy na siebie "wejdą" i nagle rozpoznasz cel zadania co zrobisz?? wszyscy otwierają ogień generlnie robi się rzeźnia. Jak w takich warunkach schwytasz "żywego" klienta??

 

W takiej sytuacji jaka opisales wyzej robi sie poprostu rzez jak zreszta tez wspomniales sam o tym. Trudno mi powiedziec co zrobilyby strony... wszystko zalezy od tego jaka taktyke dzialan przyjmuja poniekad cwiczyli dzialania zespolowe itd... .

Od strony mechaniki gry sprawa jest prosta, trafiony cel jest ranny ,i nie moze walczyc. w takiej sytuacji przeciwnik o ile zdola moze go pojmac jako rannego(musi mu jednak udzielic pierwszej pomocy przed uplywem wyznaczonego czasu od momentu trafienia inaczej klient"zejdzie").

Jesli znow cel jest ranny a przeciwnik nie moze go pojmac bo np jego ludzie wciaz walcza w poblizu swego czlowieka to ten takze "zejdzie" chyba ze jego ludzie zapewnia mu odpowiednia oslone by mozna bylo go ewakuowac i opatrzyc. Po opatrzeniu/udzieleniu pierwszej pomocy taki zawodnik wraca do gry z tym ze kolejne trafienie jest juz dla niego bezapelacyjnym zgonem...

 

Bodaj w pazdzierniku odbyla sie gra "Balkanski Snieg" w masywie Slezy pod Wroclawiem. Bylem poszukiwanym zbrodniarzem wojennym sciganym przez Trybunal Karny dla bylej Jugoslawi. Mialem spotaknie na granicy ktora przebiegala przez przelecz Tapadla. Mgla byla tak gesta ze nie bylo widac nic na kilka metrow. I tak w takich warunkach ja wray z ma ochrona wpadlem na oddzial SAS (dzialajacy oczywiscie nie formalnie) ktory pojmal mnie...jednego z mych ochroniarzy zranili drugiemu udalo sie zbiec..., mnie samego opatrzyli, zabezpieczajac miejsce, a tego rannego mego ochroniarza zostawili...

Potem kilka minut pozniejstwierdzili ze opatrza ochroniarza i do dobija(takie zasady) by nikt mu nie udzielil pomocy jak odejdadalej. gdy zostalem z jednym z SAS zostalismy ostrzelani przez tego goscia ktory zbiegl.Chcial mnie odbic-niestety kulka mnie trafila i to byl koniec dla mnie...

 

Karty sa o tyle jak dla mnie "fajnym"patentem ze nie trzeba sie ich uczyc na pamiec bo je poprostu masz. U nas jest wskazane by kazdy z dowodcow zespolow mial wydrukowane zasady a przed milsimem przypomnial swoim ludziom o zapoznanie sie z nimi.

 

 

To samo zadanie inne warunki: Obserwujesz baze wroga i widzisz cel. Siedzisz kombinujesz ale cel siedzi "w środku" i non stop sa przy nim i w okolicy jego ludzie. W warunkach ASG nie masz w zasadzie możliwości przeprowadzenia udanego "porwania". Zawsze ktoś zacznie się bronić że nie wspomnę o celu. I?

 

odpowiem Ci na PW :uśmiech:

Nikt się tu nie kłóci ;)

Link to post
Share on other sites

Karty CCS są ELEMENTEM systemu CCS.

 

Przepisy CCS mówią wyraźnie co dzieje się gdy ktoś NIE CHCE losować karty CCS (lub jej nie ma)

 

- karta może być wylosowana przez jakiegokolwiek medyka (nie tzreba więc posiadać kart dla wszystkich graczy, wystarczy że zestaw będzie u teamowego medyka)

 

- gracz może zostać uzany za WZW i KIA po odpowiednim czasie.

 

p.

Link to post
Share on other sites

Troszkę rozmyta dysputa jak widzę sie zrobiła. Niby na temat ale zakres problemów poruszanych sięga od Uralu do Gibraltaru. Osobiście nie widzę problemu w tym że komuś się nie podobają karty trafień, jego gusta. Sama zaś zasada istnienia losowości i przypadkowości w wyniku ostrzału jest jak najbardziej sensowna.

 

A staje się jeszcze bardziej sensowna kiedy rozpatrzymy sobie jej sens jako mechanizmu działającego w oderwaniu od kwestii kto czym i jak strzela. Jeśli problem zamknąć w ramach kwestii -wymiana ognia i jego skutki, wyłącznie, to nieistotnym się staje czy dostałem kulką od gościa strzelającego tak czy inaczej , czy dlaczego mam ranę taka czy inną skoro dostałem w klatę z 2m.

 

Właściwie nic poza rozwiązaniem kwestii efektu nie jest istotne. Bo na wojnie jak to na wojnie, ginie się lub odnosi rany nie tylko w efekcie postrzałów bezpośrednich, są rykoszety, są odłamki wtórne i wiele innych ciekawostek o których medycyna radziecka od dawna wie. Jeśli zatem traktować karty jako określenie wyniku, działania zapoczątkowanego poprzez trafienie kulką, to cały problem znika.

 

Fizyczne rozwiązanie polegające na wyciąganiu kart i "traceniu czasu " na czytanie nie jest moim zdaniem jakimś specjalnym utrudnieniem, czy kłopotem. Tak jak ktoś napisał wcześniej, dostałem, nie wiem z czego , nie wiem gdzie, wiem że czuję mrowienie na całym ciele i cały jestem zesztywniały... obmacuję się ( wyjmuję kartę) nogi.. ręce... jajka( :P ) brzuch- o kur... mokro i czerwono... ( na karcie pisze rana ciężka ) i tyle, dochodzi do mnie że środek mnie jest bardzo bolący.. i zaczynam wyć meeedyyyyk.

Jest to dobry sposób, powiedziałbym nawet całkiem dobry bo w jednoznaczny sposób określa sytuację, nie pozostawiając miejsca nie niedomówienia, konflikty, pyskówki, jojczenia itd.

Pomijamy tutaj problem eskalacji problemu efektu trafienia z broni palnej żołnierza na polu walki, albowiem... i tutaj dochodzimy do sedna całej sprawy - MilSim nie jest symulacją trafienia żołnierza na polu walki!

 

To symulacją działań militarnych mających na celu .. cośtam. Czyli znacznie więcej niż sama wymiana ognia i rozpatrywania jego skutków metodami naukowymi.

jest to dobry kompromis pomiędzy milsimem laboratoryjnym a milsimem praktycznym.

 

A i tak panowie, powiem wam że zasady trafień czy tam czegokolwiek innego są pikusiem w odniesieniu do problemu jaki się zawsze pojawia na milsimach.

Problem przerostu kadry oficerskiej nad mięsem "armatnim". Problem leży w psychice i charakterach ludzi. Wszak wszyscy jesteśmy Napoleonami w głębi duszy, a niestety na wojnie jest tylko eden, i to on dowodzi. ;)

 

I tym miłym akcentem zakończę ten , jakże nudny tekst.

:)

Link to post
Share on other sites
Właściwie nic poza rozwiązaniem kwestii efektu nie jest istotne. Bo na wojnie jak to na wojnie, ginie się lub odnosi rany nie tylko w efekcie postrzałów bezpośrednich, są rykoszety, są odłamki wtórne
Powiem więcej, co najmniej od I wś przeważająca (i to znacznie, nie pamiętam 70-80%) ilość obrażeń jest skutkiem odłamków pocisków artyleryjskich, bomb lotniczych, czy granatów. Ofiary bezpośredniego ognia z broni strzeleckiej to zdecydowana mniejszość.

 

Jest to dobry sposób, powiedziałbym nawet całkiem dobry
Skoro największa potęga militarna świata z tego korzysta i system się sprawdza to chyba pomysł nie jest zły ;)

 

Problem przerostu kadry oficerskiej nad mięsem "armatnim". Problem leży w psychice i charakterach ludzi. Wszak wszyscy jesteśmy Napoleonami w głębi duszy, a niestety na wojnie jest tylko eden, i to on dowodzi.
U nas w ekipie jest odwrotnie ;)
Link to post
Share on other sites
  • 2 years later...

Ten dział zupełnie podupadł niestety - lub stety.

 

Gwoli rozwinięcia tematyki CCS i jego interpretacji - ostatnio post z bloga o, mam nadzieję, kierunku milsimów w najbliższych latach. Czyli o tym, jak rozbudowanie ratownictwa taktycznego może przyczynić się do urealnienia i jednocześnie 'ufajnienia' milsimów.

 

http://podrecznik-asg.blogspot.com/2010/02...-milsimach.html

 

(wiem, że ktoś może interpretować to jako reklamę, ale mam nadzieję, że nie chamską, bo najważniejsze, aby idea się upowszechniła).

Link to post
Share on other sites

Czyli o tym, jak rozbudowanie ratownictwa taktycznego może przyczynić się do urealnienia i jednocześnie 'ufajnienia' milsimów.

Grey bardzo się cieszę, że zdecydowałeś się wziąć udział w tym szkoleniu, bo dokładnie taki cel o jakim teraz piszesz mieliśmy przygotowując je. Wierzę, że ta idea pójdzie również dzięki Tobie i twojemu blogowi, dalej w środowisko i niedługo symulowane porządne RT będzie standardem na milsimach, a nie tylko fanaberią zajawkowiczów "taktyki czerwonej".

 

Pozdrawiam

W.

Link to post
Share on other sites

Bardzo dobry tekst.

 

Szkoda tylko że tak wiele grup "milsimowych" zamiast próbować ratować rannych swoich - zostawia, a wrogich - dobija. Ogólnie przeświadczenie wtedy jest że "Gramy do 16tej nie opłaca się, dobij go".

 

Ja Osobiście jak widzę wrogiego medyka opatrującego rannego / starającego się to robić pod ostrzałem to wcale do niego nie strzelam (bo widzę że tamten ma radość z wykonanego zadania i że Wreszcie może robić to po co tu przyszedł) - po prostu wybieram cele które do mnie strzelają lub jego osłaniają. Daję mu szansę się tak samo jak on mi dobrze się bawić.

 

Szkoda też że tak wielu rannych o tym zapomina i na siłę pomimo ran strzela do wrogiego medyka widząc że idzie mu pomóc (bo On już skończył i nie będzie dalej grać to zabierze go ze sobą).

 

BTW. Chyba tylko raz miałem okazję tak naprawdę być w walce opatrywany gdzie grupa zabezpieczała perymetr i powstrzymywała przeciwnika a mnie 2ch medyków odciągało za zwalone drzewo i opatrywało (2 rany RC, RL i masa bandaży :-F ) a po jakiś 15min ewakuowanie mnie. To było piękne i chciałoby się by zawsze gościło na naszych milsimowych spotkaniach. Niestety jest rożnie.

 

Pozdrawiam wszystkich Chcących medyków wypełniać swoje zadanie i tych którzy dają im szansę. ;-)

Link to post
Share on other sites

Skoro temat się rozkręca...

Chyba tylko raz miałem okazję tak naprawdę być w walce opatrywany gdzie grupa zabezpieczała perymetr i powstrzymywała przeciwnika a mnie 2ch medyków odciągało za zwalone drzewo i opatrywało (2 rany RC, RL i masa bandaży :-F ) a po jakiś 15min ewakuowanie mnie. To było piękne i chciałoby się by zawsze gościło na naszych milsimowych spotkaniach. Niestety jest rożnie.
Po co ryzykować życie medyków do odciągnięcia spod ognia? Nie właściwszym by było wysłać "Czereśniaka", aby odciągnął rannego do medyka do strefy ciepłej?
Link to post
Share on other sites

Byłem dowódcą i miałem rozkazy/koordynaty (wpadliśmy w zasadzkę). Poza tym mój oddział szybko mnie wyprzedził i zabezpieczył perymetr. Następnie 2 oddział w pobliżu odciągnął mnie i tam prze-bandażowali i zabezpieczyli dokumenty. Następnie wszyscy ładnie się wycofali z terenu zagrożenia i odnieśli mnie do bazy. ;-)

W tamtym momencie akurat to zrobili medycy bo reszta zabezpieczała teren. No i jak się potem okazało nie jedynym trafionym byłem (Chyba jeszcze 1RL i 2 RC minus za opancerzenia ale ja już daleko byłem).

 

Oczywiście łatwiej wysłać kogoś mało znaczącego po rannego by go odciągnął ale nieraz zdarza się że w takim momencie pojawiają się trafienia że są w środku grupy i coś trzeba z tym zrobić. ;)

 

 

Zawsze zdarzają się "ale" i pamiętam jak podczas zwiadu zostawiliśmy kogoś rannego z czujki gdyż przeciwnicy nie wiedzieli że trafili na oddział, a nie zagubionego marudera... przez co zajęliśmy obiekt omijając nie wykryci wrogie jednostki ale pozwoliliśmy na wykrwawienie się kolegi... ale taki był rozkaz dowódcy...

Link to post
Share on other sites

Skoro temat się rozkręca...Po co ryzykować życie medyków do odciągnięcia spod ognia? Nie właściwszym by było wysłać "Czereśniaka", aby odciągnął rannego do medyka do strefy ciepłej?

Siemasz Foka.

Masz i nie masz racji, moim zdaniem :). Po pierwsze nikt nie jest "czereśniakiem" i każdego "życie" i robota się liczy.Wiadomo, że specjalista paramedyk jest cenny ale ten "czereśniak" może się okazać np specjalistą od demolki, czy innym przydatnym w realizacji zadania szpeniem, a w wytycznych RT najważniejsze jest zadanie nie ratowanie życia kosztem zadania.

Te procedury, które realizuje się w pierwszej strefie tak jak mówisz Foka, powinien znać każdy szwej i nie trzeba do nich studiów medycznych, bo każdy wyszkolony unitarnie, odciągnie kupla spod ognia za zasłonę, trzymając dupę nisko, sprawdzi gdzie oberwał i założy mu stazę taktyczną (no może tu się przyda trening).

W pierwszej strefie tak naprawdę jakieś 85% to taktyka więc może inni kolesie (czereśniacy) mają za zadanie "napierd..." i podpalić świat, bo od tego są, a paramedycy ratować, bo to trenują i to im idzie najlepiej? A że ryzykują? No cóż...

Link to post
Share on other sites
Masz i nie masz racji, moim zdaniem :).
A to to ja wiem, nic nie jest czarno-białe :)

 

Po pierwsze nikt nie jest "czereśniakiem" i każdego "życie" i robota się liczy.
Ale nie każdego tak samo, dlatego prezes zarabia nawet 100x więcej niż koleś od kopania rowów.

 

Wiadomo, że specjalista paramedyk jest cenny ale ten "czereśniak" może się okazać np specjalistą od demolki, czy innym przydatnym w realizacji zadania szpeniem,
Czyli już nie jest "Czereśniakiem" (przypomnij sobie kim był Tomuś Czereśniak ;) ) tylko specjalistą. Nie pisałem "każdy inny tylko nie medyk".

 

a w wytycznych RT najważniejsze jest zadanie nie ratowanie życia kosztem zadania.
Wiem. Co prawda na szkoleniach z RT, na których ja byłem, koncentrowaliśmy się na CQB, ale RT w "zielonej" też liznąłem ;)

 

Te procedury, które realizuje się w pierwszej strefie tak jak mówisz Foka, powinien znać każdy szwej i nie trzeba do nich studiów medycznych, bo każdy wyszkolony unitarnie, odciągnie kupla spod ognia za zasłonę, trzymając dupę nisko, sprawdzi gdzie oberwał i założy mu stazę taktyczną (no może tu się przyda trening).

W pierwszej strefie tak naprawdę jakieś 85% to taktyka więc może inni kolesie (czereśniacy) mają za zadanie "napierd..." i podpalić świat, bo od tego są, a paramedycy ratować, bo to trenują i to im idzie najlepiej? A że ryzykują? No cóż...

Zgadza się. I jeśli medyk będzie bliżej to nie będzie szukał "Czereśniaka" ;) Ale pytanie czy oddział bardziej odczuje w walce stratę DMa, mechanika, pirotechnika, czy paramedyka? I tak - na to pytanie też nie ma jednoznacznej odpowiedzi ;)
Link to post
Share on other sites

skoro udało się ustalić, że w czasie prowadzenia działań straty własne sa normalne, to ja zadam kilka pytań:

 

Co to za Military Symulation, bez stanowiska dowodzenia, systemu łaczności, logistyki ludzi broni i sprzętu, i co najważniejsze przepływu ewakuowanych rannych? Czy skoro medyk ma mieć kurs PP i wyżej, to czy saper ma kurs saperski, a RTO jest ekspertem łączności, a dowódca strony walczącej jest po szkole oficerskiej itd na "czereśniaku" kończąc? Czy sam system kart i wyszukanych zasad daje w ogóle symulację, czy tylko bardziej skomplikowaną nawalankę?

Link to post
Share on other sites
Co to za Military Symulation, bez stanowiska dowodzenia, systemu łaczności, logistyki ludzi broni i sprzętu, i co najważniejsze przepływu ewakuowanych rannych?
Właśnie dlatego, że to jest symulacja. Zwróć uwagę, że symulacja może, i zwykle tak jest, symulować tylko pewien wycinek działań wojska, Może to być np. tylko część sztabowa (co w prawdziwej armii ma miejsce bardzo często). Skoro tak się zagłębiasz w struktury, tylko żeby się czegoś przyczepić, to może milsimy powinny także obejmować WKU i marynarkę wojenną?

 

Czy skoro medyk ma mieć kurs PP i wyżej, to czy saper ma kurs saperski, a RTO jest ekspertem łączności, a dowódca strony walczącej jest po szkole oficerskiej itd na "czereśniaku" kończąc?
Dąży się do tego. RTO nie raz mają licencję radioamatora, "pirotechnicy" to elektronicy, którzy zajmują się tematem amatorsko lub zawodowo (a może jeszcze powinni uczyć się prac inżynierskich, bo tym zajmują się saperzy), często hobbystycznie zajmują się pirotechniką; dowódcy też się szkolą - czy są to byli wojskowi, czy na podstawie materiałów z sieci.

 

Czy sam system kart i wyszukanych zasad daje w ogóle symulację, czy tylko bardziej skomplikowaną nawalankę?
Zapytaj o to ekspertów z armii amerykańskiej, bo nasz system kart powstał na podstawie ich systemu.

I widzę, że w ogólnie nie pojmujesz idei milsimu, ani nie zdajesz sobie sprawy z tego jak milsimy w Polsce teraz wyglądają. Proszę abyś nie robił "nam" bałaganu w tym wątku, od takich pytań i zagadnień jest oddzielny wątek.

Link to post
Share on other sites

jesteś Foka mistrzem nie odpowidania na pytanie i wybieranie aspektów które ci wygodne, no niestety symulacja pola walki to symulacja pola walki, jesli mamy wymagania od medyków by nimi byli naprawdę, dlaczego inaczej traktuje się inne specjalizacje( to taki trochę haczyk z mojej strony). I najważniejsze na polu walki musi być komórka dowodzenia i koordynacji sił i środków, tak samo na strzelance (Co dopiero na MilSimie) inaczej robi się bajzel. Jak można w tej symulacji pola walki pomijać problem rannych i zabitych, a dobijanie EPW dramat łamiący konwencje genewskie, ja rozumiem że to zabawa, ale i konkretna symulacja, a to zobowiązuje. Chyba że ktoś zrobi MilSim życia koszarowego w jednostce zabezpieczenia magazynowego w gdyni, no to nie mam pytań.

Link to post
Share on other sites
jesteś Foka mistrzem nie odpowidania na pytanie i wybieranie aspektów które ci wygodne
Na które sensowne pytanie nie odpowiedziałem? Bo pytanie "dlaczego w milsimie nie symuluje się logistyki" nie uznaję za sensowne.

 

no niestety symulacja pola walki to symulacja pola walki, jesli mamy wymagania od medyków by nimi byli naprawdę, dlaczego inaczej traktuje się inne specjalizacje( to taki trochę haczyk z mojej strony).
8O A czytałeś co napisałem? Że właśnie kto chce to traktuje? Bo wygląda na to, że Ty czytasz selektywnie.

 

I najważniejsze na polu walki musi być komórka dowodzenia i koordynacji sił i środków, tak samo na strzelance (Co dopiero na MilSimie) inaczej robi się bajzel.
MUSI? Nawet jeśli to są dwie 5-osobowe ekipy działające przeciwko sobie? Są autonomiczne i rozkazy dostali na początku gry? Jakie komórka dowodzenia będzie wykonywała? Parzenie herbaty?

 

Jak można w tej symulacji pola walki pomijać problem rannych i zabitych,
A kto pomija? 8O
Link to post
Share on other sites

Acha no ja mam prośbę byś traktował moje wypowiedzi całościowo nawet jeśli dla ciebie nie mają sensu. Dla mnie poytczka airsoftowa taka czy inna bez względu na nazwę i przyjete zasady, jest jakąś tam bardzo konkretną symulacją, może być realizowana dobrze albo wrecz przeciwnie i średnio też. Nawet w symulacjach na 4 osoby jest potrzebny organizator czy inny twór dogrywający chyba że rozmawiamy o podwórkowym kulkopluciu, ale chyba to nie ten dział. Problem rannych pomija każdy organizator któremu "trupki" maszerują po polu walki.

Link to post
Share on other sites

Dobra dorzucę swoje.

 

Uważam że obowiązkowo powinno być promowane ratowanie rannych.

Bo tego bardzo brakuje. Wręcz dochodzi do sytuacji że jak ktoś kogo opatrzy to jest wydarzenie a jak jeszcze do tego ten ktoś będzie z przeciwnej strony to już sensacja.

 

Zawsze uważałem że na spotkaniach powinno być tak że (gry powyżej 12h):

KIA zabrany do bazy zostaje w tej bazie już jako cywil ale grający.

WZW, RC mogą po min. połowie czasu do końca planowanego spotkania zostać obroną tejże bazy jeżeli na to wyrażą zgodę (90% zgodzi się - reszta dalej będzie grała dalej rannych bądź zrezygnuje z uczestnictwa).

RL jak wiadomo dowódca bazy/strony może wykorzystać do obrony albo co najwyżej lekkiego patrolu dookoła jej (pomijam osoby z ranami nóg) - ale to się akurat robi najczęściej.

 

Ale to tylko moja propozycja, zawsze daje jakieś zadanie tym osobom które nie chcą udawać trupów/nieprzytomnych do końca lub uziemionych przez rany.

Uważam że jest wiele problemów z tym związanych na rozgrywkach milsimowych np. znikające całe ekipy po KIA, WZW, kilku RC... jeszcze gorzej jest jak to kierowca auta padnie z którym przyjechali na gościnne występy ponad 250km (ale to już osobna kwestia), a impreza jeszcze ma trwać 1 dzień... a tak się zazwyczaj kończy przy braku ratowania swoich i dawania im roli jakiejś ale zawsze.

 

Heh... troszeczkę się rozpisałem...

Edited by sisi
Link to post
Share on other sites

MilSim w wydaniu airsoftowym TO ZABAWA.

Chodzi o to, żeby zabawa była fajna, ale jednocześnie zbliżała się do symulacji. To jak z grami, kiedyś były mniejsze możliwości i gry były mniej zbliżone do pola bitwy, z czasem możliwości rosły i gry zbliżają się do realiów, choć nadal pozostają zabawą i wciąż daleko im do doskonałej symulacji.

W światku MilSima jest podobnie. Gracze, orgowie stają się coraz bardziej świadomi, uczymy się coraz więcej, zdobywamy doświadczenia, rozwijamy się. Dziś nowicjusz zaczynając ma już dostęp do wiedzy kolegów i startuje z wyższego poziomu, niż my kilka lat temu.

Rozwinięcie RT to kolejny krok. Będą i kolejne. Ale nie od razu Rzym zbudowano i nie można zarzucać wizjonerom i nowatorom, że starają się dodać kolejną cegiełkę, a nie od razu cały pałac.

Edited by Grey
Link to post
Share on other sites
a dobijanie EPW dramat łamiący konwencje genewskie, ja rozumiem że to zabawa, ale i konkretna symulacja, a to zobowiązuje.

 

myślisz że na dzisiejszym polu bitwy nie zdarzają sie sytuacja z dobijaniem rannych? innym łamaniem konwencji genewskiej? wpisz sobie w google abu-ghraib i zobacz co Ci wyskoczy...

 

Od uczestników zalezy jak sie zachowają, jesli chcą dobic rannych wrogów zamiast im pomóc, to to nie zmienia faktu że symulacja pozostaje symulacją.

Link to post
Share on other sites

Czy szfa uważasz że w takim razie gry MilSim czy inne mają promować ten fakt?? Zastanów sie lepiej.

 

Foka co ja mam ci scenariusz napisać?? W najmniejszej grze jest w mojej ocenie dobrym tonem jeśli organizator czuwa nad przebiegiem zabawy, i najlepiej tworząc własnie taki punkt dowodzenia w ten sposób może wydawać rozkazy, dodatkowe zadania, reorganizować rozgrywkę itd, itp. jednym słowem robić wszystko, aby było fajnie. Bo naprzykład jak na zapawę idą dwie grupy po 5 osób wygarowców, w dużym terenie mogą nawet się nie spotkać, bez komórki kontrolującej ich położenie i kierunek poruszania. Tak jak napisałem wczesniej nie dotyczy to zabaw podwórkowych w stylu wy idżcie tam, my zostajemy tu, wy jesteście taliby, a my USMC.

Link to post
Share on other sites

Mylicie pojęcia. Konwencja genewska dotyczy żołnierzy oficjalnej strony konfliktu, a nie terrorystów i tu jest pies pogrzebany. ;) W Iraku, Afganistanie walczą już tylko z terrorystami, a nie z wojskiem strony konfliktu. Wiadomo wszystko zależy od interpretacji ale tamci "T" to najczęściej cywile a nie żołnierze i tyle.

 

I tak tu wszystko zależy od samych żołnierzy. Przecież nie raz było tak że nawet po ataku gdzie było kilku rannych, ba martwych towarzyszy medycy ratowali tych przeciwników którzy jeszcze żyli (wiadomo nie wszystkich im się chciało ale nie strzelali w potylicę (no chyba że podejrzewał że chce się wysadzić ), a jedynie pozwalali się wykrwawić i tyle)....

 

 

Beholder my swego czasu zrobiliśmy sobie takie małe spotkanie CCSowe - 2 strony lub więcej, określony teren, przypuszczalny czas pojawienia się głównej grupy która ma jakiś tam cel - tak by przez jakiś czas była w terenie, a reszta np. ma ich znaleźć, podpatrzyć, przejąć ich, zaatakować) i już. My byliśmy tymi głównymi, mieliśmy określoną trasę i postoje, a inni nas szukali. Fakt, nie znaleźli nas ale z ARRów wynikło że mijaliśmy się co chwila i o mały włos. Adrenalina cały czas bo każdy szukał wrogów (nawet nie wiedzieliśmy czy są akurat w terenie) a oni żebyśmy ich pierwsi nie wykryli. I już masz scenario gdzie 2 grupy wcale nie muszą się znaleźć a zabawa jest. ;)

Edited by sisi
Link to post
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

Loading...
×
×
  • Create New...