Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

Powrót na Wyspę Ośmiornicy - Chojne - Borzewisko k. Sieradza, 29/30 maja 2021 r.


Recommended Posts

 
I ja się dołączę  do podziękowań za grę. Uważam, była mokra, zagadkowa i udana.  Wróciłem do domu zmordowany i pierwsze co  to odespać nocną wartę a później zając się przemoczonymi butami.  Co do podsumowania to  moje doświadczenia w podobnych grach są takie  iż łączenie LARP' a z ASG   jest trudne.  Wynika to zadaniowości postaci, które to nie mogą umrzeć zbyt wcześnie bo gra przestaje istnieć.  Przykładem może być "śmierć profesora nauk ale pozostają przez niego ukryte notatki o dalszej misji". O tym należy zawsze pamiętać budując scenariusz. Stąd trzeba mieć w zanadrzu drugie rozwinięcie dla sytuacji by ORG mógł zareagować i skorygować grę.  Oczywiście w takich sytuacjach strona lub sama postać natychmiast informuje ORGa  co się stało. W przypadku oficerów dowodzących, powinni oni wrócić do gry jako zwykli żołnierze a dowodzenie przejmuje kolejny w łańcuchu dowodzenia. W kwestii jeńców. Obowiązkowo konieczna jest konkretna deklaracja co się robi, np " oddaj broń" , "przeszukuję cię " "jesteś związany" . To skutkuje konkretnymi zachowaniami jeńca co mu wolno a co nie jest zgodnie z sytuacją. 

Edited by Vlad
Link to post
Share on other sites
  • Replies 115
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Koledzy, to była moja druga najlepsza gra ASH :-) Bawiłem się z Wami wszystkimi świetnie mimo deszczu, zmęczenia i końcowych kontrowersji LARP`owych. Wielkie dzięki dla Corteza i Dominika oraz wyrazy szacunku dla kolegów z obozu Osi. Myślę, że tego typu gry mają niezwykły klimat i choć musimy dopracować własne zasady ASHLARP i nie wszyscy je lubią spróbujmy dalej iść tym śladem kilka razy w roku.

Poniżej kilka słów beletrystyki (do zasad LARP powstał inny wątek), ale najpierw odnaleziony i poskładany przeze mnie opis realnej postaci którą z pełnym zaangażowaniem ;-) odtwarzałem:

Carlo di Resio: oficer Marynarki Włoskiej (Reggia Marina), w 1942 dowódca Krążownika Eugenio di Savoia, w latach następnych szef Sekcji „D” Morskiego Wywiadu Zagranicznego, a jednocześnie jeden z dowódców konspiracyjnej antyfaszystowskiej organizacji Servizio Informazioni Clandestino, która działała we Włoszech od września 1943. Pod koniec 1943 roku Resio nawiązał kontakty z amerykańskim OSS i po pewnym czasie działał jako agent „Salty” na rzecz Aliantów mając istotny wpływ na współpracę różnych grup oporu na terenach zajętych przez Niemców, oraz na kreowanie nowego ustroju Włoch w ostatnich miesiącach wojny i tuż po niej.

Ostatnia Spowiedź Capitano di Fregatta Carlo di Resio.

Przydział do kolejnej misji na Wyspie Ośmiornicy powitałem tyle z zaciekawieniem, ile z pewnymi wątpliwościami. Po pierwsze wiara w tajemniczą moc Kryształu Szczęścia jakoś mocno we mnie osłabła, a po drugie nie wierzyłem że zapobieżenie bombardowaniu odległej Rumunii może mieć jakieś realne znaczenie dla Włoch. Do tego jeszcze dochodził fakt, że nową misję tym razem zdominują Niemcy - co do których lojalności ostatnio miałem sporo zastrzeżeń. Niestety przeczucia mnie nie myliły i już na początku widać było kto będzie rządzić w naszym zespole. Nasi sojusznicy na pierwszą wyprawę wybrali się beze mnie oraz Profesora Panciotti. Wykorzystaliśmy zatem z Profesorem ten moment aby wymienić spostrzeżenia na temat naszej sytuacji i być ostrożnym pamiętając, że naszą służbę i życie poświęcamy wyłącznie dla Italii. Zresztą obydwaj podzielaliśmy przekonanie o obecnej pozycji Włoch w tej wojnie, tak więc zrozumieliśmy się prawie bez słów.

W kolejnych godzinach akcji już widać było wyraźnie, że dowodzić będą akcją Von Rose i Von Kruger wspólnie z Markusem Dietrichem oraz przedstawicielem SS Ahnenerbe, który wyglądał na dość brutalnego gościa i kogoś kogo nie posądzaliśmy o to aby chciał podzielić się swoja zdobyczą z jakimiś makaroniarzami.

 Ale wróćmy do akcji. Niemców odnaleźliśmy na szczęście w momencie, w którym mogliśmy wspólnie rozpocząć poszukiwanie Kryształu. Podczas gdy ja osłaniałem Von Rose, Profesor z Von Kugerem zaskakująco szybko dokonali odkrycia tajemniczego pudełka w starym drzewie. Cóż, był to zaprawdę niezwykły łut szczęścia który mógł pozwolić na spektakularny i wspólny sukces całej wyprawy. Niestety, od tej pory sytuacja w naszym zespole zaczęła się wyraźnie pogarszać,  otóż Von Kruger zarządził … ukrycie pudełka przed moimi i Profesora oczami i nie reagował na nasze protesty oraz prośby wyjaśnienia co jest w pudełku. Utwierdziło nas to z Profesorem w przekonaniu, że nasze interesy faktycznie mogą nie być zbieżne z niemieckimi. Dodatkowo poruszając się po terenie wyspy zauważyliśmy z Profesorem, że za naszymi plecami dziwnym trafem zawsze idzie dwóch żołnierzy, podobno straż tylna (?). Tak więc, jakież było moje zdziwienie kiedy w chwili gdy spuszczono nas na moment z oczu Profesor wskazał na swoją wypchaną na kieszeń i szeroko się uśmiechnął … nie wierzyłem własnym oczom … w jego kurtce … spoczywał Kryształ Szczęścia. Wkrótce potem Profesor wyjaśnił mi, że zanim Niemcy ukryli pudełko on wyjął Kryształ i oddał im puste pudełko - maestria godna najlepszych specjalistów Cosa Nostra lub Ndrangheta. Paradoks polegał również na tym, że do samego końca wyprawy Niemcy ukrywając pudełko, ani razu do niego nie zajrzeli i nie poczuli nawet, że pudełko jest pozbawione znacznego ciężaru Kryształu. W międzyczasie Profesor ukrył też Kryształ na plaży i pokazał mi przybliżone jego miejsce.

 Opiszę teraz wydarzenia, które przyczyniły się do zmiany sojusznika Włoch w naszych poczynaniach w tej wyprawie. Po pierwsze rozstrzelanie przez reprezentanta SS Ahnenerbe dwóch rannych miejscowych Chorwatów było dla mnie zupełnie bezsensowną i brutalną zbrodnią wojenną – przecież mogliśmy ich jakoś wykorzystać. W czasie akcji i wcześniej przy jej planowaniu wszelkie prośby o wspólne decyzje były zbywane przez Niemieckich dowódców wskazując nam naszą drugoplanową rolę. O ukryciu pudełka już pisałem. Przyznam, że cały czas miałem jeszcze nadzieję, że przez Niemców przemawia Gestapowska ostrożność i w końcu nam wyjawią prawdę, oraz będziemy mogli kontynuować wspólną (!) misję. Jednak moja rozmowa z Von Krugerem po porwaniu Von Rose, kiedy dałem mu szansę na przyznanie prawdy przekonała mnie, że nie mamy już nadziei na uczciwość Niemców wobec Włochów. Cóż prawa wojny są jednak straszne i mając przeciwko sobie uzbrojonego wroga w postaci Aliantów trzeba było z nim walczyć, tak więc walczyliśmy cały czas ramię w ramię z Niemcami wzajemnie się wspierając. Cały czas jednak dla nas Włochów najważniejszy był Kryształ pozostający w bezpiecznym miejscu, a cała reszta miała już mniejsze znaczenie. Umówiliśmy się tylko z Profesorem, że jeden z nas musi przeżyć.

 Jednak pewnej nocy, po tym jak Niemcy pozostawili mnie samego pod Śpiewająca Sosną, dość długim błądzeniu w lesie, wejściu w bagno i spotkaniu z miejscowym wężem poczułem się naprawdę mocno zmęczony i sfrustrowany. Szukając celu w piekle wojny i tej przeklętej Wyspy natrafiłem na zmęczony oddział Von Rose wracający do obozu, który poinformował mnie że Von Kruger samotnie nęka obóz Aliantów. Postanowiłem go odszukać i dołączyć, być może dowiem się co faktycznie dzieje u wroga, jakie są jego siły, itp. Po drodze spotkałem jeszcze jednego rannego Niemca, który z wyraźną nieufnością zapytał mnie czy … nie strzelę mu w plecy (!). No tak, pomyślałem - wyszło prawdziwe nastawienie „sojusznika” do nas Włochów. Idąc dalej do obozu Aliantów nawoływałem cicho Von Krugera, niestety ja jego nie znalazłem, za to mnie znaleźli Alianci. Dostałem kilka kulek i padłem, zaraz jednak doskoczyli do mnie ich ludzie i opatrzyli podając też cudownie działającą morfinę. Och, co to był za moment czysto euforycznej przyjemności. Coś też w międzyczasie bełkotałem i krzyczałem dając znać Von Krugerowi żeby mnie ratował. Wkrótce jednak przydało się szkolenie wywiadowcze i postanowiłem działać - jako że ostrzeżono mnie że Alianci mają skopolaminę (i jak przypuszczałem będę musiał odpowiedzieć prawdę na co najmniej 3 pytania) postanowiłem przejąć inicjatywę.

 Zakomunikowałem zatem Aliantom, że być może mam dla nich coś cennego i muszę rozmawiać z ich dowódcą. Okazało się, że jest nim ktoś niższy ode mnie rangą (Capitano di Corveta) Keith czy jakoś tak, ale trudno - zagrałem va banque. Opowiedziałem o tym, że być może mamy szanse na wejście w posiadanie Kryształu Szczęścia oraz, że domyślamy się że wkrótce może nastąpić inwazja Aliantów we Włoszech, że jest grupa ludzi w naszej armii która widzi bezsens wojny, że jest rozczarowana rządami Duce, że są gotowi do współpracy przeciw Faszystom, ale również że są zainteresowani listami żelaznymi i udziałem tworzeniu nowej rzeczywistości w wolnej Italii. I jeśli Alianci - wspólnie UK i USA - zgodzą się na moje warunki otrzymają Kryształ, co do którego jak szczerze przyznałem zdolności paranormalnych mam spore wątpliwości, więc wolę go raczej wymienić na bardziej realne korzyści dla ojczyzny. Miałem wrażenie (nie widziałem twarzy bo był zamaskowany), że mojemu rozmówcy opadła szczęka z wrażenia. Żeby jednak coś wygrać musiałem być twardy i postawiłem jednoznaczny warunek, że gwarancję muszę uzyskać następnego dnia rano do godz. 10:00. Po krótkiej dyskusji mój rozmówca zgodził się na kontakt ze swoim sztabem i wyznaczył miejsce wystawienia znaku o decyzji wskazując je na swojej mapie.

 Wracając do naszego obozu miałem wrażenie, że bez względu na to co się stanie, albo Italii przypadnie Kryształ, który być może ma jakąkolwiek wartość, albo też wygram znacznie więcej bo przychylność prawdopodobnych zwycięzców tej wojny. Niestety zdarzenia następnych godzin nie były pomyślne. Po powrocie do obozu okazało się, że Von Kruger słyszał częściowo moją rozmowę z Aliantami. To był mój wielki błąd, że nie zachowałem należytej dyskrecji – być może tak zadziałała morfina, a być może rum którym poczęstował mnie Anglik. W efekcie rozbrojono mnie i przesłuchano. Jak podpowiadało wyszkolenie najlepiej broni się prawda, więc opowiedziałem dość prawdopodobną i logiczną historię zdarzenia przedstawiając ją jako próbę wyjścia z przesłuchania po uwięzieniu i prowokację w celu uzyskania informacji o silent drum oraz planach Aliantów. Nie przekonałem jednak ani Von Krugera ani Von Rosego i zostałem postrzelony. W międzyczasie Niemcy naradzali się czy podać mi skopolaminę i zadać 3 pytania, czy pozwolić mi umrzeć. W rezultacie pozwolili mi umrzeć, co wcale mnie nie dziwi - pozbyli się w ten sposób jedynego realnego i uzbrojonego przeciwnika mogącego mieć pretensje do Kryształu, który jak mniemali już posiadali. Bo do wyłączenia silent drum`a nie byłem im niezbędnie potrzebny.

 [*Po mojej śmierci fabularnej ustaliliśmy z Von Krugerem i Von Rose, że jestem usunięty z zespołu Osi i mam się wynieść z obozu. Jednak ze względu na głęboką noc gentlemańsko uzgodniliśmy, że mogę przespać noc we wspólnym namiocie z Krugerem. Następnego dnia rano obudził mnie jakiś Chorwat wsuwający swoją flintę do namiotu, oczywiście natychmiast poddałem się machając białą flagą. Okazało się, że … obóz został zdobyty przez Aliantów – co za niezwykła niespodzianka. W zamieszaniu dowódca Anglików wziął mnie na bok i oznajmił, że ma już pozytywną decyzję sztabu w mojej sprawie. W tej sytuacji poprosiłem o możliwość wysikania się na plaży i przy okazji zabrałem Kryształ - czego nikt nie zauważył – który już za obozem oddałem dowódcy Aliantów. Kolejne godziny to szybka ucieczka w kierunku strefy ewakuacji, którą prowadzili dwaj niezawodni Chorwaci. Przy ewakuacji z obozu próbowałem jeszcze szybko znaleźć rozwiązanie na uratowanie Profesora, niestety Alianci w całym zamieszaniu nie zgodzili się na to. Ot i historia ostatniej wyprawy na Przeklętą Wyspę. Viva l'Italia*]”

*do re-interpretacji LARP`owej.

Edited by SikorPL
Link to post
Share on other sites

Panowie, dziękuję za grę, uważam jednak, że Kryształ Szczęścia wpadł w ręce Aliantów niezgodnie z zasadami. 
Włoch został zdemaskowany, a jego postać ubita, nie powinien więc rano oddać artefaktu.

Przepraszam, że to piszę, nie mieliśmy robić gównoburzy, ale z naszej strony emocje nie opadły.
Uwagi jakie mamy do gry:
- dysproporcja sił
- 2 zdrajców po stronie Osi na w sumie 12-sto osobowy oddział
- sztucer u Chorwata (współczesna tuningowana replika) z lunetą (współczesna)
- zakaz zabierania elementów silent drum z obozu Aliantów mimo, że 2x mieliśmy go w rękach
- problemy z pozyskaniem jeńca mimo, że miał nóż na szyi i pistolet przystawiony do boku czyli był unieruchomiony 
- brak moderatora pomocniczego po stronie Osi który być może rozwiązał by sporne kwestie
- brak informacji jak mamy rozpoznać czy są włączone nastawy w silent drum (tu moja wina bo mogłem spytać)

Robert, oczywiście dla Ciebie serdeczne dzięki za tytaniczną pracę przy organizacji.

Link to post
Share on other sites

Pomimo szacunku dla organizatorów z ich trud i zaangażowanie. Niektóre rzeczy były trochę naciągnięte jak plandeka na Żuku. Niestety uwagi ja też mam. Wprowadzenie kasy okrętowej dla jednej strony, wzmocnienie Aliantów Chorwatami pomimo że mieli przewagę liczebną, list z bezludnej wyspy z wezwaniem do vendetty, ukrywanie artefaktów, to takie grubsze problemy bo i drobiazgi były. Mogę dostać bana na inne imprezy, ale to napiszę, według mnie ale i nie tylko, coraz bardziej gry fabularne są nakierowane na stronę Aliancką a Oś staje się tłem i rekwizytem. 

Link to post
Share on other sites

Fajnie opisane historia Sikor, dzięki. Ze swojej strony dołożę dalszy ciąg, choć z pewnością brakuje mi takiego „pióra” ;-)

Po nieudanej akcji na Wyspie Ośmiornicy, Kruger został przeniesiony na front wschodni, gdzie ostatecznie pod koniec wojny trafił do niewoli i sowieckiego łagru. Po kilku latach pracy w syberyjskiej kopalni, znalazł się w tej nielicznej grupie szczęściarzy, którym udało się przeżyć i wrócić do domu. Przez cały czas nie dawało mu jednak spokoju pytanie … co stało się z kryształem? Po latach przeszukiwania archiwów natrafił na list napisany przez …. kapitana Carlo di Resio?

Czytał go wielokrotnie popadając w zadumę i za każdym razem konstatacja była ta sama … jak różne interpretacje tych samych zdarzeń mogą zmieniać historię ludzi.

Di Resio uznał nie zabranie jego i Profesora na pierwszą część wyprawy w poszukiwaniu kryształu  a potem odcięcie go od informacji o znalezisku, jako akt narzucenia woli hegemona - czyli Niemców –słabszemu i podporządkowanemu narodowi włoskiemu. Tymczasem było to działanie wynikające z czystych pobudek taktycznych. Di Resio przybył na wyspę później niż cała grupa niemiecka i Profesor. O 14.00 kiedy wydano rozkaz wymarszu, żeby możliwie jak najszybciej (przed Aliantami) przejąć wiadomość umożliwiającą znalezienie kryształu, di Resio nie był gotowy do wymarszu - miał dołączyć do grupy później. Ograniczenie liczby osób wiedzących o znalezieniu kryształu do minimum, miało na celu zmniejszenie ryzyka przekazania takiej informacji Aliantom na wypadek niewoli i przesłuchania. Rozstrzelanie Chorwatów … hmmm – znaliśmy ich przecież z pierwszej wyprawy po kryształ … weseli, sympatyczni ludzie … razem współpracowaliśmy, ale wojna zmienia wszystko … przed przybyciem na wyspę, pozyskane informacje wywiadowcze wskazywały, że współpracują teraz z Aliantami … ryzyko wykrycia oddziału i jego liczebności przed znalezieniem kryształu była zbyt dużym ryzykiem …

Kruger zastanawiał się czy list jest autentyczny. Przecież sam wykonał egzekucję na włoskim kapitanie, skąd zatem list? …. kryształ? …. paranormalne zdarzenia? … czy to oznacza, że jeszcze się spotkamy?

Byłoby super, bo gry przygotowane przez Corteza i Dominika dostarczają niepowtarzalnych przeżyć, za co bardzo wam dziękuję. Bardzo podobało mi się też to co napisał Mareq … to przede wszystkim mierzenie się z własnymi słabościami … kiedy pada deszcz, jest zimno i jesteś zmęczony, możesz się wycofać albo iść dalej. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za wspólną zabawę.

Z drugiej strony całkowicie podpisuje się pod uwagami wskazanymi przez Ashigara i Gregoriusa. Warto przedyskutować je przed kolejną edycją – mam nadzieję.

Kpt. Kruger

Link to post
Share on other sites

Co do dysproporcji sił, która moim zdaniem mocno popsuła grę .... bardzo dobrze było to widoczne w niedziele rano, kiedy już nie chodziło o „podchody” ale wojskowe starcie ... jednocześnie mieliśmy znaleść i odbić silent drum i bronić obozu z kryształem ... w dwuosobowym zespole znaleźliśmy urządzenie ... bronione przez 5-6 Amerykanów .... swoją drogą bardzo kulturalnych i przyjaźnie nastawionych, pozdrawiam :) przynajmniej nie chcieli nas wieszać za naloty na Londyn 

Link to post
Share on other sites

Gregorius: Gadaliśmy po grze z Chorwatami. Gdybyście ich nie ubili to by z wami też współpracowali. Byli nastawieni na zysk i własny spokój. Pewnie wtedy mielibyśmy trudniej, może by wam zdradzili, gdzie jest zainstalowany silent drum. Ale skoro egzekucja to dobra zabawa.... :)

Link to post
Share on other sites

Panowie, kilka komentarzy "technicznych":

- Włosi prawie do samego końca walczyli po stronie Osi, więc nie pomniejszyli sił Osi (oczywiście Profesor był cywilem)

- Co do "zdrajców" to czy zdradzanie zdradzającego sojusznika jest zdradą ?

- Jeśli Resio został ubity i tak Profesor wiedział gdzie jest kryształ - więc albo by go zabrał, albo Niemcy by go zabili a kryształu nie znaleźli -> z trzech pytań by się nie dowiedzieli gdzie jest Kryształ, bo nie mieli by wskazówki gdzie sikał Resio ... czyli Kryształ po raz kolejny nie został by odnaleziony :-) @Robert: może więc jakiś sequel ? :-))) 

P.S.

Widzę niestety dużo niezdrowych emocji po tej grze i to nie jest dobry znak.

Dla mnie np. to nie tyle był mecz, ile teatr z akcją - ale rozumiem, że niektórzy potrzebują więcej akcji, a mniej teatru.

Wielka prośba co w grze było, niech w grze zostaje. 

Link to post
Share on other sites

Tutaj w innej wypowiedzi zgodzę się z kolegami z Armii Niemieckiej, że ma ona przeważnie "pod górę".

Jako, że walczyłem już chyba we wszystkich armiach ASH poza Partyzantką Chorwacką ;-) mam swoje na ten temat, ale może wydzielmy to gdzieś w inny wątek. 

Edited by SikorPL
Link to post
Share on other sites

1. Profesor znalazł kryształ, ale Krugerowi dał tylko pojemnik. Ten schował w pojemnik w chlebaku medyka, w obecności profesora. Resio nie został poinformowany, kto ma ten pojemnik, krzycząc na cały las, że domaga się informacji kto ma kryształ. 

2. Resio i Profesor schowali kryształ na plaży, Niemcy cały czas mieli pewność że kryształ jest w pudełku.

3. W nocy Resio został rozstrzelany. Przez cały dzień Resio dał się poznać jako arogancki i mierny oficer, podważający decyzje i rozkazy niemieckich oficerów- w końcu nie było ani jednego włoskiego żołnierza i nam Niemcom, jego  zachowanie wobec naszych dowódców było przykre. Głośnie rozmowy, nawet krzyki podczas akcji- czuliśmy, że włoch przyniesie nam śmierć, wieczorem nikt mu nie ufał. Potem legliśmy na swoich pozycjach, dwójkami przy śpiewającym drzewie, w zasadzce na aliantów- "on się zgubił", a raczej zdezerterował. Później dziwnym trafem spotkaliśmy go maaszerującego do obozu wroga- samiuśkiego. Gdy Krugerowi udało się go podsłuchać i miał niezbity dowód na współprace Włocha z Brytyjczykami, nie czekano chwili dłużej.

4. Atak Brytyjczyków na nasz obóz- profesor został zabity "na amen", żeby nie można było go przesłuchać. Brytole znaleźli pudełko, ale nikt z rannych nie miał pojęcia co się z nim stało.

5. Szczęśliwy Carlo się poddaje

6. Niemcy po zrespieniu przesłuchują Profesora- okazało się, że kryształ jest w obozie. Przeszukaliśmy każdy centymetr kwadratowy obozu, plażę również. Okazało się, że carlo zabrał kryształ ze sobą.

Jak widzicie, poddanie się włocha nie wpłynęło w żaden sposób na decyzje Niemców, także jeżeli jeżeli poddanie Resiego nie byłoby liczone- kryształ szczęścia zostałby znaleziony przez Niemców.

Link to post
Share on other sites

Mam nadzieję, że nie doleję oliwy do ognia i zostanę dobrze zrozumiany, jak wiemy słowo pisane na forum może różnie zostać zinterpretowane przez różnych odbiorców.

Zacznę od tego, że ja i wydaje mi się, że moi towarzysze- oddział US, dobrze się bawiliśmy, realizowaliśmy zadania które zostały nam powierzone. Teoretycznie rzecz biorąc, gdybyśmy trzymali się stricte scenariusza i rozkazów, na początku gry zabrałbym swoich chłopaków, założył obóz w nikomu nie znanym miejscu i o konkretnej godzinie rozłożył urządzenie w jakieś lokalizacji której nikt nie miał szansy znaleźć. Jako, że stawiamy na zabawę wyszliśmy na kilka patroli, żeby nie nudzić się w bazie. Za wiele z tego nie wynikło, ale co połaziliśmy to nasze.

@gregorius7 co do wprowadzania kasy to jest to trochę jak z każdym elementem wprowadzonym go gry bez wiedzy orga. Na hermenegildzie wiadro (podpucha dla aliantów), ponton. Jedni uważają, że to świetny pomysł, tworzący grę, inni powiedzą, że nie było w scenariuszu to nie powinno tego być i...każdy będzie miał rację. Są to fajne dodatki oddolne, ale nie zawsze fair i tu ciężko dyskutować. Każdy będzie miał swoje zdanie. Wiec rozwijanie się w tym temacie nie ma wielkiego sensu bo do porozumienia łatwo dojść nie będzie.

Wracając do gry, chorwaci zagrali świetnie, po zabiciu ich przez niemców, przeszli na stronę aliancką szukając zemsty. Bardzo logiczne zagranie z ich strony w 100% popieram to jak to zrobili, faktem jest, że niemcy stracili sojuszników, ale no trochę sami sobie winni. Być może znając sytuację org mógł przekonać chorwatów do gry bardziej po stronie niemieckiej, ale tak się już nie stało trudno.

O wydarzeniach w obozie niemieckim i sytuacji z doktorem Corvettą się nie mogę do końca wypowiadać, jedyne co to moim zdaniem po wykryciu go przez Cressa jako zdrajcy zgadzam się w 100% z Gregoriusem, że jego postać straciła rację bytu na wyspie. W tym momencie mógł wrócić do gry jako zwykły żołnierz niemiecki i tyle, ja bym to chyba tak widział.

Odnośnie uwag @ashigaradysproporcja sił. Nie wiem czy zdrada była zamierzona czy po prostu Sikor i Robal tak zagrali więc nie bardzo mogę się wypowiedzieć, jeśli planowana to chyba jednak nieców powinno być więcej. Jeśli nie planowana..to no kurde tak wyszło LARP. Czy dobrze czy, źle nie wypowiem się.
Sztucera bym się chyba tak nie czepiał (dostępność replik), może lunety ale jak dla mnie to detal. Pewnie jako org kazałbym ją zdjąć przed grą.
Wiedząc, że macie polować na silent druma uruchomionego nie specjalnie go broniliśmy bo nie miało to sensu, nie specjalnie pilnowaliśmy też obozu bo nie takie było zadanie. Nasz oddział postawił na patrole, zwiedzanie terenu i próbę znalezienia miejsca na rozstawienie sprzętu. Co do Waszego zadania, było moim zdaniem niemal nie do wykonania. Niemalże nie mieliście szans w trakcie gry poznać lokalizacji gdzie będzie stać. Org zakładał, że poczekacie na nasz wymarsz z bazy z urządzeniem i uniemożliwienie rozstawienia go, bardzo trudne ale może do zrobienia. Na pewno cholernie nudne bo teoretycznie powinniście czekać przez noc przy naszym obozie i pójść za grupą mającą rozstawić urządzenie. Do zrobienia, ale chyba sam bym nie chciał podejmować się takiej misji.
Nie Wasza wina, że się nie udało, chociaż Cressowi prawie udało się uniemożliwić nam wykonanie zadania. Z tego co zrozumiałem zupełnie przypadkowo znalazł się w miejscu gdzie planowaliśmy ustawić radar. Gdyby dłużej nas tam zajął walką nie zdążylibyśmy uruchomić urządzenia o czasie. A tak zdążyliśmy w ostatniej chwili równo o 7 urządzenie stało. Żeby udokumentować, że aparatura stoi zrobiłem zdjęcia o 7:02.

Temat z Piotrem i Markiem pisałem już wyżej. W 100% źle rozegrane przez Janika, ALE sam pewnie też bym tak zrobił jak on. Tutaj Marek na pewno mógł się poczuć pokrzywdzony. Tu brak zasad i samego ogrania LARPa w środowisku. Hasło jesniec, rozbrojony, jesteś związany by wystarczyły. Nauka na przyszłość.

Tak, moderator po obu stronach na 100% powinien być.

Tak, też powinieneś mieć info jak rozpoznać działające urządzenie. Ale tutaj mamy prawie to samo co wiadro na hermenegildzie. Myślę, że pewne sprawy powinny być określone jasno na odprawie.

Kolejna gra po której trzeba wyciągnąć naukę na przyszłość.

Jeszcze raz powiem, że nigdy nie patrzę na wynik potyczki  kto wygrał, kto przegrał tylko kto się dobrze bawił. Ja się dobrze bawiłem, nachodziłem się (ok 15km), przemokłem i to kilka razy, widziałem i słyszałem śpiewające drzewo, dwóch, żywych niemców, jednego ubiłem :), ale potem go uleczyliśmy, fajny wypad na wyspę ;)

 

Link to post
Share on other sites

 Z tego co zrozumiałem zupełnie przypadkowo znalazł się w miejscu gdzie planowaliśmy ustawić radar.
nie do końca był to przypadek ... przeczesywaliśmy całe wybrzeże od strony Pn zakładając że urządzenie musi stać nad brzegiem morza (przeszkody lądowe nie mogą zakłócać sygnału) od strony Dalmacji 

Link to post
Share on other sites

No to jeszcze i ja dorzucę swoje trzy grosze...

Po pierwsze wielkie dzięki dla organizatora/ów, że mu się chciało i mam nadzieję, że pojawiające się uwagi nie zniechęcą go do dalszych inicjatyw i nie przestraszą potencjalnych nowych orgów... Nie od razu Rzym zbudowano, nie wszystko da się przewidzieć, ale trzeba wyciągać wnioski z tego co nie zagrało, żeby następnym razem było lepiej. A żeby było lepiej to i org musi się postarać, żeby zaprojektować ramy tego typu gry i gracze - żeby te ramy wypełnić swoją pomysłowością, grą i zaangażowaniem. Z mojej perspektywy - co bym zmienił w organizacji: tak jak już w dyskusji po grze było poruszane - trzeba by się zastanowić nad modelem funkcjonowania postaci kluczowych - ich roli, "śmiertelności" i ewentualnej zastępowalności tudzież możliwości kontynuacji kluczowych wątków - tu też kłania się kwestia selekcji, które z wątków są naprawdę kluczowe dla kontynuowania rozgrywki, a które można ewentualnie poświęcić. Być może pewnym rozwiązaniem byłoby takie zaprojektowanie scenariusza, by postaci absolutnie kluczowych dla rozgrywki była ograniczona ilość, ewentualnie by pełnili oni taką rolę, która w jak najmniejszym stopniu byłaby obciążona ryzykiem utraty larpowego żywota. Myślę że dobrze by było, by po każdej ze stron był ktoś, kto oprócz odgrywania swojej roli w grze, pełnił tez - przynajmniej częściowo -  rolę moderatora, czuwającego nad mechaniką rozgrywki i logiką/realizmem zachowań graczy. 

Osobiście nie uważam, by konieczne było utrzymanie za wszelką cenę wszystkich postaci fabularnych do końca gry. A już z pewnością nie takich, które zostały w toku rozwoju fabuły "zlikwidowane" i to nie na skutek jakiejś "przypadkowej" kulki, ale właśnie w wyniku podejmowanych przez daną postać działań (nie wnikając już w motywy tych działań - swoja drogą pięknie i logicznie opisane na przykładzie Carlo di Resio - szacun!!!). Sądzę nawet, że groźba utraty roli, która ktoś posiada i przerwania pewnej (zapewne) posiadanej koncepcji gry, pozytywnie wpłynęłaby na realizm rozgrywki i podejmowanych działań. Tu zdecydowanie nie zgodzę się z opinią, że przyłapany na "gorącym uczynku" kolaboracji z wrogiem, di Resio nie mógł być stracony, tylko ewentualnie aresztowany. Opcję z aresztowaniem pewnie by można przeprowadzić, gdyby były ku temu odpowiednie zasoby - przede wszystkim ludzkie (strażnik) - a tych nie było. Zapadł wyrok w wyniku obrad sądu polowego, w realiach operacji specjalnej i został niezwłocznie wykonany. Tu niestety wypływa kwestia balansu sił. Po stronie niemieckiej (zdaje się - mniej licznej) był element niepewny czyli Włosi ;) co zresztą dobitnie pokazała praktyka, mieliśmy profesora, któremu trzeba było zapewnić ochronę, mieliśmy oficera wywiadu kierującego się własnym interesem (i swojego kraju) - co w sumie było słuszne i zrozumiałe, ale jednak nie wzmacniało potencjału grupy, a wręcz przeciwnie - dla bezpieczeństwa powodzenia misji, trzeba było mieć na niego "oko" . Mieliśmy też słabo uzbrojonego (jedynie w broń krótką sanitariusza i dowódcę - (nie jest to już oczywiście żadna wina orga), do tego wystarczyło, że ktoś z innych graczy nie mógł brać w pełni aktywnego udziału w grze z powodu jakiejś kontuzji czy innych przyczyn - okazuje się, że w pełni zdolnych do działania i "pewnych ideowo" :), było 4 - 5 osób. No i nie można zapominać, scenariusz gry przewidywał oprócz misji "naukowo-poszukiwawczej", także element "bojowy", przejęcia "silent drum", który zapewne nie zostałby przyjacielsko udostępniony do wglądu przez brytyjskich komandosów...  Piszę to po to, by uwidocznić aliantom w jakich realiach musieli operować Niemcy i dlaczego zapadły takie, a nie inne decyzje, co do przebiegu rozgrywki.

Co do sytuacji z Janikiem i Markiem - widać, że trzeba dopracować mechanikę rozgrywania takich sytuacji, np w ten sposób, że domyślnie gramy "na twardo" - larpowo zachowując się jak najbardziej realistycznie w danej sytuacji, chyba że dla kogoś będzie tego realizmu za wiele i wtedy po rzuceniu umówionego hasła (np "żółty ręcznik") przechodzimy na pewną umowność względem realizmu, ale oczywiście już nie podejmujemy żadnych sztuczek typu próby ucieczki czy skrytobójstwa.

Nie bardzo rozumiem wątku Chorwatów - dla mnie to było bardzo słabe jeżeli chodzi o założenia i realizm - na bezludnej (jeżeli dobrze pamiętam) wyspie snują się uzbrojeni (jak uzbrojeni - to dodatkowy smaczek....) wieśniacy, który (jak się domyślam - wchodzą we współpracę z operującymi w sekrecie siłami specjalnymi aliantów, którzy tym uzbrojonym wieśniakom zlecają jakieś zadania na obszarze - przynajmniej nominalnie będącym pod panowaniem wroga. No i dalej - wieśniacy ci po napotkaniu patrolu sił osi, zostają przesłuchani w wyniku czego, okazuje się, że posiadają przy sobie dolary (!) i przyznają, że w jakiś sposób współpracują z wrogiem. Po początkowych rozterkach dowództwa patrolu, zostają ostatecznie zlikwidowani jako szpiedzy/sabotażyści i potencjalni niewygodni świadkowie obecności sił niemiecko-włoskich na tym obszarze. W międzyczasie jednak (pewnie podczas przesłuchania) zdołali jednak napisać list pożegnalny wskazujący na ich los i ich zabójców. Ich ciała oraz list zostają szybciutko znalezione przez ich kuzynów, którzy nie wiadomo jak materializują się na owej bezludnej wyspie i zaczynają swoją vendettę... Ciekaw jestem jak potoczyłoby się takie spotkanie w rzeczywistości i czy tez prawdziwi wieśniacy po odkryciu u nich $$ czekaliby na jakąś ofertę współpracy ze strony SS i niemiecko-włoskiego wywiadu (z czego jak wszyscy wiemy - Niemcy słynęli), czy też raczej chcąc zachować życie, wobec wcześniej ujawnionych faktów, sami wyszliby z propozycją współpracy? A skoro nie wykazali instynktu samozachowawczego, to skończyli tak, jak skończyli... Od siebie dodam, że osobiście całkowicie rozumiem dalszą postawę "kuzynów" i pewnie tez by mnie kusiło by tak działać, ale larpowo i logicznie było to jednak słabe...

No dobrze - rozpisałem się, więc tytułem podsumowania - z mojej perspektywy przy organizacji przyszłych tego typu imprez (które mam nadzieję nastąpią), trzeba jasno określić model takiej rozgrywki - czy ma to być bardziej realizacja z góry ustalonego scenariusza z odgrywaniem ról które będą stałe i nieusuwalne do końca rozgrywki - roboczo określił bym to jako podejście "rekonstrukcyjne", czy może jednak gra i jej mechanika mają tworzyć pewnego rodzaju ramy - środowisko, które gracze wypełniają swoją grą i postaciami w które się wcielają, gdzie istnieje jakiś wątek główny, może i poboczne (oby!), ale przebieg całej rozgrywki nie jest z góry zaplanowany i pozostawiona jest graczom możliwość wpływu na rozwój fabuły wraz z potencjalnymi konsekwencjami tego, takimi jak fabularna śmierć danej postaci i powrót gracza do gry już w zupełnie innym wcieleniu, nawet bez żadnej znaczącej roli i przy umownej "osobistej amnezji" tego co spotkało jego wcześniejsze wcielenie. Do graczy natomiast apelowałbym o staranie się o jak największy realizm odtwarzanych ról (nie tylko szpeju i sylwetek), w sensie zachowywania logiki i spójności swoich działań (nawet w takiej pół fantastycznej fabule jak wyspa ośmiornicy). Bardzo mi się podobała w tym względzie rola kpt. di Resio (do czasu jego wyroku) fajnie było być twoim "aniołem stróżem", celnie odegrał swoją rolę profesor, ale największy szacun i gratulacje przyznaję leutnantowi Ditrichowi za wkład logistyczny obozu oraz energię i pomysłowość podejmowanych zadań. Jak zwykle - wygrali ci którzy dobrze się bawili, pomimo aury i niespodzianek losu...

 

Link to post
Share on other sites

Wtrącę się między dyskutujących z podziękowaniami dla Cortesa za świetną imprezę, w której miałem przyjemność uczestniczyć.

Nie było mnie na pierwszej edycji, bo stwierdziłem, że klimaty Indiany Jonesa nie są moim konikiem ( mimo, że uwielbiam sagę ), ale po namowach Wisha decyzja zapadła i nie żałuję. Nie znałem zasad gry z pierwszej edycji, nie jestem godny gry w Larp, bo nie umiem, więc w takich sytuacjach przyjmuję role trzeciorzędne niewymagające zaangażowania aktorskiego. Jednakże zdziwiło mnie, że obóz aliancki, który w moim domniemaniu miał być ostoją spokoju i miejscem biwakowania stał się celem ataków, w dodatku nocnych. Brak wart, lajtowe podejście do przechowywanych w obozie urządzeń, czy szklane, naftowe lampy jednoznacznie wskazywały na obszar offgame, ale może się mylę? Tak, z pewnością się mylę skoro Org nie zareagował. Trochę nas za mało było w ogóle by można było podzielić całą grupę na wartowników i grupki zwiadowcze. Zobaczcie ile mniej byłoby zadry gdyby faktycznie obozy stanowiły jedynie cele do obserwacji, informacji o liczebności i kierunkach wychodzących partoli. No nie wiem, takie przemyślenie.

W temacie: Piotr vs  Marek, nie znając szczegółów zajścia przypisałem rację Piotrowi, twierdząc, że cwaniacko 'wylizał' się z sytuacji. Jednak teraz przyznaję, że wynik zajścia jest początkiem do bardziej poważnego potraktowania tego typu pojedynków aby w przyszłości uniknąć kolejnych kontrowersji. To co się stało nie powinno zniechęcać, lecz zachęcać do dyskusji, w której jak zwykle nie będę brał udziału.

Do pozostałych kontrowersji nie ustosunkuję się, bo wiele już zostało powiedziane.

Bawiłem się naprawdę przednio, mimo ilości wody nade mną i pode mną. Czekam na imprezę, na której będę mógł powiedzieć: 'Pewnego dnia zaczął padać deszcz [...] A czasem deszcz, który zdawał się padać z dołu do góry.' - cytując klasyka ; ) i wcale nie chodzi mi o Wietnam....

Link to post
Share on other sites

  

  

  

23 godziny temu, ashigara napisał:

Uwagi jakie mamy do gry:
- dysproporcja sił
- 2 zdrajców po stronie Osi na w sumie 12-sto osobowy oddział
- sztucer u Chorwata (współczesna tuningowana replika) z lunetą (współczesna)

Skoro zostałem wspomniany...
Jeśli sztucer jest nie odpowiedni to czy byłby odpowiedni u Chorwata STG 44, albo Thompson?  A może skoro to cywil, to powinien mieć pistolet, albo he he, najlepiej nóż i młotek? Co do lunety, rozumiem, nie wyglądała rewelacyjnie, starałem się znaleźć taką, żeby parametrami odpowiadała historycznej. Później ja troszkę kartonem wystylizuję, żeby była podobna i powinno być ok. No chyba, że stylizacja to za mało?

Proszę wyjaśnij mi co to znaczy >>tuningowana replika<<? Co miałeś na myśli?

 

7 godzin temu, Borec napisał:

na bezludnej (jeżeli dobrze pamiętam) wyspie snują się uzbrojeni (jak uzbrojeni - to dodatkowy smaczek....) wieśniacy, [...] Ich ciała oraz list zostają szybciutko znalezione przez ich kuzynów, którzy nie wiadomo jak materializują się na owej bezludnej wyspie i zaczynają swoją vendettę...

To nie był list z przypadkowo bezludnej wyspy. Gdybyś czytał różne wątki, które tu się pojawiały, to nasze postacie były bimbrownikami, które prowadziły na tej bezludnej wyspie interesy. Więc co jakiś czas ktoś musiał nas na tę wyspę przywozić, odbierać towar itd. Więc wyspa nie była "przypadkowo" bezludna. List napisany, kuzyni przybywają na zmianę warty, a tu krewniacy są martwi.

14 godzin temu, gregorius7 napisał:

...wzmocnienie Aliantów Chorwatami pomimo że mieli przewagę liczebną, list z bezludnej wyspy z wezwaniem do vendetty

Początkowo liczyliśmy na współpracę z wami, skoro Chorwacja była za Osią, a dodatkowo znaliśmy się z poprzedniej gry, gdzie cały czas pomagaliśmy w obozie. Jednak tylko włoski as wywiadu kpt. di Resio chciał z nami nawiązać przyjacielski kontakt, ale mówił już do konających.

7 godzin temu, Borec napisał:

Ciekaw jestem jak potoczyłoby się takie spotkanie w rzeczywistości i czy tez prawdziwi wieśniacy po odkryciu u nich $$ czekaliby na jakąś ofertę współpracy ze strony SS i niemiecko-włoskiego wywiadu (z czego jak wszyscy wiemy - Niemcy słynęli), czy też raczej chcąc zachować życie, wobec wcześniej ujawnionych faktów, sami wyszliby z propozycją współpracy? A skoro nie wykazali instynktu samozachowawczego, to skończyli tak, jak skończyli... Od siebie dodam, że osobiście całkowicie rozumiem dalszą postawę "kuzynów" i pewnie tez by mnie kusiło by tak działać, ale larpowo i logicznie było to jednak słabe...

Trzeba poczytać wspomnienia ludzi z tamtego okresu i reakcje były naprawdę różne w zależności od miejsca, momentu wojny oraz ludzi których dotyczyły. Co do rozważań jak by było naprawdę - larpowo na przesłuchaniu jeniec nie mógł kłamać. Zapewne "prawdziwi wieśniacy" kłamaliby jak z nut, że pieniądze wcisnęli im alianci do rąk lufami karabinów, a mimo to oni szli na najbliższy posterunek niemiecki, żeby wszystko opowiedzieć.
Ale spójrzmy na poczynania grupy Niemców. Pierwszą rzeczą jaką zrobiliście, było zranienie strzałami w plecy (pomimo zranienia towarzyszą ja nie wystrzeliłem do was nawet jednej kulki na znak dobrej woli), a później wzięcie do niewoli i skupienie się na 3 pytaniach, bez próby jakiejkolwiek oferty. Nie było również żadnej groźby, przesłuchaliście nas, zepsuliście broń, żebyśmy jej nie mogli wykorzystać. Jeszcze była chwila zastanowienia czy można ją później naprawić czy może do końca gry jest popsuta. No, ale hej, mały zgrzyt nie może przesłonić pięknej przygody z zeszłego roku ;). Ciągle jeszcze liczyliśmy na możliwość współpracy. A następnie jak już odchodziliście, nagle zostaliśmy rozstrzelani.
Z waszej strony przesłuchanie i sąd polowy, bo ktoś miał dolary przy sobie i mówi, że widział Brytyjczyków jest ok? Takie rzeczy to pod zbrodnie wojenne podchodzą :P
Czego się spodziewaliście zabijając Chorwatów? Chcieliście nas zastrzelić, po czym oczekiwaliście,że przyjdziemy jeszcze raz, żeby nawiązać kontakt, a wy znowu nas zastrzelicie i tak przez całą grę? Więc powiedzcie mi, jak powinni zachować się Chorwaci, w waszej, Niemieckiej opinii. Jak wy byście wybrnęli fabularnie po takiej akcji, tak naprawdę LARP-owo?

Jak dla mnie po prostu cały żal skupia się wokół tego, że było za mało Niemców. W obozie alianckim też na początku nie było do nas zaufania. Różnie  mogło się potoczyć. Dla mnie strona niemiecka poprzez złe decyzje najpierw wrogo nastawiła do siebie 2 neutralne osoby, a następnie poprzez kolejne złe decyzje zniechęciła kolejne 2 osoby, własnych sojuszników. Równie dobrze to samo mogło stać się po stronie Alianckiej, ale tutaj Brytyjczycy i Amerykanie potrafili się dogadać mimo pewnych napięć, które wystąpiły.

Jedynie co rzeczywiście w mojej opinii mogło doprowadzić do pewnych tarć to:
- rozbrojenie jeńca. Ja spotkałem się po prostu z tym, że pyta się osobę czy daną rzecz wykonujemy larpowo, czy realnie. Przeszukuję larpowo (oddaje wszystkie przedmioty po dobroci) lub przeszukuję realnie (przeszukujemy i co znajdziemy to nasze). To samo dotyczy się rozbrojenia - larpowo (jeniec idzie z bronią, ale nie może jej używać), albo realnie (trzeba mu zabrać całą broń bo inaczej może jej użyć, albo broń którą znajdzie po drodze).
- kwestia szpiega. Myślę, że nie ma co ucinać wątków głównych i historii postaci. Wystarczy, żeby jeden raz jedna strona konfliktu się zrespiła i zostaje bez osób prowadzących? Raczej fabularnie rozwiązywałbym to w ten sposób, że przed grą, osoba która podejmuje się "kreciej roboty" po wykryciu albo traci możliwość wykonywania zadania, albo ucieka do obozu zleceniodawcy. Tak bym to widział. Wiecie, można iść w incepcję i kret, który uciekł do zleceniodawcy tak naprawdę pracuje dla strony z której uciekł, ale... To by zupełnie burzyło grę dla osoby szpiega, bo cały czas od momentu wykrycia, byłby na cenzurowanym, a to jest bardzo frustrujące.

Dla nas po "stronie" chorwackiej gra była bardzo ciekawa. Uważam, że siły były zrównoważone. Nawet jeśli Oś miała jednego gracza mniej to obóz był o wiele łatwiejszy do obrony niż stanowiska Aliantów. Gdyby nie fatalne decyzje wygrana była w zasadzie w kieszeni. Po zdobyciu kryształu wystarczyło dużą grupą przejąć urządzenia i byłoby po grze dla strony alianckiej. Pewnie nawet nie udało by im się ewakuować. Strzelania było nie dużo i to też jest pewien urok tego typu gier. Zapewne gdyby nie deszcz, to spotkania oddziałów byłyby jeszcze rzadsze. Śpiewające drzewo o północy robiło mega klimat. Może te "znajdźki" terenowe to pewien pomysł na następna grę - powinno być ich jeszcze więcej? W końcu podczas szukania łamigłówek i rozwiązań walka jest z jednej strony urozmaiceniem, a z drugiej nadaje suspensu w oczekiwaniu na nagły kontakt?

 

Link to post
Share on other sites
Godzinę temu, Lee napisał:

Skoro zostałem wspomniany...
Jeśli sztucer jest nie odpowiedni to czy byłby odpowiedni u Chorwata STG 44, albo Thompson?  A może skoro to cywil, to powinien mieć pistolet, albo he he, najlepiej nóż i młotek? Co do lunety, rozumiem, nie wyglądała rewelacyjnie, starałem się znaleźć taką, żeby parametrami odpowiadała historycznej. Później ja troszkę kartonem wystylizuję, żeby była podobna i powinno być ok. No chyba, że stylizacja to za mało?

Proszę wyjaśnij mi co to znaczy >>tuningowana replika<<? Co miałeś na myśli?

Jako użytkownik mb03, muszę zabrać głos. Zasada niehistorycznych czterotaktów ma na celu włączyć więcej karabinów powtarzalnych i sztucerów, ale nie snajperek. Jeśli chodzi o tuning to jeśli nie przekroczyłeś limitów (jestem pewny że nie przekroczyłeś) to tuning droga wolna. Natomiast luneta to co innego. Osobiście np nie jestem za zwalczaniem górnej szyny ris, bo ta ma duży znaczenie w sztywności, ale luneta nie powinna być dopuszczalna. 

Co do tuningu to niech drogi Borec się odczepi, ale pricjeł non paseran. 

Chcesz mieć snajperkę, zrób historyczną snajperkę. A jeśli nie to strzelaj z tego co masz, ale bez lunety.

Link to post
Share on other sites
7 godzin temu, gregorius7 napisał:

Stylizacja lunety kartonem, no podoba mi się ten pomysł, mam cyfrowa lunetę z noktowizją 5x-20x o ja sobie ja wystylizuje kartonem, no to wreszcie mam powód do kupienia czterotaktu.

  Piszesz tak, żeby tylko coś napisać?  Przecież napisałem dokładnie:

9 godzin temu, Lee napisał:

...starałem się znaleźć taką, żeby parametrami odpowiadała historycznej.

Luneta którą znalazłem nie wykraczała parametrami przed historyczne odpowiedniki, ani pod względem przybliżenia, światła czy też jakości szkieł (ta jest o wiele gorsza).

Co do samych lunet. Ja jestem zwolennikiem lunet od jakiś 13 lat. Wcześniej to tylko muszka i szczerbinka! Do tego stopnia, że mając L85A2 z SUSAT-em nie używałem optyki. Podczas jednego strzelania był problem z terminatorem, który siedział sobie na pięterku budynku. Już pospolite ruszenie z widłami szło do niego, wyjaśnić problem... Spojrzałem przez optykę - widać było wyraźnie jak kulki opadają przed nim. Nasi strzelający do budynku strzelali pod wiatr, on strzelał z wiatrem. Temat wyjaśniony. Różnica w zasięgu to były jakieś 2m. Dla mnie luneta jest w głównej mierze kwestią bezpieczeństwa, pozwala uniknąć różnych kwasogennych sytuacji. Tutaj czterotakt po założeniu lunety staje się bronią szczególnie niebezpieczną (jak założenie tłumika w myśl UoBiA xD). Karabiny maja średnio około 4-4,5kJ, a PM 0,7kJ. Do tego inną balistykę, przebijalność. Ktoś strzelał serią z PM? Jest jak w ASG i kulki lecą po sznurku? Na większości niehistorycznych strzelań każdy biega z czym chce jeśli chodzi o optykę i nie spotkałem się, żebym słyszał tekst "jesteś tak morderczy bo masz przybliżenie x10" (pomijam noc i nokto/termo, ale to nam nie grozi - chyba że Zielgerät 1229). Dla mnie to demonizowanie lunet.

Ale, jest jak jest. Jeśli nie będzie możliwości, nie będę zabierał lunety. Jak będzie to założę. Może w końcu kupię PM? ;)

Link to post
Share on other sites
7 godzin temu, gregorius7 napisał:

Stylizacja lunety kartonem, no podoba mi się ten pomysł, mam cyfrowa lunetę z noktowizją 5x-20x o ja sobie ja wystylizuje kartonem, no to wreszcie mam powód do kupienia czterotaktu.

Bez przesady, przecież Lee napisał:

9 godzin temu, Lee napisał:

Co do lunety, rozumiem, nie wyglądała rewelacyjnie, starałem się znaleźć taką, żeby parametrami odpowiadała historycznej.

Przyrównywanie do tego noktowizji jest nie na miejscu...

EDIT: Widzę, że Lee wyprzedził mnie o minutę i wyjaśnił to samo, więc już nieaktualne.

 

Co do lunet, to przecież już jakiś czas temu padło rozwiązanie, że czterotakt z lunetą może posiadać tylko "snajper", czyli taka sama funkcja jak saper czy medyk i to organizator decyduje ilu snajperów może wciąć udział w grze. Taka zasada już się pojawiała na niektórych grach i zyskała zwolenników (czy była na Ośmiornicy nie wiem, nie byłem). A czy ową lunetą będzie drugowojenny oryginał czy zwykłe chińskie 3-9x40 owinięte jutą/stylizowane kartonem/obudowane osłonką wydrukowaną na 3D... to już naprawdę nie ma się co kłócić.

 

PS: Na grze nie byłem, ale wątek obserwuję na bieżąco od pierwszego posta i mam nadzieję, że cała krytyka, która się tu pojawia nikogo nie zniechęci, a co najwyżej pozwoli wyciągnąć wnioski i w przyszłości tworzyć jeszcze lepsze gry - a pamiętajmy, że w ASG z elementami LARPa za tworzenie odpowiadania nie tylko organizator, ale również gracze, więc wyciąganie wniosków jest jeszcze istotniejsze. Tylko wiecie, żeby to była konstruktywna krytyka a nie czepialstwo dla czepialstwa. :)

Edited by Foley11
Link to post
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

Loading...
×
×
  • Create New...