Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

Cortes

Użytkownik
  • Content Count

    1,215
  • Joined

  • Last visited

Posts posted by Cortes

  1.  Z przykrością muszę powiadomić wszystkich zainteresowanych, że z powodu ważnych powodów osobistych muszę odwołać grę. 

    Przepraszam wszystkich, którzy musieli zmieniać swoje plany wakacyjne, ale taka sytuacja zdarza się raz w życiu, nie da się jej uniknąć i niestety każdego to spotka.

    Historię, którą napisałem, zamieszczę do końca. 

    Do gry wrócimy w przyszłym roku, może w czerwcu, kiedy znów będzie ciepło, jak w Afryce.

    Cortes

  2. W listopadzie 1942 roku Amerykanie wylądowali w Maroku. Zaraz po ustaniu walk na ulicach Casablanki pojawiło się dwóch agentów wywiadu – z OSS i MI6. Swoje pierwsze kroki skierowali do „Rick’s Café Americain”.

    Przesłuchali Ricka dostali od niego kilka ciekawych informacji. Przede wszystkim pytali o Ossendowskiego. Niestety, Ossendowski zniknął z Casablanki niedługo po tym, jak doszło do włamania do je go pokoju w hotelu. Rick nie wiedział o tym włamaniu nic i skierował agentów do szefa policji w Casablance, kapitana Renault. Dodał jeszcze, że następnego dnia po włamaniu porucznik Strasser opuścił Casablankę, podobno wezwany do Berlina.

    Agenci odwiedzili komisariat policji i porozmawiali z Kapitanem Renault. Niwiele wiedział o planach Ossendowskiego, oprócz tego, że udał się na południe na pokładzie statku żeglugi kabotażowej. Taki statek rzadko ma określony plan rejsu, zależy od bieżących zlecen w odwiedzanych portach. Natomiast udzielił informacji na temat włamania do pokoju hotelowego Ossendowskiego. Odbyło się ono wieczorem, podczas jego obecności w kawiarni Ricka. Z pokoju zginęła tylko jedna rzecz: mapa Złej Ziemi. Ossendowski nie robił z tego wielkiego problemu, stwierdził, że mapę narysował z pamięci i może to zrobić jeszcze raz. Powiedział też, że kilka dni temu ktoś wszedł do jego pokoju i przeszukiwał jego rzeczy, ale że nic nie zginęło, poskarżył się tylko kierownikowi hotelu. Kilka dni później odpłynął. Kapitan potwierdził, że porucznik Strasser odleciał do Niemiec następnego dnia po włamaniu. Przy pożegnaniu niechcący wyjawił, że został wezwany na polecenie wuja, jakiegoś profesora.

    Drugie spotkanie agentów i kapitana odbyło się wieczorem u Ricka. Po kilku drinkach (a może całkiem świadomie) agentom rozwiązały się języki i wyjawili plany wysłania do Liberii wyprawy mającej odszukać ślady i wyjaśnić zaginiecie wyprawy etnograficznej. Wspomnieli, że w jej skład wchodzili też francuscy naukowcy. Członkowie wyprawy mieli pojawić się w Casablance na dniach i stąd wyruszyć do Liberii na pokładzie amerykańskiego niszczyciela.

  3. Jak chyba wszystkim wiadomo, Victor Laszlo wyruszył w podróż do Ameryki, dzięki biletowi, który odstapił mu Rick. Lotem przez Lizbonę dotarł do Nowego Jorku, gdzie od razu poprosił urzędnika imigracyjnego o kontakt z OSS. Tam, oprócz informacji o sytuacji w Europie środkowej przekazał usłyszane w kawiarrni Rick’a opowieści. Wzbudziły zainteresowanie amerykańskiego wywiadu z dwóch powodów - jednego, że mogły wyjaśnić zaginięcie amerykańskich naukowców, a drugiego, że zainteresowały specjalistów od broni chemicznej. Amerykanie w ramach współpracy międzyalianckiej przekazali te informacje wywiadowi brytyjskiemu. Brytyjczycy przeszukali swoje archiwa i skontaktowali się z Centrum Badawczym armii w Porton Down. W jego pobliżu znajdował się zamknięty teren, na którym odbyła się ostatnia bitwa z Marsjanami. Specjaliści od broni chemicznej przeszukiwali go, ale nie znaleźli śladów marsjańskiego gazu trującego. Może teraz była szansa, żeby go zdobyć?

    Brytyjczycy wystąpili z inicjatywą zorganizowania ekspedycji do Liberii, w celu sprawdzenia, czy można pobrać próbki gazu z Czarnego Dzbana i środków ochronnych używanych przez sektę czcicieli Czarnego Dzbana oraz przy okazji odkrycia losu wyprawy naukowej.

  4. Na prośbę Dominika napiszę coś o grach ash w Czechach.

    To co różni je na piewrszy rzut oka od gier w Polsce, to poziom stylizcji mundurów i wyposażenia. Gracze w większości to rekonstruktorzy, więc rzadko spotyka się jakieś zamienniki, najczęściej są to buty. Repliki niehistoryczne sa dopuszczane bardzo rzadko, najczęściej dla stylizacji cywilnej, z warunkiem zamaskowania. Jeśli gra jest oparta na jakimś wydarzeniu historycznym, to wymagane sa mundury zgodne z okresem i obszycia konkretnych jednostek. Podobnie wysoki jest poziom stylizacji wypasażenia: umocnień polowych, sprzętu obozowego, pojazdów, artylerii.

    Natomiast sama mechanika gry odpowiada temu, co u nas było 6-8 lat temu. Organizatorzy nie dbają o zachowanie balansu stron. Nie ma limitów przyjęć. Rzadko balans jest poprawiany różnym czasem respów. Nie ma limitów amunicji i systemu zaopatrzenia w amunicję. Ilość wystrzeliwanych kulek w czasie jednej gry wystarczyłaby na kilka naszych gier. Rzadko są medycy. Łączność radiowa jest na dobrym poziomie, radiostacje są dobrze stylizowane. Gier nocnych raczej nie ma. Były próby wprowadzenia obowiązku tracerów i markerów wystrzału (ten pomysł przybył do nas  ze Słowacji), ale jakoś się to  ie przyjęło. Często są gry dwudniowe, z noclegiem w obozie lub w polu, na pozycjach. 

  5. Rok 1942.

    Najazd Marsjan, który zakończył się niespodziewanie szybko, został też szybko wyparty z ludzkiej pamięci przez hekatomby Wielkiej Wojny. Zapomniana też została zaginiona ekspedycja etnograficzna.

    Legenda o „Złej ziemi” lub jak ją nazywają biali podróżnicy i myśliwi - „Bad Land” jest znana tylko w Liberii i to w jej dalszych od stolicy okolicach, ale w 1942 roku dociera, za pośrednictwem myśliwego i podróżnika, Franciszka Ossendowskiego, do Casablanki w Maroku. Ossendowski przesiaduje wieczorami w  „Rick’s Café Americain” i w zamian za fundowane drinki opowiada historię, podpierając ją narysowaną ręcznie mapą. Goście kawiarni Ricka Blaine’a, wśród których są Victor Laszlo - uciekinier, członek czeskiego ruchu oporu, kapitan Renault - komendant policji i porucznik Strasser – szef niemieckiej misji wojskowej słuchają tych opowieści. Wyglądają na zmyślone, ale wszyscy ci słuchacze zdają sobie sprawę, że często jest w nich nie tylko ziarno, ale i cały worek prawdy.

    Szczególnie dobrze nastawia ucho porucznik Strasser. Do Casablanki, na spokojną posadę w ciepłej okolicy (szczególnie w porównaniu do stepów Rosji), dostał się dzięki protekcji swojego wuja – profesora Erwina Reilla. Profesor jest ważną personą w niemieckim programie rakietowym. Jest chemikiem, specjalistą od paliwa rakietowego, ale też od nowoczesnych gazów bojowych. Strasser, który ukończył studia na wydziale chemii, rozmawiał z wujem nad problemami użycia gazów bojowych. Wuj powiedział mu kiedyś, że ludzie nie doszli jeszcze do stworzenia broni chemicznej takiej, jaką dysponowali Marsjanie. Połączenie ich chemii z niemieckimi konstrukcjami rakiet zapewniłoby Niemcom panowanie nas światem. Z opowieści myśliwego wywnioskował, że na Bad Land spadł marsjański artefakt zawierający ich gaz bojowy. Gaz rozkładał się pod wpływem wody, ale jest szansa, w „ Dzbanie z trucizną” pozostała jego niewielka ilość, która po analizie pozwoli na jego odtworzenie na skalę przemysłową.

    Rick, który swego czasu przemycał broń do Etiopii, dla walczących z Włochami wojsk cesarza Hajle Syllasje, wiedział, co to jest broń chemiczna i od razu skojarzył z nią opowieści myśliwego. Nie ma w tej chwili żadnego interesu z tym związanego, ale warto takie coś zapamiętać.

    Victor Laszlo, który rozpaczliwie próbuje dostać się do Ameryki, zapamiętuje wszystko, czym mógłby się podzielić z amerykańskim wywiadem, żeby zaskarbić sobie jego łaski.

    Kapitan Renault, jest policjantem – słucha wszystkiego i wszystko zapamiętuje. Nie wiadomo, kiedy się to może przydać.

  6. W ciągu następnych tygodni dodatkowe relacje docierały do Niemiec, Francji i USA. Zawierały więcej szczegółów. Naukowcy, posiłkując się białymi przewodnikami i myśliwymi weszli na teren Złej Ziemi i śledzili poczynania członków sekty. Byli oni tak pewni działania klątwy, że na wyspie robili wszystko jawnie, bez wystawiania straży. Przemieszczali się tylko od brodu na odnodze rzeki do miejsca będącego jakby świątynią i stąd do miejsca ceremonii składania ofiary.

    Dzięki temu naukowcy poznali niektóre z ich rytuałów. Poznali miejsca, z który zbierane były zioła, chroniące przed działaniem Czarnego Dymu. Widzieli członków sekty, wysmarowanych zieloną maścią, z maskami na twarzach, wypełnionymi ziołami, przez które oddychali.

    Te ostatnie obserwacje związane były z makabrycznym widokiem. Czciciele Dzbana przywiązywali człowieka- ofiarę między dwoma drzewami, siadali w kręgu i śpiewając czekali na pojawienie się Czarnego Dymu. Trwało to kilka dni, widać nie było wiadomo kiedy się on pojawi. Rytuał zawsze zaczynał się kilka godzin po południu, w słoneczny, gorący dzień, a kończył o północy. Aż wreszcie jednego wieczoru z lasu wydobył się dym i unoszony wiatrem ogarnął nieszczęśnika przywiązanego do drzew. Członkowie ekspedycji, z bezpiecznej odległości obserwując scenę, byli świadkami jego śmierci. Po kilku minutach dym się rozwiał i sekciarze odcięli martwą ofiarę od drzew i wrzucili do nieodległego głównego koryta rzeki.

    Ciekawą obserwacją było to, że niektórzy uczestnicy ceremonii, mimo zabezpieczenia maścią i maskami, dostawali ataków kaszlu i musieli uciec z obszaru objętego dymem. Następnego dnia naukowcy mogli zaobserwować uczestników ceremonii, zmywających w rzece maść, pod którą były plamy jakby oparzeń.

    Z tych obserwacji kilka wniosków co do natury Dzbana i Czarnego Dymu:

    - Wyrzut Czarnego Dymu aktywowany jest dłuższym działaniem wysokiej temperatury (ceremonie zawsze zaczynały się po południu w gorący dzień).

    - Ilość i zasięg działania Dymu jest znacznie mniejsza, niż dawniej, co wynikało z opowieści okolicznej ludności.

    _Maści i maski ochronne nie były całkowicie skuteczne.

    Na podstawie tych doniesień w czasopismach naukowych Niemiec, Wielkiej Brytanii , Francji i USA pojawiły się komentujące je felietony. Zostały one zauważone tylko przez specjalistów z dziedziny etnografii. Nie dotarły do środowisk naukowych związanych z chemią i toksykologią. Także wywiady wojskowe zajęte wojnami na wschodzie Europy nie zwróciły uwagi na te doniesienia.

    Po dwóch miesiącach pracy wiadomości od ekspedycji przestały dochodzić, a słuch o niej zaginął.


     

  7.  

    Cofamy się w czasie o 2 lata.

    Rok 1920. Podróżujący po zachodniej Afryce członek Royal Geographical Society, doktor Steven Rawlinson, będąc w Liberii, usłyszał od urzędników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych informacje o tajemniczej sekcie czcicieli „Czarnego Dzbana”. Kilka miesięcy później wygłosił na jej temat odczyt na sesji Towarzystwa. Wywołało to w niemałą sensację: nagle, bez wyraźnego powodu, w spoeczeństwie animistów pojawiła się nowa religia, o mistycznym, ekskluzywnym charakterze. Towarzystwo Królewskie, w kooperacji z National Geographic Society zorganizowało ekspedycję naukową w celu zbadania tego zjawiska. W jej skład weszli etnografowie z USA, Wielkiej Brytanii i Francji. Dołączono do nich naukowców niemieckich, z racji ich znajomości kultur nieodległego Kamerunu, do niedawna niemieckiej kolonii.

    Ekspedycja wyruszyła z Monrovii, początkowo bitymi drogami, poruszając się samochodami. Po opuszczeniu przejezdnych dróg, wynajęła tragarzy i zagłębiła się w teren dzikiej sawanny i nadrzecznych lasów deszczowych. Mijając wioski tubylców naukowcy zbierali interesujące ich informacje. Nie było to łatwe. Widać było, że okoliczni mieszkańcy opanowani są strachem. Z różnych, szczątkowych relacji pojawił się obraz sekty religijnej, czczącej spadły z nieba przedmiot, który żąda ofiar z ludzi. Przedmiot ten, nazywany „Czarnym Dzbanem” ma znajdować się na objętą klątwą rzecznej wyspie. Czarny Dzban uśmierca wszystkich, którzy się do niego zbliżą za pomocą Czarnego Dymu, oprócz wtajemniczonych członków sekty, którzy za pomocą tajemniczych ziół są na niego uodpornieni.

    Taka relacja Stevena Rawlinsona dotarła do Royal Geographical Society, za pomocą tubylczego kuriera, liberyjskiej policji i konsulatu brytyjskiego w Monrovii.

  8. Popatrzcie, co znalazlem. Trzeba tylko doszyć zewnętrzne kieszenie, przyszyć zewnętrzne guziki i na 1WW może być jako brytyjska, a na Wrzesień'39 - polska. Z jednej dodatkowej kurtki pewnie można zrobić ze cztery komplety kieszeni. W porównaniu z brytyjską kurtką wyjściową odpada kłopotliwe przerabianie kołnierza. Problemem jest rozmiarówka armii rumuńskiej - trzeba zapytać sprzedającego, żeby podał zmierzone wymiary.

    https://allegro.pl/oferta/kurtka-wojskowa-vintage-welniana-retro-militarna-13396473289

  9. Popatrzcie, co znalazlem. Trzeba tylko doszyć zewnętrzne kieszenie, przyszyć zewnętrzne guziki i na 1WW może być jako brytyjska. Z jednej dodatkowej kurtki pewnie można zrobić ze cztery komplety kieszeni. W porównaniu z brytyjską kurtką wyjściową odpada kłopotliwe przerabianie kołnierza. Problemem jest rozmiarówka armii rumuńskiej - trzeba zapytać sprzedającego, żeby podał zmierzone wymiary.

    https://allegro.pl/oferta/kurtka-wojskowa-vintage-welniana-retro-militarna-13396473289

  10. Rok 1922. Do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych rządu Liberii docierają niepokojące wieści. Daleko w interiorze powstała sekta religijna, której najwyższym obiektem kultu jest „Czarny Dzban”. Mieszkańcy, misjonarze i podróżujący przez ten teren kupcy skarżą się na porwania ludzi. Podobno członkowie sekty składają ich w ofierze „Czarnemu Dzbanowi”. Początkowo skargi te są ignorowane, ale kiedy zaginęła cała międzynarodowa ekspedycja entograficzna i skargi wypływają z poselstw brytyjskiego, niemieckiego, francuskiego a szczególnie amerykańskiego, policja otrzymuje polecenie zbadania sprawy.

    Wysłani na teren działania sekty agenci zbierają informacje, choć nie jest to łatwe. Miejscowi nie chcą o tym mówić, zasłaniając się taboo i klątwą nałożoną przez szamanów. Po jakimś czasie ze szczątkowych zeznań wyłania się obraz:

    - Sekta czci „Czarny Dzban”, który w niezwykły sposób zabija wszystkich, którzy znajdą się w jego pobliżu. Dzban spadł z nieba na teren, który został obłożony klątwą. Jednak niektórzy złamali taboo i ryzykując życie odnaleźli Dzban. Założyli najpierw tajne, międzyplemienne stowarzyszenie, badające Dzban, które poznało jego niektóre tajemnice. Kiedy członkowie stowarzyszenia poznali, jak można ustrzec się przed śmiercią ze strony Dzbana, uznali się za wybrańców i stworzyli nową religię. Uznali, że Dzban potrzebuje ofiar, a najbardziej cenne są ofiary z ludzi. Zaczęli porywać ludzi z dalszych wiosek, napadać na faktorie handlowe, karawany kupieckie i placówki misjonarzy. Porwani ludzie znikali, a czasem ich zwłoki wyławiano z rzeki. Ślady na zwłokach, jeśli były mało uszkodzone przez krokodyle, nie wskazywały na utonięcie, ale na śmierć od trucizny.

    Agenci policji przedstawiają raport, podkreślając brak chęci do współpracy od mieszkańców okolicy, gdzie działa sekta. Rząd w Monrovii, reprezentujący potomków czarnych niewolników przybyłych z Ameryki, mający w pogardzie rdzennych Afrykanów, reaguje z brutalnie. Nie próbuje nawet zbadać istoty rzeczy, tylko wysyła ekspedycję wojskową. Wojsko metodą aresztowań, tortur i odpowiedzialności zbiorowej wyłapuje członków sekty i likwiduje ich na miejscu. Ale na teren rzecznej wyspy wojsko nie wchodzi. Oficerowie, będący chrześcijanami nie przejmują się miejscowymi zwyczajami, ale nie potrafią zmusić swoich animistycznych poddanych do złamania taboo. Czarny Dzban znów oddala się do sfery legend, zasilonej o sprawę jego czcicieli i ofiar z ludzi.

  11. Dziękuję Orgom za grę. Szczególnie za kolejne zaproszenie na tak piekny teren. Piękny pod względem estetycznym i doskonały dla gry ash. Przyjemnie było popatrzeć na góry w wiosennej kolorystyce.

    Dziękuję wszystkim, którzy zdecydowali się wziąć udział. Dzięki naszej obecności mieliśmy wspaniałą zabawę.

    Bardzo dobra organizacja i sterowanie przebiegiem gry. Optymalny czas trwania, uwzględniając zmęczenie z powodu warunków terenowych i potrzebę bezpiecznego powrotu do domu. 

    Scenariusz gry prosty, z dokładnie określonymi zadaniami. Wszystko zostało jasno podane na odprawie przed grą i przez moderatorów na pozycjach wyjściowych. Scenariusz został w porę zmodyfikowany dla uwzględnienia mniejszej liczby graczy.

    W czasie gry nie zauważyłem żadnych spinek, momentów spornych, terminatorki. 

    Mam nadzieję, że moje i kolegów pomysły na gry na tym terenie zostaną wykorzystane i jeszcze się tam wszyscy spotkamy.

    Pozdrawiam Orgów i Wzsystkich Uczestników

    Cortes

     

  12. Rok 1898, trwa inwazja Marsjan na Ziemię. Główne miejsca lądowania najeźdźców, to zachodnia Europa, a szczególnie Wielka Brytania.

    Ale mieszkajacy w głębi Liberii krajowcy żyją jak dawniej, nie zdając sobie sprawy, że i do nich może przyjść kataklizm, który dotknął kraje białych ludzi. Nocami widzą na niebie świetliste smugi dużo wyraźniejsze niż spadające gwiazdy, ale interpretują je jako gniew duchów skierowany na ludzi z północy.

    Jednego dnia, w pełnym słońcu na niebie pojawia się oślepiająca kula ciągnąca za sobą ogon płomieni. Kula wybucha w powietrzu z hukiem i z chmury ognia spada na ziemię jakiś przedmiot. Dość daleko od siedzib ludzkich, na teren dzikiej sawanny.

    W najbliższej wiosce ośmiu śmiałków, mimo przestróg szamana wyrusza na poszukiwanie spadłego z nieba przedmiotu. Po kilku dniach wracają tylko dwaj. Obaj pokryci są ropiejącymi ranami, pozbawieni włosów, z krwią sączącą się z nosa i uszu. Jeden z nich jest niewidomy. Jeszcze tego samego dnia niewidomy umiera, a jego towarzysz następnego dnia. Lecz przed śmiercią opowiada starszyźnie wioski i szamanowi historię niefortunnej wyprawy:

    „Młodzi mężczyźni kierując się instynktem łowców trafnie obrali kierunek poszukiwań. Po przekroczeniu rzeki natrafili na pierwsze niepokojące zjawiska. Martwe zwierzęta i ptaki, najświeższe z oczami jakby wypalonymi, z krwią cieknącą z nozdrzy, opuchłymi językami. W miarę marszu padliny było coraz więcej. W pewnej chwili niedaleko spadł na ziemię wielki sęp. Skóra na jego nieopierzonej szyi wyglądała jak ugotowana. Po krótkim marszu przez step doszli do kępy zarośli. Przez gałęzie prześwitywała polana. Śmiałkowie przeszli przez zarośla i stanęli na spalonej trawie. Pośrodku polany zobaczyli niewielkie zagłębienie, z którego wystawała część jakiegoś czarnego przedmiotu, podobnego do dzbana na wodę. Gdy podeszli bliżej, rozległ się syk i z przedmiotu wydobyła się chmura czarnego dymu. Zanim mężczyźni zdążyli odbiec do zarośli, chmura ich ogarnęła. Natychmiast poczuli palenie skóry, oczu, nosa i gardła. Wstrzymując oddech przedzierali się przez zarośla na otwarty teren, ale dym podążał z nimi. Dwóch z nich upadło na ziemię i już się nie podniosło, ogarniętych drgawkami całego ciała.

    Pozostali uciekali drogą, którą przybyli. Uciekali coraz wolniej. Coraz trudniej im było oddychać, jakby wdychali powietrze rozgrzane w garncarskim piecu. Błyskawicznie na całym ciele robiły im się bąble, skóra odpadała płatami i tworzyły się głębokie rany. Zanim dotarli do rzeki, jeszcze dwóch zmarło. Następni dwaj zmarli między rzeką a wioską.”

    Mieszkańcy wioski chowają czterech spośród ośmiu członków wyprawy.

    Po naradzie starszyzna decyduje, że wioska przeniesie się w dalszą okolicę. Szaman nakłada na teren, na który spadł „Dzban z trucizną” , straszliwe taboo, zabraniające wchodzenia nań.

    Z czasem to miejsce obrasta opowieściami o zaginionych, łamiących taboo poszukiwaczach przygód, padłych stadach zabłąkanego bydła, ptakach spadających z nieba po przelocie nad nim. Nazywa się je „Złą ziemią”. Ale taboo działa, i już nikt z mieszkańców tych okolic nie zbliża się do wyspy, utworzonej przez rzekę i jej odnogę.

×
×
  • Create New...