Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

Operacja Leartes - Kraków (Pasternik) 29 października 2006 r


Recommended Posts

  • Replies 246
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

 
Z bandazami byly dziwne akcje. Na poczatku wyobrazalem to sobie tak, ze jeden bandaz to jedno uleczenie, ale jak sie pozniej przekonalem, jednym bandazem mozna uleczyc i 30 chlopa, po prostu rwac go na mniejsze kawalki.

no nie, tak nie można było robić, to było nadużycie...

 

No nieee :twisted: tu to żeście mnie zaskoczyli.

Przed akcją, pod Wieżą, gdy rozdawane były bandaże pewien "duszek-organizator" pozwolił nam pociać bandaże, gdyz było za mało dla wszystkich. Więc pociąłem 3 bandaże na części i rozdałem całej druzynie. Ów "duszek-organizator" :wink: to widział i przy okazji z 30 osób i nikt nic nie powiedział. Więc przyjelismy iż można tak robić bo bandaży było za mało. A teraz taki ZONG wyskoczył :P

Odrazu zaznaczam ze w czasie akcji już nie cieliśmy, bo i tak były krótkie :twisted:

 

.........

3) 1 Pluton "Irena" otrzymał rozkaz obrony działa "0D1" (kwadrat E7), którego utrata była jedynym momentem zaskoczenia (na szczęście zarówno "Irenie", jak i Ice - wysłanemu łącznikowi ze sztabu, przypadkiem udało się znaleźć zrzuty spadochronowe npla i nie miał on czym tego działa wysadzić)........

 

Zdziwiłbym sie jakby NIE znalazł ich PRZYPADKIEM :) :wink:

Były w srodku wojsk NATO, 30m od budynku w kierunku działa. W takim miejscu ze LWP nie miało szans pierwsze do nich dotrzeć, a dokładnie na trasie ewakuacji NATO od działa w kierunku mostu :twisted: :D

Link to post
Share on other sites

@Tanitive - po pierwsze dziękuje za przybycie i cieszę się że mankamnety o których piszesz nie zepsuły Ci zabawy. Zostały sformułowane jako pytania, więc czuję się w obowiązku na nie odpowiedzieć/usprawiedliwić.

sama mapa jest już nie aktualna. Tzn tam gdzie jest polana w kwadratach E jest juz las. Trzeba by ją troszkę zaktualizować.

Hm jak niby mam zaktualizować zdjęcie lotnicze Pasternika? Można by oczywiście zrobić mapkę nie opartą na zdjęciu tylko na symbolach, tylko podejrzewam, że efekt byłby jeszcze gorszy... A najmniejsza dostępna skala map topograficznych (czy jak to się tam nazywa) to 1:10.000 czyli cały teren działań to jedna zielona plama, bez zaznaczenia budynków...

Choć jednak udało sie wyprowadzić Pluton 2 na pozycje do ataku dokładnie o wyznaczonej godzinie Z+30, czyli tak jak w planach i zdobyć działo, to jednak zaistniał teraz problem odległości pomiędzy punktami. Jak sie okazało most „drogowy” był o połowę bliżej niż na mapie, ładunki zostały zrzucone na linii wroga, 30m od umocnionego budynku przy moście. Nie było szans przejąc te ładunki no i wróg je „zakosił”.
No ale jak most drogowy mógł być o połowę bliżej niż na mapie? Mapa była zdjęciem i most był na niej zaznaczony w dobrym miejscu... Co do ładunków - skrzynka o której piszesz leżała nie ruszona przez przeciwnika przez około 30 min (Miron czuwał co się z nią dzieje). Na wypadek kłopotów ze znalezienem jednej ze skrzynek zrzuciliśmy 3 z ładunkami (potrzebowaliście 2). Z tego tylko jedna była przy terenie wroga, a były na tele widoczne, że potem przecuwnik je znalazł bez problemu...
Akcja rozpoczęła sie o godzinie 9:45, a miała trwać 5 godzin. Czyli do 14:45. Tymczasem gdy LWP przejęło kontrole nad jednym brzegiem rzeki, i nie była tam jedna osoba, jak ktoś pisał na forum, a około 8 i przygotowywali sie do szturmu na most, jednocześnie powoli uzyskując przewagę Etap1 zakończył sie sie nagle przed wyznaczonym czasem 5 godzin. No chyba ze 5 godzin było liczone od 9-tej to wtedy OK, ale zabawę zaczęliśmy o 9:45 i pod tą godzinę ustawiliśmy limit czasowy, 5-cio godzinnej akcji, co jest na stronie http://4moza.pl/manewry/leartes/zasady.html i tam pisze ze od czasu rozpoczęcia.  

Jeżeli nie, to „coś sie schrzaniło”, bo LWP mogło przejąć most i oba działa, mimo iż bez wysadzania i miało by respawn i wtedy scenariusz potoczyłby sie całkiem inaczej, a tu nastąpił koniec. Chłopaki z LWP sie ogromnie wtedy zdziwili. Bo wygrywali, po wszystkich wcześniejszych niepowodzeniach i mogli naprawić całą sytuacje, a tu „THE END”, a pisało wyraźn ie ze „od czasu rozpoczęcia”

Zarzut częściowo słuszny - tyle, że w momencie o którym mówisz na respawn dotarło ponad 50% sił LWP łącznie z całym sztabem. Warunkiem otrzymania posiłków było wysadzenie działimitująych stanowiska plot. Tymczasem w Waszych rękach znajdował się tylko jeden ładunek(resztę przejął wróg). Nie miałem nawet jak dokonać "zrzutu" dodatkowego ładunku poniewż tak jak pisałem sztab został wyeliminowany, a razem z nim łączność z HQ (czyli mną). To wszystko zadecydowało o przejściu do następnego etapu. Zaznaczam, że straty 50% to ogrone straty (np 1BPD pod Arbnhem odnotowała straty rzędu 25% kiedy została wycofana z walki(miała "zakontraktowane" wycofanie przy stratach rzędu 15%).

 

Przed akcją, pod Wieżą, gdy rozdawane były bandaże pewien "duszek-organizator" pozwolił nam pociać bandaże, gdyz było za mało dla wszystkich. Więc pociąłem 3 bandaże na części i rozdałem całej druzynie. Ów "duszek-organizator"  to widział i przy okazji z 30 osób i nikt nic nie powiedział. Więc przyjelismy iż można tak robić bo bandaży było za mało. A teraz taki ZONG wyskoczył

Fakt - osobiście wyraziłem na to zgodę, ale przed rozpoczęciem rozgrywki. Z postu WOjtasa odniosłem wrażenie, że darcie bandaży miało miejsce już w trakcie rozgrywki.

 

@Reg -> dzięki za raport, jak tylko otrzymam raport Maćka zrobię mapkę poglądową:)

 

@WOjtas->masz rację, jeżeli będziemy organizować następne manewry podział będzie wg mundurów, opaski częściowo tylko się sprawdzają...

 

@Dudi,@Jarząb,@Weq,@PAT,@Reg,@Alchemik, @Kulka i inni -> cieszę się, że Wam się podobało, tym bardziej miło mi to czytać, że nie mam w ogóle wyobrażenia co do przebiegu rozgrywki ponieważ spędziałem cały czas na respawnie... Jeżeli manewry wyszły to dzięki zaangażowaniu uczestników, którzy poczuli klimat "zabawy w prawdziwą wojnę :wink: " i dowódcom, którzy poświęcili naprawdę dużo czasu i energii w przygotowanie rozkazów dla podległych rozkazów. A na wojnie jak to na wojnie - nic nie dzieje się zgodnie z planem... Cieszę się że większość z Was potrafi czerpać również przyjemność z tego chaosu, który jak już ustaliliśmy z definicji jest wpisany w rozgrywki takiego typu :mrgreen:

 

AD FILMIK kręcony przez "mojego" kamerzystę -> obiecany jest za miesiąc, tzn że jak nie zmolestuję go, żeby został zmontowany w ciągu 2 tyg to pewnie nigdy go nie zobaczymy :wink: Ale wysyłam codziennie nękające smsyw tej srpawie + nie daję życia na gg. PS proszę drugiego kamerzystę o kontakt- może wymienimy materiały filomowe? :mrgreen:

Link to post
Share on other sites

Powitać,

W imieniu grupy z Tomaszowa aka Plutonu #3 aka Krychy, chciałem podziękować wszystkim graczom i rzecz jasna organizatorom. Było grubo. Mimo deszczu i zziębnięcia, utraty łączności w pierwszej fazie, na prawdę było świetnie. Następnym razem, jako dowódca plutonu, będę wykazywał się jednakową nadgorliwością do działań zaczepnych jak inni dowodzący. ;-)

 

Oto jak wyglądał przebieg bitwy naszymi oczyma:

Etap 1. Rozkaz: dotarcie do mostu i wsparcie obrońców. Mój pluton podzielony był na 3 podgrupy Alfa, Beta i Delta. Po drodze natknęliśmy się na wrogich spadochroniarzy. Becie i Delcie rozkazałem nieco wolnieniejszy marsz w kierunku mostu, sam zainteresowałem się wrogiem (byłem w Alfie, rzecz jasna). "Przygnietliśmy" ich w rowie, okazało się, że mieli jeszcze na sobie niebieskie oznaki, znaczy - lecieli. Chciałem zameldować do Regdorna, ale nie mogłem nawiązać kontaktu. Dobiłem do swoich. Doszliśmy do mostu. Zameldowaliśmy się i dostałem rozkaz rozmieścić swoich ludzi do ewentualnej obrony i zrobić mały rekonesans w stronę lotniska, mały patrol. Wroga póki co - zero. Zasadziliśmy się i czekaliśmy, zimno jak jasna cholera. Alfa na prawym skrzydle, Beta na lewym, Delta zabezpieczała tyły. Zaczęli się pojawiać przeciwnicy... zostaliśmy do końca już przy moście. Walka do okoła, zewsząd warkot gearboxów. Sieka konkretna.

Etap 2. Rozkaz: obrona odcinka przy bramie lotniska i samego budynku. Co tu dużo pisać, ostrzał z każdej strony, dużo strat, jakoś daliśmy radę. Potem piękny, wieloplutonowy szturm na wroga... bajka.

Etap 3: dobijanie. Rozkaz: zajść przeciwnika z prawej flanki. Długi marsz, przebijanie przez krzaczory i wyjście na flance. Okazało się, że most od naszej strony już praktycznie zdobyty. Później w "biegu do zwycięstwa" sieka jakich mało. Miałem nadzieję, że LWP rozstawi obronę mostu po naszej stronie, gdzie teren do obrony był idealny. Wtedy nasz maewr oskrzydlający zdał by się na coś...

Link to post
Share on other sites

Drugi kamerzysta juz w tym temacie sie odzywal. ramol na 6 stronie tematu zadeklarowal, ze we wtorek (rozumiem, ze jutro ;) ) jego film bedzie juz dostepny.

 

Mam nadzieje, ze zle zrozumialem charakter twojej odpowiedzi victor. To nie jest z "wyrzutem", prawda? :)

Podzial mundurami tez latwy nie bedzie. Ja nie marudze :P tylko zglaszam, ze z tym tez byly problemy... No, to tak gwoli scislosci.

Link to post
Share on other sites
potem przecuwnik je znalazł bez problemu...

Znalazł, nie znalazł :D Ice pędząc na most 0M5 z bandażami i świecami zameldowała mi o znalezieniu po drodze jakiejś skrzyni zaznaczonej na niebiesko, dokładnie takiej samej jaka była u nas w sztabie. Zgłupiałem :D Najpierw pomyślałem, że Ice jakimś cudem znalazła sztab, potem cokolwiek by to nie było zapytałem czy może to zabrać do sztabu. Odpowiedziała, że tak, ale prosi o pomoc Pieczarkę ;) no i tak, podczas ataku na działo i walk o most 0M4, biedny Michał stał na otwartej przestrzeni na skraju lasu wypatrując Ice ze skrzynią spadochroniarzy :D

Link to post
Share on other sites

Ano właśnie bo dodajmy, że przeciwnik nic nie wiedział nt. zasobników, ergo :wink: nie szukał ich :mrgreen: Skrzynki zostały znalezione dopiero przez oddziały "odsieczy" a te zaczynały rozgrywkę z przeprawy i dopiero po tym jak Obrona Terytorialna zameldowała o dostrzeżeniu spadochroniarzy. Tak więc to naprawdę nie było tak, że zasobniki desantowe były z definicji prezentem dla NATO. Znaleźli je chociaż ich nie szukali. LWP wiedziało że ma ich szukać i chociaż mniej-więcej gdzie szukać (w praktyce więcej przyn,ajmniej w przypadku 2 skrzyń - obok wieży za obozem i obok działa).

Link to post
Share on other sites

Już mówie

Zdjęcie można by przerobić w Photoshopie i dodać jakiś krzaczków na miejscu polany, bo tam rośnie juz prawie las :wink: Ale to tylko taka luźna propozycja była :)

Cyt "No ale jak most drogowy mógł być o połowę bliżej niż na mapie" aaa chyba sie źle wyraziłem. Chodziło mi o to ze na mapie most miał być prawie 200m od działa, a w rzeczywistości był 100m. Przez co szukalem skrzynki z ładunkiem nie tam gdzie trzeba, no i mi ją zwineli :P prawie sprzed nosa :D Chodzi o to ze kwadraty miały mieć po 100m a miały po 50m no i troszke nas to "zamotało" :D ale złożyliśmy to na "złe rozpoznanie" :P

Ooo o 3 skrzynce pierwsze słysze. No ale nie można wiedzieć wszystkiego.

Victor ja sie Broń Boże nie czepiam :wink: :D Ale prosiłeś o analize to chciałem wątpliwosci wyjaśnić :) Mi sie naprawde podobało :D

PS: uff już myślałem ze o Nas chodziło z tym cięciem bandazy przed wymarszem :wink:

Link to post
Share on other sites

odnośnie filmu.... pojawiły sie pewne komplikacje podczas zrzucania materiału na komputer...brak jakichś kodeków..postaram sie to zniwelowąć i jeszcze dziś zmontuje ten film a jutro na 85% bedzi ena serwerze .na witrynie WMASG.pl bedzie link (właśnie w tym temacie) z Filmem.... POZDRAWIAM

 

 

MARCO STUDIO Pozdrawia :D (czyli moja miniwytwórnia :P)

Link to post
Share on other sites

SGO "Cappuccio"

Zadania mieliśmy takie: bronić wszystkiego do przybycia posiłków (dział, mostów i lotniska).

Po przybyciu grupy Jarzębia przekazałem pod jego dowodzenie most 0M4 i działo przy nim, a sam skoncentrowałem uwagę na lotnisku i drugim moście.

Po jakimś czasie dostałem wsparcie grupą już ww. i aby mieć drogę odwrotu z lotniska wysłałem ich na most 0M5 (spodziewając się zmasowanego ataku na lotnisko poprosiłem o ładunki wybuchowe zeby w przypadku nie utrzymania pozycji wysadzić je).

Na lotnisku akcje przebegały spokojnie :D i pod nasze dyktando :wink:

Resztę wiecie z raportów Weqa i Croogola.

Kanł 5 używaliśmy my ponieważ tak nakazał Victor:

"...sztab SGO „Cappuccio” - dowódcy drużyn kanał 5.00..."

A daltego, że:

"...W wyniku działań dywersyjnych łączność z HQ została zerwana – nie wiadomo skąd przybędą posiłki i w jakiej sile. Musicie liczyć tylko na siebie. Każda minuta powstrzymania przeciwnika jest na wagę złota."

 

Pozdrawiam!

Link to post
Share on other sites

Jak to wyglądało z punktu widzenia dowódcy LWP.

 

Podział NATO / LWP czyli atak/obrona wynosił mniej więcej pół na pół.

Usiłowałem na dowódców plutonów dać najlepszych ludzi od siebie, w celu usprawnienia współpracy sztab-reszta. Organizatorzy powiedzieli, że nie jest to możliwe, do czego odniosłem sie ze zrozumieniem.

Rozkazy "poszły" w piątek ok. godz. 16.00.

 

W niedzielę:

Po podzieleniu na oddziały i odprawie dałem rozkaz do skrytego przemieszczenia się na punkty zrzutu, wykonania desantu i zameldowania się do sztabu. Piorytetem było skryte działanie, ponieważ nie chciałem, żeby zaalarmowani obrońcy dostarczyli na interesujący nas most ładunki wybuchowe.

-W między czasie dostaję informacje, że skrzynka z łądunkami dla II Plutonu, niezbędnymi do wysadzenia działa wylądowała nie w strefie zrzutu (jak było zaplanowane), ale w pobliżu nieprzyjaciela w kwadracie F6 (informację przekazuję zainteresowanym).-

Rozkazałem 4 Grupie Specjalnej, Plutonowi I oraz Plutonowi III udać się na punkt zrzutu razem ze sztabem.

Po dościu na punkt zrzutu okazało się, że I Pluton się zgubił. Łączności z nim nie udało się nawiązać.

Podejmuję decyzję o wykonaniu desantu i zabezpieczeniu punktu zrzutu.

Próby nawiązania łączności z innymi grupami dawały nikły rezultat. Tylko z niektórymi grupami była łączność, ale i ta cały czas się rwała.

Z niejasnych i przerywanych komunikatów od 2 i 3 Grupy Specjalnej zrozumiałem, że nawiązana została już walka z wrogiem.

Daję w związku z tym przez łączność rozkaz dla wszystkich o przystąpieniu do ataku na wyznaczone cele.

Sam z III Plutonem i 4 Grupą Specjalną (która wcześniej miała wykonywać ataki pozorowane na pierwszy most i lotnisko) postanawiam zaatakować most od południa i uniemożliwić dostarczenie z tego kierunku ładunków wybuchowych w celu wysadzenia mostu.

Udajemy sie z 4 Gr. Spec. na szpicy w kierunku mostu. Po drodze proszę III Pluton o zabranie mijanych, leżących metr od ścieżki którą się przemieszczaliśmy ładunków wybuchowych.

Po dojściu w rejon mostu okazuje się, że III Pluton się zgubił...

Po nawiązaniu łączności (która też się rwała) III Pluton najpierw zameldował, że jest na pozycjach naprzeciwko działa (co okazało się cokolwiek "nieścisłe") następnie, że znajduje się na okopach. Wysyłam 2 osoby w celu nawiązania łączności i sprowadzenia III Plutonu z okopów (opóźnia to atak na most o następne 15 minut). Jednak na okopach nie ma nikogo.

W tej sytuacji podejmuję decyzję o samotnym Ataku 4 Gr. Spec. na most.

Wydaję także III Plutonowi rozkaz ataku ogólnie w kierunku wyznaczonego im do zdobycia działa.

Jakieś 5 minut później widzę idące drogą od lotniska na most posiłki.

Sztab razem ze swoją ochroną (o której już ktoś pisał :roll: ) liczący w sumie 3 osoby z 3 AEG-ami (mój, Juniora i Maksymiliana) atakuje tą grupę, odrzuca ją w kierunku działa i bierze jeńca. Przesłuchanie jeńca nie przynosi żadnych ciekawych informacji. Naciskani z kierunku lotniska dołączamy do 4 Grupy Spec. atakującej most (w tej chwili - 4 Gr. Spec. miała już straty - nasz atak chyba był słabszy od ich obrony :wink: ). Cały czas przykryci ogniem z kierunku mostu, dysponując już tylko 2 AEG-ami (mój padł) ledwo, ledwo (wzajemnie się bandażując) odpieramy pierwszy atak z godziny 6-tej. Następnego takiego ataku na "sztab i jego ochronę" :wink: nie udaje się nam odeprzeć.

Idę na respawn.

Tam dowiaduję się, że skrzynka, w której były ładunki do wysadzenia działa przez II Pluton wylądowała w pobliżu budynku koło pierwszego mostu. Atakując otwartym terenem na silną, ukrytą za budynkiem obronę 1 Grupa Specjalna i elementy II Plutonu (które wcześniej zgodnie z rozkazem zajęły działo) nie zdołały odbić tej skrzynki.

Dowiaduję się również, że stosunkowo nieliczna 3 Grupa Specjalna prawie zdobyła interesujący nas most.

Pomysł (niestety nie mój :wink: ), że skoro mamy jedno sprawne działo to NATO także nie powinno korzystać ze śmigłowców (taka sytuacja panowała prawie od początku, bo zdobyliśmy to działo stosunkowo szybko) nie znalazł u organizatorów zrozumienia.

Dosyłane są NATO posiłki, a my czekamy bezczynnie.

Po jakimś czasie scenariusz zostaje zakończony.

 

Zaznaczam, że nie zamierzam nikogo krytykować, po prostu pisze jak to wyglądało z mojego punktu widzenia.

Przyznaję, że największym zaskoczeniem było dla mnie nie funkcjonowanie łączności. Praktycznie uniemożliwiło mi to dowodzenie całością. Przyczyna leży chyba w zasięgu. Nie wzięcie takiej możliwości pod uwagę podczas planowania wszystkiego było chyba moim największym błędem.

 

W sumie sporo się dowiedziałem i nauczyłem na tych manewrach i uznaję je za udane :wink:

Link to post
Share on other sites

PAT - ale atak z lewej strony wcale się nie skonczył... ta przerwa pomiędzy 1 a 2 falą wcale nie oznaczała że tam się coś skończyło. Mówię o ataku na faktyczny most po waszej lewej stronie. Na początku atakowało go 5 osób które - niewiem jakim cudem - utrzymało się tam dość długo (jednak ze sporym stratami. Poszły chyba wszystkie bandaże. Ta przerwa w ataku nastąpiła po tym jak straciłem 1 ze swojego składu a drugi gtdzieś poszedł. Powiedział mi gdzie idzie ale się nie zrozumieliśmy i myślałem że go straciłem. W efekcie zostaliśmy w 3 osoby więc wydałem rozkaz "zamknąć ryje i nie strzelać" (dosłownie :P ) w nadziei że pomyślicie że juz po wszystkim... I prawie się udało bo przez dłuższy czas nie słyszałem żeby ktoś do nas strzelał, anie nic nie świstało w krzakach... W tym właśnie momencie nawiązałem łączność z 2 SpecGrupą która zapewniała mnie że już nas widzi i idzie mi na ratunek. I kolejna decyzja (już nie tak trafna) "gryziemy ich na nowo"... I się kurna zaczęło... dostaliśmy taki ostrzał że miałem gdzieś że za kołnież leje mi się woda z kałuży a reszta już w niej jest. Wyglądało to tak jakby ktoś zamówił Gatlinga w Monty's Miniguns w liczbie 10 i otworzył ogien tylko w jedno miejsce... krzak za którym leżałem. A potem były już tylko komunikaty radiowe: widzimy was... już prawie jesteśmy... a potem cisza... Zamiast 2 SpecGrupy zjawił się sztab a zaraz za sztabem zjawił się chyba 4 oddział wroga... (ten co miał zlikwidować sztab LWP)... Fuks niemiłośierny... sam byłem porażony tym jaką ilością szczęścia może dysponować jeden człowiek. Chemik... zabrakło dosłownie sekundy... i mniej więcej wtedy dopiero się skończyło główne natarcie. Oczywiście nie można zapomnieć o Liptonie z mojej grupy który będąc świadkiem mordu całej ekipy postanowił zaszyć sie w trawie. Kurde no.. 2 metry od niego ranny zostaje dowodca oddzialu po czym przychodzi wróg leczy go i bierze za zakładnika... a On się nawet nie ruszył... Acha, ktoś pisał że wtedy właśnie został wzięty do niewoli członek sztabu LWP, e-e niezbyt. Jeńców z tamtego rejonu było 2. Ja i Lipton, obydwoje z 4 SpecGrupy... :D

Link to post
Share on other sites
Rozkazy "poszły" w piątek ok. godz. 16.00.

(...)

W sumie sporo się dowiedziałem i nauczyłem na tych manewrach i uznaję je za udane :wink:

Ja najbardziej doceniam i szanuję przygotowanie dowódców - znacznie wcześniej wszystko starali się przygotować, obmyśleć. Realia weryfikowały plany, przeszkadzała padająca łączność, ale widać było starania i planowanie.

Podoba mi się takie podejście Rega i Maćka. Mam wrażenie, że bez tego impreza wiele by utraciła - znaczy zyskała dodatkowe pokłady chaosu :)

 

Co do łączności - po kłopotach w 2005 na "Operacji Jimny" kiedy to PMRy wykazały swoją bezradność już na średnich dystansach na Pasterniku w tym roku inwestowaliśmy w CB. Dopiero ten "kaliber" łączności daje szansę na kontakt z oddalonymi (ale wciąż na poligonie) grupami. To taka podpowiedź dla wszystkich organizujących manewry - może będzie to pomocne, przynajmniej uniknie się jednego stresu.

 

 

Pozdrówka, MAJKI

Link to post
Share on other sites

Ciężko zacząć... Szczególnie, że (w mojej opinii), czytając wątek dochodzę do wniosku, że ja na jakiejś innej imprezie byłem (wrażenie ogólne).

 

Chciałem podziękować organizatorom za włożoną w imprezę pracę. Naprawdę, jeśli chodzi o techniczną stronę organizacji, nie można nic zarzucić. Nie dosyć, była ona nawet na wyrost. Widać było, że organizatorzy byli na miejscu, posiadali zaplecze logistyczne i starali się najlepiej wypełniać swoje obowiązki.

 

Szkoda niestety, że nie przełożyło się to na jakość całej imprezy - tam gdzie bezpośredni wpływ organizatorów nie sięgał. Nie chcę dokonywać ocen. A już na pewno nie ich pracy. To co z perspektywy uczestnika wydaje się białe, z ich punktu widzenia może być czarne (znają wszystkie założenie i mają całościowy obraz sytuacji). Wiem z praktyki. Odniosę się więc tylko do faktów jakie zaobserwowałem i moich odczuć(subiektywnych).

 

Summa summarum, nie bawiłem się źle. Ale to jedynie końcowych "strzelanek jebanek" (tzw. etapy 2 i 3 wg posta Majkiego) i ludzi walczących obok mnie zasługa. Bo jeśli chodzi o scenariusz (bazowy), to trafny okazał się kryptonim Bordello bum bum... Konfrontacja rzeczywistości wirtualnej z realną, przypominała (z mojej pozycji) raczej festiwal kina czeskiego, niż (cyt.) "manewry taktyczne", "symulację walki". Na pewno zaś mogła odbiegać od wrażenia o imprezie, jakie na podstawie informacji zamieszczonych w sieci mogły wyrobić sobie osoby, które nie znają "specyfiki" krakowskich rozgrywek.

Coś takiego (wg "moich" standardów, doświadczeń i obserwacji innych imprez o podobnej ilości uczestników) jak organizacja dowodzenia i koordynacja na szczeblach pododdziałów nie istniało! A to podstawa każdego sprawnego działania. Bezpośrednim tego następstwem był mniejszy czy większy, ale odbiegający od "normy" (przynajmniej tej, którą ja znałem - do tej pory), chaos. Nie chcę przekłamać, ale odniosłem wrażenie, że spora część d-ców/podoficerów wzięła się z przysłowiowej łapanki. I to by odpowiadało z grubsza przebiegowi imprezy.

Więc gdzie mówić o taktyce, czy symulacji walki? Następnym razem gotów jestem tym osobom udostępnić np. podręcznik d-cy plutonu zmechanizowanego. Pomóc nie pomoże, ale powinno dać jakiś ogląd na to co mamy "symulować" (bo przecież nie na strzelankę jebankę przyjechaliśmy, a bycie d-cą/funkcyjnym to wyższe wymagania i mniej zabawy - czy się mylę?). Bogu dzięki u nas Reg na szczeblu centralnym jeszcze jakoś to w całości trzymał i na ile mógł, te braki nadrabiał - za co należy mu się uznanie. Ale zasłyszane opowieści o tym jak wyglądało to po drugiej stronie...

 

Na szczęście gdy zakończono scenariusz i sprowadzono resztę imprezy do "jebanek" zaczęło to wyglądać lepiej (pomijając tragicznie długie przestoje).

 

Co tylko potwierdza złotą maksymę ZRÓB TO KUR... PROSTO!. Ilość reguł, zasad i skomplikowanych pomysłów jest wykładnikiem burdelu jaki z nich wynika. Sam przerabiałem kiedyś, a wczoraj też było widać.

 

Nie ma sensu komplikować na starcie. Tracić czas na ustalanie reguł, których nie da się wyegzekwować/nie egzekwuje się*. Nie ma sensu wprowadzać wielu tzw. "smaczków" dla samej sztuki, bo to jest budowanie domu od dachu.

*) np. mierzenie V wyl., którego ja i ~20 osób, z którymi rozmawiałem ani widzieli, ani doświadczyli. Oczywiście nie sugeruję, że go nie było. Myśmy po prostu go nie widzieli, a rozglądaliśmy się dość dobrze. Widzieliśmy za to kilka M700 w rękach ludzi wchodzących na imprezę, ale skoro nikt z repliką pow. 450 fps miał nie być dopuszczony do gry, to jestem spokojny...

 

Na koniec została najmniej przyjemna sprawa.

 

Tylu terminatorów i kombinatorów "na raz" oraz takiej bezczelności niektórych jednostek nie widziałem do tej pory (a stuknie niedługo 9 roczek w tej zabawie) jeszcze nigdy i nigdzie! TO CO SIĘ DZIAŁO TO WSTYD DLA KRAKOWSKIEGO ŚRODOWISKA WOBEC CAŁEJ POLSKI!

Dlaczego? Ponieważ impreza była anonsowana jako ogólnopolska i przedstawiciele innych środowisk na nią przyjechali. Ale przede wszystkim dlatego, że gros osób, o których mowa (w tym wypadki najbardziej bezczelne), była z Krakowa. Rekapitulując - nie potrafiliśmy jako środowisko zapewnić pewnego poziomu (obiektywnie, w stan faktyczny, przyczyny, etc. nie wchodzę).

Nie winię za to organizatora, choćby nawet chciał uczynić cokolwiek w celu wyeliminowania tego zjawiska, jego skala (w połączeniu z normalnym i nienormalnym zamieszaniem) była taka, że nic nie dało się zrobić. Natomiast nie jest prawdą, że nikt nie zgłaszał żadnych "problemów". Proszę byśmy nie mijali się z faktami - sam robiłem to kilkukrotnie, w tym raz Wiktorze w rozmowie z Tobą.

Największym kuriozum był zaś fakt, że wiele - o wiele za wiele - osób z Krakowa stwierdzało, że to NORMALNE (!) i przechodziło nad tym do porządku dziennego...

Wyliczanie kto, co, jak i gdzie daruję sobie i Wam. Z dwóch powodów. Po pierwsze, zajęłoby to naprawdę sporo miejsca. Po drugie nie warto, bez sensu. Jak ktoś się ch... urodził to skowronkiem nie umrze, choćbym tu drugiego Pana Tadeusza napisał. Natomiast nadmienię (uprzedzając) że doskonale znam specyfikę AS, a umysł mam chłodny jak łysy mamut i bardzo daleki jestem od pochopnego formułowania wniosków.

 

Podsumowując: praca organizacyjna, wszystko to co bezpośrednio zależało od organizatorów tuż przed i już w czasie imprezy, niektóre pomysły (np. spadochroniarze) - bardzo dobre (w skali szkolnej). Wrażenie ogólne (suma wszystkich czynników) - mierny. Przynajmniej w mojej skali porównawczej (dostępna w profilu ;) ), biorąc pod uwagę zaangażowane siły i środki. I niestety, choć nie ma mowy o "roszczeniowej postawie" wobec organizatorów (bo nie tylko od nich to zależy), to jednak uczestnictwo w imprezach o tej ilości osób nie jest dla mnie novum i stwierdzam z autopsji, że efekt finalny może być lepszy a chaos mniejszy. Jak zawsze oczywiście. Ale nie nazywajmy tego proszę "Milsimem" czy "próbą zbilżenia do Milsima" - bo z całym szacunkiem dla włożonej przez organizatorów pracy i wysiłku uczestników - koło milsima to to nawet nie leżało.

 

Na koniec podziękuję chłopakom ze Śląska, z którymi działaliśmy. Jak zwykle ...bawiliśmy się dobrze. :)

 

Pozdrawiam

KZ

 

EDIT: "chochlik drukarski".

Link to post
Share on other sites

Słowem sprawozdania. Pozwalam sobie na to, z racji na to, że oddział przeze mnie dowodzony, dwukrotnie miał wiele radości z udanego likwidowania sztabu LWP :

 

Przypadło mi dowodzenie niepełnym plutonem czwartym o specjalnych zadaniach, działającym w siłach NATO . Początkowo pluton liczył 5 osób, ale po godzinie, musieliśmy pożegnać jednego dzielnego żołnierza, który opuszczał "plac zabaw". W scenariuszu drugim, działaliśmy jeszcze bardziej osłabieni.

 

W pierwszym scenariuszu, za naszymi rozkazami kryło się odszukanie sztabu LWP i zadanie tam możliwie największych strat, z likwidacją włącznie.

 

Po obserwacji terenu i konsultacji z resztą ekipy, podjąłem decyzję o zmianie trasy którą mieliśmy się dostać na tyły LWP. Z racji iż na most "realny" kierowały się znaczne siły nasze i wg. meldunków również wroga, stwierdziliśmy iż utkniemy tam co krok narażając się na wymianę ognia i straty. W strugach deszczu, na samym początku rozgrywki, udało nam się przedostać przez most wirtualny, bez napotkania wroga, poza (później) grupą spadochronową (nie "zrzuconą" jeszcze - niebieskie oznaczenia), następnie zatoczyliśmy spory łuk kierując się na okopy. Znając teren, założyłem, że mogłaby to być niezła lokalizacja dla sztabu i łatwa do obrony. Przemierzyliśmy jednak je całe, nie napotykając żywej duszy. Słysząc od pewnego czasu okrzyki walki w okolicy mostu (rzeczywistego), po kontaktach z dowództwem, kierowaliśmy się na tyły wojsk LWP. Tutaj mieliśmy dużo radości, bowiem żadne siły LWP nie osłaniały tej strony, i strzelaliśmy po prostu w plecy. Chorąży Grzesiek zlokalizował szefostwo sztabu, w tym momencie dosyć osamotnione. Zaznaczam jednak, że w "osamotnieniu" sztabu mieliśmy pewny udział. Na pewno ranił też szefa sztabu LWP. W tym momencie musieliśmy pożegnać Stefana i pluton działał dalej w sile czterech osób. Na ile było to możliwe, daliśmy osłonę, a Chemik postanowił dokończyć najoptymistyczniejsze wykonanie zadania, co mu się udało. Szef sztabu wcześniej raniony, po rajdzie Chemika, zadeklarował iż już nie żyje, a na miejscu opatrzyliśmy jednego jeńca, zdobywając informację gdzie szedł atak pozorowany, a gdzie główny sił LWP. Przekazaliśmy zdobyte informacje do sztabu, zameldowaliśmy wykonanie zadania, a na koniec dostaliśmy nowe rozkazy, aby dać wsparcie w okolicach "lotniska". Faktycznie na tym dystansie łączność była utrudniona, zastąpiliśmy ją komórkami. Do zakończenia scenariusza, kierowaliśmy się ciągle na tyłach wroga, w stronę 0L3.

 

 

Scenariusz drugi. Pluton nie-pluton działał w liczbie trzech osób. W zwiazku z takim osłabieniem, mieliśmy wspomagać obronę obozu (lotniska 0L3), co postanowiliśmy zrealizować przez mały zwiad, aby podziałać zaczepnie, spowolnić atak i dać czas i informacje broniącym się. W pewnym momencie zauważyliśmy znaczne siły przeciwnika idące w szeregu, zastosowaliśmy starą indiańską taktykę hit the ground, i tak przeczekaliśmy, aż przeciwnicy przejdą obok nas. Wkrótce ruszyliśmy za nimi. Tam, szybko zobaczyliśmy już częściowo rozlokowanych wojaków LWP, atakujących lotnisko, znowu plecami do nas. Radośnie tą okazję wykorzystaliśmy. W pewnym momencie zobaczyłem szefa sztabu, którego postrzeliłem, a następnie udałem się do niego by go opatrzyć i wziąć do niewoli, nie zdąrzyłem jednak wiele go posklejać, bo zaalarmował swoich wojaków, którzy bez trudu mnie ściągneli. Szefa sztabu dobił Prezes skutecznie. Udałem się na respawn. Gdy zostałem zrzucony do kolejnej walki, dowiedziałem się, że lotnisko było bezpieczne, bunkry które nasze siły specjalne miały atakować tylko zaczepnie, były zdobyte i że mamy szukać niedobitków, tak trafiłem na swój mini pluton (jak zwykle celnie strzelający, otrzymałem od nich kulkę w nogę, powoli się goi) po postrzale opatrzyli mnie, i do końca scenariusza, odstrzeliliśmy kilku maruderów atakujących lotnisko od strony budynku.

 

W scenariuszu ostatnim, główne siły miały atakować most przez który ewakuowało się LWP. Naszym zadaniem wraz z grupą Cappucio, było zajęcie pozycji na polanie w okolicy wieży spadochronowej, i czekanie na sygnał kiedy możemy ruszyć się celem związania walką ewakuujących się wojsk LWP. Po sygnale, udało nam się dotrzeć do wału, gdzie walczyliśmy zaczepnie, starając się wciągać przeciwnika na lufy kolegów z tyłu. Nastąpił bowiem podział grupy specjalnej na takie luźno sprecyzowane działania.

 

Zakończyło się wstrzymaniem ognia. Jak się później dowiedziałem, kierowanym wyłącznie do wojsk NATO, gdyż nastąpił moment, w którym część wojsk regularnych zbliżało się na odległość strzału do grupy specjalnej.

 

Dodam jeszcze, że dawno się tak dobrze nie bawiłem. Nie powiem, pewnie była to mieszanka trafionych decyzji, celnego strzelania (najczęściej w nie osłaniane tyły wroga:D ) i jak przeciwnicy potwierdzą, to jeszcze przyznam: sporego farta, ale zadania wykonaliśmy :F

Link to post
Share on other sites

Ja myślę, że Kuba zapominasz o typie i charakterze imprezy. Owszem była ona okreslona mianem taktycznej, bo nieczęsto u nas wprowadza się taką organizację strzelania (a mam nadzieję, że będzie częściej). Była ona, jak Wiktor wspominał wielokrotnie, eksperymentem.

 

Ja wiem, że wiele tu brakowało do milsima, symulacji wojskowej w pełnym tego słowa znaczeniu (w Twoim pojęciu). Brakowało dowódców i żołnierzy z prawdziwego zdarzenia (tutaj oczywiście nie atakuję nikogo, wręcz przeciwnie, patrz dalej), bo jak mniemam nikt nie był żołnierzem, a już założę się nie dowódcą. Każdy jednak się starał jak najlepiej (zakładam, że tak było u każdej osoby świadomie wybierającej się na tą imprezę). Myślę, że wszyscy wyciągną wnioski z tego strzelania, a zadowolenie przełozy się na poprawianie jakości tego typu imprez na naszym podwórku, także od strony "zachowania" uczestników.

 

Tutaj strzelali cywile, którzy zakładam, conajmniej w połowie nie są przyzwyczajeni do bycia dowodzonymi i do wszystkich z tym związanych procedur. Sam jestem w 100% cywilem i tego co robię uczę się w pełni na własnych błędach podpatrując to i owo u innych, dodając "coś" od siebie. Dowodzenie i wykonywanie rozkazów nie jest wbrew pozorom takie proste i ludzie muszą się tego nauczyć - taki też charakter miały te manewry (w moim pojęciu). Po tych manewrach także wiele wyciagnąłem wniosków. Zapewne nastepnym razem, znając siebie ;), w życie uda mi się wprowadzić tylko połowę z nich, ale zawsze to będzie coś do przodu (np. wydam wszystkim opatrynki na odprawie ;)).

 

Skoro już do tego doszliśmy, to:

1) W komunikacji radiowej na poziomie dowództwa MUSI być DYSCYPLINA. Może sobie nie zdajecie sprawy ale moje radio praktycznie nie milknęło, a przeważnie trzeszczało, bo wszyscy próbowali na raz nadawać. Nie mogłem odpowiedzieć na jedno wezwanie, bo pojawiało się następne. Wymyśliłem już sposób na zapanowanie nad tym, ale to następnym razem.

 

Ze strony dowódców oczekiwałbym trzymania się chociaż jednej zasady: gdy już coś mówisz, mów to wyraźnie (może i głuchy ze mnie perkusista ale na za szybko powiedziane zdanie wyrwane z kontekstu i mega słuch nie pomoże ;)), kto i do kogo i po co, oraz podaj dokładne koordynaty zgłaszanej sytuacji ("pluton X widział snajpera" wiele mi nie powie).

 

2) Musi być także dyscyplina względem dowódców, chociaż z mojej strony nie mam swoim żołnierzom nic do zarzucenia, ale słyszałem o przypadkach samowolki. Nastepnym razem każę dowódcom strzelać do każdego kto nagminnie nie słucha rozkazów, albo próbuje podburzać żołnierzy/przejmować samowolnie dowodzenie.

 

Uważam, że moi dowódcy spisali się na medal i każdemu taki bym wręczył. Komuś lepiej wyszło dowodzenie, innemu gorzej. Sam przez to przechodziłem i przechodzę, bo żołnierzem NIE jestem. Jeszcze raz dziękuję moim podkomendnym za udaną współpracę :)

 

Terminatorów nie skomentuję, chociaż potwierdzam, że szczególnie przy obozie zauważyłem irytację Daro, który AŻ wstał ;)

 

Obojętne co by kto nie mówił, bawiłem się świetnie i widzę, że zdecydowana większośc uczestników tak samo :D

Link to post
Share on other sites

Reg - czy ja gdzieś czynię z tego zarzut? Nie, ja jedynie stwierdzam fakty.

Nadto, organizację uważam za bardzo dobrą, zaś Tobie za cierpliwość i wyniki finalne w dowodzeniu nami wyrazam głebokie uznanie (bo nie była to łatwa sztuka).

 

Piszesz o dyscyplinie. Masz rację. Ale nawet pruska dyscyplina nie pomoże, kiedy funkcyjni będą zwyczajnie niekompetentni (refleksja ogólna, nie mam na myśli żadnych konkretnych osóB).

 

EDIT II:

Wspominasz o tym, iż na tych manewrach ludzie mogli się zacząć uczyć pewnych rzeczy. Tak - bezsprzecznie masz rację. Tyle tylko, że metoda rzucania od razu na głęboka wodę (w tym wypadku przynajmniej), nie jest wg mnie najlepsza. Komplikować należałoby raczej stopniowo, w dłuższej perspektywie czasowej. Ale tu wychodzimy już poza temat przedmiotowego wątku...

/EDIT II

 

Piszesz również o eksperymentalnym charakterze imprezy. Są tematy, których na forum ogólnym nie bede poruszał - uważam je za bezprzedmiotowe w tym miejscu. Zakomunikowałem je Wiktorowi na PW i uważam, że tak winno zostać.

 

Natomiast absolutnie nie można ekskulpować się od wszystkiego za pomoca owego "eksperymentalnego charakteru". Nawet jeśli przyczyna pewnych zdarzeń nie leżała bezpośrednio po stronie organizatora, lub znajdowała się tam tylko pośrednio, to raczej nie będzie nią "eksperymentalny charakter". Bo to jest słowo, które znaczy wszystko, czyli nic.

 

Są pewne fakty notoryjne, doświadczenia innych imprez - i wreszcie elementarna logika, zdolność przewidywania oraz zdrowy rozsądek (czyli tzw. "chłopski rozum"). I te czynniki musi uwzglednic organizator każdej imprezy. Eksperymentalnej tym bardziej!

 

Jak w powyzszym kontekście rzecz miała się na tej imprezie nie wiem i nie będę sie wypowiadał. Ja znam tylko swoje obserwacje, które zachowam dla siebie i Wiktora.

 

Nie można twierdzić, że burdel musi być i na tym zamykać sprawę (takie wrażenie odebrałem czytając jeden z postów Majkiego, jakkolwiek może być ono mylne). Szczególnie, że zapewniam Cię, iż uczestniczyłem w bardziej wymagających imprezach (np. 24h), o klimacie "militarnym" (jakkolwiek i zwyczajnych manewrów/zlotów) o tej ilości osób (normalnych airsoftowców, nie maniaków militarnych), gdzie panował bez porównania większy porządek. Więc jednak się da. Pozostaje tylko kluczowa kwestia - "jak" i o to właśnie tutaj chodzi.

 

Jedno natomiast jest faktem, na błędach trzeba się uczyć. Jeśli nie na cudzych, to na własnych - oby tylko z pozytywnym rezultatem. :)

 

Pozdrawiam

KZ

 

EDIT I i III: styl, żeby uniknąć dalszych nadinterpretacji, literówki.

Link to post
Share on other sites
Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...