Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

"Behind Enemy Lines" - Szumin nad Bugiem, 15 listopada 2025 r.


Recommended Posts

Witam wszystkich!
Na początek oczywiście podziękowania dla Organizatorów gry oraz dla wszystkich graczy za wzięcie udziału i fajną frekwencje.
Kilka słów z perspektywy niemieckiego strzelca, bez żadnego wglądu w rozkazy i założenia moderatorów.
Wielki szacun dla organizatorów za świetny i duży teren. Miejsce ma potencjał, i wiem że często wiąże się to też z z wieloma załątwieniami. 
Przygotowane dobrej jakości mapy dla każdego gracza, wraz z opisem zasad - niby detal, ale bardzo dobrze świadczy o organizacji. Wielki plus!
Załatwienie transportu/desantu dla aliantów (z tego co wiem bardzo klimatycznie udźwiękowionego) to kolejny element świadczący o sercu włożonym w organizacje. (Swoją drogą to to co bardzo chciałem zrealizować na grze "night of nights", ale ze względów terenowych nie wyszło, i do dziś nie mogę tego przeboleć).
Zanim przejdę do krytyki: Bawiłem się przednio :) Maszerowałem, pomagałem instalować zawory, stałem 1,5h na warcie, postrzelałem w obronie i w ataku.
Więc super :)

Przybyliśmy wcześnie, bo przed odprawą aliantów. I bardzo mi przykro @Cortes jeśli z tego powodu czuliście się skrępowani, ale myślę że po przez sam fakt przyjazdu z dość odległego Krakowa, i wzmocnienie oddziału brytyjskiego przywiezieniem @DZIDA 7,40, minimalnie legitymizuje nas do takiego odstępstwa od kwarantanny informacyjnej. Jednocześnie zapewniam że w innym przypadku nie poważylibyśmy się na zakłócanie waszej odprawy, a że każdy z naszej ekipy od dawna macza palce w organizacje imprez i moderacje, z góry ustaliliśmy aby nawet słowem nie odnieść się do waszej liczebności i uzbrojenia podczas gry. 

Jeśli zaś chodzi o odprawę niemiecką... Tutaj mam kilka poważnych uwag. Oczywiście nic osobistego, i nikogo konkretnego nie mam na myśli. Raczej chodzi mi o całokształt. O ile była to dopiero 3 moja gra po stronie niemieckiej, tak odprawę uważam że zawaliliśmy totalnie. Zawsze wydawało mi się że jako USy mamy luźne podejście do ustaleń, i z tęsknym szacunkiem spoglądałem w stronę odprawy i podsumowania kolegów Brytyjczyków. Wydaje mi się że Lukas, Anatol i Vlad robili co mogli, ale wygrał pośpiech wynikający z opóźnienia i wkradł się chaos. No właśnie opóźnienie. Gry ASH/ASG prawie zawsze zaczynają się ok.30 min po czasie, i to myślę jest naturalne i zrozumiałe, ale absolutnie nie upoważnia to do późniejszego przybywania na zbiórkę! Jeśli ktoś potrzebuje się pięknie wyszpeić, wystylizować, skonfigurować - to przyjeżdża wcześniej! Replika/magazynek/radio nie działa (w domu jeszcze wszystko śmigało) - naprawiam, ale na zbiórkę idę bezwzględnie, i niestety kontynuuje naprawę już w polu! Dowódcy/organizatorzy coś mówią, a w tle rozmowy i ploteczki - każdy miał później średnio 11 km marszu na rozmawianie!
Podział oddziałów też z racji na pośpiech wyszedł chaotycznie. Sytuacja okrzepła dopiero w marszu na zadania i pozycje. Brakowało mi też najprostszego nakreślenia sytuacji na mapie i opisania rozkazów w kontekście o lokacje. Wykonywanie rozkazów bez kontekstu i ogólnej wiedzy bywa nie wartościowe i utrudnione. Powtarzam - nic osobistego, ale starajmy się panowie, i szanujmy.  

Co do założeń gry. Miało być dużo chodzenia, i było dużo chodzenia. Nie każda gra musi mieć dużo strzelania, jasna sprawa. Z naszego omówienia gry z perspektywy dwóch stron konfliktu wydaje nam się że scenariusz był niekonfrontacyjny, chociaż na papierze lub w konceptach mogło być inaczej. Alianci mieli swoje aktywności po zachodniej stronie terenu, Niemcy po wschodniej stronie. Dwa wąskie gardła oczywiście musiały skończyć się walką, ale takie rozwiązanie miało swoje bolączki, o czym koledzy rozpisali się już wcześniej. Faktycznie brakowało mi wyciągnięcia naszej (niemieckiej) aktywności na zachód. Patrole i/lub poszukiwania zrzutów i desantu powinny dostać w mojej opinii dużo wyższy priorytet w rozkazach, a odniosłem wrażenie że były tylko opcjonalne (nie wiem, nie widziałem rozkazów). Wydaje mi się że gdyby rozkaz brzmiał "1 Znaleźć i zniszczyć wroga. 2 Bronić instalacji", dowódcy oddziałów inaczej rozegrali by rozmieszczenie sił i kwestie defensywy, i mogła by powstać grupa pościgowa, która realnie zagrażała by oddziałom aliantów, a stać się wspomnianymi przez @Sephnpc do odstrzału. Jednocześnie okopane 2-3 osobowe stanowiska obronne na przeprawach stanowiły by i tak groźną, ale realną do pokonania przeszkodę.
Zaryzykuje więc tezę że to nie układ lokacji i przepraw był problemem, a nieodpowiednio położone akcenty na etapie pisania rozkazów, albo ich interpretacja przez dowódców (bo mogło też tak być). Ale właśnie dla tego organizatorzy/moderatorzy powinni pisać rozkazy tak, by nie pozostawiały wątpliwości, i prowadziły grę tak jak sobie to wyobrażali. 

Tyle z mojej strony. Jeszcze raz dziękuje wszystkim. Ważne że są osoby którym się chce organizować, i są osoby którym się chce przyjechać ;)

Do następnego!
 

Link to post
Share on other sites
1 godzinę temu, MisqGrzywa napisał:

Zaryzykuje więc tezę że to nie układ lokacji i przepraw był problemem, a nieodpowiednio położone akcenty na etapie pisania rozkazów, albo ich interpretacja przez dowódców (bo mogło też tak być). Ale właśnie dla tego organizatorzy/moderatorzy powinni pisać rozkazy tak, by nie pozostawiały wątpliwości, i prowadziły grę tak jak sobie to wyobrażali. 

W tym przypadku rozkazy były jasne.  Był rozkaz miejsce zbadać Grosse Dreieck i o patrolowaniu dróg  zarówno od mostu Schumin Brucke  jak i Wilza Fahre.  

 

Edited by Vlad
Link to post
Share on other sites

Cześć! Od niedawna biorę udział w drugowojennym ASH, ale graczem jestem od wielu lat i zdarzyło mi się zorganizować parę imprez. Więc zacznę od najważniejszego - czyli podziękowań dla Vlada i ekipy za organizację imprezy i pracę włożoną w przygotowanie i rekwizyty. To zawsze jest wysiłek, na dodatek niewdzięczny, bo często niedoceniany. Super mapy, ruren mit zaworen i inne rekwizyty. Byłoby pięknie, gdyby takie mapy stały się standardem na grach wszelakich. Z opowieści Dzidy wygląda na to, że transport wojsk alianckich z efektami dźwiękowymi również robił wrażenie. Więc jeszcze raz dziękuję i chylę czoła.

Co do samej gry. Nie da się dogodzić wszystkim w 100%. Za dużo strzelania/za mało strzelania, za dużo chodzenia/za mało chodzenia. Zawsze ktoś będzie niezadowolony, a co gorsza często zdarza się, że osoby, które marudzą najgłośniej same nigdy w życiu nic nie zorganizowały. Jechałem na imprezę ze świadomością, że będzie to semi-milsim i to właśnie otrzymałem. Chodzenie, oczekiwanie i bardzo fajne strzelanie na koniec. Definicja semi-milsimu jak dla mnie. Dodam, że byłem częścią Niemieckiej ekipy broniącej brodu. Wiele z najlepszych gier na jakich byłem to milsimy na których nie wystrzeliłem ani jednej kulki. Ale tak jak mówię - kwestia oczekiwań. Ja bawiłem się świetnie i ani trochę nie żałuję pobudki o 3:00, powrotu o 21:30 i przejechania ok 750 km.

I oczywiście w dobrej wierze kilka spostrzeżeń. Dodam, że piszę to z perspektywy zwykłego trepa:

Vlad, system potyczek to super pomysł, ale następnym razem warto wyraźnie zaznaczyć albo wyjaśnić dowódcom grup, że to jest dokładnie to czego oczekujesz, lub zrobić z tego stały punkt scenariusza w formie rozkazu. Ogólnie uważam też, że głównodowodzący stron/głównych oddziałów powinni również być swego rodzaju modami w grze, lub być w stałym kontakcie z orgiem celem raportowania/reagowania na wydarzenia. Btw potwierdzam, że jeden 2-osobowy patrol wyszedł z brodu celem rekonesansu i odnalezienia tego, co (jak zrozumiałem od dowódcy) było wrakiem samolotu. Mieliśmy przeszukać teren pod kątem przedmiotów wzbudzających nasze zainteresowanie. Dodam, że być może źle zrozumiałem Feldfebla w kwestii tego wraku, bo wraku nie odnaleźliśmy a zrzut (w późniejszej rozmowie z Vladem) okazał się być jakieś 150m dalej od miejsca gdzie zostaliśmy wysłani. Ale jeden patrol był i nawet wykryto oddział US kierujący się w stronę mostu a zaraz za nimi (zdaje się) oddział Norweskiego ruchu oporu. Myślę, że mój dowódca zinterpretował rozkaz utrzymania przeprawy jako absolutnie priorytetowy i istotny dla scenariusza, stąd (bardzo) ograniczone próby patrolowania obszaru i wdawania się w potyczki z aliantami, za co nie można go winić.

Na ruch cywilny nikt wpływu nie ma. Nasza grupa, choć mogłoby się wydawać, że poruszamy się bocznymi ścieżkami również natknęliśmy się kilkukrotnie na spacerowiczów. Pomysł na przyszłość - przesunąć grę na mniej uczęszczane szlaki albo znaleźć teren idealny (który chyba nie istnieje).

Do mojego Feldfebla - przydałoby się więcej dyscypliny, szczególnie na początku, kiedy panowało całkowite rozluźnienie. Ktoś tam na parkingu, tu wymarsz, tu czekamy. dajesz rozkaz cygaro, to idziemy cygarem we 3. Patrzę za siebie a tam nie cygaro, tylko rój. Ale ogólnie dobra robota i dzięki za wspólną zabawę.  

W ostatniej części gry podczas osaczania aliantów Kampfgruppe Krakau uderzyła od prawej flanki. Ze względu na problemy techniczne z repliką postanowiłem robić bardziej za wabia i cisnąłem mocno do przodu. W pewnej chwili zaszarżował na mnie Brytol ze stenem i łaskawie dał mi znać, że nie będzie strzelał z bliska. Co prawda mój karabin również wycelowany był w owego Brytyjczyka, gdy ów pokazał się zza drzewa, więc na początku oponowałem, ale kiedy ciut ochłonąłem przyznaję, ze być może owy Brytyjczyk widział więcej niż ja. Przeprosiłem i przyznałem mu rację jeszcze w polu, ale robię to jeszcze raz. Dzięki za zachowanie zimnej krwi i sportowe zachowanie! 

Tyle ode mnie, do następnego!

Link to post
Share on other sites

Cześć, moją opinię postaram się zachować treściwą i wzbogacić o inne kwestie, których pozostali nie poruszali.

Przede wszystkim dzięki za organizację zaangażowanym i uczestnictwo wszystkim graczom. Niezależnie jaka gra była, trzeba coś robić i ktoś musi na to jeździć, żeby środowisko istniało, utrzymało się i rozwijało, bo wtedy jest komu robić następne gry. I najlepiej potem pogadać, wyrazić opinie, podyskutować, a na koniec - wyciągnąć wnioski i nauczyć się na błędach, żeby środowisko się - jak już napisałem, ale powtórzę - rozwijało.

Komentując kwestię łączności - łączność nie zawiodła, tylko działała w warunkach, jakie były; a teren był bardzo gęsto zalesiony (momentami były to istne ściany drzewek i zarośli) oraz nierówny (wzgórza wynoszące się kilkanaście metrów nad okoliczny teren). Na odległości ok. 1,2 km między bagnem a mostem (poniżej zrzut) kiedy nawiązałem kontakt z oddziałem US dało się COŚ usłyszeć i przekazać, jakkolwiek szczątkowo - przypominam z mojego tematu na tym forum nt. konstrukcji radia opartego o PMR że katalogowo zasięg MAKSYMALNY radiostacji WS No. 38 z krótką anteną to 3/4 mili, czyli właśnie 1,2 km. Amerykańskie "handy-talkie" miało zasięg podobny.

obraz.png.81bdcb8b0dcf4bc49dff56af1932da29.png

Czyli właściwie mieliśmy realistyczne możliwości komunikacji ;) zresztą, słyszałem że u Niemców ktoś narzekał że "legendarny" Baofeng rwał - więc co się dziwić, że byle PMR-ka z mocą 0,5 W też nie działała bezproblemowo. Według mnie to, że radiooperator musiał wyjść na wzgórze lub przecinkę w lesie było realistyczne, i dodawało do scenariusza, a nie odwrotnie. Weźmy pod uwagę, że bez radia nie mielibyśmy ŻADNEJ komunikacji, tylko błądzilibyśmy po terenie w osobnych grupkach.

Co do oceny, zacznę może od plusów, przynajmniej w moim mniemaniu:

  • Legalnie zorganizowany, ogromny teren (tutaj chodzi tylko o sam las) - ilość cywili w jego środku była znikoma, natomiast że na drodze leśnej były auta i crossowcy, to komu się dziwić. Kwestię mostu i głównej drogi dojazdowej do Szumina pomijam i nie zaliczam do tego punktu.
  • Logistyka - porządny parking oraz busy które zawiozły nas na teren, bardzo fajnie że były.
  • Dobrze wydrukowana mapa całego terenu ze wszystkimi zasadami, dla każdego gracza, pod ręką. Tylko data miesiąc w tył ;)
  • Ładnie przygotowane rekwizyty / scenografia na grę, natomiast ta kwestia pojawi się w innym, już negatywnym punkcie.
  • Dobra organizacja i zgranie oddziału UK - u nas nie było lawirowania lepką masą, tylko kolumna z odstępami, tyraliera, rozproszenie, obstawianie postojów.
  • Łączność radiowa - jakakolwiek była, fajnie było coś pogadać i ustalić jakieś istotne rzeczy. Ale też wspomnę o tym poniżej.

Zanim przejdę do kwestii negatywnych, chcę dodać trochę kontekstu: o ile rozumiem, że jesteśmy bądź uważamy się za super koksów-hardkorów, i chcemy grać mega epickie super taktyczne scenariusze, to na koniec dnia - jesteśmy ludźmi / uczestnikami / graczami, którzy poświęcają swój wolny czas i niemałe ilości pieniędzy, żeby przyjechać i mieć jakiś fun z tych gier, które dla siebie organizujemy. ASH to nie jedyne moje hobby, bo jestem jakoś aktywny w świecie gier LARP - i powiem szczerze, że naprawdę musimy zacząć pożyczać czy wprowadzać PODSTAWOWE rzeczy, które by uratowały lub poprawiły niejedną z naszych gier.

Zanim ktoś powie "Co ja się będę uczył od jakichś lalusiów co biegają z elfimi uszami po lesie!" - po pierwsze, my biegamy z elfami po lesie, a po drugie - w świecie LARPów od lat (nawet dekad) działają mądrzy ludzie, którzy organizują rzędy wielkości więcej gier od nas (na podobne lub większe ilości graczy oraz dużo bardziej skomplikowane scenariusze i mechaniki), i którzy wymieniają się między sobą doświadczeniami po to, żeby uczyć się od siebie nawzajem na własnych i cudzych błędach. Fundamentalne problemy z gier kilkanaście lat temu już nie są powszechnie powtarzane przez ludzi którzy szanują czas tak swój, jak uczestników swoich gier. Dlaczego więc nie uczyć się tak od siebie, jak od innych środowisk?

Dlaczego przyjeżdżam na kolejną grę i znowu widzę te same problemy, których nie doświadczyłem nigdzie indziej?

Poniżej więc rozpiska tego, co mi się nie podobało lub uważam za jakiś minus, a od razu postaram się również powiedzieć, jak zrobiłbym to sam - żeby nie rzucać pustych słów, bo ja w LARPy nie tylko gram, ale też organizuję, i dużo myślę o tym jak tego nie spaprać (bo mam już doświadczenie z tego, jak zepsułem). Po kolei:

  • Brak dyscypliny i zwartej organizacji na początku - coś tam było powiedziane, ktoś tam słuchał, ale jakoś dużo gier dalej ma taką fazę na początku że organizator mówi, ale w sumie to do połowy, bo reszta albo śpi, albo coś kombinuje przy replice, albo jeszcze nawet nie przyjechała. Ważne kwestie pozostają niewytłumaczone, albo niezrozumiałe przez część graczy (ja np. po przeczytaniu zasad dalej nie rozumiałem limitów ammo), a istotne informacje - np. kryptonimy zespołów czy to jaki kryptonim ma organizator - przekazywane jest pocztą pantoflową vel głuchym telefonem. Przez to ja np. nie miałem bladego pojęcia, o co chodzi kiedy "Havana do Cygaro" - jaka Havana? jakie Cygaro? - taka rzecz, jak komunikacja z organizatorem, powinna być wkuta przez organizatora mi do głowy żebym ogłuszony wiedział o co chodzi. Tak samo; oddział US nie znał hasła do Norwegów - przecież to powinien każdy żołnierz na pamięć wytrenować, bo przecież niewiadomo, która czujka trafi na Norwegów. Brak wytłumaczenia zasad STOP GRA, CYWIL, jakie mamy na terenie obiekty, co jest scenografią a co śmieciem w lesie, jak wyglądają ładunki, itd...
    • Przed KAŻDYM LARPem jaki grałem, czy to był chamber na konwencie na 8 osób, czy gra pałacowa na 50, były tłumaczone WSZYSTKIE (wspólne i najważniejsze) zasady przy obecności WSZYSTKICH graczy i organizatorów - tak, nawet te, które "przecież wszyscy znają i rozumieją". Rozumiem, że na naszych grach czasami chcemy zachować tajność stron, ale wciąż - taki brief powinien być przedstawiony jednolicie dla każdej strony, jeżeli są oddzielne. Jest też powiedziane, czy na briefie ma się być gotowym na tip top, czy jeszcze można być wpół ubranym. No i zaczyna być coraz mniej tolerowane nagminne i przesadne spóźnialstwo.
  • Niekoniecznie duży minus, ale punkt zamieszania - zmiana kryptonimów dla oddziałów oraz inna mapa od dowodzącego. Rozumiem chęć zmylenia wroga, natomiast można było to zrobić trochę bardziej z sensem, bo orientowanie się na mapie o współrzędnych "CHWDP" i "OLA" kiedy człowiek wstał 2 godziny temu i w życiu tego wcześniej na oczy nie widział, a litery są nie po kolei alfabetycznej i w dodatku wyglądają kompletnie losowo, eh... Po czym i tak orientowaliśmy się według dróg, zamiast tych współrzędnych. Natomiast kryptonimy "ZUZANNA 1/2" były za długie i mylące, bo w końcu nie wiadomo który oddział był 1, który 2, itd.
    • Można było po prostu zrobić "ZUZA" i "ANNA", wtedy mamy A+Z i ZUZANNA jako całość; no nic, kwestia na inną grę.
  • Po raz kolejny mamy do czynienia z albo brakiem wystarczających informacji dla graczy, albo nadinterpretacją materiałów. Oddział brytyjski zmarnował ponad 2 godziny szukając zasobnika prawie 2 km od miejsca, gdzie faktycznie był. Rozumiem, że może chcemy odgrywać chaos, szukanie po lesie, ale to już jest przesada - ja po kilkunastu minutach miałem przeczucie, że jesteśmy nie tam, gdzie trzeba. Wniosek już z kilku gier - informacje powinny być redundantne, oraz przedstawione jasno i zrozumiale - wiem, że się szanujemy jako mądrzy ludzie, ale z doświadczenia z LARPów też wiem, że GRACZ potrafi najbardziej oczywistą rzecz przegapić.
    • Można to było zrobić na kilka sposobów - dobitne zdanie w rozkazie że samolot z materiałami rozbił się kompletnie gdzie indziej, i nie znaleziono ich po wstępnym przeszukaniu miejsca obecnego lądowania oddziału (mamy dwukrotnie wsparte, że nie ma ich tutaj). Do tego bym dołożył szkic na mapie, określający ogólny przebieg lotu, miejsce zestrzelenia drugiego samolotu, oraz finalnego lądowania. No i pozostają partyzanci - oni wiedzą konkretnie, gdzie ładunek się znajduje. Mamy więc aż trzy źródła - z rozkazu wiemy że nie jest w okolicy, z mapy wiemy gdzie może być, a mamy też powód szukać Norwegów, bo oni wiedzą dokładnie gdzie jest. Poniżej mapa, jaką bym sam przygotował (oczywiście inne dla każdej strony) - wystarczy kilka kresek niby-ołówkiem i o ile prościej; chociaż te same informacje można przekazać w rozkazie, orientacyjnie podając miejsca na mapie wedle współrzędnych.

obraz.thumb.png.aa390b5bd0b9a8da6a4cea0c46acd75e.png

  • Ogólny brak reprezentacji celów i punktów na mapie. Wiem, że pewnie znał je dowódca - ale skoro mamy odgrywać realizm, to co jakby dowódca został zabity, bądź zginął przy lądowaniu? Wtedy całą operacje pal licho, bo wiedza tajemna znikła na zawsze, a my sobie conajwyżej możemy zrobić biwak i uciec do Szwecji, takie z nas komandosy. Praktycznie całą grę w sumie wiedziałem co robię i gdzie lezę tylko dlatego, że mi powiedzieli; nie mógłbym wydedukować patrząc na mapę - ponownie, to nie jest wcielanie się w komandosa, a sołdata co idzie gęsiego za Cara umierać pod armaty, bo tak mu kazali.
  • Brak wytłumaczenia, jakie mamy rekwizyty / scenografię na grze, oraz jak będzie to wyglądało w terenie - szukanie tego niefortunnego zasobnika wyglądało tak, że każdy kartonopodobny śmieć na ziemi przykuwał naszą uwagę. Tak samo rurociągi, które fajnie wyglądały trzymane przez Vlada, ale w terenie - pewnie się zlały z resztą krzaków, bo nie mam pojęcia gdzie miały być. Takie punkty powinny być oznaczone, bo na żywo byłyby kilka razy bardziej zauważalne - rurociągu z wielkich świecących blach w krzaku się nie schowa; zasobnik na spadochronie byłby zauważalny przez kontrast płachty z resztą lasu; zaś spadający samolot skosiłby pół owego lasu i jeszcze zostawił słup dymu.
    • Dlatego uważam, że takie punkty powinny być albo jakoś oznaczone na mapie, albo widocznie oznaczone w terenie (np. kamizelką), bo zwracałyby uwagę w inny sposób, którego nie możemy odtworzyć. Tak samo powinien być oznaczony "konwój", żeby było jasne, co to jest.
  • Niedostateczne wytłumaczenie ważnych kwestii mechanicznych, interakcji graczy z grą i rekwizytami / scenografią - cudem jest, że Niemcy nie zwinęli zasobnika, bo wtedy to dopiero byłaby zabawa. Jeszcze inna i chyba najgorsza kwestia, że nikt nie wiedział najpierw że ma być, a potem jak ma wyglądać ten mityczny transport - jak na coś tak istotnego że kompletnie zmieniało Aliantom sposób zakończenia gry, jest wręcz kardynalne że nie było chociaż wspomniane na odprawie, że może się wydarzyć. No i nie było jasno oznaczone, a do tego cała ta zabawa na moście którą opisali już inni.
  • Do tego powyżej wspomniane przez innych kwestie, no i samo zakończenie - jak już gra ugrzęzła na bagnie, to wiedziałem, że nie ma po co grać, a na zwykłe siepanie się żeby wystrzelać kulki ochoty już dawno nie miałem. No ale plus, że przynajmniej była jakaś zmiana i moderacja scenariusza, bo siedzenie kolejną godzinę żeby strzelać do krzaków nad rzeką by było już kompletną przesadą.

Dodam na koniec pewną anegdotę - kiedyś słyszałem o takim niefortunnym zadaniu na pewnym LARPie terenowym: "znajdź 6 śledzi do namiotu". Quest prezentował się następująco: "masz znaleźć 6 śledzi do namiotu na terenie gry, bo coś tam i po coś tam". Szkoda tylko, że mistrz gry zapomniał zabrać jednego ze śledzi, pozostałe wrzucił w jakieś krzaki, a po rozpoczęciu gry dwa z nich zabrali inni gracze, którzy ich z żadnego powodu brać nie mieli, ale wzięli bo czemu nie - no i bo nie wiedzieli, że to czyjś quest. Wobec czego bidny gracz naszukał się przez trzy godziny, wygrzebał z krzaków dwa śledzie, a pozostałych nigdy nie znalazł. Mistrz gry się nie zainteresował.

Czy myślicie, że gracz który dostał to zadanie był z gry zadowolony?
Czy gdyby ten gracz do tego musiał przygotowywać się tydzień wcześniej, a potem przejechać pół Polski, i do tego wstać o 7 rano na grę, na której nie wypełnił swojego głównego zadania, to czy był z tego zadowolony?
Czy gracz ten był zadowolony z gry, która nie dość, że zakończyła się kompletną porażką jego zadania, to jeszcze z innych powodów absolutną katastrofą dla jego frakcji?

Postawcie się w tej hipotetycznej sytuacji jako gracze i jako organizatorzy.
I tu wcale nie chodzi o to, że ktoś przegrał, bo przegrywanie może być fun - tu chodzi o kompletny rozjazd oczekiwań gracza, a faktycznego przebiegu gry. Bo za oczekiwania wobec własnej gry odpowiada organizator, reklamując i przedstawiając graczom to, na co chce ich zaprosić.

Pozdrawiam, Bazylek

Edited by Basil
Link to post
Share on other sites

Sprawozdanie z działań oddziału wydzielonego - Unteroffizier Lukas

Okolice zakładów Norsk Hydro.

Koszary oddziałów Wehrmachtu osłaniających region

 

Opiszę Wam perspektywę działań naszego oddziału wydzielonego.

Po odległych odgłosach wybuchów zdaliśmy sobie sprawę że nasze kluczowe instralacje zostały zbombardowane. Na odprawie Herr Major nie pozostawił złudzeń - uszkodzenia są znaczne i wymagają natychmiastowej naprawy. Kluczowe zadania to: naprawa rurociągu w Wilza Fahre, naprawa przepompowni w Kolow Pass i odebranie części które zostaną dostarczone przez Schumin Bruecke a następnie zbudowanie statcji nasłuchowej i zaminowanie ternu w Schumin Pass. Dodatkowo Oddziały z Wilza Fahre miały wykonać zwiad do Grosse Dreieck. Oddziały Wehrmachtu rozpoczęły wymarsz już ze stratami przedbitewnymi. Nasz dowódca Oberfeldwebel Anatol wydał rozkaz aby nasz oddzial wydzielony wymaszerował po godzinie 11 i zabezpieczył Schumin Brucke, odebral części, wysadził most a następnie zbudował radiostację w Schumin Pass.

 

Zaraz za bramą koszar okazało się że nasz jedyny karabin maszynowy w oddziale wydzielonym kompletnie nie działa. MG-Schutze zawrócił do koszar w celu naprawy.

 

Wyruszyliśmy w składzie 5 osobowym - ja czyli Unteroffizer Lukas (MP40), Pionier Krzysztof (MP40), Schutze Krawitz (MP40) , Funker Seph i Schutze Amadeus z mauserami. Poruszaliśmy się ostrożnie, w szyku ubezpieczonym, spodziewając się partyzantów albo spadochroniarzy.

 

Około 11.30 dotarliśmy do mostu Schumin, Pionier od razu rozpoczął minowanie mostu, Funker rozpoczął próby łączności ale teren był gęsto zarośnięty więc łączność była bardzo zła i dopiero po godzinie udało się uzyskać urywany kontakt radiowy. Przekroczyliśmy most ze wschodu na zachów, od razu po lewej stronie od drogi, zająłem pozycje razem z Funker Seph i Schutze Amadeus, po przeciwnej stronie drogi pozostał Krawitz. Pionier po zaminowaniu mostu pozostał na wschodniej stronie jako jedyne ubezpieczenie od naszych tyłów. Czekaliśmy na transport części radiostacji nasłuchowej dalekiego zasięgu. Transport był planowany na 12.30 - 13.00. Około 12.20 dołączył do nas na stałe jeszcze jeden Schutze z Mauserem. W sumie było nas 6 Soldaten rozproszonych wokół mostu.

Około 12.30/12.40 dostrzegliśmy amerykańskich spadochroniarzy zmierzający z zachodu wzdłuż drogi. Po podpuszczeniu wroga bliżej Seph i Amadeus otworzyli ogień z mauserów a ja z MP40. Nie dostrzegłem efektów naszego ostrzału, w międzyczasie, zgodnie z planem Krawitz  wycofał się za rzekę wraz ze strzelcem z mauserem który mu asystował. Amadeus pomimo świetnie przygotowanej pozycji szybko poległ. Co chwilę walka musiała być przerywana z powodu nalotów z potwierza. Rozkazałem całkowity odwrót za rzekę. Udało się oderwać i przedostać na wschodni przyczółek mostu. Tutaj zamierzaliśmy bronić się i czekać na transport. Sytuacja szybko się pogarszała, co kilka minut mieliśmy następnego rannego. Około 11.40 pojawił się trasport i pod ostrzałem przekroczył rzekę. Padł rozkaz: Wysadzić most! Chwilę po wydaniu rozkazu postrzał otrzymał Seph który jako pierwszy miał odpalić ładunki! Donnerwetter! Rozkaz do wysadzenia otrzymał Pionier Krzysztof który jako ostatnia osoba miała umiejętności i sprzęt aby wysadzić most. Wydusiłem w ogniu osłonowym ostatnie kule z MP40 a Krzysztof osłaniając się seriami z MP40 podbiegł do mostu i odpalił ładunek. Kilkanaście sekund póżniej otrzymał postrzał ale zadanie zdążył wykonać! Gdyby transport przejechał kilka/kilkanaście minut później albo Amerykanie atakowaliby bardziej agresywnie to nie udałoby się obronić mostu. Po walce sprawnych pozostało jedynie 2-3 Soldaten.

 

Padł rozkaz, zbiórka, wymarsz. Po godzinie 13 odnaleźliśmy transport części wraz z inżynierem i dwoma Schutzen. Niestety Schutzen byli bez karabinu maszynowego - pozostał na stale uszkodzony. Odesłałem zgodnie z rozkazem trzech Schutzen do mojego przełożonego Oberfeldwebla Anatola jako wsparcie brodu Wiza Fahre. Pozostali, udalismy się w szyku ubezpieczonym w okolice Schumin Pass. Pionier Krzysztof rozpoczął budowę stacji nasłuchowej i minowanie terenu a 2 Soldaten  i ja osłanialiśmy teren budowy. Po skończeniu prac nasze siły liczące 4 Soldaten pozostaly na miejscu w Schumin Pass i osłaniały teren stacji.  W okolicach godziny 14 wymaszerowalismy do Kolow Pass aby sprawdzić stan przepompowni. Dotarliśmy tam bez przeszkód, przepompownia była nieuszkodzona. Cały czas spodziewaliśmy się ataku wroga. Pozostaliśmy w Kolow Pass do otrzymania rozkazu od naszego Oberfeldwebla Anatola aby dołączyć do sił głównych w Wilza Fahre.

Szybkim marszem dotarliśmy do brodu Wilza Fahre, szturm Amerykanów trwał, wzieliśmy udział w ostatnich kilku minutach walki.

 

Oberfeldwebel Anatol wydał rozkaz przygotowania dalszej obrony brodu, szykowalismy się do umocnienia stanowisk kiedy przyszedł rozkaz z Berlina aby rozpocząć natarcie i wybić wroga. Podejrzewając że możeby zostać rozbici w polu zostawilismy jednego żolnierza z oddziału Anatola z karabinem maszynowym na pozycjach brodu. Dla reszty Soldaten rozkaz - wymarsz.

Przekroczylismy bród bez wrogiego ostrzału a następnie rozwinelismy się w tyralierę - Schutzenkette rechts! (tyraliera na prawo!) Posuwaliśmy się do przodu nieustanie się otrzeliwując resztkami amunicji. Widząc rozwój sytuacji Oberfeldwebel Anatol rozkazał aby karabin maszynowy dołączył do ataku. W pewnej chwili zostaliśmy zatrzymani i zaleglismy na leśniej drodze. Pod ostrzałem padło kilku naszych ludzi ale medycy nie próżnowali. Dostałem rozkaz od Oberfeldwebla aby obejść wroga z lewej flanki razem z Funker Thomas. Niedługo po przejściu przez drogę dostałem postrzał z alianckiego czterotaktu. Sani! Sanitaeter! Po 3 minutach już miałem opatrunek. Nasza służba medyczna działała jak w dobrze nakręcony zegarek. Otrzeliwując ostatnie pozycje Amerykańskie zamkneliśmy okrążenie i wybiliśmy oddziały wroga. 

Edited by Lukas42
Link to post
Share on other sites

Co do celów - patrolowanie terenu na zachód od rzeki nie było celem samym w sobie poza rozpoznaniem trójkątu - i to Anatol wykonał zwiadem 2 osobowym.  Gdybyśmy mieli konkretne cele na zachód od rzeki to takie wysunięte patrole zostałyby zorganizowane. My mieliśmy odbudować rurociąg, odbudować zawory, zbudować stację nasłuchową i przetrwać. Co do wysadzenia mostu i naszych rozkazów mielismy dowolność nie ograniczoną przez Vlada. Uważam że jest to dobre rozwiąznaie - organizator ustanawia cele a już dowódcy obu stron ustalają jak je wykonać. 

Link to post
Share on other sites

Panowie, 

Proponuję żeby po każdej naszej imprezie wszyscy zostawali jeszcze na 30 minut i żeby wszelkie pytania, problemy, wątpliwości były omawiane na żywo, na miejscu. 

Poza tym organizatorów imprez ASH jest bardzo mało. Vlad włożył bardzo dużo czasu i wysiłku w organizację tej imprezy i wszystkich poprzednich. Bardzo łatwo jest krytykować na forach i czatach nie organizując samemu imprez. Imprezy Vlada są wyjątkowe - semi-milsimy, z głębokim scenariuszem, wątkami pobocznymi i licznymi rekwizytami. Vlad wkłada w nie swoje serce i dzięki niemu mamy gdzie jechać! Nie ważne kto wygrał, albo czy udało się koniec końców zrobić wszystkie cele czy tylko część. Bylismy razem, w mundurach historycznych, wczuwalismy się w role w lasach Norwegii. Teren bardzo dobrze dobrany, łańcuchy góskie, lasy z dobrymi warunkami do strzelania, niewielu cywili. Zwiększony ruch przy moście wiązał się z objazdem który zostal ustanowiony zaraz za nim, ponieważ główną drogę do Szumina zamknięto. Na to Vlad nie mógł mieć wpływu. 

Chylę czoła przed organizatorem, a zamiast krytyki do Vlada zachęcam aby następnym razem mu pomóc albo zorganizować dodatkową imprezę ASH. 

Link to post
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

Loading...
×
×
  • Create New...