Sarecik Posted April 15, 2018 Report Share Posted April 15, 2018 Witajcie Współforumowicze! Cóż, mam sprawę, w której chętnie posłucham czyiś doświadczeń, wymienię się swoimi, a i wspólnie postaramy napędzić w sobie ochotę na dodanie kapsyicyny do i tak pieprznego ASG. Zacznijmy od tego, co mnie właściwie zmusiło do napisania tego wątku. Ostatni piątek, miejsce... bliżej nieokreślone ruiny w centralnej Wielkopolsce. W trakcie Wesołych rozgrywek piątkowej naparzanki, spadł deszcz. Dość rzęsisty, ale krótki na tyle by większość go zignorowała, i poszła głęboko w pole. No cóż, drzewa nie pozwalały na jakąkolwiek obserwacje nieba, a nadchodziła burza. Ale nie jakiś deszczyk, tylko burzysko lejące wodę z nieba wiadrami, z prędkością wiatru sprawiającą, że najbardziej moczył człowieka od boku. Na początku szok, i szybkie szukanie schronienia. Okazało się, że członek przeciwnej drużyny, dotarł do pustostanu wcześniej i nie zrażony aurą sprawiająca że już po 40 sekundach lała się z nas woda, otworzył ogień. Nie muszę wspominać, że my odruchowo też wdusiliśmy spusty waląc, oślepieni strugami deszczu na okularkach, po każdym ciemnym otworze w budynku. Przyznam szczerze, że po raz pierwszy uświadczyłem moment, w którym zwykle perfekcyjna struga kompozytu, łamie w powietrzu szyk na kroplach deszczu, rozlatując się we wszystkich kierunkach. Naprawdę, przez kilkanaście sekund klimat dosłownie miażdżył, a spojrzenie na kumpla, z którego daszku czapki i repliki lała się ciurkiem deszczówka, przypominał znane nam wszystkim obrazki pokazywane w trakcie poznawania historii wojny w Wietnamie. Oczywiście bolesna seria kolegi z pustostanu, szybko rozwiała atmosferę, ale przyznam że nawet marsz w tym deszczu do punktu zbioru był niesamowity. Większość z nas strzela się okazjonalnie w weekendy, w dobrą pogodę. Jest sporo ludzi, którzy na czas zimy mówią o zakończeniu sezonu, nie wyściubiając nosa spod koca. Ja jednak, poniekąd natchniony wydarzeniami z piątku, pragnę znać inne takie historie. Czy ktoś kiedyś siepał plastikiem w burzy śnieżnej, albo mgle nie dającej większej widoczności jak do pięty kumpla idącego przed nami? Śmiało piszcie swoje przeżycia. Chętnie poczytam! :icon_biggrin: PS, dobrze że w samochodzie miałem ręcznik, i przyznam że nie zdarzyło mi się jeszcze wracać z ASG w samych bokserkach. Replika ma się dobrze, kolegi już nie tak bardzo, ale brak koszulek termokurczliwych na okablowaniu i MOSFETcie sam się o to prosił :icon_smile: Quote Link to post Share on other sites
Endranii Posted April 15, 2018 Report Share Posted April 15, 2018 To się chyba nazywa Milsim bądź Larp :icon_lol: A tak na poważniej to właśnie na Milsimach i Larpach można dopiero zobaczyć i poczuć ten "prawdziwy" klimat asg, ponieważ to raczej tam spotkasz ludzi którzy nie będą uciekali przed pierwszym lepszym deszczykiem co by nowiutki szpej nie zmoknął. Także myślę że jeśli coś takiego ci się spodobało to powinieneś właśnie spróbować tej bardziej "hardcorowej" części asg gdzie po prostu nie ważne jaka jest pogoda po prostu trzeba iść i realizować cele. Quote Link to post Share on other sites
Budweiser Posted April 15, 2018 Report Share Posted April 15, 2018 Zgadzam się, że takie akcje są nad wyraz klimatyczne. We mnie "Wataha" rozbudziła skryte marzenia o strzelaniu w takim terenie, w taką noc i w takim śniegu: Ale replik szkoda na mróz wynosić. :icon_biggrin: Choć takie snajperskie spring party w śnieżym kamuflażu to by było coś. 8-) Quote Link to post Share on other sites
Hudy01 Posted April 15, 2018 Report Share Posted April 15, 2018 Szukaj milsimowych imprez. Tylko najlepiej takich, gdzie nie ma "trup = koniec grania" - trochę głupio byłoby jechać X kilometrów na 24h strzelanie i zginąć po 30min. Quote Link to post Share on other sites
thor_ Posted April 15, 2018 Report Share Posted April 15, 2018 Właśnie takie gdzie "życie" trzeba cenić dają jeszcze więcej adrenaliny i satysfakcji. Znam taki jeden cykl imprez który kiedyś pozwalał w nocy zmarznąć "na kość" oczekując na rozpoczęcie gry w ziemiance przytulając się w kilkadziesiąt osób, następnie po kilkunastu godzinach zmoknąć i rozpocząć walkę ze sobą o to czy warto zostać i realizować zadania, czy zawinąć się do domu. To była pierwsza impreza tej serii... Następne pozwalały również zmoknąć, zmarznąć ale dawały potężna satysfakcję na koniec. Tak na prawdę nie ilość wystrzelonych kulek ale czas kiedy sięgasz jakichś swoich granic z kumplami i potem je przekraczasz, dążąc do zrealizowania celu, mimo temperatury, deszczu, śniegu, które dają w doopę daje frajdę. Quote Link to post Share on other sites
Sanders Posted April 16, 2018 Report Share Posted April 16, 2018 Szukaj milsimowych imprez. Tylko najlepiej takich, gdzie nie ma "trup = koniec grania" - trochę głupio byłoby jechać X kilometrów na 24h strzelanie i zginąć po 30min. Z doświadczenia milismy trup=koniec grania są najlepsze. Jedziesz na wojnę to nie po to żeby odradzać sie co 8 h:)) jak chcesz sie respawnować to jedziesz na jeban...:)) Quote Link to post Share on other sites
LogaN Posted April 16, 2018 Report Share Posted April 16, 2018 Na południu mamy rozwinięty cykl nocnych imprez semi-milsimowych znanych jako "NightOps". Najbardziej zapadające w pamięć imprezy z tego cyklu odbywają się zimą (styczeń-luty) w Beskidach. Warunki atmosferyczne niekiedy są naprawdę warte upamiętnienia. Polecam rzucić okiem na film naszych kolegów ze Skull Hunters, którzy stanowili dla nas OPFOR podczas NightOps: Winning the lottery. Rozgrywka odbywała się na wysokości 600-1250m. Film trwa tylko dwie minuty, ale myślę, że dość dokładnie pokazuje jakie warunki panowały na górze :icon_wink:. https://www.facebook...38058056384149/ Nie będę ukrywał, że była to jedna z najbardziej zapadających mi w pamięć imprez. Quote Link to post Share on other sites
sledz Posted April 16, 2018 Report Share Posted April 16, 2018 Nie trzeba od razu jeździć na milsimy. Zbierz paru kolegów, załóżcie szpej, plecaki i wyjdźcie sobie na patrol z nawigacją od piątku wieczorem do niedzielnego południa tak żeby nie być zauważonymi przez żadnych grzybiarzy ani rowerzystów. Nie będzie ryzyka że was odstrzelą za godzinę a sprawdzicie siebie i sprzęt - to co jest wygodne na jebance w nie musi być połączeniu z kilkunastoma godzinami i plecakiem. Z warunków podchodzących pod ekstremalne zaliczyłem spanie przy -17 w cienkim marketowym śpiworze pod folią nrc i pałatką (nic nie grzała ale trzymała folię żeby wiatr jej nie porwał). Quote Link to post Share on other sites
J.K. Posted April 16, 2018 Report Share Posted April 16, 2018 Z doświadczenia milismy trup=koniec grania są najlepsze. Jedziesz na wojnę to nie po to żeby odradzać sie co 8 h:)) jak chcesz sie respawnować to jedziesz na jeban... :icon_smile:) Pewnym kompromisem są takie, gdzie możesz wrócić do gry jako członek "ekipy pościgowej" organizatora, bo jednak trochę słabo jest wydać kasę na imprezę i dojazd, a schodzić z pola po godzinie przez jakąś losową głupotę. Ja jednak, poniekąd natchniony wydarzeniami z piątku, pragnę znać inne takie historie. Czy ktoś kiedyś siepał plastikiem w burzy śnieżnej, albo mgle nie dającej większej widoczności jak do pięty kumpla idącego przed nami? Śmiało piszcie swoje przeżycia. Chętnie poczytam! :icon_biggrin: Jak mówią koledzy - na mil-simach masz największe szanse na takie "ekstremalne" przeżycia. Przy czym możesz też zgotować je sobie samemu, niewłaściwie dobierając wyposażenie (za mało wody, za ciężki plecak, nierozchodzone buty) i nawet w ładny dzień przeżyć piekło, bo pięty obtarte do krwi, w krzyżu łupie, a do końca gry jeszcze 16 godzin i 20-30 km do przejścia. Na szybko to mogę sobie przypomnieć kilka historii powiedzmy, że w jakimś stopniu ekstremalnych na imprezach o różnym kalibrze: - dość duży całodzienny scenariusz przy -15 st. C. - zlot na 100 osób w pobliżu Kalisza, gdzie od bladego świtu zdarzyło się długie oberwanie chmury, a żeby było milej to na samym początku rozgrywki GAZ ochlapał mnie błotem od stóp do głów. - któryś Weekend Zwiadowców, gdzie w dzień prażyło, a w nocy temperatura spadła do kilku stopni, a kolega z zespołu zostawił w bazie swój zapas wody i został tylko z tym, co miał w manierce. - mój pierwszy GF Point, gdzie pojechałem ze złym plecakiem i smockiem, który przemókł od potu i śniegu, więc przetelepało mnie na wietrze tak, że nie pytaj. Było tego trochę więcej, typu strzelania w deszczu, śniegu (zamarzające spodnie itd), noclegi w lesie zimą, ale trudno teraz wszystko spamiętać. Quote Link to post Share on other sites
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.