Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

BDW: "Linia Mareth 1943" - Pstrokonie k. Zduńskiej Woli, 24 czerwca 2023 r.


Recommended Posts

  • Replies 57
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Dokładnie jw w poście Bulleta - po stronie brytyjskiej jeszcze kilka wakatów, jeżeli ktoś się zastanawia, ma dylemat, czy i w czym przyjechać, również mogę poratować kompletem oporządzenia P37 (pas, szelki, ładownice). 
Ciuchy i nakrycie głowy we własnym zakresie, ale zawsze to niezły starter dla ochotnika do SZ JKM  /( '_' )

Link to post
Share on other sites
11 minut temu, daffi napisał:

Na prośbę organizatora podaje obowiązujące kanały radiowe:

PMR1 - 446,00625 MHz - Oś

PMR6 - 446,06875 MHz – Alianci

 

Dzięki Daffy.

Uprzejma prośba do radiooperatorów by zaprogramowali radiostacje i sprawdzili łączność przed grą.

Link to post
Share on other sites

Komunikat HQ nr 9

Do gry zostało 5 dni, czas zatem na finałowe ustalenia.

1. Straty przedbitewne z powodu zmiany miejsca imprezy okazały się dość niskie. Na liście mamy zapisanych 64 graczy (36:28 na korzyść Osi).

2. W związku z powyższym, zapisy są otwarte, ale jedynie do oddziału brytyjskiego.

3. Sytuacja w etatach przedstawia się następująco:

a) Amerykanie:
Wakaty: radiooperator, kaemista, amunicyjny.

b) Brytyjczycy:
Wakaty: kaemista, amunicyjny.

c) Niemcy 1:
Wakaty: sanitariusz.

d) Niemcy 2:
Wakaty: amunicyjny.

e) Włosi:
Wakaty: radiooperator, sanitariusz.

Ostatni raz przypominam, że jeżeli nie znajdą się chętni do gry jako funkcyjni to oddział będzie ich pozbawiony. Nie macie sanitariusza? Trudno, wykrwawiacie się w polu przez 5 minut i dopiero potem idziecie do punktu powrotu do gry. Zachęcam dowódców do zmobilizowania podwładnych albo znalezienia przymusowych ochotników.

4. @Seph, @Vlad - uprzejma prośba z mojej strony o zabranie chronografów. Sebastian przechronowałbyś stronę aliancką, Włodek - Oś, po to by uniknąć podejrzeń o stronniczość.

5. @ashigara , @wish - uprzejma prośba o wzięcie radiostacji.

6. Przypominam - sprzęt do stawiania zasieków (sznurek jutowy a la drut kolczasty i paliki) ogarniacie we własnym zakresie. Wory na piach dostaniecie od nas.

Chyba tyle na razie. W następnym komunikacie podam harmonogram godzinowy. Jeżeli ktoś ma jakieś pytania, teraz jest dobry czas by je zadać.

Z Panem Bogiem.

Link to post
Share on other sites

Witam serdecznie dumne grono przychodzę z zapytaniem czy miałby ktoś ewentualnie 2 miejsca wolne w samochodzie i przejeżdża przez Łódź jeśli jest ktoś taki proszę o kontakt na prywatnej wiadomości tutaj bądź na facebooku jeśli komuś będzie łatwiej pozdrawiam wszystkich i do zobaczenie.

M.

Link to post
Share on other sites

LAST CALL!

1.  Na liście mamy zapisanych 64 graczy (35:29 na korzyść Osi).

2. W związku z powyższym, zapisy są otwarte, ale jedynie do oddziału brytyjskiego.

3. Po przetasowaniach personalnych sytuacja w etatach przedstawia się następująco:

a) Amerykanie:
Wakaty: kaemista, amunicyjny.

b) Brytyjczycy:
Wakaty: kaemista, amunicyjny.

c) Niemcy 1:
Wakaty: sanitariusz.

d) Niemcy 2:
Wakaty: sanitariusz, kaemista, amunicyjny.

e) Włosi:
Wakaty: radiooperator, sanitariusz.

Zachęcam dowódców do zmobilizowania podwładnych albo znalezienia przymusowych ochotników.

4. Co w sytuacji gdy przeciwnik zdobędzie skrzynię główną? W takiej sytuacji moderacja wyznacza nowy sztab, do którego trupy przenoszą skrzynię.

5. Snajperzy mogą używać swojej amunicji. Zapakujcie sobie ją do podpisanych woreczków, żeby nikt Wam jej nie zajumał.

6. Wpisowe - proszę o przygotowanie odliczonych kwot, bo może być problem z wydawaniem reszty.

W dniu 20.06.2023 o 10:03, Seph napisał:

Dobra, wezmę.

Grazie dobry człowieku.

 

Harmonogram imprezy:

10:30 - 11:00 - organizacja pojawia się na miejscu i zaczyna stawiać dekoracje. Można przyjechać i ryć w ziemi okopy, napełniać wory piachem i stawiać zasieki;

14:00 - zbiórka, rejestracja, chronowanie;

14:45 - odprawa oficerów, sanitariuszy i saperów;

15:00 - wymarsz na pozycje i start gry;

21:00 - koniec gry, debriefing, sprzątanie.

Link to post
Share on other sites

GATE CLOSED.

To już ostatni komunikat przed grą.

1. Po zawirowaniach i przetasowaniach z obu stron mamy na liście 63 osoby (34:29) dla Osi. Alianci wykazali się większą determinacją, bo od nich wymiksowały się tylko dwie osoby, z Osi dezerterów było przynajmniej 4.

2. Zamykam zapisy. Listy są już wydrukowane, więc nie mam możliwości naniesienia korekt.

3. Prognoza pogody - 20-22 st. C, zachmurzenie z przejaśnieniami. Padać ma do ok. godz. 10-11, zatem grę powinniśmy mieć już bez deszczu.

4. Przypominam o konieczności zabrania okularów, czerwonych szmat o rozmiarach umożliwiających jednoznaczną identyfikację trafionego i odliczonej kwoty wpisowego. Jeżeli ktoś ma zapasowe gogle (podkreślam - gogle, nie okulary), to niech zabierze dla Beaty - naszej Pani Fotograf. Zdecydowanie zalecam ochronę zębów.

5. Jak już pisałem wcześniej, stanowiska obronne (okopy, zasieki, napełnianie worów piachem) obie strony szykują sobie we własnym zakresie. Jak ktoś chce ryć w ziemi od 11, zapraszam, jesteśmy na miejscu.

Jeżeli ktoś ma jakieś pytanie - to jest dobry moment by je zadać.

Link to post
Share on other sites

DEPARTED.

To już ostatni komunikat przed grą. Od tej chwili jestem offline i na jakiekolwiek pytania odpowiem na grze.

1. Po trudnej do zrozumienia zapisowej ruletce, finalnie na liście mamy 64 osoby (34:30 dla Osi). Mam nadzieję, że spotkamy się w komplecie.

2. Zagłuszanie - nie tym razem. Łącznościowcy mogą się tylko podsłuchiwać. Z nasłuchu radiowego można wyciągnąć ciekawe wnioski...

3. Śmieci - niech każdy zabierze ze sobą foliówkę na swoje odpady. Puste jest lżejsze niż pełne. Miałeś miejsce, żeby przywieźć - masz żeby wywieźć.

4. Prognoza pogody - 22 - 25 st. C, wiatr w porywach do 33 km/h, słonecznie. Opady powinny skończyć się do godz. 8.

Bon voyage i do zobaczenia na miejscu.

Link to post
Share on other sites

A co tutaj tak cicho po bitwie ? ;-)

Dominik (i Robert) jeszcze raz dziękuje Wam za fajnie przygotowaną imprezę. Wbrew moim obawom teren doskonale się zeskalował dla oczekiwanej liczby graczy. Usunięcie zagajników też się sprawdziło zmuszając do grzęźnięcia w piachu - klimat pustyni był! Z mojej strony jeszcze podziękowania dla Italiani, którzy kilka razy wykazali się sprawnością spec ops ;-)

Do zobaczenia,   

Sikor

Link to post
Share on other sites

Marzec 1943

Mimo wyhamowania marszu na Tunis, a także niedawnych przykrych doświadczeń zarówno  w tym rejonie, jaki i przełęczy Kasserine dowództwo II Korpusu zadecydowało o powrocie sił amerykańskich w pobliże osady Sidi Bou Zid, by wesprzeć nacierające od południa wojska brytyjskie.

Nasz oddział został wysłany jako forpoczta wspomnianego już II korpusu. Celem stało się stworzenie umocnień niedaleko Wadi Faid, a także, o ile będzie to możliwe, odzyskanie sprzętu radiowego i danych porzuconych przy okazji lutowego odwrotu w oazie Maknassy. Niestety wojennego szczęścia brakowało nam od samego początku operacji. Nie dosyć że przez ciężkie warunki pogodowe pojawiliśmy się w obszarze operacyjnym później niż zakładaliśmy, to burze piaskowe uniemożliwiły części naszych sił dotarcie na pole bitwy. 

Mimo braków w sprzęcie i personelu, podjęliśmy próbę wykonania zadania. W oczekiwaniu na przybycie reszty oddziałów, zbudowaliśmy niewielką, lecz silnie umocnioną pozycję obronną przy Wadi Faid, dodatkowo ustawiając od czoła pole minowe. Prawą flankę zabezpieczyliśmy drutem kolczastym, lewą natomiast zostawiliśmy w opiece siłom natury. Jak bowiem donosili zwiadowcy, znajdowały się tam bagna, które uniemożliwiały przedostanie się przezeń komukolwiek, a już napewno nie w taki sposób, by uszło to naszej uwadze. Szybko wysłałem doborową drużynę do Maknassy, by odzyskali tajemne kody i sprzęt. To przedsięwzięcie zakończyło się pełnym sukcesem bez jakichkolwiek strat. Tymczasem nieprzyjaciel począł sporadycznie pojawiać się w zasięgu naszego wzroku, co wzbudzało niepokój, zapowiadając mające nastąpić wkrótce uderzenie. Mimo wielu prób, niestety nie udało nam się nawiązać kontaktu radiowego z Brytyjczykami.

Z czasem, ruchy wojsk niemieckich poczęły być bardziej zuchwałe. Przeciwnik podchodził coraz bliżej naszych okopów, by w końcu otwarcie na nas uderzyć. Niestety, los jakby z nas zadrwił - niewielka grupa którą wyznaczyłem do osłony wspomnianego wcześniej bagna, została porażona przez jakąś plagę rodem ze starego testamentu, przez co część żołnierzy krótkotrwale oślepła, a inni nie mogli korzystać ze swojej broni, gdyż w nieznanych okolicznościach uległa uszkodzeniu. Musieliśmy odesłać ich na tyły. Właśnie w tym momencie uderzyli w nas Włosi, prawdopodobnie elitarni komandosi, którzy pomimo tych nieludzkich warunków, zdołali przebyć bagno i wspólnie z nękającymi nas harcownikami niemieckimi, zająć Wadi Faid. Jak się potem okazało, dopuścili się w tym miejscu kilku zbrodni, znęcając się nad rannymi żołnierzami amerykańskimi. Historia osądzi tych niegodziwców !

Resztkami sił wycofaliśmy się i zajęliśmy prowizoryczne pozycje niedaleko El Guettar. Ponownie nieprzyjaciel począł nas nękać na flankach. Jednakże tym razem, to my skierowaliśmy oddział śmiałków przez bagna, by przypuścił atak na nasze dawne pozycje. Jednocześnie grupa naszych harcowników potykała się z oddziałami nieprzyjaciela przy Sidi Bou Zid i pokonawszy go, ruszyła do przodu w kierunku straconych umocnień. Przy wsparciu ataku od strony bagien i świeżych odwodów z El Guettar zostały one wyczyszczone z sił wroga i ponownie wpadły w nasze ręce. Wykorzystując sprzyjającą sytuację, zostawiłem przy Wadi Faid szczątkowy garnizon, który miał dokonać szybkiego remontu struktur obronnych, a sam na czele grupy szturmowej ruszyłem w stronę domniemanej bazy wypadowej sił osi. Zdołaliśmy nawiązać krótkotrwały kontakt z siłami brytyjskimi, od których odciągnęliśmy uwagę, jednak nieprzyjaciel miał miażdżącą przewagę, zarówno pod względem liczebności jak i siły ognia. Musieliśmy się wycofać do Wadi Faid, ponosząc przy tym ciężkie straty. Całe szczęście, garnizon zdołał ponownie zaminować teren i naprawić fortyfikacje, dzięki czemu uniknęliśmy całkowitego rozbicia.

Następnie odparliśmy jeszcze kilka ataków, z których przynajmniej jeden był bliski ponownego wyparcia nas z obszaru umocnionego. Jak się potem okazało, były to działania które miały odwrócić naszą uwagę od głównego uderzenia, przeprowadzonego potężnymi siłami na naszej prawej flance, w Sidi Bou Zid. Harcownicy którym nakazałem patrolować ten rejon, zostali zmiażdżeni, lecz nieprzyjaciel zamiast zamknąć nas w kleszcze i rozbić, gnał naprzód. Ze względu na moje rozkazu, oraz fatalny stan ( zarówno liczebny jak i materiałowy) podległych mi oddziałów, postanowiłem pozostać na pozycji i zaniechać pościgu. W późniejszym czasie doszło do spotkania z Brytyjczykami, bez jakiegokolwiek kontaktu z wojskami niemieckimi lub włoskimi.

Tyle ode mnie, bardzo dziękuje organizatorom i wszystkim osobom dzięki którym gra mogła się odbyć. Wyrazy wdzięczności również dla Marcina, który wyprodukował na moją prośbę pamiątkowe breloki. Wreszcie, wielkie dzięki dla WSZYSTKICH graczy, zarówno amerykańskich którymi to przyszło mi dowodzić, jak i Niemcom, chylę czoła za wyzwanie którym niewątpliwie było ścieranie się z wami. Natomiast bardzo nie dziękuję wszystkim amerykanom, którzy nie raczyli zgłosić swojej nieobecności odpowiednio wcześniej, czym uniemożliwili wykonanie planu operacyjnego i w pewnych aspektach wydatnie utrudnili płynną i przyjemną grę innym amerykańskim kolegom, psując tym samym zabawę.

Choć zdecydowanie Linia Mareth nie zajmie wysokiego miejsca w moim prywatnym rankingu gier ash, to bawiłem się bardzo dobrze, a teren jest piękny i ciekawy. Na dobrą sprawę mam tylko jedną uwagę/zastrzeżenie - następnym razem bardzo proszę o zaznaczenie taśmą lub znakami terenów wyłączonych z gry, co by ograniczyć kwasy w jej trakcie ;).

Do następnego!

Link to post
Share on other sites

Raport z walk na linii Mareth. 

Dowodzący naszymi siłami Leutnant Loperenco, podzielił nasze siły na dwa oddziały, odpowiednio N1 oraz N2. Początkowo Leutnant chciał dowodzić całością oraz osobiście oddziałem N1, jednakże po zastanowieniu, powierzył mi pieczę nad odziałem N1. Naszym zadaniem było utrzymanie ufortyfikowanej linii, zwanej linią Mareth. Chroniła nas ona od południa przed nieprzyjacielem. Prócz umocnień stałych i polowych, czy zasieków, broniły nas również pola minowe. Choć nie z początku. Przez chaos w sztabie, okazało się szybko, iż pionierzy nie zdążyli położyć min, a jedynie ustawili tabliczki ostrzegawcze.

 

Nasze pozycje zostały nagle zaatakowane przez straż przednią VIII Armii brytyjskiej. Gdy tylko nasi ludzie załadowali magazynki i ustawili się na pozycje, nadciągnęli żołnierze brytyjscy. Lewa flanka była osłaniana przez podmokłe tereny oraz ustawiony nieopodal bunkier. W bunkrze tym znajdował się Schütze Seph z karabinem maszynowym MG42, wraz ze swoim ładowniczym Antonem. Środek pozycji broniły dwa prowizoryczne bunkry ze strzelcami uzbrojonymi w karabiny powtarzalne oraz pistolety maszynowe. Prawą flankę zamykali włoscy sojusznicy, pod dowództwem kapitana. Mieli za osłonę okopy oraz niewielkie oazy z palmami. Brytyjscy żołnierze zaatakowali szybko naszą lewą flankę. Walki trwały krótko. Ponieśliśmy nieznaczne straty. Po krótkim czasie natarcie brytyjskie przeniosło się na środek oraz prawą flankę. Lewa flanka również była mocno naciskana przez wroga. Straty rosły w szybkim tempie. Leutnant Loperenco krążył po polu bitwy, starając się ustabilizować front. Gdy walki na chwilę ustały, dowiedziałem od Leutnanta, iż nie udało się położyć min. Dlatego otrzymałem rozkaz, aby przedostać się do włoskich sojuszników na prawej flance i wraz z nimi, oraz częścią naszych sił, rozpocząć kombinowane natarcie z dwóch kierunków: lewego oraz prawego. Po jakimś czasie dołączyli do nas strzelcy broniący środkowego sektora. Cel operacji miał na celu wypchnięcie awangardy przeciwnika aby dać czas pionierom, którym przewodził Joachim, do położenia min. Po usłyszeniu gwizdka ruszyliśmy naprzód. Brytyjczycy, okopani, strzelali w naszych nacierających ludzi. Straty rosły. Na szczęście włoski paramedico, uwijał się jak w ukropie aby nas uleczyć, aby można było kontynuować natarcie. Mieliśmy szczęście, gdyż Brytyjczycy ponieśli wcześniej poważne straty i nasz atak zakończył się sukcesem. Po założeniu min i odparciu nieskoordynowanego kontrnatarcia brytyjskiego, na dźwięk gwizdka wycofaliśmy się na pozycje wyjściowe. 


Później doszło do kolejnych brytyjskich ataków. Zaczynała kończyć się nam amunicja. Leutnant odesłał Włochów do oddziału N2 aby razem przeprowadzili natarcie na pozycje Amerykanów. Wykorzystali to Brytyjczycy i przebili się na naszej prawej flance. Więcej sił nieprzyjaciela zaczęło wbijać się w nasze pozycje. Próbowałem ze swoimi ludźmi zaatakować od strony oazy na prawej flance, korzystając z zasłony dymnej. Początkowy atak szedł bardzo sprawnie, niestety dostaliśmy się pod ogień nadciągających posiłków brytyjskich. Wycofaliśmy się ze stratami w kierunku sztabu, po czym doszły nas dźwięki eksplozji. To Brytyjczycy używali ładunków wybuchowych do niszczenia naszych umocnień. Po tych wydarzeniach Leutnant wydał rozkaz: skracamy front, bronimy się na nowych pozycjach. Zaczęliśmy kopać nowe pozycje obronne. Mieliśmy kupić czas, aby oddział N2, wzmocniony posiłkami włoskimi, wypchnął Amerykanów. Dałoby nam to możliwość przenieść sztab dalej od brytyjskich pozycji. Broniliśmy się dzielnie zadając nieprzyjacielowi straty, jednakże ponosiliśmy również wysokie. Do tego kończyła się szybko amunicja. Zaczęliśmy liczyć każdy strzał. Gdy natarcie oddziału N2 przebiegał zgodnie z planem, rozpoczęła się ewakuacja sztabu. Następnie Leutnant cofał ludzi z N1 do wsparcia natarcia N2. Ja otrzymałem rozkaz pozostania w ariergardzie i powstrzymywania Brytyjczyków jak najdłużej się da. Poświęcenie ariergardy nie poszło na marne, gdyż naszym oddziałom udało się przebić z okrążenia. Niestety wielu z naszych ludzi dostało się do niewoli, a Brytyjczycy i Amerykanie zajęli linię Mareth.

 

Obergefreiter Otto, 5. Panzerarmee, Heeresgruppe Afrika
Marzec 1943

Edited by KubaJozefek
Link to post
Share on other sites

Witajcie. 

Ból mięśni zelżał, kurz opadł, zmęczenie znikło więc mogę opisać swoją perspektywę :) Mój wpis nie będzie tak larpowy jak poprzedników, nie jestem dobrym pisarzem.

Zacznę klasycznie od podziękowań - przede wszystkim organizatorom w roli Domina i Cortesa. Kawał dobrej roboty, teren był mega, serdecznie dziękuję za przygotowanie sztabu i obiecuję przyjechać na przyszłość wcześniej by mieć większy udział w stawianiu gry. Mam nadzieję że choć trochę się zrewanżowałem zasypując okopy, opróżniając worki z piasku i znosząc rekwizyty w konkretne miejsca :) Dziękuję za pomoc w kopaniu okopu na sztabie pewnemu brytyjczykowi, szacun! Dziękuję za fair play grę, nie słyszałem prawie wcale o kwasach, ewentualnie jakieś kwestie do dogadania np. odnośnie wysadzenia jednego z bunkrów. Dziękuję stronie amerykańskiej i brytyjskiej za fajną, wymagającą walkę.

Opis przygotowań (jako N1)

Mimo niezapowiedzianej wizyty straży rybackiej (co nas trochę opóźniło), deszczu oraz faktu iż część graczy pojawiła się relatywnie późno oraz bez saperek, to kopanie umocnień szło sprawnie. Udało się ufortyfikować całą linię frontu z brytyjczykami, a przede wszystkim poprawnie zlokalizować najważniejszy punkt do obrony (wzdłuż rzeki ciągnęła się niecka która gdyby została opanowana zagroziłaby sztabowi) i tenże punkt ufortyfikowaliśmy najcięższym bunkrem z MG. Reszta okopów chroniła poszczególnych strzelców. Okopów były dwie linie z zapasowymi pozycjami przed sztabem. Dziękuję również tym którzy przelali trochę potu w ich konstrukcji, okazuje się że mega się przydały :) Poniewczasie kazałem oddziałowi N2 również umocnić sie na południowym odcinku frontu i wykonywać w miarę możliwości zadania zgodne z ich kierunkiem operacyjnym.

Opis gry

Zostałem wyznaczony na dowódcę N1 oraz jednocześnie całości strony niemieckiej. Z takiej perspektywy opisuję grę.

Po starcie gry pospiesznie zajęliśmy pozycje. Od razu rozpoczęło się od ostrej wymiany ognia więc gdy tylko odparliśmy pierwszy szturm w okolicach bunkra nad rzeką, zająłem się stabilizacją frontu - przerzucałem ludzi tak by pokryć całość naszej linii frontu w sposób równomierny. Dowodziłem oczywiście będąc w polu - porzuciliśmy ideę dowodzenia ze sztabu na tej grze. Po ustabilizowaniu frontu na początku, zaczęliśmy przygotowywać się do wykonywania postawionych przez dowództwo zadań, wobec czego wyznaczyłem Kubę na podoficera wspomagającego mnie w dowodzeniu N1 i wysłałem na prawą flankę by skoordynował atak z oddziałem włoskim, sam poszedłem przygotować żołnierzy z lewej flanki do planowanego zgodnie z rozkazem ataku. Gdy byliśmy gotowi, gwizdkiem zasygnalizowałem atak. Był on o tyle ułatwiony, iż tuż przed nim powstrzymaliśmy kolejny z brytyjskich ataków wobec czego siły przeciwnika nie stawiły tak silnego oporu jak się spodziewałem, straty nie były znaczne na centralnym odcinku natarcia. Cały czas parliśmy naprzód, niemal pod brytyjski sztab by dać czas naszym saperom na postawienie pola minowego. Gdy cel został wypełniony, znów gwizdkiem nakazałem wycofać się na poprzednie pozycje, jednocześnie z pełnym sukcesem realizując pierwszy rozkaz dowództwa. 

Rozkaz drugi - zatrzymać natarcie oddziałów na Linii Mareth był w mojej opinii na tamten moment również zrealizowany - po sukcesie pierwszego rozkazu, walki sprowadziły się do dalszej obrony ale nigdzie oddziałom brytyjskim nie udało się w sposób znaczy przełamać naszej obrony. Podkreślam tu zaangażowanie wszystkich żołnierzy oddziałów N1 oraz Włochów jako szczególnie bitnych, nieraz trzymając swoje okopane pozycje do ostatka. W tym momencie, pozostawiając dowództwo N1 Kubie, udałem się do N2 by sprawdzić jak wygląda sytuacja gdyż poniewczasie spływały radiem meldunki o częściowym przełamaniu linii amerykańskich oraz o potrzebie wsparcia jednostką saperów do rozminowania pola. Był to jednocześnie rozkaz dowództwa nr 3. - przełamać pozycje nieprzyjacielskie w Wadi Faid oraz rozminować pole minowe co również się udało zrealizować. W tym celu oddział N2 został wsparty mobilnym oddziałem włoskim pod dowództwem dzielnego Sikora oraz jednostką saperów która sprawnie rozminowała pole. W toku walk o Wadi Faid, oddział włoski zdobył aliancką skrzynię amunicyjną która wspomogła nasze kurczące się zapasy amunicji.

W tym momencie kazałem okopać się na pozycji Wadi Faid, uzupełnić straty i poczekac na dalsze rozkazy przez radio, sam powróciłem na północ, do N1 gdzie sytuacja poniewczasie pogorszyła się. Oddział włoski powrócił na swoje dawne pozycje w okolicy przełęczy Tebaga i tam nastąpiły coraz cięższe walki. Znów musiałem koordynować na bieżąco obronę, by się nie załamała, walki były bardzo ciężkie - szczególnie że oddział N2 został chwilowo rozbity i kontratak amerykanów zagroził również sztabowi. Dzięki heroicznej postawie żołnierzy udało się finalnie odbić amerykanów od sztabu a chwilę później również brytyjczyków. Jednak zdając sobie sprawę iż zapas amunicji znów się kurczy, straty rosną a nasz główny cel jakim była ewakuacja w Enfidaville oddalił się przez utratę Wadi Faid, zrozumiałem iż muszę zacząć działać szybko. Wobec tego rozkazałem by skrócić linię frontu oddziału N1 niemal pod sztab, jednocześnie oddając kogo mogę do wsparcia oddziału N2 w celu odbicia Wadi Faid, otwarcia drogi na Sidi Bou Zid a w konsekwencji utworzenia korytarza do Enfidaville. 

Realizacja tego śmiałego planu wymagała istotnie ogromnego zgrania się w czasie oraz naturalnie, poświęcenia części żołnierzy w zaciekłych atakach na pozycje amerykańskie jak i poświęcenie żołnierzy w straży tylniej. Jednak musieliśmy spróbować. Gdy zaczęło się kolejne uderzenie oddziałów brytyjskich, nasi żołnierze w tym samym czasie przełamywali opór amerykanów oraz opóźniali natarcie brytyjskie. Sztab został ewakuowany bez strat jakichkolwiek dokumentów czy co ważniejsze maszyny szyfrującej Enigma wraz z szyframi. Gdy byłem pewny że jesteśmy już w wystarczającej odległości od sztabu, gwizdkiem nakazałem straży tylnej dogonienie naszych głównych oddziałów i dalsze przebijanie się z kotła z resztą żołnierzy. Jednak ryzyko opłaciło się - wielu żołnierzy tylnej straży udało się dołączyć a frontalny atak wszystkich sił umożliwił stworzenie wyłomu do Enfidaville gdzie czekała nas upgraniona ewakuacja :)

Straty były znaczne, około 1/3 wszystkich żołnierzy zdołała się ewakuować uprzednio wypełniając wszystkie postawione nam zadania, zatem poświęcenie żołnierzy nie poszło na marne. Zwycięstwo, za wszelką cenę!

Dziękuję wszystkim graczom osi za nieraz nadludzki wysiłek - czy to w boju, czy przy okopywaniu się jak i podczas biegów w tak wysokiej temperaturze oraz wilgotności. Byliście naprawdę świetni i mam nadzieję że nasz poziom będzie stale rósł. To była przyjemność walczyć z Wami ramię w ramię O7 Doceniam również funkcyjnych którzy dzielnie wykonywali swoje role. 

Gra "Linia Mareth" zostanie w mojej pamięci jako pokaz możliwości których Oś jest w stanie dokonać dzięki odpowiedniemu przygotowaniu oraz koordynacji. Teren był znakomity, temperatura do wytrzymania (oj, nie była to Kreta na szczęście :D) oraz klimat przed, w trakcie i po grze wybitny. 

Pozdrawiam i do następnego!

Loperenco

Link to post
Share on other sites

Gdy po długim odwrocie dotarliśmy już na linie Mareth nie zostało już wiele czasu. Jako rozbite oddziały zostaliśmy połączeni w oddział N2 pod dowództwem Bartoromeo i pośpiesznie przystąpiliśmy do budowy umocnień. W trakcie ich kopania na horyzoncie pojawili się Amerykanie. Spodziewając się ich rychłego ataku zajęliśmy pozycję. Ku naszemu zdziwieniu Jankesi nie zaatakowali. Znudzeni czekaniem moi kamraci postanowili zadrwić z bezczynności przeciwnika i zaczęli kopać okopy coraz bliżej przeciwnika nic sobie nie robiąc z pojedynczych strzałów z jego strony. Obserwowałem to wszystko z uśmiechem na twarzy siedząc na pobliskim drzewie skąd miałem świetny widok na naszą centralą część frontu jak i bagna wzdłuż rzeki. Do rzekomych bagien, by rozprostować kości i rozpoznać teren, poszedł mój kolega Erwin z rozbitego kilka miesięcy wcześniej plutonu. Podszedł on na 20/30m do pozycji amerykańskich bez wykrycia i spędził tam całe 20min podsłuchując oraz oceniając sytuację przeciwnika. 
Po powrocie poinformował nas o zaistniałej okazji by chociaż spróbować ponękać przeciwnika i może chociaż ukraść im flagę. Po zgodzie naszego podoficera małym 5 osobowym oddziałem ruszyliśmy po ciuchu na przeciwnika. Dochodząc do ich pozycji zostaliśmy wykryci i nawiązała się przerywana walka z małymi stratami po obu stronach. Po dłuższej chwili gdy już myśleliśmy że atak się nie udał przybyli ONI. Majestatycznie powiewające pióro na hełmie i żar w oczach - waleczni Włosi. Wraz z resztą N2 tchnęli w nasze serca nową nadzieję i korzystając ze związania ogniem pozycji Amerykanów ruszyliśmy do ataku przez zarośla zdobywając pozycję na Wadi Fadi. Po uzupełnieniu zapasów i przetransportowania amunicji do sztabu oraz rozminowania pola minowego zaczęliśmy przygotowania do obrony. Razem z moimi dwoma starymi kamratami zajęliśmy pozycję znowu na bagnach skąd mieliśmy próbować zaatakować w razie potrzeby z flanki. Tym razem jednak Amerykanie nie dali się zaskoczyć urządzając zasadzkę w zaroślach i wyprowadzili kontratak odzyskując swoje niedawno stracone pozycję i kontynuując atak na nasz sztab. Sytuacja stała się niebezpieczna a haos wdarł się w nasze szeregi powodując niebezpieczne sytuację ostrzeliwania swoich. Jednak nie daliśmy się, walczyliśmy dzielnie za naszych braci i by w końcu wyrwać się z tej przeklętej Afryki. Odrzuciliśmy Amerykanów i odparliśmy Brytyjczyków. Jednak do końca bitwy nie udało mi się dołączyć do mojego oddziału gdyż gdy tylko próbowałem pojawiał się przeciwniki to uniemożliwający i zmuszający mnie do walki. Zostałem więc przy sztabie z rozkazu dowódcy wojsk niemieckich by odpierać ataki Brytyjczyków i by w tym czasie dowództwo ewakułowało sztab. Po udanej obronie razem z kilkoma niedobitkami ruszyliśmy biegiem by dołączyć do ewakułujących się oddziałów po drodze zmiatając Jankesów próbujących nas powstrzymać. W tym czasie dostrzegłem atak włoski wraz z niedobitkami niemieckimi atakujący pozycję amerykańskie na Wadi Fadi. Gdy próbowałem im pomóc atakując z flanki niestety dostałem. Leżąc na gorącym piasku, krwawiący i przeklinający swój honor powoli żegnałem się z życiem. W tem pośród wydm i szczątków roślinności zobaczyłem zjawę kluczącą i szukającą czegoś na ziemi. Zjawą tą okazał się Erwin który widząc jak dostaje zawrócił się po mnie. Zagryzając zęby udało nam się wspólnie dotrzeć do punktu ewakuacji w samą porę gdyż już podnoszono trap statku…

 

 

Dziękuję organizatorom za świetną grę. Teren okazał się świetny i można było poczuć klimat Afryki. Scenariusz był równie świetny i idealnie rozwiązał kwestię zwycięzców gdyż każdy nim w pewnym sensie został. Niemcy mieli się ewakuować i to zrobili a Alianci wyprzeć Niemców z Afryki i też im się to udało. 
Dziękuję bardzo wszystkim po stronie Osi a szczególnie Włochom gdyż dzięki waszej pomocy na początku gry bardzo podnieśliście nam morale. Dziękuje też zarówno Amerykanom jak i Brytyjczykom za wspaniałą i równą grę. 

Mimo że nadal nie do końca zgadzam się z pewną sytuacją która zaistniała podczas gry, gryzony przez sumienie chce przeprosić za moje uniesienie i nieopanowane emocję. Zrobić o co mnie poproszono zrobiłem lecz mogłem sobie darować zbyt głośny sprzeciw. Przepraszam jeśli komuś chwilowo zniszczyło to klimat. Sytuacji nie będę rozgrzebywać, kto wie o co chodzi ten się domyśli. Rozgrywka była moim zdaniem wyjątkowo udana a ludzie grali fajnie i przyjacielsko i nie mam zamiaru rzucać na niej żadnego cienia w szczególności że nie miało to żadnego związku z kwestią organizacji ani przebiegiem rozgrywki.
 

Ogólnie grę zapamiętam bardzo dobrze i oby więcej taki gier. 
Jeszcze raz, dziękuję wszystkim za świetną grę. 

Kurt von Löpe

 

Link to post
Share on other sites

Ze swojej strony chciałbym podziękować Dominikowi i Robertowi za organizację imprezy. Bawiłem się świetnie. No i oczywiście każdemu uczestnikowi z osobna, za przyjazd, za szpej (poziom rośnie z gry na grę co cieszy serduszko niegdysiejszego rekona) i za praktycznie brak kwasów. Obyśmy się zobaczyli na następnej grze!

Link to post
Share on other sites
W dniu 28.06.2023 o 09:04, Kurt_von_Lope napisał:

Scenariusz był równie świetny i idealnie rozwiązał kwestię zwycięzców gdyż każdy nim w pewnym sensie został. Niemcy mieli się ewakuować i to zrobili a Alianci wyprzeć Niemców z Afryki i też im się to udało. 

Dobrze napisane. Wprawdzie jestem raczej zwolennikiem filozofii "wygrał ten, kto się dobrze bawił", ale nigdy nie uda się wyrzucić z ash tego pierwiastka rywalizacji. W każdym razie, żeby wszyscy mieli jasność, oddział amerykański wykonał wszystkie cele, zarówno główne jak i dodatkowe. Postawiliśmy miny ( po rozminowaniu przez przeciwnika wykorzystaliśmy resztki dostępnych min i zrobiliśmy to ponownie), umocniliśmy się w pobliżu Wadi Faid ( po straceniu tej pozycji szybko ją odbiliśmy, a w momencie zakończenia gry, choć Oś była o włos od wyparcia nas z okopów, na pozycjach dalej było przynajmniej dwóch amerykanów), ewakuowaliśmy radiostację i kody z Maknassy i wreszcie, staraliśmy się wspierać atakujących z drugiej strony Brytyjczyków, a ostatecznie się z nimi spotkaliśmy.

 

W dniu 28.06.2023 o 09:04, Kurt_von_Lope napisał:

trakcie ich kopania na horyzoncie pojawili się Amerykanie. Spodziewając się ich rychłego ataku zajęliśmy pozycję. Ku naszemu zdziwieniu Jankesi nie zaatakowali. Znudzeni czekaniem moi kamraci postanowili zadrwić z bezczynności przeciwnika i zaczęli kopać okopy coraz bliżej przeciwnika nic sobie nie robiąc z pojedynczych strzałów z jego strony. Obserwowałem to wszystko z uśmiechem na twarzy siedząc na pobliskim drzewie

Jankesi nie zaatakowali, bo nie mieli takiego zadania. Naszym głównym celem, było utrzymanie pozycji umocnionej przy Wadi Faid i to zadanie wykonywaliśmy. Przez całą grę dysponowaliśmy maksymalnie dziesięcioma ludźmi ( choć często ktoś wędrował do samochodu, coś się działo z repliką lub inne tego typu problemy, w skrajnym przypadku na pozycji było nas czterech, ale przez połowę gry ośmiu). W myśl amerykańskiej filozofii ludzie - zadanie - sprzęt, nie widziałem sensu w organizowaniu wypadów, by stracić amunicję i bardzo szczupłych zasobów ludzkich, do bezsensownych ataków na przeciwnika który był liczniejszy, miał przewagę ognia i dysponował umocnioną pozycją, na stosunkowo wąskim froncie. W każdym razie, to raczej my mieliśmy kupę śmiechu, z nieporadnych prób podejścia na nasze flanki i bierności przeciwnika ;).

 

Link to post
Share on other sites
14 godzin temu, Wade1051 napisał:

Jankesi nie zaatakowali, bo nie mieli takiego zadania. Naszym głównym celem, było utrzymanie pozycji umocnionej przy Wadi Faid i to zadanie wykonywaliśmy.

Niczego nie zarzucam. Wpis mój jest LARPowy toteż ciutkę jest koloryzowany. Z naszej perspektywy nie wiedzieliśmy co wy macie robić. Dowództwo może wiedziało. Otrzymaliśmy rozkaz obrony to czekaliśmy na atak którego nie było ;) 

Późniejsza walka była już chaotyczna  ale pierwszy atak z flanki powiódł się podręcznikowo choć nie był planowany i to tylko dzięki spostrzeżeniom Erwina z jego zwiadu  się to udało jak i niespodziewanym posiłkom włoskim. 
 

Tak czy siak, śmiechu i kombinacji było dużo a rozgrywka była udana a o to chodzi :) 

Link to post
Share on other sites

To jeszcze słowo od Włochów jak to wyglądało z naszej strony:

Już sam początek wskazywał na to, że sławna niemiecka organizacja trochę się posypała w czasie długich walk w Afryce ogniu walki i że DAK ma za sobą najlepsze czasy. Przyjęliśmy na siebie organizację obrony na północnym wschodzie gdzie wytyczyliśmy zasieki i przygotowaliśmy zasadzkę dla Brytyjczyków. Jednak ze względu na większość wysiłku bitewnego na lewym skrzydle na początku sporo czasu spędziliśmy jedząc pizzę i pijąc vino. Będąc czujnymi w pewnym momencie zauważyliśmy wysiłki DAK w kierunku odrzucenia Brytyjczyków i szybkim rajdem z prawej strony zajęliśmy środek pola przeganiając dżemojadów do ich bazy. W tym czasie DAK poszukiwał saperów w celu postawienia pola minowego i po wykonaniu tego zdania wycofaliśmy się na nasze pozycje na prawej flance. Po jakimś czasie doszliśmy jednak do wniosku, że trzeba spalić kalorie po spagetti a`la africana i po ustaleniu ze sztabem DAK wyruszyliśmy na południe żeby dodać animuszu Niemcom zalegającym w walce pozycyjnej z Jankesami. Po przeglądzie sytuacji uznaliśmy, że najłatwiejsze będzie szybkie uderzenie na ich lewym skrzydle wzdłuż linii lasu. Tak też uczyniliśmy i po szybki acz krwawym uderzeniu wyszliśmy na tyły przeciwnika i zdobyliśmy ich bazę a w niej sporo cennej amunicji oraz dziwnie wyglądające radio. Po wszystkim wycofaliśmy się do HQ osi i wróciliśmy do potyczek z Brytyjczykami na północnym wschodzie. Po jakimś czasie na polu walki zrobił się chaos więc część z nas udała się do HQ żeby ustalić taktykę. W trakcie wizyty spotkaliśmy wysokiego oficera naszej Armii (Dominico bodajże) z którym serdecznie się powitaliśmy, napiliśmy vina i zaśpiewaliśmy.  W tym momencie jednak zauważyliśmy, że Jankesi wypierają Niemców z południa niebezpiecznie zbliżając się do Brytyjczyków napierających z północy. Nie zastanawiając się wiele zaatakowaliśmy w wąskim składzie Jankesów odpychając ich z powrotem w głąb ich pozycji i ratując kilku Niemców, którzy bez amunicji zalegali pod lasem.  Chaos bitewny nieco ustał, jednak uznaliśmy że ostatni rajd Jankesów wymaga odpowiedzi i ustabilizowania frontu na południu (na północy nasze umocnienie wydawały się wystarczające). Tym razem postanowiliśmy skoordynować atak z lewej i prawej strony jednak Jankesi dość dobrze się okopali a ich Garandy zrobiły z naszych sieczkę. Powtórny atak miał mieć już większą skalę i być prowadzony przez Włochów i część Niemców po prawej stronie oraz resztę Niemców po lewej. W oczekiwaniu na koncentracje sił jakież zdziwienie wywołał u nas widok Niemców po lewej stronie, którzy z własną oraz naszą (!) flagą maszerowali gdzieś ale jakby nie-na-front. Cóż uznaliśmy, że może w końcu zawrócą więc uderzyliśmy z prawej. Powtórnie niestety bez powodzenia, ale głównie dlatego że Niemcy z flagami postanowili się ewakuować o czym nikt nas wcześniej nie powiadomił. W takiej sytuacji resztki Włoskiej Armii Afrykańskiej rozpoczęły zorganizowane wycofywanie się do HQ, jednak muszę przyznać morale nasze wtedy mocno podupadło. Kolejnym zaskoczeniem dla nas był brak Niemców po drodze, a w oddali widok zbliżających się Brytyjczyków w dość luźnej formacji i jakby bez nastawienia na walkę. Jako, że okazało się iż HQ jest już w ich rękach a oni sami nie zachowywali się agresywnie uznaliśmy, że powody naszej walki w Afryce ustały i trzeba pogodzić się zarówno z rzeczywistością jak i nowymi panami tego terytorium.

Saluti

Capitano Di Fregata, Carlo Di Resio

Link to post
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

Loading...
×
×
  • Create New...