Jump to content
Search In
  • More options...
Find results that contain...
Find results in...

BPW: "Kresy w czerwieni - Góra k. Nowego Dworu Maz., 25/26 maja 2024 r. (LARP/ASH)


Recommended Posts

Jeszcze wielka prośba z mojej strony do osoby która znalazła dokumenty kapitan Kożuchowskiego pod oknem więzienia - wyrzuciłem je, żeby strażnicy nie znaleźli ich przy mnie. Jeśli będziesz na kolejnej grze, zabierz je proszę - chętnie zachowałbym je na pamiątkę. 

Link to post
Share on other sites
  • Replies 71
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Top Posters In This Topic

Posted Images

Cześć. Dorzucę swoje dwa grosze z perspektywy szeregowego kopisty :)

Na wstępie dziękuję organizatorom, w tym za pożyczony szpej. 

Założenia samej gry, scenariusz był bardzo ciekawy, czuć było klimat i nerwowość tych dni. Niestety muszę tu powtórzyć za innymi, że gwałtowny spadek liczebności strony polskiej tuż przed grą dał się odczuć od pierwszych chwil gry, gdyż nie było po prostu ludzi by obsadzić wszystkie posterunki naraz, a tym bardziej w wystarczającej liczebności. Znamienne było gdy tuż po rozpoczęciu gry, francuski dyplomata zwrócił mi uwagę czy to normalne że na posterunku granicznym z Rumunią nikt nie stoi a ludzie przechodzą od tak... 

Ale od początku: razem ze starszym szeregowym Krzysztofem zostaliśmy oddelegowani na posterunek KOPu. Zostaliśmy poinformowani że zostaniemy zmienieni mniej więcej za dwie godziny oraz że łączność między posterunkiem a bazą nie działa, być może przyjdzie patrol łącznościowców mający to naprawić. Przed wymarszem na placówkę czekaliśmy chwilę czy nie dostaniemy zaległego żołdu jako że chcielibyśmy zakupić co nieco w karczmie - niestety pieniędzy nie było. Jednak zaradny Krzysiek szybko dogadał się z karczmarzem i na zeszyt udało się wziąć jedno piwo by choć trochę ulżyć w trudach służby na nerwowej granicy. W momencie gdy mieliśmy już ruszać na posterunek, w stronę miasta przybyła cała gromada ludzi z kierunku granicy rumuńskiej, nasza tajna policja latała jak wściekła i z miejsca kazała nam odprowadzić na posterunek policji dwóch 'podejrzanych' ludzi, co też uczyniliśmy. W końcu po zdaniu aresztantów wyruszyliśmy na placówkę. W drodze na posterunek całkowicie przemokliśmy przez ulewę, więc nasza warta nie zaczęła się zbyt przyjemnie, łączność zgodnie zapowiedzią nie działała. Po przeczekaniu najgorszej ulewy na strażnicy rozpoczęliśmy patrole wokół (LARPowo patrząc, strażnica powinna być stale obsadzona, jednak przez małą ilość ludzi nie mieliśmy nawet kogo zostawić, wszak było nas dwóch a też chcieliśmy coś porobić). W pierwszej kolejności udaliśmy się sprawdzić granicę polsko-sowiecką gdzie podczas ostrożnego zbliżania wypatrzyli nas granicznicy sowieccy i dość agresywnie 'powitali' oślepiając latarkami i grożąc rozstrzelaniem. Przypomnieliśmy im że po pierwsze jesteśmy również granicznikami, a po drugie jesteśmy na swojej ziemi więc tym bardziej nie mają prawa nam grozić, po tym się trochę uspokoili. Starszy szeregowy Krzysztof chciał pogadać jak z ludźmi, jednak nerwowi sowieci zdawali się być zdeterminowani nie odpowiadać inaczej jak półsłówkami. Po kontroli słupów granicznych udaliśmy się tym razem w stronę granicy polsko-rumuńskiej gdzie atmosfera była o wiele bardziej przyjazna i kulturalna. Pogranicznik rumuński podczas luźnej pogawędki zasugerował że byłby w stanie nas przepuścić gdybyśmy tylko mieli cywilne ubrania, co dało nam do myślenia, a plan własnego 'ratunku' zaczął się klarować. Szczególnie gdy, jak to sobie tłumaczyliśmy, zostaliśmy zapomnieni przez własnych oficerów (brak żołdu, brak patrolu łącznościowców, brak ogólnie zmiany o wyznaczonym czasie). Drugi raz udaliśmy się na patrol na granicę sowiecką, gdzie zostaliśmy przywitani jeszcze bardziej agresywnie niż ostatnio, sowietów było również więcej co nas zaniepokoiło. Gdy zadaliśmy pytanie czy nie widzieli jakichś przemytników, sowieci szydzili że nie potrafimy upilnować granicy (pewnie pomogli przekroczyć ją swoim agentom). W związku z tym rosnącym napięciem, ustawiliśmy na granicy kozły zaporowe. Krótko też szukaliśmy w krzakach ww. agentów jako że prawdopodobnie słyszeliśmy szelest w środku lasu, ale było bardzo ciemno a nas po prostu zbyt mało by ganiać za widmami w środku lasu o północy. Zdecydowaliśmy że o wszystkim musimy zdać raport, było już po północy gdy na drodze do miasta spotkaliśmy samochód a w nim Lipę Finkelmana z pomocnikiem, dokumenty wydały nam się w porządku więc przepuściliśmy ich dalej (znów uwaga, powinniśmy zostać jakkolwiek poinformowani jak wyglądają porpawne a jak fałszywe dokumenty, na co zwracać uwagę itp). Po zameldowaniu dowódcy o wszystkim, zjedliśmy posiłek w karczmie (znów na zeszyt bo dalej nie było żołdu) i rozdzieliliśmy się. Krzysiek do rąk własnych otrzymał awizo (xD) które poszedł odebrać a ja poszedłem pilnować dworca z innymi kopistami, gdy w końcu dotarł do nas żołd. Nie byłem jednak w stanie się nim nacieszyć bo znów zostaliśmy wysłani na posterunek. Po wyruszeniu na patrol na sowiecko polską granicę nie dość że okazało się że nie ma pgoraniczników co już było dziwne, to w oddali ćwiczył sowiecki oddział... Ćwiczenia o 3 rano na granicy? O tym też trzeba było zameldować. Moi nowi kompani również wyrażali wolę uskutecznienia akcji 'pierzyna' gdy wyjawiłem im o naszych kontaktach z rumunami. Zgodnie z rozkazem udałem się znów do miasta gdzie po zdaniu relacji kapitanowi, zostałem odesłany by zmienić wartownika na granicy rumuńsko polskiej (od strony miasta). Zanim zdążyłem to wykonać (a w międzyczasie świtało) dywersanci przeprowadzili sabotaż co obudziło cały garnizon. Szybko udałem się na posterunek co właściwie było moim zbawieniem. W tamtym momencie akcja zaczęła szybko się rozwijać - rumuński dyplomata przekroczył granicę z powrotem do swojego kraju a ja obserwowałem początek ewakuacji rządu polskiego. Jednocześnie nastapił atak sowiecki - tutaj jako wartownik po prostu broniłem rządu i wycofywałem się wraz z resztą wojska w kierunku granicy. Okazało się jednak że rumuni wpuszczają tylko oficerów albo osoby z paszportami. Gdy na słowo 'paszport' pokazałem pogranicznikowi rumuńskiemu złotówki ten tylko się roześmiał twierdząc że te pieniądze właśnie straciły ważność. Byliśmy między młotem a kowadłem, i nawet w rozpaczy myśleliśmy czy nie zaatakować rumunów, byle tylko uciec od sowietów. Atak trwał i coraz więcej żołnierzy padało trupem, więc godziłem się ze swoim losem gdy nagle dyplomata rumuński szarpnięciem wciągnął mnie do Rumunii i tym samym uratował mi życie. Dla mnie i paru innych żołdaków los się uśmiechnął a wojna skończyła, więc po symbolicznym zapłakaniu nad losem reszty towarzyszy poszliśmy po papiery internowanych i dołączyliśmy do reszty naszej wierchuszki na dworcu. Na pytanie rumuńskiego pogranicznika przy wypisywaniu papierów do jednego z naszych kolegów co też on tu robi i po co przyjechał ten odpowiedział "zawsze podobała mi się tutejsza przyroda, Karpaty oraz ogólnie nie lubię Węgrów" co było w tamtym momencie świetnym żartem sytuacyjnym :D

Rozpisałem się trochę i uprościłem jak mogłem, ale chciałem Wam pokazać że nawet na szeregowej pozycji, na takim LARPie można było również wczuć się w rolę i dobrze się bawić. Nie braliśmy udziału w karczemnych intrygach ani miejskiej szpiegomanii, dla nas clue gry to było rozglądanie się wszędzie wokół, paranoja z szukaniem przemtyników/dywersantów, nasłuchiwanie każdego szmeru w lesie, przeczesywanie dróg. Napięcie było naprawdę realne :)

Poniżej link z kilkoma fotkami z gry

https://drive.google.com/drive/folders/1Px8a2_HP3V_ZHKsAC-N2o7t_9_qYyCEV?usp=sharing

 

Dziękuję wszystkim uczestnikom za świetny klimat :)

Link to post
Share on other sites
W dniu 1.06.2024 o 16:55, Cress (Michał) napisał:

 

I tu dygresja do tego, co napisał Grisza, że „pozbawiliśmy się przyjemności dalszej rozgrywki”. Nie znaliśmy scenariusza... Z naszej perspektywy sytuacja była prosta: jesteśmy polskimi żołnierzami uwięzionymi w ruskim więzieniu, od strażników słyszymy co chwila, że czekają na tortury, granica z Rumunią jest tuż-tuż... Uciekać czy czekać na kaźń? Zagraliśmy najlepiej, jak mogliśmy w tej sytuacji... Post factum faktycznie skomplikowaliśmy scenariusz, ale widocznie zabrakło mi wyobraźni. Mała uwaga: z więzienia uciekliśmy dwukrotnie... Po pierwszej nieudanej próbie nadal nikt mnie nie przeszukał, więc bagnet wykorzystaliśmy do drugiej próby... tym razem udanej. W czwórkę finalnie dotarliśmy do Rumunii.

Tak wiem z naszej strony to też było duże zaniedbanie po prostu nikt się nie spodziewał że ranni jeńcy zaczną uciekać. Tym bardziej że zaczną brać broń długą. Kiedy wszedłem obejrzeć sobie jeńców został tam już tylko jeden Polak z mauserem który sobie strzelał do każdego kto wchodził. Wtedy naszej strony zrobiło się podejście typu a niech robią co chcą bo najważniejsi i tak uciekli komu są jacyś szeregowcy potrzebni XD

Po prostu po obu stronach zagrało zmęczenie po całej nocy a to normalne. Przy tak rozbudowanym scenariuszu zagrało i tak zaskakująco dużo. Widać tu było czas poświęcony na opracowanie go. 

Link to post
Share on other sites
On 5/31/2024 at 1:49 PM, Grisza1122 said:

Po dotarciu do polskiego miasta informacje udzielone przez zwiadowców okazały się prawdziwe miasto było kompletnie nie pilnowane od drugiej strony granicy ani jednego wartownika. Weszliśmy jak do siebie i pięć minut nawoływaliśmy polaków aż wreszcie pojawił się jakiś policjant któremu nakazałem zawołanie jakiegokolwiek dowódcy w celu wyjaśnienia sprawy. Zostaliśmy ugoszczeni na posterunku policji po chwili zjawił się dowódca wojsk polskich który był wyraźnie zaskoczony sytuacją i w sposób bardzo dyplomatyczny próbował załagodzić sprawę. Jednak żołnierz radziecki został zabity i nie mogłem pozwolić na takie niedbalstwo i naruszenie wszelkich zasad granicznych ze strony polskiej. Poinformowałem iż niezwłocznie zawiadamiam Moskwę o zaistniałym skandalu który można traktować jako akt agresji.

To niepilnowanie tej strony granicy było trochę złudne, bo zawsze ktoś się kręcił w okolicy posterunku PP. Byliśmy na pierwszy ogień, więc my (Policja) mieliśmy tej części pilnować, w budynku było kilka dość niewidocznych i zakrytych drzewami drzwi i okien z których mogliśmy was obserwować i ostrzelać, a na koniec staliśmy tam jako ariergarda. Ale powiem Ci Grisza, to Twoje wejście w środku nocy, w pięknym oficerskim mundurze z rzędem medali i przedstawienie się tytułem długości zdania (i to jeszcze zawierającym w środku "NKWD") naprawdę sprawiło na mnie niezłe wrażenie i się trochę speszyłem ze strachu że jak coś źle powiem to będzie przypał na skalę międzynarodową ;) Dodatkowo twój towarzysz bardzo ochoczo manewrował pepedą w naszą stronę, na szczęście tą część sytuacji udało się rozegrać dyplomatycznie.

On 5/31/2024 at 1:49 PM, Grisza1122 said:

Jako że dowództwo poinformowało mnie iż atak zostaje przesunięty z godziny trzeciej na czwartą na spokojnie przeprowadziłem zajęcia z musztry dla swojego oddziału.

Więc ten atak o 3:00 nie był zmyślony, a jednak ;) Nieźle ci wszyscy agenci namieszali.

On 6/2/2024 at 12:25 AM, Loperenco said:

Na pytanie rumuńskiego pogranicznika przy wypisywaniu papierów do jednego z naszych kolegów co też on tu robi i po co przyjechał ten odpowiedział "zawsze podobała mi się tutejsza przyroda, Karpaty oraz ogólnie nie lubię Węgrów" co było w tamtym momencie świetnym żartem sytuacyjnym :D

Rumuński pogranicznik: "Cóż Pana sprowadza do Rumunji?"
Posterunkowy Matuszyk: "Cóż, kocham tutejszą przyrodę, kulturę, jedzenie, jestem turystą i kocham chodzić po górach, a szczególnie piękne są Karpaty które prawowicie odebraliście Węgrom"
Na tą wypowiedź pogranicznik natychmiast podpisał i wydał papiery, pozdrawiając policjanta uśmiechem ;)

Link to post
Share on other sites
  • 2 weeks later...

Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów. (…)
Marszałek Edward Śmigły – Rydz

Obywatele! Z przejściowego potopu uchronić musimy uosobienie Rzeczypospolitej i źródło konstytucyjnej władzy. Dlatego (…) postanowiłem przenieść siedzibę Prezydenta Rzeczypospolitej i Naczelnych Organów Państwa na terytorium jednego z naszych sojuszników. (…) Opatrzność wymierzy nam sprawiedliwość.
Prezydent Ignacy Mościcki

Minęły już ponad dwa tygodnie od naszej gry, emocje nieco opadły, sądzę, że możemy się pokusić o małe podsumowanie. Projekt Kresy w czerwieni stanowił, myślę że całkiem udane, zwieńczenie cyklu Bitwy Polskiego Września i przy okazji był pierwszą grą ASH, która dotknęła tematu inwazji ZSRR na Polskę. By w pełni wykorzystać dramatyzm wydarzeń z 17 września 1939 r. oraz przetestować rozwiązania i ulepszenia na jakie wskazywali weterani Pogranicza w ogniu zdecydowaliśmy się na konwencję LARP, do której inspirację czerpałem także z filmów (np. Złoty pociąg, Człowiek na torze), seriali (np. Polskie drogi, Tajemnica Enigmy) czy książek (np. Marka Krajewskiego, Marcina Wrońskiego czy Konrada Lewandowskiego). Zwykła strzelanka (np. w typie Bzury 1939) nie przyniosłaby tylu emocji.

Wydaje się, że większość środowiska podzieliła ten pogląd, ponieważ w szczycie mieliśmy 68 zapisów, ale finalnie w grze wzięło udział 53 graczy (w tym 3 graczki) z całej Polski, od Dolnego Śląska po Warszawę, od Podkarpacia po Łódź.
5 osób nie stawiło się, bez usprawiedliwienia: @Kolba_DK, Dima, Norek, brat Norka i Kolega Ruskiego. Thanks for nothing Panowie, zwłaszcza, że niektórzy mieli role fabularne z ważnymi dla scenariusza wątkami. Niemniej i tak było nas prawie 100% więcej niż na Pograniczu w ogniu.

Nadszedł więc czas na odkrycie wszystkich kart ze scenariusza, tak by zyskać pełny obraz sytuacji wyjściowej i zaplanowanej historii. Niestety nie byłem wszędzie/naraz i nie mam pełnej orientacji co, kto zrobił, dlatego zachęcam do uzupełnienia luk w tej historii. I pyk, mapka, dla lepszej orientacji:

mapa_pogranicze_v1_PL_wojsk.thumb.png.0b2ee26413962f42a933b8128ceb90c3.png

Jak zatem wyglądała ta pełna nerwowości i napięcia noc z 16 na 17 września 1939 r.?
Główną osią fabularną była historia ewakuacji polskiego rządu (reprezentowanego przez prezydenta Ignacego Mościckiego @krancyk, ministra spraw zagranicznych Józefa Becka @c4mper i Naczelnego Wodza – marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego @SikorPL, którzy w eskorcie policjantów z Brygady Ochronnej @Guzol1 i @Misiek360 pod dowództwem komisarza Jerzego Drwęckiego - @Wade1051przybyli pociągiem na stację gdzieś na pograniczu polsko-rumuńskim (nasze miasteczko nie miało nazwy, ale łączyło w sobie cechy Kut, Śniatynia i Zaleszczyk). Wraz z nimi przybyły wywiezione z Warszawy zapasy złota i pieniędzy z Banku Polskiego (ten wątek miał pociągnąć Norek, ale w związku z nieobecnością, zadanie to spadło na ministra Becka).
Delegacja rządowa obejmowała jeszcze małżonkę Naczelnego Wodza – Martę Thomas-Zaleską (w tej roli Iza), oraz jego adiutanta – pułkownika Tadeusza Munnicha @Vlad. Płk Munnich i kom. Drwęcki mieli za zadanie znaleźć bezpieczne miejsce, w którym rząd mógłby spokojnie odpocząć, posilić się, omówić zaistniałą sytuację oraz zastanowić się co dalej. Prezydent Mościcki miał wygłosić odezwę do mieszkańców miasteczka, zaś marszałek Śmigły przeprowadzić inspekcję garnizonu i nadgranicznych umocnień (jak pokazały wydarzenia, te zadania nie zostały zrealizowane).

Po powitaniu na peronie przez naczelnika stacji – Zygmunta Tuszkę @PolishPartizan rząd udał się do gospody prowadzonej przez weterana wojny polsko-bolszewickiej i osadnika wojskowego – Jana Dolinę @Cortes, któremu pomagał w prowadzeniu interesu ukraiński chłop Iwan Kzyla ( @Tomek W jesteś swój chłop ;).

Położone z dala od linii frontu miasteczko żyło tymczasem swoim życiem, ubarwionym przez pojawienie się ambasadorów: Francji – dr. Leona Noela @Joachim, Wielkiej Brytanii – sir Howarda Kennarda @Lolek2102 i Rumunii - Gheorge Grigorcea (moja skromna osoba). Porządku pilnowała załoga posterunku Policji Państwowej (w tych rolach Rudi, @Basil pod dowództwem komendanta Wincentego Gabrysia - @daffi), zaś niedalekiej granicy – wojsko i KOP pod dowództwem rotmistrza Huberta Królikowskiego @hubert94 Na poczcie zaś oczekiwał na worek z korespondencją (która zawierała polecenia wymuszające określone interakcje) naczelnik urzędu Kleofas Podgórecki @ogurki.

Jednocześnie po drugiej stronie niedalekiej granicy radziecko-polskiej do koszar dotarł oddział 23 Brygady Wojsk Pogranicznych NKWD pod dowództwem majora Fiodora Malenkowa @Grisza1122 z zadaniem zabezpieczenia tej granicy i uniemożliwienia jej przekroczenia polskim wywiadowcom, dywersantom oraz przemytnikom. Granicę rumuńską obstawili zaś żołnierze pod dowództwem porucznika Andreia Bonescu (w tej roli Jurgen).

Ewakuowany z Warszawy rząd zaprosił dyplomatów na (zabezpieczoną przez Brygadę Ochronną w gospodzie) naradę, w trakcie której poruszono kwestie wsparcia Wielkiej Brytanii i Francji dla Polski (szczególnie mocno naciskali na amb. Noela marszałek Rydz-Śmigły i prezydent Mościcki). Ambasadorowie przekazali najnowsze informacje dot. zaangażowania Paryża i Londynu, po czym zaczęły się uzgodnienia dotyczące ewentualnego przejścia polskiego rządu i wojska przez Rumunię do Francji.
Tu zaczęły się rozbieżności – Polacy chcieli by rząd, wojsko i zasoby Banku Polskiego mogły bez przeszkód trafić do Francji. Amb. Noel miał za zadanie naciskać na Rumunów by doprowadzić do internowania rządu, w celu wymiany go na ekipę generała Sikorskiego. Amb. Kennard dążył do tego by uzyskać od Rumunów wolną drogę dla żołnierzy i depozytów Banku Polskiego. Amb. Grigorcea musiał zaś stać na straży neutralności własnego kraju.

Z dala od wielkiej polityki toczyło się jednak zwyczajne życie. Żołnierze polscy, radzieccy i rumuńscy patrolowali granice wchodząc w interakcje (na granicy PL-RO) lub zdecydowanie ich odmawiając (na granicy PL-ZSRR). Ambasadorowie Grigorcea i Kennard musieli zaopatrzyć się w paliwo, by uruchomić swoje automobile, dlatego w tym celu udali się do warsztatu mechanika Lipy Finkielmana @gregorius7, gdzie właściciel poinformował ich o brakach w zaopatrzeniu. Po dłuższej dyskusji udało się jednak „coś załatwić”, pod warunkiem uzyskania zwolnienia celnego w paszportach dla Finkielmana i jego pomocnika – Krzysztofa Boreckiego @Borec. Zwolnienie to było obu mechanikom potrzebne do uniknięcia kontroli na granicy ponieważ, nie dość, że dorabiali sobie jako przemytnicy dóbr luksusowych (z Rumunii) i paliwa (z ZSRR), to tworzyli także miejscową komórkę komunistyczną.

Z komórką tą miał nawiązać kontakt agent Razwiedupru – major Władimir Jegnarow @Mekar, który przybył do Polski z Rumunii, pod przykrywką polskiego dziennikarza Władysława Piaseckiego. Jego celem było zorganizowanie siatki dywersyjnej, która miała objąć element komunistyczny. Jegnarow miał także spotkać się z agentami Abwehry w celu skoordynowania działań i wytropienia polskiego rządu, depozytów Banku Polskiego oraz ewakuowanych ze Lwowa archiwów polskiego wywiadu.

Archiwa te wywiózł posługujący się kamuflażem bułgarskiego dziennikarza – Rajko Koljewa, kapitan Oddziału II Sztabu Głównego Bolesław Poraj-Kożuchowski @Cress (Michał), który miał je zdać do Sztabu Naczelnego Wodza i nawiązać łączność z pozostałymi agentami O/II. Kontaktem kpt. Poraja była podająca się za nauczycielkę ze Stryja panna Antonina Teitelbaum (w tej roli Anita). Następnie kpt. Poraj miał udać się za granicę radziecką w celu ustalenia dyslokacji wojsk NKWD oraz rozpoznania ich zamiarów (to zadanie nie zostało wykonane). Panna Teitelbaum zaś miała zadania kontrwywiadowcze, w realizacji których wspierała ją pani Marszałkowa.

Pierwszym celem dla agentów O/II stała się ewakuująca akta lwowskiego Sądu Okręgowego urzędniczka – panna Janina Masiuk, a tak naprawdę Oberleutnant Margarethe von Losein z Abwehry (w tej roli Dominika), która na stacji zapytała się kolejarzy czy wiedzą, gdzie znajdują się koszary radzieckie? Pracownicy PKP nie mieli takiej wiedzy, ale zwrócili na panienkę uwagę kpt. Poraja, który zajął się działaniami kontrwywiadowczymi. Porucznik von Losein, w międzyczasie nawiązała kontakt z majorem Jegnarowem, który liczył, że uzyska od niej dokumenty dla podszywających się pod bojowców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów radzieckich dywersantów @Seph @Meister.
Dokumenty te (fałszywe polskie dowody osobiste i prawdziwe legitymacje OUN przygotowane w wydziale Abwehry ds. ukraińskich), które miały ułatwić dywersantom penetrację miasteczka, miał jednak inny agent Abwehry – Oblt Franz Derre (w tej roli Józef), posługujący się kamuflażem przedstawiciela węgierskich zakładów zbrojeniowych „Manfred Weiss” - Laszlo Emanuela. Por. von Losein nie mogła mieć dokumentów dla dywersantów, ponieważ przyjechała z Krakowa, będącego już pod okupacją niemiecką - o czym świadczyło posiadane przez nią wydanie „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. Wkrótce potem pani Marszałkowa zobaczyła, że Margarethe von Losein alias panna Janka ma w torebce drugi komplet dokumentów, co spowodowało jej dekonspirację, zatrzymanie przez policję i zastrzelenie podczas próby ucieczki (wg. Daffy’ego).

Mjr Jegnarow, który w międzyczasie przystąpił do identyfikacji oficerów, policjantów i urzędników, udał się na granicę i przekroczył ją nie niepokojony przez patrole KOP. Radzieccy pogranicznicy odprowadzili szpiega do dowódcy, gdzie dowiedział się on od mjr. Malenkowa, że uderzenie na Polskę zaplanowano na godz. 3 w nocy, ale miało być poprzedzone akcją (przebranych za bojowców OUN) dywersantów na rozjazdy oraz stację kolejową. Przy okazji otrzymał ulotki propagandowe do przekazania komunistom w miasteczku do dystrybucji.
Komuniści w miasteczku mieli zaś własne zadania: Finkielman z Boreckim mieli sabotować dostawy paliwa i gromadzić fundusze (np. poprzez napad na pocztę), a w sprzyjającym momencie chwycić za broń wspierając radzieckich dywersantów, zaś Kzyla, miał przejąć gospodę. Jeden z żołnierzy WP (Figlon junior) miał siać defetyzm, jednak jego dowódcy szybko go nawrócili.

Szyki komunistom pokrzyżowało przybycie z Rumunii inżyniera Teodora Meltzera – przedstawiciela rafinerii „Concordia Vega” z Ploesti (w tej roli Robert „Monster”), który miał za zadanie odzyskać długi Finkielmana, za dostawy paliwa, które ten pokrył wekslami oraz podpisać kontrakty na dostawy paliwa dla Wojska Polskiego i/lub Armii Czerwonej. Meltzer udał się do Finkielmana na rozmowy, jednak negocjacje nie przyniosły rezultatu. Nie wiedząc, że trafia w dziesiątkę, zniechęcony postanowił wskazać policji Żyda jako komunistę i w ten sposób zmusić go do oddania 2000 złotych. Finkielman wpadł na ten sam pomysł i wskazał – popadającej w coraz większą szpiegomanię policji – Meltzera jako radzieckiego szpiega, co skończyło się jego aresztowaniem przez żołnierzy i serią brutalnych przesłuchań, w trakcie których ten – po raz kolejny celnie strzelając – wskazał godz. 3 w nocy jako czas radzieckiego uderzenia, co zostało przekazane do Sztabu Naczelnego Wodza i wywołało panikę oraz serię nerwowych decyzji. Nie wiem jak potoczyły się dalsze losy inż. Meltzera.

Losu, Bogu ducha winnego, Rumuna nie podzielił za to przybyły tym samym pociągiem belgijski inżynier Philip Walravens (w tej roli Filip) – przedstawiciel handlowy zakładów zbrojeniowych FN Herstal, który miał za zadanie zdobyć kontrakty na dostawy pistoletów i motocykli dla Wojska Polskiego. W tym celu szukał dojścia do polskiego rządu. Finalnie, dzięki pośrednictwu ambasadora Grirogcea, udało mu się zasiąść do stolika z marszałkiem Śmigłym.

W międzyczasie ze spotkania w koszarach NKWD wrócił mjr Jegnarow, który na ulicy został zatrzymany do kontroli przez funkcjonariuszy Brygady Ochronnej. W trakcie rewizji znaleźli oni przy nim ulotki, które miał przekazać miejscowym komunistom. Czekista popełnił jednak szkolny błąd i zamiast spokojnie pójść z policjantami na posterunek spróbował ucieczki w trakcie której został zastrzelony.
Nie mam natomiast informacji o przebiegu i rezultacie misji Oblt. Derre z Abwehry. Z tego co się orientuję nie zdążył on przekazać dokumentów agentowi Razwiedupru, także radzieccy dywersanci w przebraniach bojowców OUN musieli zacząć misję bez nich. Jeżeli ktoś wie jak poszło naszemu „Węgrowi”, to niech da znać. Podobnie nie wiem jak skończyła się misja panny Teitelbaum.

Nie wiem także jak potoczyły się losy radzieckiego dezertera @Ruskizil, który będąc alkoholikiem postanowił przekroczyć granicę z Polską i sprzedać wszystko co wie za flaszkę wódki. Dotarł on na stację kolejową w miasteczku, gdzie kolejarze oddali go policjantom, a ci - agentom O/II, ale co wydarzyło się dalej?

Niewykryci przez patrole KOP dywersanci radzieccy przekroczyli w międzyczasie granicę polską i skierowali do miasteczka na spotkanie z miejscowymi komunistami. Nie wiedzieli jednak, że ci  otrzymali już od ambasadorów Kennarda i Grigorcea stosowne wpisy w paszportach i udali się samochodem do ZSRR, by podjąć z kryjówki zamelinowane paliwo. Następnie – na zlecenie karczmarza Doliny – pojechali do Rumunii, by przywieźć dobra luksusowe (przede wszystkim szampana), ponieważ ambasador rumuński chciał uczcić dobre informacje, jakie otrzymał na  poczcie, do której dotarł telegram z informacją, że rząd w Bukareszcie zgodził się na tranzyt depozytów Banku Polskiego oraz udzielenie gościny lub prawa przejazdu polskiej ekipie rządowej.

Tymczasem na spotkaniu ambasadorów Grigorcea, Kennarda i Noela, ten ostatni wskazał, iż rząd Francji nie zaakceptuje obecnej polskiej ekipy – w związku z czym konieczne jest ich internowanie. Dyplomaci ustalili, że przedstawią do podpisu prezydentowi Mościckiemu, ministrowi Beckowi i marszałkowi Śmigłemu deklarację, w której ci – na czas przejazdu przez Rumunię – zrzekną się swoich urzędów. Taką deklarację oficjele krótko przed godz. 3 podpisali.

Jednocześnie nieobecność miejscowego aktywu opóźniła akcję dywersantów na rozjazdy kolejowe, co spowodowało przesunięcie godziny ataku Armii Czerwonej z 3 w nocy na 4 nad ranem i wprowadziło konsternację w szeregach Polaków, którzy na rozkaz Naczelnego Wodza ściągnęli znad granicy całość wojska, w celu zabezpieczenia ewakuacji rządu. Radzieckie uderzenie jednak nie następowało, lecz wtedy nastąpił wybuch bomby, podłożonej pod rozjazdy kolejowe przez radzieckich dywersantów, co postawiło polski garnizon na nogi. W pościgu, w stronę strażnicy KOP wysłano patrol w celu jej obsadzenia. Strażnica ta była pierwszym celem Armii Czerwonej. Żołnierze mjr. Malenkowa otrzymali wyraźny rozkaz, że musi zostać ona bezwzględnie opanowana w pierwszej kolejności, przez co zablokowane zostaną połączenia kolejowe Polski z Rumunią. Z tego co się orientuję, to ten bardzo dogodny do obrony punkt, został jednak zajęty bez walki, zaś pierwsze starcia z Polakami nastąpiły już bliżej miasteczka.

Informacja o wkroczeniu Sowietów wywołała po stronie polskiej wybuch paniki i masową ucieczkę niemal wszystkich obecnych w miasteczku w stronę granicy rumuńskiej. Po zredagowaniu orędzia do narodu ewakuował się prezydent Mościcki. Swoje posterunki porzucili kolejarze i pocztowiec. Pośpiesznie wyjeżdżał Belg, nawet właściciel gospody Dolina zdecydował się na ucieczkę.
Naturalnie granicę mogli przekroczyć jedynie posiadacze paszportów, ale por. Bonescu uznał za paszporty także znaczne kwoty lej rumuńskich, dolarów amerykańskich, funtów szterlingów czy franków francuskich. W ten sposób swoją ucieczkę opłacił m.in. naczelnik poczty Podgórecki oraz kolejarze Tuszka i Sokowicz @Octan inc. Z honorami na rumuńskiej ziemi powitano prezydenta Mościckiego, któremu oddano do dyspozycji pokój w rumuńskim urzędzie celnym, gdzie złożony chorobą radca Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Martin Rychlescu (w tej roli Mrychel) przygotowywał się do ewidencjonowania uchodźców.

Część Wojska Polskiego i Policji Państwowej osłaniała odwrót, jednak przewaga Armii Czerwonej byłą zbyt duża i walki zaczęły niebezpiecznie zbliżać się do przejścia granicznego. W związku z tym ambasador Grigorcea zamknął granicę. Polacy znaleźli się w pułapce na ziemi niczyjej i zaczęli ponosić coraz większe straty. To spowodowało interwencję amb. Kennarda, który uprosił amb. Grigorceę by ten wpuścił pozostałych przy życiu żołnierzy i policjantów. Dzięki temu niedobitki Wojska Polskiego i Policji Państwowej z marszałkiem Śmigłym na czele znalazły się w Rumunii, gdzie zostały rozbrojone i internowane. Ostatnim ewakuowanym był funkcjonariusz Brygady Ochronnej - przodownik Jerzy Kwasiborski @Guzol1, który został postrzelony w chwili gdy przechodził pod szlabanem. Pomocy medycznej udzielił mu jednak sam prezydent Mościcki i rumuńscy sanitariusze.

W tym czasie w miasteczku władzę przejęli miejscowi komuniści. Iwan Kzyla został nowym karczmarzem, który wylewnie powitał „wyzwolicieli”, rozdając im zapasy trunków z gospody, zaś Lipa Finkielman przystąpił do organizowania Gwardii Robotniczej. Z granicy Sowieci popędzili kolumnę polskich jeńców, która zapełniła cele na posterunku PP, po czym zostawiwszy Polaków pod niewielką strażą, krasnoarmiejcy rozbiegli się plądrować miasteczko.

Zaniepokojeni losem polskich jeńców dyplomaci postanowili – korzystając ze swoich immunitetów – udać się w charakterze misji humanitarnej na rozmowy z dowódcą radzieckim, którego wkrótce spostrzegli na głównej ulicy miasteczka: trzymającego w prawej ręce rewolwer, a w lewej butelkę wódki (serio @Grisza1122, to było ikoniczne!). Władający rosyjskim amb. Grigorcea przedstawił mjr. Malenkowowi cele misji dyplomatycznej, jednak nie spotkała się ona ze zrozumieniem i akceptacją. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, przez co dyplomaci podjęli decyzję o powrocie do Rumunii. Okazało się jednak, że zostali – wbrew prawu międzynarodowemu – zatrzymani. Interwencje u podoficerów radzieckich, pomimo chęci pomocy ze strony sanitariusza @Mati86, nie przynosiły rezultatu (sierżant Aszigarow @ashigara, chyba z Buriacji, nawet nie mówił po rosyjsku ;). Miejscowy element, zwłaszcza Finkielman, stawał się także coraz bardziej agresywny, w związku z czym dyplomaci zrejterowali za granicę.

Jan Dolina pomyślał jednak inaczej i zdecydował się wrócić, by odzyskać swoją gospodę. Myślał, że jako byłemu członkowi Polskiej Partii Socjalistycznej nic mu nie grozi. Przeliczył się – wkrótce po przybyciu do miasteczka został aresztowany (ale przez kogo nie wiem – Robert, daj znać proszę).

Tymczasem jeńcy polscy, którzy w trakcie konwojowania usłyszeli, że teraz to się dopiero z wami zabawimy polskie pany! i mogą się spodziewać tortur, spróbowali ucieczki. Nie poddani rewizji przez enkawudzistów wyjęli schowaną broń, zaatakowali wartowników i rozbiegli się po okolicy. Mjr Malenkow zarządził obławę (w trakcie której część uciekinierów została wyłapana, a inna część zastrzelona w trakcie wymiany ognia), zamiast zająć się przygotowaniami do głosowania ludowego oraz przesłuchaniami - mającymi na celu oddzielenie oficerów, policjantów, pograniczników i agentów wywiadu od zwykłych szeregowców. Szeregowcy bowiem, obok cywilów zastanych na miejscu, mieli wziąć udział w głosowaniu dotyczącym wyboru Lipy Finkielmana na nowego burmistrza oraz przyłączenia miasteczka do ZSRR.
A co się miało stać z oficerami, policjantami i wywiadowcami? Mieli zostać deportowani na oczach ludności do obozu w koszarach NKWD, reszta zaś niech pozostanie tajemnicą.

Niestety tych rozdziałów gry już nie rozegraliśmy ze względu na zmęczenie uczestników po 8 godzinach intensywnej, nocnej rozgrywki, 4 burzach i kilku godzinach deszczu, który rozpuścił nam część scenografii oraz wydatnie zmęczył uczestników.

A co stało się z zapasami złota Banku Polskiego i aktami ekspozytury O/II we Lwowie? Korzystając z tego, że amb. Grigorcea zostawił swój automobil otwarty, płk Munnich i kpt. Poraj-Kożuchowski schowali skrzynie ze złotem, walutami obcymi i złotówkami oraz dokumenty wywiadowcze w bagażniku limuzyny, bez wiedzy jej właściciela. W ten sposób trafiły one do Rumunii, ale potem na krótko wróciły do Polski – w trakcie nieudanej misji humanitarnej. Mogłyby tam zostać na dłużej, gdyby dyplomaci zdecydowali się uciec za granicę pieszo.
Zawartość archiwów lwowskiej ekspozytury wywiadu mogła być dla NKWD bardzo interesująca, ponieważ zawierała akta personalne (wraz z fotografiami) jej pracowników, w tym kpt. Poraja, panny Teitelbaum, a także wykaz byłych współpracowników PP, na którym figurowało nazwisko… Iwana Kzyli. Mogłoby się więc okazać, że rewolucja zjada własne dzieci. Kpt. Poraj-Kożuchowski starał się zresztą ukryć swoją funkcję wyrzucając przez okno aresztu legitymację oficera O/II, ale znaleźli ją enkawudziści (nie pamiętam kto, ale widziałem ten dokument w rękach Sowietów – @ashigara?). Szczęśliwie udało mu się jednak uciec z aresztu i przekroczyć granicę rumuńską.

Widząc sytuację, po godz. 5 podjęliśmy decyzję o zakończeniu gry.

Teraz czas na podziękowania – wiele osób przyłożyło rękę do tego, że ta gra się odbyła.
Przede wszystkim dziękuję Junior Game Organiserowi – Cortesowi oraz Assistant Game Organiserowi –
@arkusz86. Panowie odpowiadali za dużą część scenografii oraz pomagali spinać i korygować wątki scenariusza. Razem też działaliśmy na miejscu. Podziękowania kieruję także w stronę @Bullet 83 i @Foorman, @DBWReserve, @Grzyb_676 et consortes, Gregoriusa i Borca, PolishPartizana i Octana oraz Arka, Jurgena, Chochela i Mrychla. Panowie, bez Was i Waszego wkładu ta gra nie mogłaby się odbyć, a lokacje takie jak przejście graniczne, stacja kolejowa, poczta, warsztat samochodowy, rumuński urząd celny czy koszary KOP nie powstałyby.
Wyrazy wysokiego szacunku kieruję w stronę WSZYSTKICH graczy, którzy zechcieli wziąć przeżyć tą przygodę – zarówno fabularnych, cywilnych, jak też mundurowych. Bez graczy wcielających się w rolę szeregowych żołnierzy (wszystkich stron) nie udałoby się nam stworzyć nastroju nerwowego oczekiwania i – choć strzelania było mało – to mam nadzieję klimat i napięcie towarzyszące służbie granicznej Wam to wynagrodziły. Na osobną pochwałę zasługuje stylizacja wszystkich oraz styl gry. Było relatywnie niewiele momentów wymagających interwencji moderacji, a zgłoszeń dot. terminatorki nie słyszałem wcale.

Do krytyki niektórych elementów gry odniosę się w następnym poście, tu już i tak wyszło bardzo długo. Zdjęć niestety nie mam, bo padła bateria w moim aparacie.

I tak kończymy cykl „Bitwy Polskiego Września”. Ze zmęczenia zapomniałem publicznie wręczyć po podsumowaniu baretek „Defence Medal” za cały cykl BPW, zatem proszę osoby, które ich nie dostały, a wzięły udział we wszystkich grach cyklu o PW (Arkusz, Ashigara, Gregorius, Guzol, Joachim, Meister, Mękar, Misiek, Seph, Vlad, Wade).

I – tu piszę do wszystkich - dajcie znać proszę czy wrócilibyście nad granicę? Może znów polsko-niemiecką, w ostatnich dniach sierpnia 1939 r.?

Z Panem Bogiem.

Link to post
Share on other sites

Ze Strony Wodza Naczelnego sytuacja miała się jak poniżej.

Przyjazd pociągiem w nocy (gratulacje dla stylizacji Kolejarzy i ich stacji) był bardzo emocjonujący gdyż razem z rządem nie mieliśmy pojęcia co nas czeka i tylko dzięki ochronie (świetna służba) daliśmy radę bezpiecznie zainstalować prowizoryczne biuro w knajpie gdzie mogliśmy prowadzić obrady i spotykać się z Ambasadorami (super stylizacje i wczucie w role w tym w realia historyczne).

Czas swój poświęcałem pomiędzy działania dyplomatyczne wraz z rządem (Prezydent Mościcki zagrał jak w teatrze) a lokalną organizację wojska. W tym ostatnim pomagał mi adiutant Tadeusz (Vlad), który wraz z Rotmistrzem (Hubert) próbował wprowadzić dyscyplinę w organizacji. Stąd też bezpośrednio sam już nie przeprowadziłem inspekcji. Do tego musiałem opiekować się niesforną żoną i w ciągłym kontakcie z Kapitanem Porajem (Cress) koordynowałem działania kontrwywiadowcze. Niestety nie obyło się bez wpadek bo pomocnik Jana Doliny nie został zdemaskowany a mógł sporo namieszać jako sympatyk Rosji Sowieckiej.

Z innych działań starałem się zapewnić dodatkowe uzbrojenie dla resztek naszej armii i udało mi się wynegocjować dwie dostawy broni/amunicji/samolotów/motocykli w ciągu tygodnia na dość bezpiecznych zasadach finansowania. 

Końcowa faza gry upłynęła nam na planowaniu planu B polegającego na ewakuacji Rządu oraz dokumentów i kosztowności na granicę z Rumunią. Na szczęście się to udało pomimo przewagi militarnej Rosjan i nieco mylnych dla nas doniesień wywiadowczych. Granica sama w sobie była fajnie zorganizowana i nie było pardonu ze strony urzędników rumuńskich pomimo napierających Rosjan.

W zasadzie wszyscy stanęli na wysokości zadania i wczuli się w role: Policja, Listonosz, Kolejarze, Żydzi, itd.

Komentarze techniczne:

- dla mnie (jak wiecie jestem fanem takich gier) było po prostu super! i deklaruję się na kolejne

- wszystkie dyskusje powinny być prowadzone post game bo wpływają na rozgrywkę i klimat (vide aresztowanie Żydów z warsztatu)

- fajnie zapraszać jeszcze więcej dziewczyn (były 4 a nie 3) bo robią nieco "cywilny" klimat

- Jan Dolina (Cortes) rewelacyjny pomysł z poczęstunkiem i wystrojem knajpy, dzięki!

- strona "bierna" czyli Rosjanie chyba powinni mieć więcej do roboty bo praktycznie do 4:00 AM się nieco nudzili  

- warto (i) czytać dokładnie zasady i role opisane przez orgów wcześniej bo faktycznie kilka wątków się zmarnowało, (ii) myśleć w czasie gry bo widać np. że można było rozpoznać fałszywe dokumenty

- na kolejnych grach nocnych warto zabrać ze sobą więcej własnego oświetlenia do pomieszczeń  

Link to post
Share on other sites

"Nie wiem także jak potoczyły się losy radzieckiego dezertera @Ruskizil, który będąc alkoholikiem postanowił przekroczyć granicę z Polską i sprzedać wszystko co wie za flaszkę wódki"

Dezerter trafił do naszego aresztu, został przesłuchany łącznie z użyciem pałki służbowej.

Sprawiał (w naszym odczuciu) bardziej obłąkanego albo szpiega bo plątał się w zeznaniach.

- skąd masz płaszcz?

- to Austryjacki po dziadku..

..... za chwilę ....

- skąd masz płaszcz?

- ukradłem ruskiemu żołnierzowi.

zatem zawezwaliśmy wojsko które rozstrzelało go dla przykładu w policyjnej celi.

W dniu 11.06.2024 o 13:10, Domin007 napisał:

Janina Masiuk, a tak naprawdę Oberleutnant Margarethe von Losein z Abwehry

potwierdzam... przeszukana, odebrane dokumenty, zastrzelona podczas próby ucieczki na dworcu kolejowym.

Dokumenty polskie, jeśli koleżanka chce je odzyskać to mam nie wyrzuciłem, dokumenty niemieckie mieli policjanci z brygady ochrony.

Edited by daffi
Link to post
Share on other sites
12 godzin temu, daffi napisał:

"Nie wiem także jak potoczyły się losy radzieckiego dezertera @Ruskizil, który będąc alkoholikiem postanowił przekroczyć granicę z Polską i sprzedać wszystko co wie za flaszkę wódki"

Dezerter trafił do naszego aresztu, został przesłuchany łącznie z użyciem pałki służbowej.

Sprawiał (w naszym odczuciu) bardziej obłąkanego albo szpiega bo plątał się w zeznaniach.

- skąd masz płaszcz?

- to Austryjacki po dziadku..

..... za chwilę ....

- skąd masz płaszcz?

- ukradłem ruskiemu żołnierzowi.

zatem zawezwaliśmy wojsko które rozstrzelało go dla przykładu w policyjnej celi.

Za wiele nie mógł wam powiedzieć bo nie wiedział nic poza tym że ma patrolować granicę. Z zachowaniem partyjnej czujności nie informowałem podwładnych o niczym ponad to co konieczne na dany moment. O tym że w ogóle wkraczamy dowódcy dróżyn dowiedzieli się na 35 minut przed atakiem. 

Jedynymi którzy zostali poinformowani na półtorej godziny przed wkroczeniem byli dywersanci bo było to konieczne aby skoordynować akcje sabotażowe. Moi ludzie przyprowadzając mi naszych agentów nawet nie wiedzieli kim oni są.

Link to post
Share on other sites
On 6/11/2024 at 1:10 PM, Domin007 said:

Szyki komunistom pokrzyżowało przybycie z Rumunii inżyniera Teodora Meltzera – przedstawiciela rafinerii „Concordia Vega” z Ploesti (w tej roli Robert „Monster”), który miał za zadanie odzyskać długi Finkielmana, za dostawy paliwa, które ten pokrył wekslami oraz podpisać kontrakty na dostawy paliwa dla Wojska Polskiego i/lub Armii Czerwonej. Meltzer udał się do Finkielmana na rozmowy, jednak negocjacje nie przyniosły rezultatu. Nie wiedząc, że trafia w dziesiątkę, zniechęcony postanowił wskazać policji Żyda jako komunistę i w ten sposób zmusić go do oddania 2000 złotych. Finkielman wpadł na ten sam pomysł i wskazał – popadającej w coraz większą szpiegomanię policji – Meltzera jako radzieckiego szpiega, co skończyło się jego aresztowaniem przez żołnierzy i serią brutalnych przesłuchań, w trakcie których ten – po raz kolejny celnie strzelając – wskazał godz. 3 w nocy jako czas radzieckiego uderzenia, co zostało przekazane do Sztabu Naczelnego Wodza i wywołało panikę oraz serię nerwowych decyzji. Nie wiem jak potoczyły się dalsze losy inż. Meltzera.

Inżynier Meltzer, zatrzymany przez KOP w pierwszych 10 minutach gry wraz z "Węgrem" trafili do celi na naszym posterunku. Po tych wszystkich wesołych przygodach które już opisałeś, gdzieś po północy rumuński inżynier trafił do celi policyjnej, gdzie umęczony popadł w sen tak głęboki że nie zbudził go nawet atak sowiecki. Musiał się dość zdziwić, kiedy obudził się w tym samym więzieniu, a innym kraju!

Off-game to nasz wesoły śpiewak poszedł na zasłużony odpoczynek do samochodu ;)
 

On 6/11/2024 at 1:10 PM, Domin007 said:

Dokumenty te (fałszywe polskie dowody osobiste i prawdziwe legitymacje OUN przygotowane w wydziale Abwehry ds. ukraińskich), które miały ułatwić dywersantom penetrację miasteczka, miał jednak inny agent Abwehry – Oblt Franz Derre (w tej roli Józef), posługujący się kamuflażem przedstawiciela węgierskich zakładów zbrojeniowych „Manfred Weiss” - Laszlo Emanuela. Por. von Losein nie mogła mieć dokumentów dla dywersantów, ponieważ przyjechała z Krakowa, będącego już pod okupacją niemiecką - o czym świadczyło posiadane przez nią wydanie „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. Wkrótce potem pani Marszałkowa zobaczyła, że Margarethe von Losein alias panna Janka ma w torebce drugi komplet dokumentów, co spowodowało jej dekonspirację, zatrzymanie przez policję i zastrzelenie podczas próby ucieczki (wg. Daffy’ego).

(...)

Jeżeli ktoś wie jak poszło naszemu „Węgrowi”, to niech da znać.

"Węgier" zatrzymany wraz z Rumunem trafili na początku gry do celi policyjnej razem, a potem policja była zajęta pilnowaniem ważnych gości którzy wprosili się nam na posterunek. Ja stałem na straży przy wejściu, widziałem jedynie że po przesłuchaniu, owy "Węgier" został zaproszony na spotkanie z rządem i kilkukrotnie obracał się jeszcze w tych kręgach. Ciekawe ;)

Po za tym, w sprawach policji wszystko jak opisał wyżej komendant.

Sam mam jeszcze jedną uwagę - warto by wspomnieć, że fałszywki istnieją; szczególnie służbom. Wiem że można to wydedukować, ale ja sobie zapamiętałem z tych wiadomości przed grą część "ZAKAZ WNOSZENIA WŁASNYCH FAŁSZYWEK I PODRÓBEK" zamiast "możecie używać tylko tego, co dostaniecie ode mnie"; przez co w mojej głowie błędnie powstała myśl "aha, nie będzie fałszywek". Więc taka przypominajka dla służb by trochę z tym pomogła, bo zwyczajnie mi to z głowy wypadło tuż przed grą. Szkoda wielka, bo dokumenty były super przygotowane i naprawdę mogło to wiele pomóc i namącić w grze, gdyby gracze pamiętali się w to angażować ;)

Po za tym - jeszcze raz trzeba powiedzieć że było niesamowicie, dzięki wszystkim. Oczywiście jak najbardziej jestem chętny na wszystkie kolejne gry w tych klimatach; nawet sam zaczynam coś myśleć o organizowaniu takich.

Link to post
Share on other sites
Godzinę temu, Basil napisał:

Sam mam jeszcze jedną uwagę - warto by wspomnieć, że fałszywki istnieją; szczególnie służbom.

A nie chcielibyście mieć zbyt łatwo? Spójrz na to też ze strony agentury, która również chciałaby dostać szansę efektywnego wykonania swoich zadań. Czujność jest wpisana w zawód policjanta czy kontrwywiadowcy, zresztą z opisów widzę, że w Waszym wypadku posunęła się ona nawet do stosowania aresztu prewencyjnego, bo jakie mieliście podstawy by przymknąć rumuńskiego nafciarza czy węgierskiego handlarza bronią? Do tematu dokumentów odniosę się jeszcze niżej.

Tymczasem kilka statystyk dot. gry.
Po stronie polskiej udział w grze wzięło udział 9 żołnierzy WP, KOP i PWK, którzy otrzymali dwuosobowe posiłki o godz. 3 w nocy oraz Wódz Naczelny i jego adiutant razem 13. Do tego doliczmy Policję Państwową reprezentowaną przez 3 mundurowych i 3 funkcjonariuszy Brygady Ochronnej po cywilnemu. Razem uzbrojonych Polaków 19.

Po stronie sowieckiej udział wzięło 9 żołnierzy wspartych przez 2 dywersantów przebranych za OUN, razem 11 uzbrojonych Sowietów.

Armię rumuńską reprezentowało 3 żołnierzy.

Jako cywile zagrało 21 osób, w tym 2 umundurowanych kolejarzy i 1 pocztowiec, 3 dyplomatów, 5 agentów tajnych służb (2 z Abwehry, 2 z Oddziału II i 1 z Razwiedupru) oraz 3 komunistów.

Z powyższego wynika, że strona polska miała przewagę liczebną, jednak została zniwelowana przez rozległość terenu, ciągle zmieniające się rozkazy, mnożenie zadań i wkradający się w działania Polaków chaos. Zupełnie jak w 1939 r.!

Pozwólcie teraz, że odniosę się do krytyki jaka dotknęła kilku elementów gry:

1. Gra powinna być skonstruowana tak, że 3h nic się nie dzieje, 4h się śpi i 3h jest intensywna naparzanka.
Nie zgadzam się, ponieważ taki rozkład gry zaburza jej płynność i odziera z tego, co było kluczowe dla klimatu Kresów w czerwieni – potęgującej się z godziny na godzinę atmosfery niepewności i oczekiwania. Gdyby było od razu wiadomo, o której godzinie Sowieci wejdą, wtedy wszyscy graliby „na luzie”. Nie mając tej informacji uczestnicy spowodowali szereg interakcji, które zaowocowały narastającą nerwowością, szpiegomanią i panicznymi decyzjami. Gra dzięki temu była dużo bardziej dramatyczna i nieprzewidywalna.
Ponadto gracze mieli możliwość przespania się – wystarczyło pójść do dowódcy i zgłosić taką chęć. Oficerowie mieli w zadaniach wprost napisane, że grafik służb i patroli mają tak skonstruować by zapewnić podwładnym odpoczynek. To, że mieli zbyt mało ludzi by jednocześnie zabezpieczyć granicę, rząd, aresztować, przesłuchiwać i dać się wyspać wynikło wyłącznie z tego, że znaczna liczba Polaków wysypała się bezpośrednio przed grą i nie zależy od organizacji. I last, but not least – od początku podkreślałem, że ta gra to nie strzelanka i samego strzelania może być mało.

2. Policja i wojsko powinny wiedzieć jak wyglądają fałszywe dokumenty, aby móc zidentyfikować szpiegów i dywersantów.
Ale Was te dokumenty uwierają! Podanie cech identyfikujących fałszywe dokumenty równałoby się spaleniu przykrywki szpiegów, a przewidując Waszą szpiegomanię (jak wynika z Waszych historii - słusznie), chciałem dać agenturze szansę na wykonanie zadań. Przyznaję, ich identyfikacja (zwłaszcza po ciemku, przy świetle latarki) była bardzo trudnym zadaniem, ale chyba nie sądzicie, że fałszerze z Abwehry czy Razwiedupru byli aż takimi partaczami by umieścić napis Made in Germany/USSR ?
Niemniej, by wyrównać szanse i dać możliwość działania służbom bezpieczeństwa, wyposażyłem szpiegów w szereg atrybutów, które miały w Was wzbudzić podejrzenia:
a) wszystkie fałszywe dokumenty były pozbawione polskich znaków diaktrytycznych;

b) brak stempla na fotografii (w przypadku dokumentów, gdzie powinien być);

c) szpiedzy posługiwali się nowymi, „białymi” dowodami osobistymi (wz. 35), podczas gdy „normalni” cywile mieli stare „niebieskie” dowody (wz. 23);
images?q=tbn:ANd9GcRBHclcHzLSrpmmEoLvNwl images?q=tbn:ANd9GcR4nHT-lEBaB6l9g3cQVgQ
"Biały" dowód wz. 35               "Niebieski" dowód wz. 23

d) szpiedzy posługiwali się nowymi „fioletowymi” 20 złotówkami (emisja z 1936 r.), podczas gdy w obiegu były stare „niebieskie” banknoty 20 złotowe;
330px-20_z%C5%82otych_1936_r._AWERS.jpg 330px-20_z%C5%82otych_1931_awers.jpg
"Fioletowe" 20-złotówki z 1936 r.                               "Niebieskie" 20-złotówki z 1931 r.

e) w listach polecających znajdowały się błędy ortograficzne i stylistyczne charakterystyczne dla germanizmów np. „zajete papiery wartoszczowe” czy „do Stabu Generalnego WP”, czy rusycyzmów, np. „riedaktor”;

f) Margarethe von Losein miała przy sobie wydanie „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” z dn. 14 IX 1939 r., w którym publikowane były komunikaty niemieckiej komendantury Krakowa, bo miasto znajdowało się już pod okupacją;

g) szpiedzy otrzymali legitymacje Abwehry i Razwiedupru wraz z żołdem – odpowiednio w Reichsmarkach i rublach.

Wszystkie te poszlaki, miały Was skłonić do ewentualnej inwigilacji podejrzanych. Koronnym dowodem zaś miały być dokumenty obcych tajnych służb, ujawnione w trakcie rewizji.

3. Dywersanci powinni mieć alternatywną możliwość wykonania swojej misji.
Ale przecież mieli! I ją wykonali z sukcesem. Fałszywe dokumenty, jakie Razwiedupr miał pozyskać od Abwehry i przekazać fałszywym Ukraińcom (dodatkowo opatrzone małym nadrukiem Staats Druckerei Berlin) miały tylko ułatwić infiltrację miasteczka i nawiązanie kontaktu z miejscowym elementem. Gdyby udało się nawiązać łączność ze szpiegiem i komunistami – zadanie poszłoby „łatwą” ścieżką. Przez to, że akcja polskiego kontrwywiadu spaliła radzieckiego szpiega, trzeba było pójść „trudną” ścieżką - ale biorąc pod uwagę szczupłość sił PP i WP – była ona wykonalna.
Jeżeli natomiast ktoś chce pobawić się w szpiegów to następnym razem zapraszam do zgłoszenia się do tych ról, ponieważ oficerowie operacyjni lubią działanie w ciszy i cieniu, dywersanci zaś – w huku eksplozji i blasku pożarów.

4. Policja powinna przeprowadzić wszystkie swoje czynności z zatrzymanym w ciągu pół godziny od aresztowania.
Może i ma to sens, ale po pierwsze nie graliśmy według zasad kodeksu postępowania karnego, a po drugie – trzeba było zgłosić ten postulat przed grą. Zasada półgodzinnego aresztu była wprowadzona po to, żeby uniknąć właśnie zbyt długiego – ale bezczynnego siedzenia w więzieniu. Jeżeli po np. 25 minutach ktoś się zajął aresztantem i co kilkanaście minut były przeprowadzane czynności, bo dana osoba byłą podejrzana, to trudno mieć pretensje do policji. Podejrzani z natury rzeczy są bowiem na oku organów ścigania. Gdyby policja np. w godzinę przeprowadziła wszystkie czynności (przesłuchania, rewizje) i nic by nie znalazła to czy powinna odpuścić podejrzanemu, czy raczej powinna go mieć na oku, bo może jednak coś kombinuje? Temat do przemyśleń, także w kontekście skrócenia czasu „bezproduktywnego” pobytu w areszcie do 15 minut.

Odnosząc się do tego co napisał Sikor:

W dniu 13.06.2024 o 12:53, SikorPL napisał:

- wszystkie dyskusje powinny być prowadzone post game bo wpływają na rozgrywkę i klimat (vide aresztowanie Żydów z warsztatu)

to zgadzam się. Czas na wyjaśnianie wątpliwości jest po grze. Czas na uzgadnianie zasad - przed grą. Na imprezie jest czas wyłącznie na grę na już ustalonych zasadach.

W dniu 13.06.2024 o 12:53, SikorPL napisał:

fajnie zapraszać jeszcze więcej dziewczyn (były 4 a nie 3) bo robią nieco "cywilny" klimat

Fakt, pominąłem koleżankę z PWK, w statystykach już ją ująłem. I podpisuję się pod tym postulatem, ale pamiętajmy też by role dla pań dostosować do ich możliwości. Nie każda jest bowiem jak Cate Archer czy Lana Kane.

W dniu 13.06.2024 o 12:53, SikorPL napisał:

- strona "bierna" czyli Rosjanie chyba powinni mieć więcej do roboty bo praktycznie do 4:00 AM się nieco nudzili  

Czekam na konkretne propozycje, z zachowaniem realiów historycznych. Sowieci mieli za zadanie zorganizować służbę patrolową wzdłuż granicy by udaremnić próby jej przekroczenia przez dywersantów, szpiegów i przemytników. Przemytnicy (Finkielman i Borecki) przekroczyli ją raz i to samochodem, co umożliwiło im szybkie zamknięcie sprawy. Z kolei agentura Oddziału II kompletnie zignorowała zadania dot. rozpoznania tego, co się dzieje po drugiej stronie granicy i zajęła się wyłapywaniem szpiegów w miasteczku. Gdyby polscy wywiadowcy podjęli się zadań za granicą, mogli zapewnić Sowietom rozrywkę.
Dodatkowe aktywności dla garnizonu radzieckiego obejmowały naukę musztry i wykład o radzieckiej broni pancernej sierżanta Aszigarowa. Strzelec @Mickiewicz_ miał jeszcze przeprowadzić pogadankę na tematy ideologiczne, ale z niewiadomych przyczyn nie wywiązał się z zadania ( @Grisza1122 wniosek formalny o wyjaśnienie sprawy i nałożenie ewentualnej kary dyscyplinarnej).

W dniu 13.06.2024 o 12:53, SikorPL napisał:

- na kolejnych grach nocnych warto zabrać ze sobą więcej własnego oświetlenia do pomieszczeń

Prosiłem o to, podobnie o to by zabrać krzesełka i stoliki. Niestety pojazdy organizacji miały taką pojemność jaką miały.

Link to post
Share on other sites
2 hours ago, Domin007 said:

A nie chcielibyście mieć zbyt łatwo? Spójrz na to też ze strony agentury, która również chciałaby dostać szansę efektywnego wykonania swoich zadań. Czujność jest wpisana w zawód policjanta czy kontrwywiadowcy, zresztą z opisów widzę, że w Waszym wypadku posunęła się ona nawet do stosowania aresztu prewencyjnego, bo jakie mieliście podstawy by przymknąć rumuńskiego nafciarza czy węgierskiego handlarza bronią? Do tematu dokumentów odniosę się jeszcze niżej.

Ponieważ pierwszy raz byłem na Twojej grze, to zwyczajnie nie spodziewałem się zawarcia aż takich detali i tak głębokiego przemyślenia całej gry pod tym względem (to jest oczywiście komplement). Teraz będę już wiedział i pamiętał, że fałszywki są przemyślane i mogą być w obiegu, a błędy są zrobione celowo. Po prostu w chaosie tej nocy bardziej skupiliśmy się na powierzchownych sprawach żeby ogarnąć ich natłok, niż na analizowaniu wszystkich szczegółów - bo nam wystarczało że dokument był polski i w środku był delikwent, a niekoniecznie jakiego wzoru czy jakie miał znaki - ale obiecuje że następnym razem już nie będziemy tacy łatwi ;)

Link to post
Share on other sites

Ja jeszcze dodam z prawdziwym podziwem, że dokumenty/banknoty były zrobione przez Dominika z taką pieczołowitością że mi dosłownie mowę odebrało jak poznałem szczegóły :-) Natomiast może następnym razem warto zwrócić na to uwagę odpowiednim postaciom (niedosłownie) żeby się ta praca nie zmarnowała. Btw mam nadzieję ze cos jeszcze zostało bo warto wykorzystać w następnych grach ... które oczywiście nadejdą :-)  

Link to post
Share on other sites

Cieszę się, że "papierologia" się podobała, jej stworzenie wymagało sporo pracy i czasu.
Np. banknoty miały wymiary dokładnie takie jak oryginały, zaś kwoty żołdu/uposażeń odpowiadały tabeli uposażeń dla pracowników państwowych, itd. na podstawie tabeli z 1935 r. W przypadku osób "prywatnych" z kolei kwota wydawana do dyspozycji odnosiła się do średniej krajowej, która wynosiła w 1939 r. ok. 350 złotych.

3 godziny temu, SikorPL napisał:

Btw mam nadzieję ze cos jeszcze zostało bo warto wykorzystać w następnych grach

Dokumenty są dla Was, chyba, że ktoś ma paszport/dowód osobisty bez fotografii. Jeżeli tak, to prosiłbym o zwrot "czystych" blankietów. Faktycznie się przydadzą. Podobnie jak pieniądze - jeżeli komuś zostały po grze to chętnie je zbiorę i złożę do "skarbca". Może kiedyś wrócą do obiegu.

A czy ktoś z Was otworzył skrzynie z ewakuowanymi depozytami Banku Polskiego?

Link to post
Share on other sites

Tak przypadkiem się nam otworzyła, ale zostało wszystko zabezpieczone i opatrzone.  IMO przygotowanie gry na najwyższym poziomie, Warto popracować nad stylizacją  WP.

 

Link to post
Share on other sites
22 hours ago, Domin007 said:

A czy ktoś z Was otworzył skrzynie z ewakuowanymi depozytami Banku Polskiego?

Skrzynię otworzył, że tak powiem, los - była to dość tragikomiczna scena niemalże jak z filmu, bo zestresowani nadchodzącym atakiem i ewakuacją zebraliśmy się w kilku na posterunku P.P. żeby zapakować i odwieźć depozyt bankowy do karczmy gdzie urzędował rząd. Nie pamiętam czy skrzynię z gotówką podnosił pan Rajko czy ktoś z rządowej ochrony, ale szybko okazało się że nie była domknięta; i cała zawartość skrzyni 'ewakuowała' się na podłogę posterunku.

Kulturalnie określę tylko że od razu zabraliśmy się do bardzo energicznego zbierania wypatroszonych flaków depozytu ;)

Link to post
Share on other sites

Dla zainteresowanych, przebieg zdarzeń z perspektywy Dywersantów:
- Mieliśmy zacząć grę w ciuchach cywilnych, żeby nie wzbudzać podejrzeń na rejestracji i na początku gry. Parę osób też zwróciło nam uwagę, że wyglądamy jak myśliwi, więc na szybko podłapaliśmy przykrywkę w postaci dwóch ukraińców, mieszkających od paru lat w Polsce, świeżo upieczonych myśliwych, którzy chcieli dostać pozwolenie na broń i łowienie w okolicznych terenach.
- Z miasteczka wyszliśmy w stronę granicy rumuńskiej i skręciliśmy w las, żeby bez podejrzeń dotrzeć do koszarów RKKA. 
- Po dotarciu do koszar i zrzuceniu niepotrzebnego szpeju, zgłosiliśmy się do Griszy po zadanie, które początkowo było bardzo proste. Zrobić zwiad w miasteczku i zlokalizować łatwe podejście oraz słabo lub nie bronione punkty.
- Do niemalże północy, zrobiliśmy parę wycieczek, obserwując wioskę z krzaków, ale nic się nie działo, aż do momentu jak pograniczni czatownicy przyprowadzili radzieckiego agenta, tuż po naszym powrocie. Niestety nie udało mu się zlokalizować agentów abwehry i przejąć naszych fałszywych papierów. Kolejne wycieczki pod miasteczko, miały na celu próbę dalszego kontaktu z naszym agentem, bez skutku.
- Około godziny 1:30, przyjechali do nas lokalni sympatycy komunistyczni w postaci pracowników warsztatu i przekazali, że agent niestety został rozstrzelany, a wszystko co z nim związane, przepadło. Ich opowieści, pokrywały się z tym co wcześniej mówił agent, czyli w samym mieście panuje atmosfera paranoi na poziomie stalinowskim, więc samo wejście nie skończyłoby się najlepiej.
- O 2:00 podeszliśmy znowu pod wioskę, celem umówionego kontaktu z Gregoriusem i Borkiem. Czekaliśmy mniej więcej do 2:40, ponieważ chłopakom zamarzyła się wcześniej wycieczka do Rumunii :D. Otrzymaliśmy wtedy ładunki wybuchowe, które chłopaki mieli w skrytce kontrabandowej.
- Następny kontakt był już mniej więcej o 3:30. Ustaliliśmy plan działania z Krzyśkiem i poszliśmy wysadzić tory kolejowe na linii miasteczko-granica rumuńska. Następnie mieliśmy skorzystać z zamieszania, żeby ukraść co się da z placówki pocztowej, ale po powrocie na umówione miejsce, okazało się, że Borec sam wykonał zadanie. Poczekaliśmy chwilę na główną radziecką siłę uderzeniową, ale z niecierpliwości, sami uderzyliśmy na tyły miasteczka. 
- W mieście nie było straży, więc przeszliśmy bez kontaktu aż do karczmy, w której spotkaliśmy karczmarza i jego pomocnika. Pomocnik, młody ukrainiec, bardzo szybko podłapał, jaką dobrą opcją jest przyłączenie się do OUNowców i we czterech poszliśmy w stronę granicy rumuńskiej, gdyż zauważyliśmy, że siły RKKA jednak uderzyły z innej drogi. Wzięliśmy trzech polaków w niewolę i dołączyliśmy do reszty. 
- Podczas gry zrobiliśmy sporo kilometrów i nie spaliśmy, więc ze zmęczenia, resztę gry przesiedzieliśmy w karczmie, rozmawiając.

Przemyślenia po grze:
- Gra była od początku reklamowana jako długa gra nocna, więc moim zdaniem gracze powinni być na to gotowi w pewnym stopniu. Mam wrażenie, że nad ranem, połowa Polaków była nieobecna. Jak tyle osób pójdzie spać i to nie na godzinę czy dwie, a do końca to trochę psuje balans.
- Fajnie jakby teren był trochę bardziej skondensowany, bo 90% graczy po stronie RKKA, spędziło całą grę siedząc w koszarach albo lesie, z daleka od czegokolwiek (nie licząc oczywiście ostatniej bitwy). Trochę słabe, szczególnie dla chłopaków z Dolnego Śląska albo Podkarpacia, którzy przejechali kawał drogi, żeby tylko chodzić w tę i z powrotem w deszczu oraz na sam koniec postrzelać się 15 minut.
- Powinno być wcześniej jasno zaznaczone co oznaczają eksplozje podczas gry. Wiem, że ciężko jest sobie wyobrazić 'realny' dystans na takim terenie oraz tory kolejowe na ubitej drodze, ale imo jak są wysadzone tory, to ciężko by było przetransportować rząd i skrzynie z kosztownościami, do granicy z Rumunią. A scenariusz, gdzie WP i KOP, desperacko bronią ważniaków, w jakimś budynku, mógłby być ciekawy.

3. Dywersanci powinni mieć alternatywną możliwość wykonania swojej misji.
@Domin007 Nie do końca nam chodziło o alternatywne wykonanie samej misji per se, a o infiltrację miasteczka. Jest to druga gra w takiej konwencji i po raz drugi, wątek z miasteczkiem został dla nas zamknięty, z powodów nam niezależnych, a jednak fajnie by było się pokręcić w takim dobrym towarzystwie i posiedzieć trochę w "żywej" karczmie.

Samo wykonanie akcji dywersyjnej to była w pewnym sensie formalność, ze względu na to, że droga, która odbijała za szlaban na tyły karczmy, była kompletnie niepilnowana i niepatrolowana. Nad ranem, podobnie było z terenem między karczmą a drogą przy granicy rumuńskiej. Wiadomo, ze względu na stan liczbowy strony polskiej.

Jeśli jednak będzie jeszcze gra w takiej konwencji to tym razem na pewno pójdę w postać fabularną.

PS. Jeśli ktoś ma gdzieś jeszcze gdzieś pakiet dla dywersantów (dokumenty i żołd) to chętnie bym odebrał na pamiątkę.

Link to post
Share on other sites

Dzięki Jonek za relację.

Mocno postraszyliście kolejarzy, bo jak mówił mi @PolishPartizan to parę razy słyszeli Was w krzakach w okolicy stacji kolejowej, ale nie mieli pojęcia co/kto to był. Dla nich każde trzaśnięcie gałązki czy krople kapiące z liści potęgowały uczucie czyjejś obecności, więc gratuluję.

Pozwól, że odniosę się do Twoich spostrzeżeń:

W dniu 19.06.2024 o 23:37, Meister napisał:

Gra była od początku reklamowana jako długa gra nocna, więc moim zdaniem gracze powinni być na to gotowi w pewnym stopniu. Mam wrażenie, że nad ranem, połowa Polaków była nieobecna. Jak tyle osób pójdzie spać i to nie na godzinę czy dwie, a do końca to trochę psuje balans.

Pełna zgoda. Ja wiem, że pogoda zrobiła swoje, ale to chyba naturalne, że każdy we własnym zakresie powinien się przygotować na różne warunki atmosferyczne. Po raz kolejny też widać było chęć wykonania zadań jak najprędzej. Tym razem zredukowałem z 3 do 2 ich liczbę dla każdej postaci fabularnej, po to by zapewnić uczestnikom więcej elastyczności. A w ramach tej elastyczności każdy mógł wybrać porę, kiedy chciał się zdrzemnąć. Szkoda, że tak mało osób pamiętało, że najwięcej akcji dzieje się na początku i na końcu gry. Przez to na końcówkę zabrakło już sił.

W dniu 19.06.2024 o 23:37, Meister napisał:

Fajnie jakby teren był trochę bardziej skondensowany, bo 90% graczy po stronie RKKA, spędziło całą grę siedząc w koszarach albo lesie, z daleka od czegokolwiek (nie licząc oczywiście ostatniej bitwy). Trochę słabe, szczególnie dla chłopaków z Dolnego Śląska albo Podkarpacia, którzy przejechali kawał drogi, żeby tylko chodzić w tę i z powrotem w deszczu oraz na sam koniec postrzelać się 15 minut.

Podobnie jak w przypadku uwagi Sikora, proszę o konkretne propozycje. Pamiętaj, że przy układaniu scenariusza i zadań brałem pod uwagę zarówno topografię terenu, jak i wydarzenia historyczne. Na granicy radzieckiej do ranka 17 IX 1939 r. właściwie panował spokój, nie było prowokacji - jak na granicy niemieckiej przed 31 VIII. Co więcej gdzieś tą granicę trzeba było wyznaczyć, a jedynym dobrze widocznym elementem w terenie jaki mógł ją imitować była droga, dlatego Sowieci dostali koszary po swojej stronie. Nie wiem gdzie indziej mieliby kwaterować. I podobnie z zadaniami - od początku pisałem, że zasadniczo wojskowi będą mieli zadania patrolowo-koszarowe, a strzelania będzie minimalna ilość. Gdyby agenci Dwójki spróbowali infiltracji, z pewnością działoby się tam więcej, tym bardziej, że jednym z ich zadań było naniesienie na polskie mapy lokalizacji koszar radzieckich i oszacowanie Waszej liczebności. To, że skupili się na działaniach kontrwywiadowczych to już nie zależało ode mnie.

W dniu 19.06.2024 o 23:37, Meister napisał:

(...) imo jak są wysadzone tory, to ciężko by było przetransportować rząd i skrzynie z kosztownościami, do granicy z Rumunią. (...)

Śpieszę z wyjaśnieniami, bo zaszło tu małe nieporozumienie. Połączenia Polski z Rumunią wiodły jedną linią kolejową (ze stacji na południowy-zachód, wzdłuż drogi w stronę granicy radzieckiej, gdzie koło strażnicy KOP zakręcała na północ do granicy rumuńskiej) oraz dwiema drogami: jedną równoległą do linii kolejowej, drugą zaś - do przejścia granicznego.

Zadanie ewakuacji depozytów Banku Polskiego miał rozegrać jako dyrektor Henryk Floyar - Rajchman Norek, który jednak wystawił nas do wiatru i nie przyjechał bez podania uprzedzenia o swojej absencji. Po uzgodnieniu ewakuacji depozytów na szczeblu politycznym miał on nawiązać kontakt z kolejarzami w celu odprawienia specjalnego pociągu, którym skrzynie ze złotem i dewizami miały odjechać do Rumunii. Ponieważ jednak, jak już pisałem, Norka nie było, zorganizowanie ewakuacji depozytów spadło na ministra Becka @c4mper.

Zgodnie z założeniami scenariusza wysadzenie linii kolejowej uniemożliwiało wyekspediowanie pociągu - czyli wykonanie planowej ewakuacji. W takim przypadku Polakom pozostały dwa rozwiązania: ewakuacja depozytów na piechotę (powolna i trudna z powodu konieczności zaangażowania dużej liczby ludzi) lub samochodowa (ale tu trzeba by się dogadać z kimś kto miał do dyspozycji samochód).

Ostatecznie Polacy znaleźli nieszablonowe rozwiązanie, kiedy podrzucili złoto do pojazdu rumuńskiego ambasadora, nie poinformowawszy go o tym. Zatem wysadzenie torów odcinało 1 z 3 dróg ewakuacji. Inwazja radziecka i zajęcie strażnicy KOP - 2 z 3. Gdyby Sowieci dotarli do granicy przed uciekinierami - odcięliby wszystkie drogi. Ale nasza impreza nie byłą grą o sumie zerowej, więc wykonanie Waszego zadania nie uniemożliwiało wykonania zadania przez Polaków.

W dniu 19.06.2024 o 23:37, Meister napisał:

Nie do końca nam chodziło o alternatywne wykonanie samej misji per se, a o infiltrację miasteczka. Jest to druga gra w takiej konwencji i po raz drugi, wątek z miasteczkiem został dla nas zamknięty, z powodów nam niezależnych, a jednak fajnie by było się pokręcić w takim dobrym towarzystwie i posiedzieć trochę w "żywej" karczmie.

Tak jak pisałem wyżej - Wy jako dywersanci mieliście konkretne zadanie do wykonania: przekroczyć niepostrzeżenie granicę, nawiązać kontakt z agenturą, wysadzić rozjazdy i siać zamęt. Nie było Waszym zadaniem infiltrowanie miasteczka, bo od tego byli wywiadowcy. Szpiedzy działają w ciszy - dywersanci hałasują (dlatego SIS nie lubiła SOE). Jeżeli chcieliście poszpiegować to mogliście się zgłosić do roli funkcjonariuszy Razwiedupru.

W dniu 19.06.2024 o 23:37, Meister napisał:

Jeśli ktoś ma gdzieś jeszcze gdzieś pakiet dla dywersantów (dokumenty i żołd) to chętnie bym odebrał na pamiątkę.

Te dokumenty ma Józef. Napiszę do niego maila, może ich nie wyrzucił.

Jeszcze parę słów o postaciach. Większość graczy wcielających się w postaci fabularne grała postaci historyczne. Bo prezydent Ignacy Mościcki, minister Józef Beck, marszałek Edward Rydz - Śmigły, pani marszałkowa Marta Thomas - Zaleska, pułkownik Tadeusz Munnich, ambasadorowie Leon Noel, Howard Kennard i Gheorge Grigorcea, a także mjr Razwiedupru Władimir Jegnarow i porucznik Bonescu z rumuńskiej straży granicznej istnieli naprawdę i byli tym kim byli.
W rzeczywistości istnieli też Teodor Meltzer (który nie był jednak nafciarzem, a pracował rumuńskim ministerstwie propagandy i został rozstrzelany po wojnie przez komunistów za kolaborację) oraz Lipa Finkielman (który był komisantem firmy Galicyjskie Towarzystwo Naftowe "Galicja" Sp. Akc. w Lipsku na Lubelszczyźnie), ale raczej nie był komunistą:

tankietka_tks.jpg.3b379e29dd5f2b950626f6a6a51ee0eb.jpg

Niemniej tak mi przypadło to gustu to imię i nazwisko, że postanowiłem upamiętnić p. Finkielmana w naszej grze. W rzeczywistości istnieli także Philip Walravens (belgijski inżynier) i niejaki Kzyla - który faktycznie był konfidentem Policji Państwowej w okręgu przemyskim (a nie lwowskim jak było w naszych dokumentach), ale dokumenty nie odnotowały jak miał imię. W przypadku tych postaci ich biografia "in-game" to wytwór mojej fantazji.

Postaciami, które zaczerpnąłem z fikcji literackiej był szef Brygady Ochronnej - komisarz Jerzy Drwęcki (bohater serii słabych książek Konrada T. Lewandowskiego) oraz jeden z jego ludzi - przodownik Tadeusz Zielny (pojawiający się w serii - dla odmiany świetnych - kryminałów Marcina Wrońskiego). Kapitan Bolesław Poraj-Kożuchowski i major Fiodor Malenkow pojawiają się na kartach powieści Marka Krajewskiego "Dziewczyna o czterech palcach". Tam też wzmiankowana jest panna Teitelbaum, która jednak nie jest agentką Dwójki, a prowadzi zamtuz w Delatynie.
Z filmu "Człowiek na torze" Andrzeja Munka zaczerpnąłem postać Tuszki - zawiadowcy stacji, z "Domku z kart" Erwina Axera - komendanta posterunku Policji Państwowej - Gabrysia, z "Syberiady Polskiej" - Jana Doliny, naszego karczmarza, zaś z "Wojennych Dziewczyn" - Margarethe von Losein, agentki Abwehry.

Postaci Krzysztofa Boreckiego - mechanika, Franza Derre - agenta Abwehry, czy Martina Rychlescu - wymyśliłem. Pozostałe postaci to już inwencja graczy.

I last but not least:

W dniu 19.06.2024 o 23:37, Meister napisał:

Jeśli jednak będzie jeszcze gra w takiej konwencji to tym razem na pewno pójdę w postać fabularną.

Ja też. Czekam na to z niecierpliwością, bo już pojawiały się takie pomysły, np. @Joachim miał kiedyś pomysł na LARP-a w klimatach okupacji w Generalnym Gubernatorstwie, zaś @XrayPl na walki z bandami Wehrwolfu na Ziemiach Odzyskanych. Panowie do dzieła.

Link to post
Share on other sites

No więc Panie Kapitanie… Tfu! Wróć – Towarzyszu Kapitanie! Ja już wszystko powiem jak na świętej spow… Znaczy jak na zebraniu aktywu partyjnego!

Ja z tym Lipą Finkielmanem, to się poznałem w sumie niedawno. Może ze dwa lata będzie… Ja nie wiem co on tam kiedyś robił. Jak sobie wypił, to się chwalił że kiedyś samego tow. Dzierżyńskiego poznał! Ale mało to ludzie głupot po bimbrze opowiadają?
Nie, ja starozakonny nie jestem. Pochodzę ze Śląska, byłech hajerem na grubie, znaczy na kopalni… Ale potem jak kryzys nastał, baba w domu ciągle marudziła, no i bez to że trochę po szwabsko szwargotam, to zaczołem przez granica nosić różne towary, co to ich ludzie potrzebowali… Tam w okolicy Bytomia, są takie stawy – Żabie Doły na nie ludzie wołają, no to ja tam miałem taką dróżkę sobie znaną… Tak, tak! Już wracam do tematu – no więc całkiem nieźle mi to zaczęło hulać, ale w końcu policmajstry mnie capły za którymś razem i do anzla wsadzili, znaczy do tiurmy po waszemu.

Swoje odsiedziałem, baba mi się zbiesiła i do innego poszła, to po wyjściu ją – hyc – do stawu i śladu nawet nie było! Ale, że policyjanty zaczeli węszyć, to stwierdziłem, że trzeba nowe życie rozpocząć gdzieś daleko. Jak pomyślałem – tak zrobiłem i pojechałem do Lwowa, bo słyszałem, że to piękne, duże miasto i wystarczająco daleko żeby zacząć wszystko od nowa.
Tam się imałem różnych zajęć – i na targu robiłem i w fabryczkach różnych i za mechanika trochę, ale jakoś tak nigdzie miejsca nie zagrzałem. No i tam też poznałem towarzyszy z ruchu robotniczego, co we mnie obudziło świadomość klasową!
Zaangażowałem się w działalność partyjną, ale po zamieszkach w ‘36 jak jednego stójkowego musiałem „francuzem” potraktować, to wyjechałem z miasta i trafiłem do Drohobycza. No i tam poznałem tego Lipę Finkielmana, nas skojarzył taki jeden towarzysz partyjny, szepnął mu słowo za mną i Finkielman mnie wziął do swojego warsztatu na pomocnika.
Niby też był z niego komunista, ale pracy robotniczej to on nie szanował! Na dniówkach mnie łoił okrutnie, za byle co, jakieś potrącenia wymyślał, no ale zaciskałem zęby i tam u niego siedziałem, bo raz że nie miałem pomysłu co ze sobą zrobić, a dwa – że bliskość granicy podsunęła mi pomysł, żeby znów nieco ehm.. „handel międzynarodowy” rozruszać… A że Finkelman miał automobil i mnie nim po części i rożne sprawy załatwiać posyłał, to sprawę moją i inicjatywę mocno ułatwiało. Tak, że w sumie, to po pewnym czasie mógł sobie te swoje potrącenia w buty wsadzić!

Ja sobie zorganizowałem kontakty po rumuńskiej stronie i stamtąd zacne trunki zwoziłem. Po radzieckiej stronie też pewne kontakty zdobyłem i te trunki tam doceniano. Z kolei miejscowi Ukraińcy, bardzo byli łasi na różne takie fanty, które od radzieckich towarzyszy czasem dostawałem. Finkielman czasem jak sobie przy szabasie wódkę otworzył, to sobie snuliśmy plany, jak to będzie gdy w końcu rewolucja z Kraju Rad ruszy w świat. Ja tak sobie myślałem, że się wtedy przydam, bo się na ludziach znam, bo dusza we mnie… tfu! Znaczy się - duch robotniczy, coraz bardziej dojrzewał!

No i się doczekaliśmy! Jak wojna wybuchła, to już wiedziałem, że czasy przyśpieszyły i nadchodzi moment, w którym tacy jak ja – oddani towarzysze, będą w końcu coś znaczyć i zmienią ten świat na lepsze!
Jakoś tak w połowie września zaczęli do nas zjeżdżać różni tacy dziwni osobnicy. Kogo tam nie było – jakieś tajniaki sanacyjne, ministry, dyplomaci no i różni tacy wojskowi wysoko postawieni. I dziennikarze różni tacy, wszędzie węszyli, nie bardzo wiadomo za czym. W naszą miejscową policję, to jakby diabeł wstąpił – zrobili się nerwowi, sztywni, no nie pogadasz z takim, a najlepiej to w ogóle nie podchodź! No to już wiedziałem, że czas jest bliski, koniec pańskiej Polski nadchodzi i że to całe sanacyjne tałatajstwo planuje chyba do Rumuni hycnąć.

Szesnastego wieczorem czuć było w powietrzu już jakąś taką nerwowość. Poszliśmy z Lipą do karczmy zasięgnąć języka, co tam w szerokim świecie słychać, ale ludzi jakoś mało było, zagadać nie było z kim, tośmy parę słów zamienili z karczmarzem i jego pomocnikiem, który potem się okazał dobrym towarzyszem – zawsze chłopakowi dobrze z oczu patrzało, wypiliśmy po kolejce, zagryźliśmy ogóreczkiem i wrócili my do warsztatu.
Tu muszę nadmienić, że ze względu na wojnę, a wcześniej jeszcze przygotowania do wojny, nam już w warsztacie od dłuższego czasu coraz bardziej wszystkiego brakowało. I z częściami było kiepsko i paliwo coraz droższe i coraz mniej go było. No, a Finkelman do mnie wtedy mówi, że jakby kto pytał, to żeby nikomu żadnego paliwa nie dawać i każdego z kwitkiem do niego odsyłać. No! myślę sobie – zwęszył interes, niby komunista, ale o prywatną kasę dba! Żeby się tak jeszcze, tą kasą uczciwie z robotnikiem podzielił, ale gdzie tam – klasa robotnicza musiała sobie radzić sama! To znaczy ja musiałem.
No, ale pomysł miał dobry, bo w ten wieczór i noc to wszyscy zaczęli do nas biegać jak kot z pęcherzem! I wszyscy tylko: dajcie paliwo! Dajcie paliwo! Ambasadorowie się do Lipy ustawiali jak wiejskie baby do księdza! Prosili, obiecywali, targowali się, a Lipa nic, tylko słuchał tego ich gadania i czekał, który i co mu zaoferował. Wojskowi tez przychodzili. Do honoru się odwoływali, do patriotyzmu... Prosili, a potem grozili. Amatorzy! Od razu widać było, że podejścia do człowieka i interesów nie mieli... Nic dziwnego, że w tej sanacyjnej Polsce, tak się nam źle wiodło! No, ale w końcu i oni coś tam obiecywać zaczęli.
Pojawił się też jakiś szemrany typ. Podawał się za przedstawiciela spółki, w ramach której Finkielman prowadził ten swój interes i chciał od niego pieniądze. Że niby dla tej spółki. No źle chłop trafił – i z czasem i z adresatem. I podejście też miał fatalne, bo coś tam zaczął Finkielmanowi grozić, a ten takich rzeczy płazem nie puszcza! I po swojemu sprawę załatwił – poszedł na policję i nadał im tego typa, jako radzieckiego szpiega. A ci już i tak podkręceni całą sytuacją i tymi wszystkimi ekscelencjami, którzy się nagle w naszej spokojnej mieścinie objawili, zaraz go capnęli i już tam po swojemu nad nim popracowali. No to mieliśmy go na razie z głowy…
Pojawił się też jakiś dziennikarz z Łodzi, coś tam powęszył, coś zagadał, ale że nie wyglądał na takiego co ma jakąś kasę, to go Finkielman odesłał do wszystkich czortów. Ja to czułem, że on coś, tak jak by nas chciał podpytać... No i miałem nosa, bo się potem okazało, że to był radziecki agent, ale to już niestety za późno się dowiedzieliśmy, bo dopiero jak go „granatowi” bestialsko zastrzelili. No, ale jego ofiara dała nam impuls do dalszego działania, żeby zanieść tą tragiczną wiadomość do towarzyszy z Armii Czerwonej.
Ja wcześniej podpowiedziałem Lipie, żeby się tak na pieniądzach nie koncentrował, tylko pomyślał trochę o powinności jaka na nas ciążyła, jako na uczciwych komunistach - znaczy się i że z tej całej zawieruchy jaka się rozpętała, ruch robotniczy powinien jakoś skorzystać. No i mu podpowiedziałem, żeby się ugadał z tymi ambasadorami na wpis dla nas, że niby będziemy przewozili przesyłki dyplomatyczne i żeby się nas wojskowi na granicach nie czepiali. A jak to będziemy mieli, to i pieniądze popłyną do nas szerokim strumieniem, bo nie będzie potrzeby chyłkiem przemycać jakieś drobne fanty, a będzie można przewieźć towar praktycznie hurtowo. A i do towarzyszy żołnierzy po radzieckiej stronie będzie można przekazywać informację na temat bieżącej sytuacji. No i Lipa dał się przekonać, jak mówiłem - miał chłop łeb do interesów! A to był dobry interes.

No tak, tak, już wracam do rzeczy towarzyszu kapitanie!
No więc, z tym radzieckim agentem, to było tak, że sobie ucięliśmy pogawędkę, ale po drodze go policja wzięła na komisariat, że niby coś tam z nim porozmawiać mają, czy on ma im jakieś zdjęcia zrobić – no już nie pamiętam dokładnie, ale poszedł z nimi.
Ja poszedłem do karczmy, a tam pełno jakiś nieciekawych typów, nie wpuścili mnie, tylko do mnie celują i wrzeszczą - dawaj papiery! Dawaj papiery! Ręce do góry! No, nie ze mną takie numery! Też narobiłem rabanu, zacząłem wzywać policję, że do człowieka celują, właściwie nie wiadomo kto, że do gospody nie wpuszczają, nie wiadomo dlaczego. Przybiegł zaraz nasz przodownik, ale tylko mnie dodatkowo zrugał, że awantury wszczynam i celą pogroził. Widać było, że zestrachany był bardzo. Coś wisiało w powietrzu! Kazał mi wracać do warsztatu i nie włóczyć się po nocy. No, myślę sobie - coś tu się kroi, i faktycznie ledwo wróciłem – strzelanina na ulicy – policja zastrzeliła tego dziennikarza z którym rozmawiałem. Szybko się okazało, że miał przy sobie dokumenty z których wynikało, że jest radzieckim agentem.

W międzyczasie Lipa załatwił już te wpisy dla nas w paszportach, więc stwierdziliśmy, że nadeszła pora, by się ulotnić z miasteczka, bo atmosfera gęstniała z każdą minutą, towar ze skrytek za granicą, sam się nie przewiezie, no i trzeba poinformować towarzyszy z Armii Czerwonej o bestialskim morderstwie radzieckiego agenta. Komunistyczna powinność, nade wszystko!
Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy najpierw na radziecką stronę, tam bez większych komplikacji odnaleźliśmy skrytkę z zapasem paliwa, zapakowaliśmy do automobilu i pojechaliśmy w okolicę radzieckich koszar, które znalem z wcześniejszych wypadów.
Zameldowaliśmy się u towarzysza dowódcy. Ach co to był za człowiek! Prawdziwy człowiek radziecki, oddany sprawie zwycięstwa rewolucji! I choć wieści nasze nie były pomyślne, to szybko zorganizował z nami i agentami Razwiedupru odprawę, na której ustaliliśmy dalsze kroki i działania. Wdrożył nas w plan wkroczenia Armii Czerwonej i wyzwolenia spod sanacyjnego reżimu. Ustaliliśmy, że Armia Czerwona wkroczy o godzinie 4:00, a naszym zadaniem było wsparcie agentów Razwiedupru w działalności dywersyjnej i pomoc w przejęciu miasteczka.

Po zakończeniu odprawy, jako że mieliśmy jeszcze nieco czasu, udaliśmy się na rumuńska stronę, gdzie nie bez pewnych komplikacji, ekhm… że tak to ujmę - nawigacyjnych, spowodowanych serdecznością i gościnnością towarzysza dowódcy, odnaleźliśmy uprzednio przygotowana skrytkę z alkoholami, które chcieliśmy wykorzystać na... no na powitanie wkraczającej Armii Czerwonej.
Obawiając się rekwizycji paliwa przez wojskowych, schowaliśmy kanistry z paliwem, przy ruinach starej bramy do miasteczka, po czym oficjalnie wjechaliśmy normalną drogą, taką samą jak wyjeżdżaliśmy.

Lipa zajął się swoimi interesami z paliwem, a ja udałem się na spotkanie z towarzyszami z Razwiedupru. Byłem już nieco spóźniony, ale dochowałem niezbędnych środków ostrożności! Obawiając się, że śledzą mnie sanacyjni agenci, kluczyłem po uliczkach naszego miasteczka, a upewniwszy się że nikt mnie nie śledzi, udałem się na spotkanie z towarzyszami wywiadowcami. Na szczęście wciąż na mnie czekali! Ich gorący zapał i zimny profesjonalizm bardzo mi zaimponował. Przekazałem im informacje na temat sytuacji w miasteczku i ustaliliśmy dalszy plan działania.
Po powrocie do warsztatu, ledwo przekroczyłem jego próg, otoczyli nas policjanci, zaczęli przeszukania w warsztacie, mnie wzięli na przesłuchanie, gdzie grozili mi śmiercią, bili i żądali informacji. Ale ja im niczego nie powiedziałem! Po tych doświadczeniach już wiedziałem, że nasza sprawa musi zwyciężyć i że nie mogę się zawahać w działalności zmierzającej do obalenia tego reżymu! Wiedziałem, że tak szybko mnie nie wykończą, bo zależy im na informacjach i w najgorszym wypadku wytrzymam i doczekam wkroczenia Armii Czerwonej. Zwycięstwo albo śmierć!
Na szczęście niczego w warsztacie nie znaleźli, choć miałem tam ukrytą TT’kę, co to mi ją kiedyś przekazał pewien radziecki sierżant za butelkę prawdziwego szampana z Francji. Ekhm.. To znaczy - przekazał mi ją, na potrzeby działalności rewolucyjnej, a ja mu dałem tego szampana, żeby miał czym wznieść toast na rocznicę rewolucji październikowej! Swoją droga gdyby Lipa wiedział, że mu w warsztacie takie fanty trzymam, to by się nieźle wściekł, bo on swojego Mosina trzymał zakopanego w sadzie, ale ja wiedziałem, ile są warci ci sanacyjni policmajstrzy i że daleko im do fachowości towarzyszy z NKWD. A broń to lepiej trzymać blisko, bo nigdy nie wiadomo kiedy i co się uczciwemu komuniście może przydarzyć.

Niczego nie wskórawszy w warsztacie i niczego nie uzyskując w wyniku mojego przesłuchania, w końcu nas zwolnili. Czas to był najwyższy, bowiem ustalona godzina ponownego spotkania z towarzyszami dywersantami dawno już minęła. Zmotywowany potwornymi środkami przesłuchania i uciekającym czasem, postanowiłem działać samodzielnie!
Udałem się na pocztę, gdzie pod pretekstem wyceny kawałka złota, nawiązałem przyjacielską pogawędkę z pracownikiem poczty. Byłem już u niego tej nocy kilka razy pod różnymi pretekstami, więc sądzę, że i ta wizyta nie wzbudziła jego podejrzliwości. By wykupić ten mój kawałek złota, musiał otworzyć pocztowy sejf. Na to tylko czekałem – ogłuszyłem go fachowo i zabrałem pieniądze, by mogły posłużyć sprawie przyszłej działalności partyjnej. Zabrałem też telegraf, by utrudnić łączność tym sanacyjnym szelmom i by nie mogli wezwać posiłków w chwili wkroczenia naszej wyzwolicielskiej armii! Nie chciałem zabijać tego pocztowca, bo to jednak był przedstawiciel klasy robotniczej, a poza tym nie było takiej potrzeby.

Z pieniędzmi i dokumentami z poczty udałem się na ponowne spotkanie z towarzyszami dywersantami, by ostatecznie ułatwić wkroczenie naszej armii do miasteczka. W tym celu po drodze pobrałem jeszcze ze skrytki pistolet i zmieniłem ubranie, by mnie nie rozpoznano od razu i żeby godnie przyjąć wkraczających żołnierzy. Poprowadziłem towarzyszy razwiedczyków, od zaplecza gospody, którą śmiałym manewrem szybko opanowaliśmy. Aresztowaliśmy też karczmarza, o którym wiedziałem, że ma reakcyjne poglądy. Niestety! W obliczu nadciągającej sprawiedliwości społecznej, większość sanacyjnych tchórzy, wzięła nogi za pas i czmychnęła na rumuńską stronę granicy!
Pozostało nam godnie przywitać towarzysza dowódcę, wkraczającego triumfalnie na czele swego oddziału, do pierwszej oswobodzonej tego poranka miejscowości! Przywitaliśmy go serdecznie meldując o pełnym sukcesie w opanowaniu karczmy i przekazaliśmy mu pojmanych jeńców. Osobiście pomogłem żołnierzom odprowadzić ich do aresztu, w którym niedawno sam byłem przesłuchiwany. Tam zostawiwszy ich pod czujnym okiem czerwonoarmistów, udałem się pomóc w wyłapywaniu niedobitków polskiego wojska, policji i innego reakcyjnego elementu, który dobrze poznałem przez ten czas jaki spędziłem w tej okolicy! Po drodze spotkałem Lipę Finkielmana, który dyskutował o czymś z towarzyszem dowódcą i widziałem żołnierzy czerwonoarmistów radośnie świętujących ich pierwsze zwycięstwo. Przyłączyłem się do nich i niestety, niewiele już potem pamiętam...

Link to post
Share on other sites
On 6/19/2024 at 11:37 PM, Meister said:

- Około godziny 1:30, przyjechali do nas lokalni sympatycy komunistyczni w postaci pracowników warsztatu i przekazali, że agent niestety został rozstrzelany, a wszystko co z nim związane, przepadło. Ich opowieści, pokrywały się z tym co wcześniej mówił agent, czyli w samym mieście panuje atmosfera paranoi na poziomie stalinowskim, więc samo wejście nie skończyłoby się najlepiej.

Bardzo ciekawie zobaczyć jak nasza kompletna paranoja wyglądała od drugiej strony ;)
Ten wasz agent to był podejrzany od początku, wszędzie wtykał nosa i pytał o za dużo, więc dokumenty przepadły wraz z nim. I powiem wam też że dobrze żeście dla siebie zdecydowali żeby nie wchodzić do miasteczka, bo pojawienie się "dwóch myśliwych" o tej godzinie by się dla was skończyło co najmniej przeszukaniem, aresztem i pałowaniem przez komendanta. Nasz poziom paranoi był taki, że myśmy się nawzajem wszyscy wśród swoich podejrzewali, a co dopiero jakichś nieznajomych zielonych ludków znad granicy.

On 6/19/2024 at 11:37 PM, Meister said:

- Powinno być wcześniej jasno zaznaczone co oznaczają eksplozje podczas gry. Wiem, że ciężko jest sobie wyobrazić 'realny' dystans na takim terenie oraz tory kolejowe na ubitej drodze, ale imo jak są wysadzone tory, to ciężko by było przetransportować rząd i skrzynie z kosztownościami, do granicy z Rumunią. A scenariusz, gdzie WP i KOP, desperacko bronią ważniaków, w jakimś budynku, mógłby być ciekawy.

On 6/20/2024 at 10:51 AM, Domin007 said:

Ostatecznie Polacy znaleźli nieszablonowe rozwiązanie, kiedy podrzucili złoto do pojazdu rumuńskiego ambasadora, nie poinformowawszy go o tym. Zatem wysadzenie torów odcinało 1 z 3 dróg ewakuacji. Inwazja radziecka i zajęcie strażnicy KOP - 2 z 3. Gdyby Sowieci dotarli do granicy przed uciekinierami - odcięliby wszystkie drogi. Ale nasza impreza nie byłą grą o sumie zerowej, więc wykonanie Waszego zadania nie uniemożliwiało wykonania zadania przez Polaków.

Bo myśmy te skrzynie zabrali na piechotę ;) Nie pamiętam czy one trafiły do twojego auta Dominiku przed czy po przekroczeniu granicy przez większość naszych, natomiast na pewno pamiętam dreptanie za kilkoma ludźmi którzy nieśli jakieś toboły, chyba owe skrzynie - ale teraz ręki bym sobie nie dał uciąć.

On 6/20/2024 at 10:51 AM, Domin007 said:

Ja też. Czekam na to z niecierpliwością, bo już pojawiały się takie pomysły, np. @Joachim miał kiedyś pomysł na LARP-a w klimatach okupacji w Generalnym Gubernatorstwie (...)

To ciekawe, to już pewnie wiecie kto będzie grał jakichś granatowych.

On 6/21/2024 at 9:37 PM, Borec said:

Udałem się na pocztę, gdzie pod pretekstem wyceny kawałka złota, nawiązałem przyjacielska pogawędkę z pracownikiem poczty. Byłem już u niego tej nocy kilka razy pod różnymi pretekstami, więc sądzę, że i ta wizyta nie wzbudziła jego podejrzliwości. By wykupić ten mój kawałek złota, musiał otworzyć pocztowy sejf. Na to tylko czekałem – ogłuszyłem go fachowo i zabrałem pieniądze, by mogły posłużyć sprawie przyszłej działalności partyjnej. Zabrałem tez telegraf, by utrudnić łączność tym sanacyjnym szelmom i by nie mogli wezwać posiłków w chwili wkroczenia naszej wyzwolicielskiej armii! Nie chciałem zabijać tego pocztowca, bo to jednak był przedstawiciel klasy robotniczej, a poza tym nie było takiej potrzeby.

Biedny, obrabowany pocztowiec tak się nam żalił jak żeście go pobili, po czym z radością pokazał te grudkę coście jej zapomnieli przy tym zuchwałym napadzie ;)

A tak po za tym, to muszę szczerze powiedzieć że twoja gra pomocnika w warsztacie była również niesamowita! Nawet w tym moim mundurku trochę się peszyłem nachodzić takiego imponującego charakterem robotnika. Pozdrawiam ;)

Link to post
Share on other sites

Jak widzę ile ciekawych wątków zostało poruszonych przez Was to aż i ja muszę coś napisać ze swojej perspektywy :-D

Na wstępie przyłączam się do peanów wygłaszanych na cześć organizatorów. Ogromny kawał solidnej, wręcz mrówczej roboty. Po zapoznaniu się z dotychczasowymi relacjami jeszcze szerzej otwierają mi się oczy na stopień złożoności scenariusza i że to zagrało.

Tak samo dziękuję wszystkim uczestnikom za stworzenie niesamowitego klimatu.

Jednocześnie jako osoba, która miała jakieś spojrzenie na działania strony polskiej bo błąkałem się gdzieś pomiędzy swoim dowódcą a żołnierzami, chciałbym się podzielić swoimi przemyśleniami. 

Moje niezadowolenie z powodu względnie niewielkiej liczebności strony polskiej wyrażałem jeszcze na samym omówieniu na gorąco po grze, jest ono wszystkim znane. Domin007 słusznie już stwierdził że kilka osób po prostu się wykruszyło i mogliśmy inaczej zagospodarować nasze siły i środki.

Nie da się jednak nie zauważyć że nasz dowódca chcąc wypełnić rozkazy, a zarazem nie psuć scenariusza był zmuszony rozśrodkować siły. Niestety rozśrodkowanie posunęło się do tego stopnia że właściwie WP straciło zarówno zdolności operacyjne jak również indywidualne możliwości rozgrywki poszczególnych uczestników. Szeregowcy zbyt wielu możliwości wejścia w jakieś ciekawe interakcje nie mieli bo głównie stali na posterunkach przy granicy, przy koszarach, przy stacji kolejowej itd. Oczywiście zdarzały się ciekawsze momenty ale w porównaniu do całej reszty postaci (nie licząc może Armii Czerwonej XD) trochę wytapialiśmy czas.

Puenta jest taka że żołnierz w '39 miał prze***ane i to fakt niezaprzeczalny, ale nie musimy tego tak dokładnie odwzorowywać następnym razem XD Serio. Pod pojęciem immersji bardziej wyobrażaliśmy sobie życie obozowe w koszarach niż zdzieranie zelówek w przemoczonym mundurze :-P. To nie jest uwaga w formie pretensji do kogokolwiek tylko raczej chęć zwrócenia uwagi na inną perspektywę. 

Na przyszłość, planując łączność kablową musimy być bezwzględnie pewni używanego przewodu. Kabel okazał się najprawdopodobniej wadliwy lub źle położony i myślę że brak łączności z posterunkiem KOP, za którą byłem również odpowiedzialny, spotęgował problemy personalne WP.

Poza tym fajnie by było jakby jednak po zakończeniu rozgrywki osoby które brały w niej udział pomagały sprzątać ogólny mandżur. Ja wiem że wiele osób nie korzystało bezpośrednio z namiotów na posterunku KOP, granicy rumuńskiej albo w koszarach, kabla polowego czy innych gratów, ale jak organizator na koniec rozgrywki mówi żeby pomóc przy sprzątaniu - to wypadałoby pomóc. Przywiozłem dosłownie całą pakę gratów do zrobienia koszar i posterunków żeby wszystkim gra bardziej się podobała, a jak skończyliśmy pakować sprzęt to pewnie niektórzy byli już połowie drogi do domu co mnie zaskoczyło.

Mam nadzieję że mnie nie "znielubicie" za powyższe krytyczne uwagi gdyż są one w swej istocie podyktowane chęcią rozwiązania poruszonych problemów na przyszłość.

Z ciekawostek o których jeszcze nikt nie napisał, mogę powiedzieć że spora suma lei rumuńskich znajdujących się do momentu przesłuchania w teczce inż. Meltzera został wykorzystana do przekroczenia granicy polsko-rumuńskiej przez grupę chciwych polskich żołnierzy. Dlaczego nikt z osób które wcześniej zatrzymały inżyniera nie zabezpieczył tych pieniędzy? Nie wiem, ale było nam to zdecydowanie na rękę.

Inż. Meltzer był tak bardzo podejrzany o bycie szpiegiem i tak bardzo nie chciał się do tego przyznać że jako przesłuchujący zaczęliśmy mu perswadować udawanie agenta i pójście na układ z naszym kontrwywiadem, tylko po to żeby już zakończyć przedłużające się przesłuchanie i wrócić do obowiązków służbowych. Samo przesłuchanie było elementem o którym lepiej nie opowiadać XD Dość powiedzieć że było to dość unikalne doświadczenie, mam nadzieję że inż. Meltzer się na nas nie gniewa. XD  

Swoją drogą sposób w jaki został rozstrzygnięty bój spotkaniowy pomiędzy WP a RKKA na skraju lasu wiodącego na granicę z ZSRR to był totalny przypadek.
Nasza tyraliera zatrzymała się przed niewielkim wzniesieniem już w terenie leśnym, przekazałem dowodzenie Maćkowi @DBWReserve i chciałem osobiście uzyskać wgląd w teren żeby przygotować zasadzkę na spodziewanego z tego kierunku przeciwnika, kiedy otrzymałem postrzał ze szczytu wzgórza z którego jednocześnie posypał się w kierunku moich podwładnych grad kul. Okazało się, że ukryci w mroku (jaki panował z naszej perspektywy w lesie) czerwonoarmiści wyprzedzili nas o włos i o wiele lepiej wyzyskali teren. Właściwie to zdziwiło mnie potem, że ktokolwiek przedarł się do Rumunii bo sytuacja wydawała się beznadziejna. Niezrażony zapałem moich, byłych już, żołnierzy do poznawania rumuńskiej oferty turystycznej postanowiłem upuścić trochę krwi przeciwnikowi.
Po odczekaniu przepisowego czasu i upewnieniu się że już żaden medyk nie będzie miał szans mnie opatrzyć poszedłem na respa do koszar, które okazały się nietknięte czynem rewolucyjnym, poczekałem na innych śmiałków i rozpocząłem polowanie na Sowieta :-D
Udało mi się posłać do czorta dwóch wyzwolicieli klasy robotniczej, którzy zainteresowali się zasobami pozostawionymi w karczmie, a następnie w akcie szaleństwa wyszedłem na tyły sowieckiego pododdziału który ścigał Pana Marszałka Śmigłego Rydza, naszego drogiego, dzielnego wodza. Mało brakowało żebym po pokonaniu pola dzielącego miasteczko od granicy wpadł wrogowi na plecy ale w ostatniej chwili oficer sowiecki stojący najbliżej mnie, zorientował się co się święci i po krótkiej wymianie ognia musiałem pójść na respa z którego widać już było kolumnę prowadzonych jeńców.
Dalsze wypadki dotyczące jeńców już były opisywane. wspomnę tylko że z racji stopnia chorążego przez chwilę byłem zidentyfikowany jako oficer i poczułem czyjś wzrok na mojej potylicy, jednak ostatecznie udało mi się jakimś cudem przedostać do granicy rumuńskiej - po drugiej ucieczce z więzienia. Na granicy okazało się że przez intensywne walki przepadły moje dokumenty, co jakimś cudem nie uniemożliwiło mi internowania.
Faktycznie szkoda że nie doszło do tych wyborów i ustanowienia władzy sowieckie,j ale aparat propagandy nic o tym nie wspominał w przeciwieństwie do "ostatecznego rozwiązania sprawy burżuazji" więc dla nas sprawa była dość klarowna. :-D

Pomimo tego że ten pierwszy w moim życiu LARP był dla mnie doświadczeniem ciężkim fizycznie to mam ochotę na więcej i możecie na mnie w przyszłości liczyć :-)

Link to post
Share on other sites
On 6/23/2024 at 1:16 AM, Grzyb_676 said:

Na przyszłość, planując łączność kablową musimy być bezwzględnie pewni używanego przewodu. Kabel okazał się najprawdopodobniej wadliwy lub źle położony i myślę że brak łączności z posterunkiem KOP, za którą byłem również odpowiedzialny, spotęgował problemy personalne WP.

Ja mam w swoich zasobach również już trochę sprzętu i następnym razem może uda się nim podzielić i coś ogarnąć, potrzebuję sobie tylko skołować.. koła, żeby ten szpejs przywieźć :)

Po za tym to super odegrana rola, wąs niesamowity ;) Widok twojej osoby na granicy podniósł nam wszystkim morale :D

Link to post
Share on other sites
W dniu 23.06.2024 o 01:16, Grzyb_676 napisał:

(...) ostatecznie udało mi się jakimś cudem przedostać do granicy rumuńskiej - po drugiej ucieczce z więzienia. Na granicy okazało się że przez intensywne walki przepadły moje dokumenty, co jakimś cudem nie uniemożliwiło mi internowania.

Krótka rozmowa między ambasadorem (widzącym przedzierających się przez granicę polskich żołnierzy, prowadzonych przez Baldiniego), a rumuńskim pogranicznikiem:

- Szeregowy, tam w krzakach coś się rusza.

- Eeee, eee, to dziki! To na pewno dziki ekscelencjo.

- Przecież widzę, że ten "dzik" ma wąsy i polską czapkę.

- Bo to polski dzik ekscelencjo!

Link to post
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

Loading...
×
×
  • Create New...