Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

"Linia Gotów - Ankona 1944" - Julianówka k. Mińska Maz., 7 września 2024 r.


Recommended Posts

3 hours ago, Lukas42 said:

@Vlad mam konto na WMASG od lat ;)

Dzięki wielkie Vlad! świetnie zorganizowana gra! Moja uwaga do organizacji jest jedna - brak umocnień i brak czasu na ich budowę.

Niemcy mogli zostać umówieni na grę i odprawieni o 8.30 żeby mieć czas na budowę umocnień albo budowa umocnień przez organizatora z kosztów imprezy albo organizacja budowy umocnień z sporym wyprzedzeniem, albo wpisanie budowy umocnień w grę nocną? nie znam najlepszego rozwiązania, na zorganizowanie obrony w nowych miejscach mieliśmy po kilkanaście do 20 minut (zmęczeni, po przemarszu)

@Domin007  jestem przekonany że w naszym środowisku nie ma termosów i że każdy przyznaje się do otrzymanego postrzału. Myślę że osobie strzelającej może się wydawać że trafiła, a kulki szczególnie na większym dystansie w lesie mogą zboczyć, trafić w liścia, nie dolecieć itp. Wywaliłem 2-3 magazynki z MP40 na dystansie na którym teoretycznie powinienem trafić, wróg nie zszedł, myślę że po prostu nie trafiłem i nie mam z tym problemu (nie zakłam że Alianci nie przyznają się ;) ). Widziałem jak Niemcy po trafieniu od razu wyciągali szmatę i schodzili na respa, nie spotkałem się z Niemcem który by udawał że nie został trafiony. Stojąc trochę z tyłu widziałem sznury kul które przechodziły bardzo blisko broniących się Niemców ale w danej chwili żadna nie trafiła więc może to tylko wrażenie strony atakującej. Schodziłem zabity z 7-8 razy, 6 Amerykanów na pewno trafiłem, według mnie walka była Fair Play.

Co do logistyki to przestrzegaliśmy zasad Vlada, nie mieliśmy odciętej drogi do respów więc ładowanie na respie było możliwe - widziałem wiele osób które schodziły załadować się na respa pomimo że żyły, sam raz tak zrobiłem. 

Opiszę działania niedługo ;)
 

+1 i dodam taki szybki fakt co do fair play, to kiedy organizowaliśmy grę "Schwarzer Strom" z @Meister wziąłem do pomocy kolegę mocno doświadczonego w asg do roli aktywnego obserwatora oraz sędzi i na kilkanaście zgłoszonych przypadków o "nieprzyznawanie" się podczas których stał on obok i obserwował ostrzeliwaną osobę to może jeden budził jakiekolwiek wątpliwości, a reszta to były przypadki braku zasięgu(zdecydowana większość) lub po prostu nie trafiania. Warto co jakiś czas przypomnieć środowisku, że przy mocach i wagomiarach, na których my gramy, to zasięg na którym jesteśmy w stanie cokolwiek realnie trafić będzie oscylował między 50, a 80m, a "pewne" strzały to będą na 20-50m i jedyne co będzie w stanie ten dystans przebić to naprawdę dobrze zrobiona snajperka. Warto też pamiętać, że czasami po prostu nie idzie wyczuć trafienia i nie jest to nikogo zła wola tylko natura gry. Jak trafimy w coś super miękkiego z większego dystansu, szczególnie podczas ruchu, to można tego nie poczuć.

Link to post
Share on other sites
  • Replies 59
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Top Posters In This Topic

Posted Images

Chwilę się zastanawiałem, czy warto dołączyć do dyskusji, ale co mi tam - wsadzę kij w mrowisko. Nie będę opisywał przebiegu gry, bo zapewne ktoś to zrobi lepiej ode mnie. Ograniczę się jedynie do moich subiektywnych przemyśleń.

Przede wszystkim, bardzo dziękuję @Vlad za zorganizowanie "Ankony". Bawiłem się super, wyszła z tego bardzo fajna ( jeszcze) letnia sobota. Nie będę ukrywał, brakowało mi ostatnio takich zwykłych, bitewnych strzelanek z prostym ( ale nie prostackim) scenariuszem.

Następnie, moje podziękowania kieruję ku :

@Guzol1 i @KubaJozefek za rewelacyjną robotę którą robiliście jako podoficerowie. Sikorowi, Młodemu i Ptaszkowi, ( z jakiegoś powodu nie mogę Was oznaczyć) za bycie naszymi oczami i uszami, naszemu sanitariuszowi, którego nicku na wmasg niestety nie znam, za sumienne i skuteczne wykonywanie swojej roli.

I bardziej już ogólnie
Stronie amerykańskiej za sumienne wykonywanie rozkazów, które starałem się wydawać na tyle ostrożnie, aby nie narażać życia moich ludzi, ale na tyle zdecydowanie, by wykonać powierzone nam zadania. Panowie, piszę to z pełną świadomością, współpraca z Wami podczas "Linii gotów - Ankony" to była sama przyjemność.
Stronie brytyjskiej, za odciążanie nas po agresywnych manewrach i wspieraniu tychże ( zwłaszcza w drugiej fazie, po prawie nieustannym bieganiu w pierwszej, potrzebowaliśmy chwili wytchnienia).
Wreszcie, stronie niemieckiej, za zdecydowany i odważny opór, pomysłowe maskowanie, eleganckie pozycje obronne, w ogóle za twardą i dynamiczną postawę, która jak się okazało, dała Wam zwycięstwo. Serdecznie Wam gratuluję!

Tradycyjnie dla naszego środowiska zostawiwszy kwestie sporne do przedyskutowania na forum, z przykrością muszę przejść do mniej przyjemnych spraw, bo kilka kwasów się niestety pojawiło.

1) Sprawa czerwonych szmat, okrzyków, gestów i innych kwestii "okołotrafieniowych".

- Panowie, mimo historycznej otoczki, to w dalszym ciągu jest airsoft. Są pewne zasady dotyczące zachowania, po byciu trafionym, które zapewne każdy z nas zna, a przynajmniej znać powinien. W dużym skrócie, po otrzymaniu trafienia, krzyczymy "dostałem" i wyciągamy "znacznik trafionego" ( kamizelkę, czerwoną szmatę), jeśli tego nie mamy bo zgubiliśmy, lub wyciągniecie jej zajmuje nam nieco dłużej, podnosimy ręce/ ręce z repliką do góry i czym prędzej kończymy wspomnianą czynność.

- Bardzo fajnie, że sobie rekonstruujecie pewne zachowania i komunikację niewerbalną, ale to jest airsoft, a nie rekonstrukcja/film/wojna. Spotkałem się na tej grze, a z opowieści innych wiem, że nie jestem w tym odosobniony, z sytuacją kiedy jeden z graczy strony niemieckiej stoi i mając replikę uniesioną do góry ogląda się dookoła, jakby reagując na to, że mam go na muszce. O ile dobrze wiem, przekazujecie sobie w ten sposób info, o zajęciu terenu. Fajnie, tylko jednocześnie wprowadzacie w błąd graczy strony przeciwnej, a co za tym idzie, wasi koledzy którzy wykonają analogiczny znak w geście oznajmienia otrzymania trafienia, będą " na wszelki wypadek ostrzeliwani dalej, bo zachowanie to będzie odbierane dwuznacznie.

- Wielkość szmat - serio, czerwone stringi Waszej dziewczyny/żony/kochanki/ chłopaka , albo tasiemka/ skrawek materiału 4cmx4cm nie są wystarczającym znacznikiem, zwłaszcza jak macie na sobie kamuflaż i przyczepicie to sobie na nadgarstku, nodze czy w innym mało widocznym miejscu, siedząc jeszcze w krzakach czy innym rowie albo okopie. Tego po prostu nie widać i nie dosyć, że wprowadzacie kolegów ze strony przeciwnej w błąd, to jeszcze narażacie się na niepotrzebne niebezpieczeństwo zostania trafionym. I tutaj apel do orgów - sprawdzajcie przed wyjściem na pole gry znaczniki trafienia którymi dysponują gracze i delikwentów którzy tego nie mają, po prostu nie wpuszczajcie na teren gry. Kamizelka odblaskowa na stacji benzynowej to nie jest ogromny wydatek.

- Zachowanie trupów. Na "Ankonie", bywały takie sytuacje, że za trupami był gracz, który się z nami ostrzeliwał, w efekcie czego jego "martwi towarzysze" doznawali obrażeń i bardzo się z tego powodu oburzali. I działo się tak po obu stronach frontu. Apeluję do wszystkich! Jeśli nie chcecie być na linii strzału, to po prostu się przeturlajcie, albo wstańcie i przejdźcie kawałek, żeby nie być na linii strzału, a nie palicie głupa i udajecie ciężko pokrzywdzonych. I przyznaje się bez bicia, rozgoryczony częstotliwością występowania tego zjawiska, z premedytacją schowałem się za niemieckimi trupami, które zbierały trafienia od swoich. Powtarzam więc! Jeśli martwi nie chcą obrywać, niech się po prostu ten metr w jedną czy w drugą stronę przesuną. 

- Temat termoszenia jak zwykle ciężki, bo za chwilę się zacznie przerzucanie kto, kiedy i bardziej. Każdemu się zdarza. Natomiast na "Ankonie" były przypadki ewidentnych terminatorów i nawet złapanie osób, których nie będę wskazywał palcem, za rękę nie pomogło. I to nie jest kwestia na zasadzie "wydaje mi się, że trafiłem" - to była walka na krótkim dystansie, gdzie kilka osób strzelało do jednego jegomościa, typ ewidentnie czuł, że dostaje i dopiero gęsta seria w okolice głowy sprawiła, że przestał do nas strzelać, ale dalej nie wyciągnął szmaty. Widać zadziałała fizyka czarnej dziury, albo magia. Przy próbie zwrócenia uwagi, panowie udawali, że nie znają języka polskiego i jeszcze dostałem postrzał, mimo ubranej szmaty. Koledzy, szanujmy się, serio. Ja zwracam uwagę swoim ludziom, jeśli widzę że otrzymali trafienie a nie wyciągają szmaty. 

2) Kwestie organizacyjne. 
- Przede wszystkim, oznaczenie pola gry i obiektów. Nie wiem, może jestem niespełna rozumu, ale uważam, że o ile lotnisko było oznaczone bardzo fajnie, o tyle lokalizacja portu była dla mnie bardzo nieczytelna, podobnie jak linia brzegowa. Dodatkowo, już w trakcie gry ( po zdobyciu lotniska) dowiedziałem się, że możemy wychodzić dalej w las, niż było to ustalone pierwotnie. Takie aktualizacje powinny zostać przypomniane na odprawie przed grą. Sugeruję te elementy poprawić w przyszłości.
- Rozbieżność zadań. Doceniam podejście typu "obie strony wygrywają" i punktowanie pewnych zachowań taktycznych, manewrów etc, ale niestety w ASH niejednokrotnie widzieliśmy, że to nie przechodzi. Niestety, większość graczy przychodzi "wygrać" a nie się bawić i rozliczanie faz na zasadzie " tutaj nie wygrał nikt bo jedna strona zrobiła to i to, a druga to i to" po prostu nie ma sensu, chyba, że scenariusz z góry zakłada wygraną obu stron ( patrz "linia Mareth"). Ja do końca drugiej fazy żyłem w przekonaniu, że wygrywamy, bo wykonywałem wraz ze stroną amerykańską praktycznie każdy cel jaki otrzymałem. Ba! Po zdobyciu lotniska, wręcz miałem takie poczucie niesprawiedliwości, bo czułem jakby to była tzw "gra pod aliantów" a Niemcy z góry mają się wycofywać i oddawać nam pole. Okazało się, że część sił niemieckich broniła pozycji 162, o której my, to jest amerykanie nie do końca wiedzieliśmy, iż mamy ją atakować, bo dostaliśmy zadanie zdobycia wzgórza 173 i tym samym zamknięcia nieprzyjaciela w kotle, co miało nam dać zwycięstwo. Ofc ostatecznie nie dało.|
 

W dniu 10.09.2024 o 22:46, Meister napisał:

- Koszt. Nie wiem jak to wyglądało od zaplecza, ale scenografii praktycznie nie zauważyłem. Do tego trochę wody, grochówka, kiełby i paliwo organizatora. Nie wygląda to na jakiś gigantyczny koszt. Ponadto lasy, w których graliśmy, niby były prywatne, ale nie były ogrodzone, przez co cywile i samochody się szwędały. Tu sobie trzeba zadać pytanie, czy generowanie kosztu wejściówki na poziomie 120zł, praktycznie przez wynajem małego pola namiotowego, kibla i paru wiat z ławkami jest tego warte. Chyba lepiej by było zagrać na Woli Wodyńskiej. Osobiście taka kwota mnie nie zabolała (głównie, bo miałem blisko), ale niektórych graczy, szczególnie młodszych, mogła odrzucić, między innymi jak ktoś musi doliczyć nie tak tanie paliwo.

Tutaj niestety muszę się zgodzić z @Meister

Co do ilości automatów... Nie wiem, faktycznie wyjątkowo strona amerykańska była nieco silniej nasycona bronią automatyczną - ja sam pierwszy raz od bodaj dwóch, czy trzech lat wystąpiłem z thompsonem. Jednak wydaje mi się, że ostatecznie po obu stronach nasycenie bronią automatyczną było podobne, może z przewagą jednego czy dwóch thompsonów po stronie alianckiej. Pragnę jednak przypomnieć, że my atakowaliśmy.

Moi drodzy, wybaczcie mi proszę ten nieco terrorystyczny ton i fakt, że jak zwykle jestem niszczycielem dobrej zabawy, pogromcą uśmiechów. Powyższy post nie ma na celu obrażenia kogokolwiek, a jedynie zwrócenie uwagi na pewne mankamenty, które będzie można łatwo naprawić w przyszłości. Pamiętajcie, że ostatecznie to wszyscy gramy do jednej bramki jako społeczność ash i powinniśmy wspólnie dbać o dobrą atmosferę i wysoką jakość gier.

Jeszcze raz, wielkie dzięki, super było się z Wami wszystkimi zobaczyć Panowie!
Do następnego!

Edited by Wade1051
Link to post
Share on other sites

Czołem! Wróciłem z gór więc mam czas na spokojnie dodać swoje przemyślenia.

Odnośnie fazy nocnej:

Nasz oddział został podzielony na dwa mniejsze i celem było najpierw znalezienie się a później odnalezienie skrzynki, przetransportowanie jej w wyznaczone miejsce i ewakuacja do Julianówki. O ile pierwszy etap udało się wykonać (choć nie bez problemów bo było naprawdę mega ciemno) to samo poszukiwanie skrzynki dobrze opisał @Seph. Byliśmy idealnie w wyznaczonym miejscu i zgodnie z zapowiedzią spodziewałem się że zobaczymy chociażby lekką poświatę lightsticków - w takiej ciemnicy najmniejsza cząstka światła byłaby mega widoczna. Jeśli jednak skrzynka była ukryta w parowie... no nie było szans. Szczególnie przez gęste krzaki w tamtym miejscu. Jak się okazało, szybko skończył się czas, a szkoda bo scenariusz naprawdę miał potencjał, gdybyśmy tylko tę skrzynkę mogli odnaleźć, to myślę że dalej doszłoby do ciekawej wymiany ognia z aliantami. Natomiast dziękuję uczestnikom za fajne ognicho, integracja tego typu zawsze na propsie :)

Odnośnie fazy dziennej:

Etap I został przedstawiony mi i Lukasowi bardzo jasno. Strona niemiecka miała nie dopuścić do zajęcia wszystkich trzech punktów. Logicznie, znaczy to tyle, iż jeśli którykolwiek, nawet jeden punkt pozostanie w naszych rękach, to oznacza nasze zwycięstwo w tym etapie - nie daliśmy przeciwnikowi zrealizować zadań. Dlatego dysktuowałem o celach bardzo jasno z @Vlad na mailu żeby mieć klarowność. Dlaczego tak mi zależało na zupełnej jasności? Otóż musieliśmy po prostu przygotować strategię i trzymać się jej od początku do końca, a to można zrobić tylko znając cele etapu. Tutaj pozwolę sobie na dalszy opis sytuacji - Do obrony mieliśmy początkowo wzgórze 162 którego bronił oddział Grossdeutschland pod moją komendą przez siłami brytyjskimi oraz lotniska Viterbo którego bronił oddział Lukasa przez siłami amerykańskimi. Potem, w zależności od rozwoju sytuacji, można było się wycofać do wzgórza 173 i tam bronić się na przykład skonsolidowanymi siłami. Stanowczo zaznaczę w tym momencie, iż mimo ciekawych (oskrzydlających) i zażartych ataków herbaciarzy, nasz punkt utrzymywał się w bardzo dobrej pozycji, z pełnym zapasem amunicji a nawet siłami zdolnymi do kontrataków (gdyby były potrzebne) lub najzwyklejszego wycofania się celem przegrupowania. Lecz wobec jasno postawionego celu - utrzymania chociaż jednego punktu, zdecydowałem się nie wspomagać obrony pkt 173 z tego właśnie względu (mimo to i tak wysłaliśmy jako łącznika sapera Joachima który pomógł w okopywaniu). Gdybym miał świadomość np. tego że mam nie dać się okrążyć, to w momencie wycofania się spod Viterbo, my również po prostu byśmy dołączyli do obrony pkt 173. Cały powyższy opis jest odniesieniem do klarownego wyznaczenia celów WSZYSTKIM walczącym stronom. W 100% zgadzam się co do opiniii @Wade1051 w tej kwestii. Każda strona przyjeżdża grać by wygrać, i jest to po prostu motywacja do efektywnego działania.

Co do samego przebiegu walk w Etapie I - Po dotarciu na pozycje i zorientowaniu się w terenie, natychmiast wyznaczyłem pozycje do okopania się, wydałem też jasne polecenia poszczególnym żołnierzom, rozstawiając czujki zarówno z przodu jak i po boku. Plan ten spracował wyśmienicie i mimo małej ilości czasu pozycje były gotowe do walki zgodnie z gwizdkiem, choć wiadomo że skoro Brytyjczycy nie atakowali od razu to pozycje polepszały się dodatkowo z każdą upływającą minutą. W pewnym momencie nasze czujki wdały się w kontakt ze zwiadowcami brytyjskimi, a niedługo po tych zdarzeniach odpieraliśmy już skoordynowany atak frontalny i flankujący. Dynamiczność w obronie i okopy 360 stopni pozwoliły jednak ów atak odeprzeć, jak i kolejne, które następowały a to frontem a to flanką po całości. W końcowym etapie walki oddział brytyjski atakował nas zupełnie od pleców czego przyznam że się nie spodziewaliśmy w tamtym momencie, ale dzięki szybkiej reakcji oraz wyjściu na plecy Brytyjczyków dalekich czujek w postaci Shizu i Kurta, a także (a jakże) zaporowego ognia mg @Seph, i ten atak został odparty. Tak skończył się dla nas bój o Etap I. 

Gratuluję oddziałowi Grossdeutschland za karność i dyscyplinę jakiej od Was wymagałem a jaką każdy z Was bez wyjątku się wykazał. Czy to wykonywanie moich rozkazów co do joty, czy ofiarne kopanie okopów w tej temperaturze - chapeu bas! Po raz kolejny wykazaliście się daleko idącym profesjonalizmem. Jestem dumny mogąc dowodzić tak zgraną bandą :) 

Gratuluję oddziałowi @Lukas42 jako że teren Viterbo był wyjątkowo trudny do obrony a jednak, zgodnie z zaleceniami, prowadzili tam działania opóźniające godzinę i piętnaście minut. To o wiele dłużej niż zakładałem - i to tylko ze względu na utrudniony teren. Jak widać żołnierze niemieccy po raz kolejny stawili twardy opór, to się bardzo ceni!

W tym etapie jako że kontakt mieliśmy tylko z Brytyjczykami - dziękuję Wam za zajadłe ataki i wszelkie kombinacje, obchodzenie pozycji. Gra nie była nudna, było czuć zażartość i zdecydowanie, tego nam trzeba :) Jednak nie mogę nie nadmienić sytuacji o straceniu skrzynki amunicyjnej w ataku, przyznam że tego się nie spodziewaliśmy zyskać! :D

Etap II był niesamowicie dynamiczny od samego początku. Oddział GD bronił podejścia pod port Ankona a oddział Lukasa wzgórz M Torto. Już w pierwszych minutach zostaliśmy zaatakowani przez skoordynowane siły alianckie. O ile oddział GD utrzymał pozycje, znów dzięki porządnym okopom, to oddział Lukasa powoli był wypierany ze wzgórz. W tym etapie sam wspomagałem w walce utrzymanie M Torto by dać czas martwym na powrót. Zasadnicza koncepcja tej rozgrywki była prosta - nie dać aliantom zdobyć Portu Ankona. Pozycje które wyznaczyliśmy wraz z Lukasem były pozycjami z których mogliśmy bezpiecznie się cofać w miarę ataków aliantów i konsolidować obronę na krótszym odcinku frontu. Taktyka ta znowu dała owoce - atak aliantów grzęzły na wzgórzach gdzie byli cały czas wiązani walką, przez co nie mogli przekierować całości sił do szturmu na port. Pozycje GD w skutek skoordynowanych ataków również zostały dwa razy zdobyte, lecz oddział po wycofaniu się i odtworzeniu, wykonywał kontrataki na swoje dawne pozycje co znowuż odpychało wroga od portu. Szczególne uznanie w tym etapie za waleczność należą się dla @ashigara za olbrzymią werwę w walce i zdecydowane działanie. Ostatecznie, zostaliśmy wyparci pod sam koniec wyznaczonego czasu obrony już pod ostatnie linie obrony w porcie, jednak alianci nie zdołali nas pokonać i nie zdołali zająć portu. Tak skończył się dla nas bój o Etap II.

Ogólne uwagi:

Denerwuje mnie fakt że znowu mierzymy się z faktem trupszmat. Powiem krótko: wszystkim orgom zalecam sprawdzanie w momencie odhaczania się na liście na imprezie czy (i gdzie) dany człowiek ma trupszmatę. Powinna być cała (nie urywek), wściekle pomarańczowa i łatwo dostępna (kieszeń/chlebak). Każdy powinien móc ją szybko wyciągnąć. Jeśli delikwent takowej nie posiada - do zakupu u orga za przysłowiową dyszkę.

Przypominam że po trafieniu leżymy 5 minut oczekując na medyka. Byłem świadkiem że nie wszyscy się do tego stosowali. Natomiast na własne oczy żadnej terminatorki nie widziałem, jednak pamiętajcie że to jest gra która dosłownie zależy od fair play jak żadna inna - inaczej nie ma sensu. 

Nasz saper nie otrzymał ani wyposażenia ani przeszkolenia - ta rola zupełnie u nas nie zagrała. Na Węgierskiej Górce z kolei saper miał dużo roboty i to fajnie tam zagrało. Zabrakło czasu na organizację w tej kwestii?

I w sumie najważniejszy punkt, skoro któraś ze stron ma się bronić to, tak jak proponowali przedmówcy, powinien być wyznaczony dłuższy czas na przygotowanie umocnień, jak miało to miejsce na Linii Mareth. O ile ciekawsze jest gra gdy linia umocnień to... faktycznie linia umocnień? :)

Dziękuję za organizację gry @Vlad. Dziękuję wspomagającym moderatorom. Dziękuję wszystkim graczom za udział i chęci. Wiem że pogoda (upał) dawała się we znaki, nawet mimo tego iż walczyliśmy w lesie, sporo wody poszło, a jeszcze więcej potu. Gratuluję zwycięstwa (w założonych celach) stronie niemieckiej - byliście bitni nieraz do ostatka, nieraz w sytuacjach beznadziejnych. Dziękuję aliantom za całokształt bitwy, walczyliście naprawdę dzielnie! Oraz ostatnie podziękowanie dla wszystkich Niemców, którzy zgodnie z moim zaleceniem wzięli saperki :)

Link to post
Share on other sites

Dziękuję dowódcom za ich ocenę i uwagi dotyczące gry. Na pewno zostaną uwzględnione w następnych rozgrywkach "by było to co lubimy najbardziej".  Fotografie są przez naszego, korespondenta-fotografa przygotowywane  i  mają pojawić się w ten weekend. Czekamy na nie !    

Link to post
Share on other sites

Czołem kompania! Zwykle się nie udzielam tutaj, bo i czasu na jeżdżenie na ASH nie ma tyle co kiedyś, ale tym razem się udało. 
Na evencie byłem zastępcą @Wade1051, biorąc na siebie dowodzenie drugim plutonem. Współpraca była bardzo owocna, bez kwasów i bardzo sobie ją chwalę. 
Jeśli chodzi o truposzmaty, to sam jestem winny, że swojej zapomniałem. Dlatego postępowałem zgodnie z zasadą, że jak dostałem to głośny krzyk "dostałem", ręce do góry a czasem nawet karabin do góry. Dawało to pożądany efekt, bo może tylko raz oberwałem będąc rannym. 
W kwestiach ogólnych to nie mam zastrzeżeń. Ludzie w miarę się słuchali rozkazów, nie było ich kwestionowania czy grymaszenia. Nie było też ociągania się z wymarszem, atakiem czy innymi działaniami. Albo jeśli były to nie zauważyłem tegoż. Bardzo pilnowałem, by ludzie się nawadniali. Zbyt dużo razy widziałem skutki odwodnienia na eventach i starałem się by w przerwach, czy na spawnie gracze przy mnie, wyciągali manierki i pili wodę. 

Co do samego przebiegu gry.

Szanuję wynajęcie busa, widząc jak długo jechaliśmy, to byłby spory kawałek do przejścia, szczególnie w taki upał.
Faza I: Tutaj zaczęliśmy bardzo ostrożnie. Może nawet za ostrożnie. Został wysłany zwiad, po czym za zwiadem poszedł jeszcze jeden gracz a dopiero za nim reszta oddziału. Zwiad dość szybko zepchnął czujki niemieckie. Pewnie też dlatego udało się uniknąć zasadzki, jeśli takowa się szykowała. Po wypchnięciu przeciwnika, przyszedł czas aby zaatakować same lotnisko Viterbo. No i tutaj było pierwsze zaskoczenie. Ze względu na łatwe zepchnięcie czujek, chyba zbyt pewnie się poczuliśmy, bo zaatakowaliśmy wzdłuż drogi, z lewej i prawej strony. Skończyło się to katastrofą i atak był kompletnie nieudany. Po przegrupowaniu, doszliśmy do wniosku, że atak z lewej jest niewykonalny. Były tam umocnienia polowe i najpewniej ustawiony MG42, choć słyszeliśmy go z rzadka. Drugi atak był nieco inny. Z lewej strony zaatakował dowódca @Wade1051, z mniejszymi siłami jako wabik, natomiast ja z resztą, poszliśmy szeroką ławą, bardzo szeroką ławą z prawej, prawie wchodząc na okoliczne wzgórza. Dochodząc do wzniesienia, wykonaliśmy skręt o 90 stopni w lewo po czym nastąpił gwałtowny atak. Możliwe, że miałem mylne wrażenie, ale albo poszło nam tak dobrze, albo Niemcy wycofali część sił, bo dosłownie zmietliśmy przeciwnika z planszy. Poszło nadzwyczaj dobrze, także po oczyszczeniu umocnień z przed lotniska zaatakowaliśmy samo Viterbo. Zaatakowaliśmy to raczej złe słowo, bo po prostu weszliśmy bez oporu na płytę lotniska. Opór był słaby, raczej pojedynczy niemiaszkowie ostrzeliwali się, także problemów tutaj nie było. Potem nadszedł kontratak, ale też odniosłem wrażenie, że @Lukas42albo większość sił wycofał na następne pozycje, albo nie skoordynował ataku. W każdym razie, nie mając już praktycznie amunicji (obsługujący BARa miał tylko 5 kulek w ostatnim magu), udało się 10 min utrzymać lotnisko, mimo posiadania połowy sił. Po utrzymaniu celu, nastąpiło przegrupowanie aby pomóc naszym kochanym Herbatnikom zająć wzgórze. Była to ironia sama w sobie, bo na początku, dostaliśmy przez radio od nich info, że nie mają spacerek bez żadnego kontaktu, a potem okazało się, że są pod ciężkim ostrzałem i potrzebują pomocy. Nastąpił wymarsz do miejsca zaznaczonego krzyżem na mapie, po czym wyruszyliśmy w stronę wzgórza 173. Wychodząc na tyły niemieckie dokonaliśmy gwałtownego i zaskakującego ataku, co skończyło się masakrą przeciwnika, przy małych stratach naszych. I tutaj kolejny raz sodówa uderzyła do głowy, bo choć zdobyliśmy umocnienia, to dobrze się nie okopaliśmy i w kontrataku Niemcy przetrzebili nas jak ser szwajcarski. Jeden Niemiec, dosłownie jeden z mauserem, sprzątnął paru z nas w kilka minut. Także tutaj się nie popisaliśmy. Uratowało nas niemieckie dowództwo, które postanowiło wycofać swoich ludzi. Gdybyśmy uderzyli wcześniej, a przeciwnik miał więcej czasu, to można by było z naszych trupów robić nowe sandbagi. Także sprzyjało nam to, że zbliżał się czas na II Fazę. 

Faza II: Coś co zaczęło się jak stara dobra wojna manewrowa, skończyło się w zasadzie jak wielka wojna. Choć bardziej bym to określił jak wojna na wyniszczenie. Ciężko inaczej określić atak aliancki, kontratak niemiecki, kolejny atak aliancki i tak dalej. Plany były, taktyka była, działania w polu też były. Choć na każdy nasz sukces Niemcy odpowiadali silnym kontratakiem spychając nas prawie że na pozycje wyjściowe. U mnie frustracja się nasilała, ale tylko ze względu na replikę, która odmawiała posłuszeństwa. Ludzie dwoili się i troili, byle tylko wykonać cel. Niestety, zabrakło u nas koordynacji oddziałów. Mimo posiadania radia, nie było komunikacji żeby jakoś to zgrać i wyprzeć wurstżerców na ich pozycje wyjściowe. W tym miejscu, zmęczenie i irytacja dały o sobie znać, bo właśnie pod koniec drugiej fazy, było najwięcej narzekań na terminatorkę, nie wyciągania szmat etc. Ciężko mi opisać, co się działo w czasie tej fazy gry, bo był duży chaos. W pewnym momencie zaproponowałem, skoro Niemcy bronią środka, bunkra i atakują wzgórze, to czy nie zaatakować wzdłuż drogi siłami US. Atak był zaskoczeniem, tylko nie daliśmy znać Herbaciarzom, że przystępujemy do szturmu, dlatego doszło do krwawej wymiany ognia, gdzie oba oddziały: aliancki i niemiecki w zasadzie wybiły się do nogi. Mimo wyparcia w końcu Niemców z umocnień, nie udało się zdobyć portu. W tym miejscu zaznaczę, że nie miało znaczenia ile było PMów na stronę, ile MGiet czy 4taktów. Rzeź była równomierna po obu stronach, także jeden PM więcej czy mniej nie zrobiłby tutaj różnicy. I mówię tutaj jako fetyszysta 4taktów, także możecie brać moje słowa na wiarę. 

Ogólnie, to jestem zadowolony z gry (byłbym bardziej gdyby nie moja replika), mogłem wbić się w szpej, pokrzyczeć na żołnierzy (ashowcy to zwierzęta także trzeba ich trzymać krótko) i pobiegać po lesie przy akompaniamencie bzyczących kuleczek. Jak tylko czas pozwoli to będę zjawiał się częściej na eventach. Z tego miejsca chciałbym podziękować wszystkim za przybycie i za grę. Dobrze było znowu Was zobaczyć i pograć z Wami. 

PS. Miałem tylko kilka zdań napisać a znowu wyszła ściana tekstu. 

Link to post
Share on other sites
W dniu 13.09.2024 o 22:22, Loperenco napisał:

Każda strona przyjeżdża grać by wygrać, i jest to po prostu motywacja do efektywnego działania.

Eeeee, ja przyjeżdżam się po prostu dobrze bawić, dlatego czuję się zwycięzcą imprezy sprzed dwóch tygodni.

W dniu 13.09.2024 o 22:22, Loperenco napisał:

(...) Brytyjczycy nie atakowali od razu to pozycje polepszały się dodatkowo z każdą upływającą minutą.

Moim zdaniem mieliście wystarczająco dużo czasu na przygotowanie umocnień. Jak już pisałem, graliśmy na całe 30%, dlatego nie śpieszyliśmy się z podejściem pod Wasze pozycje. Ale na poważnie - z informacji wywiadu wynikało, że otrzymaliście rozkaz opóźniania nas (a nie Amerykanów na drodze pod lotnisko), dlatego nie zlekceważyliśmy tego ostrzeżenia i od razu zabraliśmy za przeczesywanie lasu, co zajęło nam około godziny. Mniej więcej tyle czasu mieliście w zeszłym roku na ufortyfikowanie się na "Linii Mareth 1943".

W dniu 13.09.2024 o 22:22, Loperenco napisał:

dzięki (...) wyjściu na plecy Brytyjczyków dalekich czujek w postaci Shizu i Kurta (...) i ten atak został odparty.

Prawda, koncertowa akcja. Jeszcze raz wyrazy uznania dla chłopaków za świetny manewr.

W dniu 13.09.2024 o 22:22, Loperenco napisał:

wszystkim orgom zalecam sprawdzanie w momencie odhaczania się na liście na imprezie czy (i gdzie) dany człowiek ma trupszmatę. Powinna być cała (nie urywek), wściekle pomarańczowa i łatwo dostępna (kieszeń/chlebak). (...)

Myślę, że organizatorzy przyszłych gier powinni zapamiętać tą sugestię. Wielu osobom brak trupszmat mocno psuł rozgrywkę.

W dniu 13.09.2024 o 22:22, Loperenco napisał:

to jest gra która dosłownie zależy od fair play jak żadna inna - inaczej nie ma sensu. 

Sama prawda! Chciałbym by każdy wziął to sobie do serca. I tylko gwoli wyjaśnienia (bo mam wrażenie, że kilku przedmówców nie zrozumiało co miałem na myśli) - moja uwaga dot. nieprzyznawania się była adresowana do OBU stron i stanowiła reakcję na zdarzenie, o którym pisał @Wade1051. Ja nikogo za rękę nie złapałem (nie miałem takiej potrzeby), ale opisana przez Darka postawa to już bezczelność.

W dniu 14.09.2024 o 10:19, KubaJozefek napisał:

Tutaj zaczęliśmy bardzo ostrożnie. Może nawet za ostrożnie. (...) Zwiad dość szybko zepchnął czujki niemieckie. Pewnie też dlatego udało się uniknąć zasadzki, jeśli takowa się szykowała.

Ostrzeżeni przez wywiad o zasadzkach zachowaliśmy się podobnie. Tylko, że w czasie godzinnego podejścia pod wzgórze 162 nikogo nie spotkaliśmy...

W dniu 14.09.2024 o 10:19, KubaJozefek napisał:

Po utrzymaniu celu, nastąpiło przegrupowanie aby pomóc naszym kochanym Herbatnikom zająć wzgórze. Była to ironia sama w sobie, bo na początku, dostaliśmy przez radio od nich info, że nie mają spacerek bez żadnego kontaktu, a potem okazało się, że są pod ciężkim ostrzałem i potrzebują pomocy.

My Was też. Tak było, potwierdzone info. Z tą tylko różnicą, że nie potrzebowaliśmy pomocy, a odstąpiliśmy Wam zaszczyt zajęcia wzgórza 162, gdyż w tym czasie zamiast atakować poszukiwaliśmy zaginionego w akcji amunicyjnego i skrzynki, którą, jak się okazuje - zagarnęli Niemcy. Niech nasz Amunicyjny cieszy się, że tym razem nie było z nami Griszy, bo do następnego ataku szedłby tylko z bagnetem i bez pagonów.

W dniu 14.09.2024 o 10:19, KubaJozefek napisał:

Atak był zaskoczeniem, tylko nie daliśmy znać Herbaciarzom, że przystępujemy do szturmu (...)

No właśnie, a my w tym czasie ciągle trzymaliśmy Monte Torrto, żeby Niemcy nie wyszli Wam na tyły. Gdybyście dali nam znać jak u Was wygląda sytuacja zbieglibyśmy na dół Wam pomóc. W sytuacji zorientowaliśmy się sami, ale było nas zbyt niewielu by udało się do końca przełamać obronę Niemców. Na drodze do portu była przynajmniej jedna blokada.

I jeszcze - last but not least - @Meister i jego kwękanie co do liczby PM-ów po stronie alianckiej. Czym mieli grać Amerykanie? Springfieldami, prawie nieobecnymi na ETO? Wydaje mi się, że połowa ich oddziału miała Thompsony, a druga połowa Garandy, które stanowiły podówczas postawę uzbrojenia US Army. 
podobnie u naszych - na 12 graczy w oddziale brytyjskim było 5 PM-ów, 5 karabinów, 1 KM, 1 pistolet (sanitariusz). To chyba dość uczciwe proporcje?

Link to post
Share on other sites
23 hours ago, Domin007 said:

Eeeee, ja przyjeżdżam się po prostu dobrze bawić, dlatego czuję się zwycięzcą imprezy sprzed dwóch tygodni.

Hmm, myślę, że używanie słowa "Wygrana" jest błędne i prowadzi do nieporozumienia. Tak naprawdę to nie chodzi o wygraną stricte tylko o możliwość wykonania jakichś celów, o zbalansowaną rozgrywkę. Świetnym przykładem tego była linia Mareth, gdzie każda strona mogła wykonać znaczącą część swoich zadań, bo nie wykluczały się one nawzajem. Była to gra, gdzie wygrali alianci ale niemcy spełnili większość swoich zadań i bawili się świetnie i jest to jedna z najlepiej wspominanych przez naszą stronę gier ostatnich czasów, pomimo "przegranej". To jest dobry design scenariusza i widać to było po zachowaniu graczy, bo motywacja do działania była po obu stronach aż do samego końca pomimo mega zmęczenia. Można powtarzać milion razy mantrę, że wygrał ten, kto się dobrze bawił ale widać gołym okiem, że jak jedna strona dostaje łomot, to ciężko się dobrze bawić. Scenariusz ankony nie był zły pod tym względem, bo generalnie scenariusze zdobywania punktów w kolejności dają te małe zwycięstwo przy każdym zdobytym punkcie dla atakujących, a dla obrony, przy każdym, który się dobrze bronił czy miał zrobione fajne pozycje. Opis @Wade1051 jasno mówi, że chłopaki starali się do samego końca i moim zdaniem, gdyby cel nie był tak blisko, to by się tak nie starali. W skrócie, morał z tego taki, że scenariusze powinny mieć jak najwięcej niewykluczających się zadań, część prostych, część trudniejszych i warunki zwycięstwa powinny w trakcie gry być na tyle ciężkie do określenia, żeby nikt się nad tym nie zastanawiał, tylko grał. Again, to tylko moje obserwacje co do cech dobrego scenariusza.
 

23 hours ago, Domin007 said:

Moim zdaniem mieliście wystarczająco dużo czasu na przygotowanie umocnień. Jak już pisałem, graliśmy na całe 30%, dlatego nie śpieszyliśmy się z podejściem pod Wasze pozycje. Ale na poważnie - z informacji wywiadu wynikało, że otrzymaliście rozkaz opóźniania nas (a nie Amerykanów na drodze pod lotnisko), dlatego nie zlekceważyliśmy tego ostrzeżenia i od razu zabraliśmy za przeczesywanie lasu, co zajęło nam około godziny. Mniej więcej tyle czasu mieliście w zeszłym roku na ufortyfikowanie się na "Linii Mareth 1943".

Na tej grze akurat tak było. Na dieppe np. już nie. I na tej mogło też tak nie być. Przerabialiśmy temat już nie raz ale moim zdaniem jeżeli gramy scenariusz gdzie jest atak i obrona to obrona powinna mieć tą godzinkę na przygotowanie się. Może to być okupione wcześniejszą godziną przyjazdu ale powinno tak być. Jak tego czasu nie ma, to jest wtedy po prostu zwykły bój spotkaniowy, a scenariusze z atakiem i obroną zazwyczaj mają jakieś mechaniki zakładające, że broniący się mają łatwiej, co bez jakichkolwiek umocnień jest kompletnie nieprawdziwe. Ten czas na przygotowanie można ew. pominąć jeżeli gramy na terenie, który już jest przystosowany do obrony np. okolica bunkrów na "Węgierskiej górce". Generalnie, powiedziałbym, że chodzi o wprowadzanie rozwiązań systemowych, żeby pewne założenia mogły zagrać zawsze, a nie liczenie, że tym razem będzie ok, a tym nie i niech los decyduje. I na koniec, umocnienia mają ogromny wpływ na dynamikę atak obrona i tu znowu przykład "Węgierskiej górki" gdzie w obrębie jednej gry zmietliśmy cały niefortyfikowany teren praktycznie się nie zatrzymując, a jak trafiliśmy na okolicę bunkrów to nasz atak nagle spowolnił 10-cio krotnie. Te same zasady, te same repliki, ci sami gracze.
 

23 hours ago, Domin007 said:

Sama prawda! Chciałbym by każdy wziął to sobie do serca. I tylko gwoli wyjaśnienia (bo mam wrażenie, że kilku przedmówców nie zrozumiało co miałem na myśli) - moja uwaga dot. nieprzyznawania się była adresowana do OBU stron i stanowiła reakcję na zdarzenie, o którym pisał @Wade1051. Ja nikogo za rękę nie złapałem (nie miałem takiej potrzeby), ale opisana przez Darka postawa to już bezczelność.

Jak najbardziej się zgadzam. Dodam od siebie, że walka z takimi postawami to team effort. Tyczy się to również kamizelek. Nie bądźmy ***mi dla innych ale jeżeli widzimy, że koledzy, szczególnie nowi zachowują się nieuczciwie, mają złe nawyki lub brakuje im krytycznego sprzętu jak trup szmata, to zwracajmy im uwagę. Można też wspominać o tym na odprawach ale ostatecznie naprawimy takie problemy tylko i wyłącznie presją grupy. Jeżeli komuś ciągle będzie się zwracać uwagę, to prawdopodonie ze wstydu naprawi zły nawyk. Jak będziemy siedzieć cicho, to nic się nie zmieni. Ja jak widzę coś złego u swoich, to natychmiast zwracam im uwagę i tyczy się to nawet rzeczy dopuszczonych ale głupich. Taka sytuacja miała miejsce na "Ankonie" ale nie będę już wytykał kto i jak, wszystko było powiedziane w polu.

 

23 hours ago, Domin007 said:

I jeszcze - last but not least - @Meister i jego kwękanie co do liczby PM-ów po stronie alianckiej. Czym mieli grać Amerykanie? Springfieldami, prawie nieobecnymi na ETO? Wydaje mi się, że połowa ich oddziału miała Thompsony, a druga połowa Garandy, które stanowiły podówczas postawę uzbrojenia US Army. 
podobnie u naszych - na 12 graczy w oddziale brytyjskim było 5 PM-ów, 5 karabinów, 1 KM, 1 pistolet (sanitariusz). To chyba dość uczciwe proporcje?

Muszę się zgodzić, że tym razem to kwękanie było nie uzasadnione. Nasycenie bronią automatyczną ewidentnie spadło ostatnimi czasy i mocno to widać. Nowe limity fps też poprawiły sytuację. Nie zdarza się już scenariusz, gdzie thompson bije się z MG na zasięgi i bardzo dobrze. Ta klasa broni ma swoje duże plusy ale trzeba skrócić z nią dystans. Zmieniło to też dynamikę gry z walki zasięgów, na próbę manewru i podciągnięcia u amerykanów i naprawdę plus dla was, bo w końcu te ataki jakoś fajnie wyglądają. Naprawdę robi to klimat jak agresywnie się wbijacie. Uważam, że zmiany są mega na plus. Pewnie z czasem można je jeszcze dopieścić ale jest dużo lepiej.

Link to post
Share on other sites
W dniu 15.09.2024 o 18:12, Domin007 napisał:

I jeszcze - last but not least - @Meister i jego kwękanie co do liczby PM-ów po stronie alianckiej.

Ale tym razem ja tylko napisałem, że ładnie pruliście xD. Może nie sprecyzowałem, ale głównie w Fazie 2, Amerykanie ładnie nas przyciskali, co też kosztowało ich dużo kulek. Mieli dużo lepsze podejście do naszych pozycji niż Herbaciarze w Fazie 1, dlatego było to tak zauważalne. Tyle w temacie. 

Link to post
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

Loading...

×
×
  • Create New...